Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2011, 19:32   #14
Suriel
 
Suriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Suriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skał
Obudziłam się dość wcześnie, jakoś nie mogłam spać. Wizja pierwszego zadania w teranie była z jednej strony podniecająca, nowe doświadczenia, wkońcu zobaczę jak wygląda prawdziwa praca w terenie grupy MRu. Od chwili kiedy przyjęli mnie do Ministerstwa Regulacji, kiedy przeszłam już mordercze szkolenie, testy psychologiczne i sprawdzili moje moce, siedziałam za biurkiem, przekładałam papiery i parzyłam kawę. Było to bezpieczne zajęcie, ale nie tego się spodziewałam, nie to chciałam robić. Z drugiej strony bałam się czy podołam zadaniu jakie mi powierzyli, dostałam szansę, której nie chciałam zmarnować.

Wyszłam trochę pobiegać, wysiłek fizyczny zawsze mnie uspakajał, dawał odprężenie i spokój mojemu umysłowi, a dzisiaj było mi to bardzo potrzebne. Prysznic, śniadanie i byłam gotowa do swojej pierwszej akcji.

Jak ja właściwie się w to wszystko wplątałam.

Kiedy nastał tzw. fenomen byłam świeżo po szkole policyjnej. Od kiedy pamiętam tylko to w życiu chciałam robić. Mój dziadek był policjantem, ojciec i brat także. Moja mama zawsze narzekała, ze wolałaby żeby chociaż jedno z jej dzieci nie narażało się codziennie na niebezpieczeństwo, ale krew nie woda. Wstąpiłam do szkoły policyjnej, potem przydzielono mnie do pracy na posterunku śródmieście. Początkowo fenomen nie wpłynął jakoś specjalnie na moją pracę i życie, awantury domowe, mandaty. Rutynowa praca każdego młokosa. Przydzielili mnie do pracy z Johnem Travisem, doświadczonym policjantem, który miał się stać moim nauczycielem i przewodnikiem. Wszystko zmieniło się pewnej sierpniowej nocy, kiedy wezwano nas do awantury rodzinnej. Początkowo wszystko wyglądało na rutynowy przypadek, kłótnia domowa, trochę krzyku, pobite talerze. Policja wezwana przez sąsiadów.
Kiedy mój partner zapukał pod wskazany adres, drzwi otworzyła zapłakana i podrapana kobieta, wpuściła nas do środka. Kilka standardowych pytań, upomnienie, że hałasy przeszkadzają sąsiadom, czy potrzebna jest jakaś pomoc. Kobieta była roztrzęsiona i nie bardzo mogliśmy zrozumieć co mówiła zanosząc się łzami. Wskazywała wciąż na swojego męża, który stał w wejściu do kuchni, John podszedł do niego i wtedy wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Mężczyzna warknął i rzucił się na Johna, wgryzając mu się w szyję. Kobieta zaczęła znowu przeraźliwie krzyczeć, John upadł przygnieciony przez mężczyznę, który wypijał z niego krew. Wszystko wyglądało jak w kiepskim horrorze. Pierwszy raz widziałam na własne oczy wampira. Miałam wrażenie że wszystko toczyło się w zwolnionym tempie. Wyciągnęłam broń i wymierzyłam w napastnika, zrobiło mi się nagle strasznie zimno i poczułam jakby prąd przeszywał moje ciało. Reszty nie pamiętam, obudziłam się w szpitalu.
Z relacji świadków dowiedziałam się później, że krzyczałam, a wampir znieruchomiał. Wypuścił Johna i pozwolił żeby odczołgał się od niego. Wpatrywał się we mnie jak zahipnotyzowany. John wyciągnął broń i wystrzelił do niego cały magazynek, ja zemdlałam, a do mieszkania wpadła grupa wsparcia zaalarmowana przez sąsiadów.
Początkowo było mi strasznie głupio, super pani policjant mdleje na widok wampira i krwi, nieźle to będzie wyglądało w papierach, nie ma co. Trzeba spakować manatki i wyemigrować na prowincję. Jak ja w ogóle spojrzę w oczy kolegom, taki wstyd.

Dwa dni później odwiedził mnie w szpitalu człowiek z Ministerstwa Regulacji. Wypytywał o przebieg zdarzenia, co czułam, co pamiętam z tamtej chwili. Zostawił mi swoją wizytówkę i zaprosił na spotkanie w MR kiedy wyjdę ze szpitala. Byłam skołowana. Poszłam na spotkanie. Zaproponowali mi wykonanie kilku testów żeby potwierdzić ich przypuszczenia.
Nie miałam nic do stracenia, zgodziłam się.

Po kilku dniach zadzwonili i zaprosili mnie na dalszą rozmowę. Tam dowiedziałam się wreszcie co wydarzyło się w mieszkaniu, że zemdlałam bo nie potrafiłam kontrolować tego co się ze mną działo. Pod wpływem wydarzeń i emocji uwolniły się moje neoromantyczne zdolności, ale niekontrolowane wyczerpały moje siły i zemdlałam z wyczerpania. Zaproponowali mi szkolenie, a jeśli będę dobra to w przyszłości pracę w Ministerstwie Regulacji.

Zgodziłam się.

Teraz siedziałam w furgonetce zaparkowanej w bocznej uliczce i sprawdzałam broń.
Ze mną był jeszcze Shaw Keane, widywałam go czasami na korytarzu, ale pierwszy raz miałam okazję z nim porozmawiać. Był tak jak ja nowy w wydziale. Uśmiechem próbował dodać mi otuchy. Chyba był równie zdenerwowany jak ja. Rozglądałam się po wnętrzu. Bardzo mi zależało żeby wypaść dobrze, taka okazja nie jest podana każdemu na tacy. Czułam suchość w gardle. Zacisnęłam rękę na kaburze sprawdzając czy łatwo da się dobyć broń. Kiedy się nachyliłam zza dekoltu bluzki wysunął mi się łańcuszek ze srebrnym krzyżykiem, pamiątka po ukochanej babci. Dostałam go na pierwszą komunię i nie rozstawałam się z nim. Miałam przy sobie także kilka amuletów, dających mi psychiczne poczucie bezpieczeństwa. Amulet na wole, duchy. Nie wypróbowałam ich jeszcze w bezpośrednim kontakcie z istotami nadnaturalnymi, ale wierzyłam bardzo mocno że są w stanie pomóc. Kiedy Shaw zauważył krzyżyk, wyciągnął spod koszuli swój celtycki. Nie tylko ja wierzyłam w moc amuletów, bardzo podniosło mnie to na duchu. Razem z nami w furgonetce była jeszcze grupa szturmowa GSRu i egzekutor. Każdy znał swoje zadania, ruszyliśmy.

Dom - nasz cel, był na pół zrujnowaną czynszówką, której front oznaczono symbolami okultystycznymi i obscenicznymi graffiti. Znaki, spora ich część była nam znana. W ten sposób swoje siedziby oznaczała sekta Kielich Pojednania.

Wóz bojowy MRu wyhamował gwałtownie przed siedzibą.
Najpierw wybiegli GSRy. Z bronią w gotowości bojowej zajęli pozycję. Ktoś wykopnął drzwi i GSRy wpadli do środka budynku. W sekundę później rozległy się pierwsze krzyki i wystrzały.

Początkowo zgodnie z planem trzymaliśmy się z tyłu, naszym zadaniem był Euglen, jego wyznawcami zajęła się grupa szturmowa. Czekaliśmy na pozwolenie wejścia do środka.
Strzałów nie było wiele. Najwyraźniej obudzeni za dnia członkowie sekty - w większości ludzie - zwyczajnie się poddawali.

W końcu przyszła pora na naszą dwójkę. Przelotnie spojrzałam na Shawa, był lekko blady, zastanawiałam się jak ja teraz wyglądam, czułam napięcie każdego mięśnia. Siłą woli powstrzymywałam drżenie rąk.

W środku czułam zawirowania Śmierci, miałam wrażenie że zanurzam się w lodowatej wodzie, tym razem byłam gotowa na to uczucie, włosy na moich rękach zaczęły się lekko podnosić.

- Cel znajduje się na piętrze - poinformował jeden z GSRów. Gdzieś z dalszej części parteru dało się słyszeć kilka strzałów, które zakończył przeraźliwy krzyk.
- Porucznik Gordon kazał wam tam iść.

Zawirowanie Całunu stało się silniejsze. Czułam, że gdzieś w pobliżu świadomość odzyskują dwa lub trzy wampiry. Coś było tu nie tak. Czułam dziwną moc rozlewającą się po kamienicy, ciało martwej dziewczyny leżącej na schodach zaczęło drgać. Powaliła ją seria z karabinku szturmowego. Wiedziałam, że ktoś niedaleko para się nekromancją, zaklina duchy. Za chwilę mogło zrobić się tutaj naprawdę nieprzyjemnie. Zapewne to Dionise Eugen przebudził się na dobre z płytkiego letargu. Był wampirem nowej krwi. Gdyby chciał, mógł nawet próbować uciekać na słońce. Ryzykował jedynie poparzenia.

Shay uzbrojony w MP5k niepewnie ruszył na piętro. Ruszyłam za nim, jednocześnie próbowałam skoncentrować się na źródle energii jakie wyczuwałam. Chciałam rozpoznać tą energie, miałam nadzieję ze uda się ją przyblokować. Miałam wrażenie że wręcz wyczuwam jej smak na języku, całe moje ciało przeszywał prąd.

To była nekromancja, ale w dziwnym połączeniu ze zdolnością rozkazywania Bezcielesnym. To coś na pewno wykraczało poza zdolności Łówców. Wbiegliśmy po skrzypiących, zdewastowanych schodach na piętro. Korytarz obstawiało trzech GSRów. Większość okien zabito deskami lub zamurowano i żołnierze zapalili latarki na broni. Ich snopy oświetlały fragmenty scenerii: wysprajowane ściany, dziurawe, łuszczące farbę drzwi do jakiś pomieszczeń, stary materac na którym leżała jęcząc jakaś osoba, z rękami skrepowanymi do tyłu taśmą policyjną.

Dwaj ludzie z GSRów spoglądali na nas stojąc przy drzwiach na końcu korytarza. Drzwiach z wyraźnym rysunkiem sekty.
Czekali na rozkaz wyważenia drzwi. Czułam za tymi drzwiami dwa lub trzy wampiry. Wyczuwałam ich energię, niczym dziury w zębach. Boleśnie i drażniąco. Widziałam że Shay też coś czuł.

GSRy stali gotowi do akcji, nieświadomi zagrożenia. Po drugiej stronie drzwi czekały na nich wampiry zapewne Nowej Krwi, bo nie pogrążone w letargu. Szybsze i silniejsze niż ludzie, ale niewiele szybsze i niewiele silniejsze. Ot, tacy mega-ludzie którzy muszą pić krew, by nie powrócić tam, skąd przybyły.

Rozpoznanie - jak zawsze - dało ciała.

Wskazałam na drzwi i pokazała znak oznaczający wampiry i pokazałam 3 palce. Skinęli głowami na znak zrozumienia.
Zgodnie z procedurami operacyjnymi dowodzenie należało do nas. Oni byli naszą forpocztą. Ale główna robota należała do nas. Słyszałam jak po schodach wchodzi za nami Siepacz- słabej mocy Egzekutor zasilający szeregi GSRów. To zwiększało nasze szanse w bezpośredniej konfrontacji.

Stanęłam niedaleko drzwi i zaczęłam się koncentrować na mocy bijącej od wampirów. Wybrałam sobie najsłabszego, istniała szansa, ze mimo że nie widziałam go fizycznie będę w stanie zawładnąć jego jaźnią i zwrócę go przeciwko pozostałym dając nam większe szanse w bezpośrednim starciu.
Zaczęłam sobie wizualizować jego jaźń tak jak uczyli mnie na treningach.

Każdy Łowca ma swoje własne sposoby łączenia się i wykorzystywania swoich zdolności.

- Wyobraź go sobie, zobacz go w swoim umyśle, oswój się z jego kształtem, stwórz jego obraz w wyobraźni.
- Mam go, widzę. Jego kształt unosi się nad nim, widzę go w swoim umyśle.
- Bardzo dobrze, a teraz go złap, zawładnij nim, przejmij nad nim kontrolę. Jak to zrobisz?
- Widzę siatkę, sieć która oplata się wokół jego kształtu, przylega do niego. On zaczyna gasnąć, a ona świeci coraz mocniej.
- Dobrze, pamiętaj że każdy, kogo będziesz chciała przejąć, nad nim zawładnąć jest inny. Na tych którzy będą silniejsi będziesz musiała upleść sieć znacznie większą, z gęstszym splotem, żeby ich świadomość nie wyrwała się na zewnątrz. Kontroluj też przepływ swojej mocy, nie zużywaj jej bez potrzeby, nigdy nie wiesz kiedy będzie ci ona najbardziej potrzebna.

Tak też zrobiłam tym razem, zobaczyłam jego kształt w swojej wyobraźni, wyglądał jak zwiędły kwiat róży, zarzuciłam na niego swoją siatkę. Był mój. Wiedziałam że nie wyrwie się, był słaby. Skinęłam głową na znak że jestem gotowa.

Siepacz o nazwisku Torkheim ruszył do akcji dając znak dwójce GSRów. Jego ruchy były prawie niedostrzegalne, a przecież daleko mu było do egzekutorów zatrudnianych w MRze. Drzwi zostały potraktowane kopniakiem, a Torkheim z karabiniem wskoczył do środka.

W tym czasie wampir był już mój. Poczułam, jak moja moc owija się wokół jego mocy, poczułam jak istota … myśl... wampira wzdraga się przed dotykiem mojej mocy. Nie był jednak Starej Krwi. Z nimi sprawa nie byłaby taka łatwa. Był Nowej Krwi. Niewiele więcej niż człowiek, z iskrą tego … czegoś... co czyniło go krwiopijcą. Martwe ciało napędzane … czymś. Jakąś energią.
Wydałam mu polecenie czując, jak mój organizm reaguje obniżeniem temperatury. Efekt mocy. Nadużywając jej ryzykowałam letarg, ryzykowałam utratę świadomości jak to było za pierwszym razem. Ale tym razem się udało.
W momencie, kiedy Torkheim wskakiwał do środka i naciskał spust celując do wampirów, kazałam mu rzucić się na jednego z pobratyńców, tłocząc mu do umysłu obrazy zdrady. Seria z posrebrzanych kul rozrywała ciała, dziurawiła krwiopijców rzucając puste skorupy na ziemię.

Został tylko nasz cel. Dionise Eugen. Blady, w czarnym garniturze i wysokim cylindrze. Biały szal odcinał się mocno na tle czarnych szat. Kiedy weszłam do pomieszczenia na ten widok zachciało mi się śmiać, miłośnik voodu. Byłoby to nawet śmieszne gdyby w tym momencie wampir nie spojrzał na Siepacza Torkheima i egzekutor poleciał w bok. Jeden z podziurawionych kulami wampirzych trupów zaczął … wstawać. Czuliśmy moc gromadzącą się w pomieszczeniu. Miałam wrażenie że po mojej skórze przeskakują wyładowania elektryczne. Eugen przywoływał jakiegoś Bezcielesnego i robił to bez rytuałów i zaklęć. faktycznie - fenomen.

Zaczęłam skupiać się na mocy którą wyczuwała ze strony wampira, przez chwilę próbowałam wyczuć jej siłę i źródło, widziałam astralny ślad, wstęgi mocy przywoływane przez wampira. Chciałam się do niej dostroić i spróbować narzucić swoja wolę. Nie było czasu na sentymenty, wiedziałam że nie ma za dużo czasu na dostrojenie się. W wyobraźni ujrzała jego zarys, był dziwny, zmieniał kształt, wyrysowała siatkę swojej mocy i spróbowała ja zarzucić na umysł Eugena. Chciałam odciąć widoczne w umyśle wstęgi, pozbawić go możliwości czerpania.

Miałam ochotę poprostu strzelić mu w oba kolana ze srebrnej amunicji, wkońcu był potrzebny żywy, jeśli tak go można nazwać, ale nikt nie zaznaczał że mobilny. Powstrzymywała mnie jednak świadomość, że nie wiedziałam jak zareaguje na srebro, czy przypadkiem taka dawka nie zatruje mu organizmu i nie pozbawi nieżycia.
 
__________________
Nie musisz być szalony żeby tutaj pracować, ale to pomaga:)
Suriel jest offline