Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2011, 00:02   #137
Wroblowaty
 
Wroblowaty's Avatar
 
Reputacja: 1 Wroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znany
Gdy kolejny silny cios spadał na jego głowę, sprawiając, że cały chędożony świat zatańczył w koło niczym zespół Dunlandzkich tańców ludowych, krasnoludowi, zanim kompletnie stracił przytomność, przemknęło przez obolałą już głowę tylko jedno.

-Ku-wa mać. – to wyrażenie klucz, padło po raz trzeci w ciągu ostatnich dwóch dni z ust krasnoluda

Taaaak, te krótkie słowa rozbrzmiewające w gasnącej świadomości Khazada, doskonale wpisywały się w sytuację oraz wydarzenia, które miały miejsce w czasie ich niezbyt długiego, lecz trudno zaprzeczyć, intensywnego pobytu w Srebrnym Mieście…

Wszystko zaczęło się od gąsiorka gorzałki, dwóch kubków i młotka, a raczej młota. Gąsiorek wódki i kubki miał ze sobą Kh’aadz szybko przemierzający komnaty zamku po powrocie ze spaceru po mieście z rozbieganą i pochłaniającą każdy szczegół architektury Dearbhail. Natomiast młot, był tym co zastał w miejscu wskazanym przez służbę jako komnata krasnoludzkiego posłańca z Morii, Dzuina. Gąsiorek i kubki miały umilić spotkanie druhów, którzy dawno się nie widzieli, wiedziony informacjami od Faina, jeszcze z Tharbadu, Kh’aadz miał nadzieję, że uda mu się spotkać z Dzuinem, który ze względu na brak rodzeństwa był Kh’aadzowi jak brat. Jednak leżący w komnacie młot, jak gdyby nigdy nic, oparty o dębowy kredens, był dla Kh’aadza nie małym zaskoczeniem. Rozpoznał w nim oręż Dzuina na pierwszy rzut oka, co do tego nie było wątpliwości, tak jak nie ma wątpliwości co do tego, że magia sprowadza kłopoty, a kiszone ogórki wymieszane ze śmietaną powodują sraczkę. Nieobecność samego zainteresowanego w pobliżu „Karola” jak Dzuin zwykł przezywać swojego małego pieszczocha, obudziła w Kh’aadzu pierwsze wątpliwości co normalności całej sytuacji. Wszak powiedzieć, że Dzuin wyszedł gdziekolwiek, zapomniawszy zabrać ze sobą Karola to jak rzec, że portowa dziwka zapomniała wziąć cycki do pracy. No nie da się wyjść bez nich czyż nie tak?

Opryskliwość Kh’aadza rosła proporcjonalnie do ilości spotkanych osób, które o zaginionym posłańcu z Morii nic nie wiedziały, nic nie słyszały a co za tym idzie nie były w stanie udzielić żadnej sensownej odpowiedzi. Pierwsze naczynie w tej sprawie zostało stłuczone, rozbijając się na dość sporą ilość glinianych odłamków przy gwałtownym zetknięciu z kamienną ścianą, jedynie o dwie stopy rozmijając się z głową majordomusa, który ledwie trzy sekundy wcześniej poinformował złego jak osa krasnoluda o tym, że jego towarzysza nie widziano na zamku od prawie miesiąca. Pechowym naczyniem, był wyrwany służącej czyjś nocnik. Po charakterystycznym rozbryzgu pozostawionym na kamieniach, chyba do niedawna z zawartością.

- Ginie wam gość! Do tego poseł i od miesiąca nikt rzyci nie raczył ruszyć żeby sprawdzić co się stało?! To królewski zamek czy orczy burdel się pytam?! – ten jak i kilka innych choć utrzymanych w podobnym tonie komentarzy Kh’aadz wygłosił do kilku, pełniących mniej lub bardziej odpowiedzialne funkcje ludzi, którzy mieli pecha nawinąć się w zasięg jego wzroku i nic nie wiedzieć o Dzuinie.

Z zamku Kh’aadz udał się do drugiego kręgu miasta, do siedziby przedstawicielstwa handlowego Morii, aby tam zaciągnąć języka. Wymienił kilka uprzejmości z pracującymi tam krasnoludami, jeden z nich okazał się być dalekim krewnym od strony ojca, jednak wbrew nadziejom Kh’aadza wizyta w kompanii handlowej przyniosła więcej złych wieści, niż by to sobie mógł wyobrazić…

Po pierwsze, fakt, Dzuin był tutaj, ale przed wizytą na zamku, potem wsiąkł jak kamfora. Po drugie…
- Erebor zdobyty?! – Ale jak?! Kiedy?! – dopytywał się gorączkowo. Nie mógł uwierzyć, że jego dom, miejsce gdzie przyszedł na świat, wpadł w śmierdzące orcze łapy…
- Uruk hai, przebiły się z podmroku, w wielu miejscach na raz, nie dało się zawalić wszystkich tuneli, wdarli się zbyt głęboko. Cytadela broniła się przez tydzień, dając czas połowie naszych do ucieczki sztolniami ratunkowymi. – te słowa niczym gorzka pigułka nie chciały przejść przez usta krasnoludzkiego urzędnika. W jego oczach widać było smutek i ból gdy się z nimi mierzył.
- D'Ora Ironarm? – Kh’aadz zapytał z nadzieją o jakichś wieściach, martwił się o matkę. Urzędnik jednak pokręcił wolno głową, jeszcze nie spłynęły do nas listy ocalałych, nasi od razu się przegrupowali i razem z ludźmi szybko odbili Esgaroth. Oczywiście gdy Erebor krwawił, te szumowiny z powierzchni zamknęły się na tym swoim przeklętym jeziorze i nie wychyliły nawet nosa… Żeby ich wszystkich zaraza… Rada chciała od razu, po wygranej pod Esgaroth z marszu, pójść za ciosem i wykurzyć te śmierdzące pokraki z Ereboru, ale konioludy stwierdziły, że nie pójdą… Jak zwykle, jak ludzkie miasta są zagrożone, to wszyscy na pomoc ratunku, ale jak krasnoludy potrzebują choć odrobiny pomocy, to nagle cisza jak makiem zasiał… Przeklęci tchórze, ciekawe co by powiedzieli, gdyby nasi teraz się na nich wypięli…

Opinie wielu przedstawicieli brodatego ludu były podobne, Kh’aadz pomimo nieco lżejszego stanowiska, również w wielu aspektach się z nimi zgadzał, nikt nigdy nie kwapił się, żeby bronić interesu krasnoludów, za to jak ludzie byli w potrzebie to nagle całe Śródziemie ruszało z odsieczą… Taka posrana rzeczywistość.

Również posrane, okazały się owoce dalszych poszukiwań Dzuina, opierające się głównie na rozpytywaniu w karczmach, po straganach czy nawet w świątyniach. Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał, nikt nic nie wie, a krasnoluda jak nie było tak nie ma… Tego wieczoru, Ku-wa mać, padło po raz pierwszy.

Drugie musiało poczekać na zakończenie tajnych obrad na których Kh’aadz poznał pobieżnie kolejnego szpiszczastouchego przedstawiciela odchodzącego gatunku, niejakiego Finluina oraz dowiedział się, że już nie miecza szukają, gdyż jego znalezienie spowoduje przewidziany przez ślepego wróża kataklizm na globalną skalę, za to mają ruszyć za Palantirami…Wyrażenie klucz, padło dopiero, gdy, poproszeni przez Kh’aadza wcześniej o pomoc towarzysze przyszli z wieściami… A dokładniej rzecz biorąc, za katalizator, posłużyły wieści przyniesione przez Andarasa…

- Czego wyznawcy orczego h-ja chcą od Dzuina? – ani na to, ani na pokrewne pytania, Kh’aadz nie mógł uzyskać prostej i logicznej odpowiedzi od nikogo ze zgromadzonych. Zazwyczaj w towarzystwie Dearbhail, niewiedzieć czemu, starał się hamować z niewybrednym językiem, ale wtedy zdecydowanie nie było „zazwyczaj”.
- I po h-j im te pier…ne książki?! –
- Abecadło wchodzenia w goblinią dupę im potrzebne czy jak obciągać orcze fiuty z serii zrób to sam?! – Na te pytania też nikt nie odpowiedział, jedynie Dearbhail się zaczerwieniłą i spuściła wzrok, ale przytłoczony ostatnimi morowymi wieściami krasnolud, agresją radził sobie z ciężarem, który na niego spadał i coraz bardziej przygniatał do ziemi, z tego też powodu chwilowo albo nie był świadomy, albo nie dbał o to co myślą inni.

Cóż było począć, uzgodnili szalony i poroniony w swoim najgłębszym zamyśle pomysł na obrabowanie królewskiej biblioteki z naręcza zakazanych ksiąg, których tytuły i przydatność Kh’aadz raczył przytoczyć już wcześniej, co gorsza, plan ten udał się niemal perfekcyjnie, choć w trakcie jego realizacji, gdy zaszła obawa, że zostaną nakryci z krasnoludzkich ust wydostał się kolejny zalążek słów opisujących ogólne nastawienie Kh’aadza do wydarzeń ostatnich dni, jednak ze względu na brak „Mać” niepełny, toteż nie można go zaliczyć w poczet przywoływanych wyrażeń kluczy. Po fakcie, Andaras objuczony książkami i Kh’aadz w pełnym rynsztunku, przemierzali ciemne uliczki Minas Tirith, do umówionego miejsca spotkania. Po drodze, odbył kolejną rozmowę z Andarasem, z rodzaju tych, których się żałuje, że się je w ogóle zaczęło, na miejscu wszystko co mogło pójść nie tak, poszło jeszcze gorzej, co było bezpośrednią przyczyną przywołania wyrażenia klucza po raz trzeci… Ale ciężkie chwile, miały dopiero nadejść…
 
__________________
"Lotnik skrzydlaty władca świata bez granic..."

Ostatnio edytowane przez Wroblowaty : 03-09-2011 o 00:16.
Wroblowaty jest offline