Wędrowcy zatrzymują się więc. Odpoczynek wszystkim krążył w myślach, ale gnani swym celem podążali niestrudzenie naprzód. Teraz mogli wreszcie rozprostować kości, wymasować obolałe kończyny, rozgrzać się przy ogniu, który wesoło buchnął w górę. Trzeba przyznać, że to miła odmiana od nieustającego marszu i przenikliwego zimna. Venefica odciążyła swojego konia i pozwoliła mu swobodnie paść się nieopodal. Sama zwinęła się w kłębek przed ogniem i nakryła twarz kapturem. Chyba śpi...
Tymczasem południe przywitało wędrowców pełnym słońcem i bezchmurnym niebem. Tylko gdzieś za ich plecami, za pasmem gór, słychać huki, jak gdyby nieustające grzmoty... |