Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2011, 22:27   #15
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Siedziałam w biurze Toppera i gapiłam się jak Max miotał się przy biurku usiłując usadowić się wygodnie na krześle. Na krześle, które chociaż ustawione było na najwyższy poziom z możliwych i tak nie pozwalało Maxowi uzyskać odpowiedniej wysokości do usadowienia jego tyłka. Musiał jeszcze podkładać sobie poduszkę. W biurze zalatywało nieco gorzałą i wiedziałam, że nie tylko dla mnie było jasne, iż Topper topił swoje smutki w alkoholu. Szczerze mówiąc wkurzało mnie to w zależności od mojego humoru od „bardzo to, ale bardzo” do „trochę”. Mythos o mało, co nie urżnął mi łba, jadowita roślina opluła mnie kwasem a jeszcze pamiętałam żeby uratować skórę tego niewdzięcznika a ten mi tutaj odstawiał cyrk i sprawiał, że zaczynałam się zastanawiać czy nie lepiej by było go tam zostawić. Zostawić ich obu. Z Lillingtonem było nawet gorzej. Topper nadal pełnił funkcję koordynatora pomimo tego, że miał nowe ciało i mierzył trzy stopy i cztery cale, ale ciałko elfa wykluczyło wice ministra z elit władzy. Facet przez to odciął się od wszystkich i wszystkiego i zamknął w jednej ze swoich posiadłości na cztery spusty. Przypuszczałam, że od palnięcia sobie w łeb powstrzymywał go tylko fakt, iż mógłby powrócić. Spotkałam się nim zresztą tuż po całej sprawie żeby przekazać mu jęzor jednego z goblinów, które pracowały przy zamianie ciał. Lillington jako Czarownik przywołał ducha potworka, ale niestety goblin niewiele wiedział. Był jedynie asystentem. Sługą. Tajemnice transferencji znał tylko Mythos.

Spojrzałam na Toppera, który właśnie zaczął przeglądać mój raport. Jego nochal wyglądał jakby żył własnym życiem, poruszał się i to chyba niezależnie od woli Maxa. Ten widok mnie zafascynował. Nie chciałam się bezczelnie gapić, ale nie mogłam przestać.

- Emma – Topper podniósł wzrok i myślałam, że złapał mnie na gapieniu się – ten raport ma 100 stron! To nie miała być książka dziewczyno! Kiedy ja mam to przeczytać?!

- Nudziłam się w szpitalu – wzruszyłam ramionami – na tyle dobrze znam klawiaturę na maszynie do pisania, że mogę pisać nawet z zawiązanymi oczami. Poza tym raport ma tylko 96 stron a te ostatnie cztery to skrót z głównego raportu.

- Trzeba było tak od razu.

Tak jak myślałam przekartkował moje dzieło od razu na koniec. Mogłam mu w sumie nic nie mówić tylko poczekać aż sam się zorientuje po przeczytaniu całości. Topper wodził po linijkach tekstu oczami a nos podążał za nim. Znowu się gapiłam.

- Czyli wyniki badań trojaczek okazały się takie jak przypuszczałaś?

- Tak, w przypadku najmłodszych sióstr Courtney, Elise i Morgan Wallace oraz średnich Abigail, Esme i Peral Watkins okazało się, że Ted Wallace i Robert Watkins nie mogli być ojcami dziewczynek. Natomiast DNA matek się zgadza. W przypadku najstarszych sióstr Daisy Waith z domu Carey oraz Jeanet i Ruth Carey nie mogliśmy przeprowadzić takich badań, bo ich rodzice nie żyją. Natomiast badania porównawcze całej dziewiątki dziewcząt potwierdziło, iż mają one wspólnego rodzica, czyli hipoteza ojcostwa Mythosa może być prawdziwa. Z tego, co wiem pozostałe żyjące dziewczyny są pod obserwacją, MRu, ale wydaje mi się, że mało prawdopodobnym jest, aby obudziły się w nich jakieś moce. Skoro moce krwi Faerie dziedziczy się po kądzieli to nawet pomimo tego, że są córkami księcia Faerie mogą zostać pozbawione nadnaturalnych mocy.

- A tak przy okazji masz już wyniki własnych badań? – Wtrącił znienacka Max i widząc moją oniemiałą minę dodał – co do twojej własnej krwi?

- No coś wspominano mi o jakiś syrenach albo, Banshee czy coś w tym stylu, ale ta hipoteza nie sprawdziła się. Mają za małą skalę porównawczą i udało i się tylko stwierdzić, że to na pewno Seelin Cort. Najprawdopodobniej, sithe ale nie wiedzą tego na sto procent. I tyle.

Topper ponownie zagłębił się w dokumenty.

- Udało się wam zidentyfikować wszystkich napastników?

- Tak. Mythos Mormoroth Riquelmortis. Zarrrn w ciele Lillingtona – odliczałam kolejno na palcach – Zombie Nekrofag o ksywce Crusher, Patricia Wallin opętana przez ducha zwierzęcia i Xaraf, którego nazywaliśmy Zamaskowanym. Wszystkich złapano bądź poćwiartowano bądź... No w każdym razie spotkała ich kara.

Napotkałam spojrzenie Maxa.

- Mam ci oszczędzić czytania i powiedzieć, kto i jak? – kiedy skinął głową znowu odhaczałam na palcach - Crusher, zgodne z raportem Ruiz i Trisketta, zniszczony przez wysłannika Mythosa albo samego Mythosa. Zarrrn zabity przez Masters. Wallin otrzymała karę więzienia - 5 lat. Ze względu na to, że nie potrafiono jej udowodnić udziału bezpośredniego. Była pod wpływem uroku, magii. Niejasna własna wola w tym przypadku. Użyto na niej magii jakiejś nieznanej Wiedźmy. Bardzo możliwe, że mieszanej krwi. Ostatecznie Wallin powiesiła się w celi. Potwierdziliśmy, że to Zamaskowany był Xarafem, rzekomym strzygoniem a jego szczątki zostały przebadane i badanie wykazało, że to pierwszy przypadek Fenomenu. Wampir - Faerie. Xaraf zasiekany a jego ciało po przebadaniu zniszczono. Co do Mythosa to sam wiesz jak było. Zniszczenie ciała w tym świecie powinno na kilkadziesiąt lub kilkaset lat powstrzymać jego wycieczki do nas. Ponadto Xaraf był odpowiedzialny za zabicie sióstr Wallace i ich rodziców Teda i Erin. A i jeszcze sprawa tych trzech wampirów. Oprócz ran zadanych przez Crushera, Wallin i Xarafa na ciele ofiar były trzy różne ślady po wampirzych ugryzieniach. Okazało się, że kiedy zombiak Papa Roar wezwał pomoc to nie Kantyk i Bliźnięta pierwsi sprawdzili miejsce zbrodni. Kantyk krył swoich młodych trzech podwładnych, którzy nie wytrzymali na widok tej jatki i rzucili się do gryzienia i chłeptania. Wampiry zostały odnalezione i zgładzone. Kantyk po tym jak się okazało, że nie może ich dłużej kryć odciął się od nich i wyłgał się a nie mieliśmy dostatecznych dowodów przeciwko niemu. Sprawa ucichła. Nawet te w sumie dość liche dowody zebrane w MRze znikły. Jeśli chcesz znać moje zdanie w tej kwestii to Kantyk ma kogoś w MRze i to nie tylko kogoś, kto mu podsyła informacje, ale kogoś, kto zniszczy na jego rozkaz materiał dowodowy i zrobi, kto wie, co jeszcze. I nie podoba mi się to nic a nic. I nawiązując do tej myśli: czy naprawdę muszę podawać mój nowy adres do akt?

- Chcesz powiedzieć, że jeszcze tego nie zrobiłaś? – Nos powędrował do góry, kiedy Topper przetrawiał tę informację – Oczywiście, że musisz.

- Kantyk ma tu swoich ludzi a jeśli on ma to pozostali pewnie też a jeszcze jak podałam tutaj mój poprzedni adres to snajper mało nie odstrzelił mi głowy. Czy ta argumentacja nie trafia do ciebie? – Spojrzałam w jego małe kaprawe oczka – Nie trafia, no nie? – Max pokręcił głową – Dobra, podam ten cholerny adres. A w kwestii tego snajpera to udało wam się ustalić, kto mu urwał głowę?
Max musiał zleźć z krzesła i przetrzepać akta stojące w szafce po prawej, rzucił mi przy tym takie spojrzenie, że aż pożałowałam tego pytania. Potem powtórzył całą procedurę z wdrapywaniem się za biurko.

- Nie. Nie udało się ustalić.

Tak jak myślałam. Tępy zombie nie zobaczył tego, kto urwał mu łeb, więc jego duch nie przekazał niczego ciekawego. Prawdziwy tępak. Nic dziwnego, że we mnie nie trafił.

- To była naprawdę dobrze wykonana robota – usłyszałam jeszcze od Toppera, kiedy zebrałam się do wyjścia.

Odwróciłam się i spojrzałam na niego.

- I nie mam tu na myśli spisania tego raportu. Prawie sto stron! Kto tyle pisze? – Burczał coś jeszcze pod nosem, gdy zamykałam za sobą drzwi.


***

To nie była dobrze wykonana robota. Nie w moim odczuciu. Cholera zniknął nam z powierzchni ziemi prawie cały pierdolony zamek. Nigdy nie odnaleziono ciał mieszkańców zamku, ciała Lillingtona ani ciała Caine’a. Nic nie zostało. Żadnych śladów, dowodów. Nic. Po roślinie też nie zostało śladu, ani po ciałach dzieci złożonych jej w ofierze. Nie wiadomo było, kiedy i skąd Carrington je porwał. Wkurzało mnie to jak diabli i nawet fakt, że Carrington się przekręcił a Mythos rozpłynął w kałużę brudnej mazi nie umniejszał mojej złości.

Postawiłam wyżej kołnierz kurtki. Wieczorem na cmentarzu zawsze było chłodno, zresztą Londyn zwykle nie rozpieszczał swoich mieszkańców wysokimi temperaturami. Znalazłam odpowiednią ścieżkę i chwilę później stanęłam naprzeciw sporego grobu ufundowanego przez MR dwojgu Regulatorów. Bez dwóch zdań Ministerstwo dbało jak diabli o swoich ludzi i można było liczyć, że szarpnie się na okazały nagrobek. Wygrzebałam z torby dwie świece, które własnoręcznie ozdobiłam symbolami ukojenia. Wcześniej ryłam w świecy rowki w kształcie odpowiednich znaków a potem wlewałam w wyżłobienia roztopiony wosk w innym kolorze. Wyglądało nieźle, ale zawsze przy tym poparzyłam sobie paluchy, więc teraz ograniczałam się już tylko do bazgrania świeczek pisakiem.

Patrzyłam jak ogniki świec rzucają cienie na płytę nagrobną. Za pierwszym razem przyniosłam ze sobą tylko jedną świecę, bo cholera nawet nie wiedziałam, że William miał żonę. Nie sądziłam, iż jakakolwiek kobieta byłaby w stanie wytrzymać z nim dłużej niż jeden dzień. No przynajmniej taka przy zdrowych zmysłach. Ale wariatka czy nie, Lily nie zasłużyła sobie żeby wykończyły ją jakieś bojówki Zdechlaków. Nawet jej nie znałam a jej śmierć też mnie wkurzała czy raczej sposób, w jaki zginęła. Wyrwałam się z zadumy i rozejrzałam się wokół, ściemniało się. Powinnam się pośpieszyć, jeżeli nie chciałam natknąć się po ciemku na jakieś Umarlaki. Cmentarze zawsze przyciągały Nieumarłych. Czemu? Ciągnęło ich do swoich doczesnych szczątków czy może demonstrowali swoją obecnością jakieś przesłanie dla śmierci. Próbowałaś nas dopaść, ale to na razie my wygrywamy. Coś jak metaforyczne pokazanie dwóch palców.

Stanęłam przed kolejnym nagrobkiem postawionym kilka kwater dalej od grobu Southgate’ów. Wyciągnęłam trzecią świeczkę. Symbole narysowane na niej miały powstrzymać ducha zmarłej osoby przed powróceniem a w przypadku powrotu ukoić jej gniew. Nie bardzo wiedziałam czy miało sens umieszczanie takiej świecy na grobie Russela bo przecież nie spoczywało tutaj jego ciało i gdyby jego duch powrócił nie błąkałby się przy pustym grobie, ale póki, co nie wrócił, więc ja ciągle stawiałam te świeczki. Zerwał się wiatr, ale płomień nie zgasł. Odczułam za to dziwną potrzebę, by coś powiedzieć.

- Chyba nie spodziewasz się, że coś powiem, co? Bo nie jestem szaloną kobietą, która gada do nagrobków.

Rozejrzałam się dyskretnie czy nikt mnie nie widział.

- Muszę już iść.

Wcisnęłam ręce w kieszenie kurtki i ruszyłam w stronę furki wyjściowej. Czułam już moim Zmysłem Śmierci Truposzy budzących się z dziennego letargu. Użyłam, więc mojej fantomowej sztuczki ze znikaniem, kiedy tak maszerowałam do mojego auta zaparkowanego w uliczce obok cmentarza. Teraz wszelkie nadnaturalne ścierwa mogły mi naskoczyć.
 
Ravanesh jest offline