Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2011, 22:29   #16
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
***

Weszłam do pokoju odpraw niosąc całe naręcze, moim zdaniem, potrzebnych materiałów. Musiałam pomóc sobie nogą żeby otworzyć drzwi, ale po dwóch próbach się udało. Położyłam teczki z aktami na pierwszym lepszym stoliku i dopiero wtedy rzuciłam okiem na siedzących w pomieszczeniu mężczyzn. Poprawiłam okulary, które zsunęły mi się nieco z nosa podczas ewolucji z otwieraniem drzwi i głęboko wciągnęłam powietrze.

- Przepraszam na chwilę – udało mi się wyjąkać i zatrzasnęłam za sobą drzwi.

Wyszłam z pokoju odpraw w celu odszukania “Irola”. Włosy rozwiały się wokół mojej głowy i musiałam wyglądać niczym miniaturowa burza gradowa przemieszczająca się po korytarzach MRu.

”Irol” był w swoim pokoju. Ubrany w kraciastą koszulę, ryżawy, piegowaty, typ czterdziestokilkulatka, który wyglądał jak dwudziestokilkulatek. Wieczne dziecko. Całe biurko miał zawalone aktami spraw, ściany oklejone zdjęciami z gazet i miejsc nadnaturalnych zbrodni, a w tym całym bajzlu stała flaszka whiskey i szklaneczka.
Kiedy wparowałam do jego biura stał przyglądając się wycinkom na ścianie.
Irol był Żagwią. Średniej mocy, dlatego wylądował jako Koordynator.

- Wiem. Innych nie było. - Odwrócił się w moją stronę z błyskiem w ciemno-zielonych oczach. -Wszyscy w terenie.

Prawie połknęłam własny język, kiedy mi wszedł w słowo, ale postawiłam sobie za punkt honoru, że tak łatwo się zbyć nie dam.

- Czyli to jednak na serio, tak? Nie po to żeby się ze mną podrażnić. Zresztą to nie ja tutaj jestem głównym problemem Riordan.

- Po co tak po imieniu mów mi “Irol” jak wszyscy.- Wyraźnie chciał mnie zdenerwować, bo wiedział, że nie przepadałam za ksywkami i wolałam używać prawdziwych imion i nazwisk.

- Nie odbiegajmy od głównego tematu “Irol”.- Położyłam nacisk na ostatnie słowo - Ja mogę pracować z Firebridgem, ale ten nowy... kurde człowieku ten nowy nie będzie wiedział z kim ma do czynienia i może mi się przekręcić.

- Da sobie radę. Duży jest.

- Czemu wszyscy faceci wierzą, że jak coś jest duże to od razu lepsze? – Walnęłam retorycznym pytaniem i przeszłam do sedna - Firebridge nie umie pracować zespołowo. O młodym nic nie wiem i nie potrafię przewidzieć jak się zachowa podczas drużynowej akcji. Każdy z nich powinien działać z kimś, kto sobie radzi w działaniu w zespole. Rozumiesz, o co mi biega?

- Taaa. Tylko nie rozumiem, czemu chcesz odwlekać akcję do zachodu słońca. - Spojrzał na zegarek wiszący na ścianie. - Chcesz zwiększyć szanse tej naghini?

- Weź się ze mną nie drażnij, przecież wiesz, że dla niej to bez różnicy dzień czy noc.

- Dla niej może nie, ale ja nie mogę wyjść z biura póki zespoły nie zdadzą mi raportów a dzisiaj umówiłem się na randkę. Spójrz na mnie. Jak myślisz jak często udaje mi się ta sztuka?

- Cholera “Irol” to jakieś podchwytliwe pytanie? Bo ja wiem raz na tydzień?

Zamurowało go. Zaśmiał się i machnął ręką.
- Ciebie faktycznie nie da się przegadać - powiedział poważniej. - A wracając do tematu nie mam teraz innych wolnych Egzekutorów. Xaraf jest doskonale wyszkolony a Nathan sprawdził się już w kilku akcjach. To dwaj najlepsi ludzie w zespole Egzekutorskim, jakim dysponuję. Coś jeszcze?

- Posłuchaj, nie kwestionuję umiejętności Xarafa tylko jego podejście. Po prostu, jeśli umieszczasz mnie w zespole z nim to daj mi dodatkowo kogoś, kogo znam i wiem jak się z nim pracuje, ok?

- Następnym razem się postaram. Zaraz do was dołączę.

- Ok. Powodzenia na randce. Dopomóż szczęściu i upij ją - po namyśle dodałam - lub jego.

Ścigał mnie tylko radosny rechot “Irola”

Wróciłam do sali i jeszcze raz przyjrzałam się moim współpracownikom. Obaj ubrani na czarno w bojowe stroje Regulatorów. Akurat to mnie nie dziwiło. Sama też nosiłam ciemne ciuchy na akcje, kevlar i trochę broni. No właśnie w tym tkwiła ta subtelna różnica. Trochę broni. Natomiast Xaraf jak zwykle obwiesił się sporą ilością uzbrojenia wywołując nagły nawrót do mojej teorii o jego trzeciej ręce, ale nowy chyba przebił go w ilości posiadanego arsenału. Potrzebował do tego specjalnej torby. Kurcze zawsze uważałam, że najlepiej nie epatować różnorodnością posiadanej broni i nie pokazywać przeciwnikowi tego, co masz w zanadrzu. W ten styl wpisywał się wprawdzie nieznany mi Egzekutor, ale torba.... Poza tym zawsze wydawało mi się, że ja nie wyglądam w moim bojowym stroju tak jak oni. To znaczy, że nie wpisuję się w schemat: były trep lub były glina. Miałam też nadzieję, że nie wyglądam tak jak ten typ, którym byłam, czyli była pisarka romansideł.

Przywołałam się do porządku i przywitałam z Firebridgem oraz z tym drugim, Scottem. Potem do pokoju wpadł Riordan. I wtedy się zaczęło. Najpierw niewinnie. Poprzeglądali zdjęcia. Pomarudzili a dlaczego broń biała a dlaczego nie możemy jej zastrzelić a dlaczego to a dlaczego tamto? Z tego, co widziałam to w swoich przenośnych arsenalikach posiadali też broń sieczną, więc czemu nagle zaczęli robić z tego taki problem, że nie mogli ograniczyć się tylko do ostrzału naghini?

A potem dostali jakiś obsesji. Xaraf na punkcie smarowidła a Nathan na punkcie rozmnażania naghów. Cholera jasna Egzekutorzy! Weź tu z nimi dojdź do ładu! Wytrącili z równowagi nawet „Irola” a myślałam zawsze, że to prawie niemożliwe zważywszy na jego pogodny i luzacki styl bycia.

Potem Xaraf zaczął sztachać się przygotowaną mieszaniną. Dobrze, że ograniczył się tylko do wzroku i węchu a nie postanowił posmakować natomiast Nathan dalej drążył metody rozmnażania się naghini. Obawiał się o siebie czy jak? Miał jakieś złe i traumatyczne wspomnienia w temacie? Nadnaturalna istota chciała mieć z nim dzieci? Z tego, co wiedziałam to naghini do rozmnażana potrzebowałaby nagha samca własnego gatunku a te stworzenia były bardzo rzadkie. Cud, że samica nagha pojawiła się w tym miejscu a jeszcze większym cudem byłoby pojawienie się samca tego gatunku o samych młodych już nawet nie wspominając. Na podstawie mojej wiedzy na temat ilości naghów na świecie wychodziło mi, że rozmnażały się trudniej niż tygrysy czy pandy w zoo. Scott chyba się obawiał, że naghini wypluwa z siebie młode, co drugi wtorek miesiąca.

- Xaraf to nie woda kolońska tylko cholernie mocna trucizna. Po co to wąchasz? Możemy już iść? – Nie wytrzymałam w końcu.

Rzuciłam jeszcze wiele mówiące spojrzenie Riordanowi, kiedy mijałam go w drzwiach:

- Trzymaj kciuki “Irol”. – Pewnie będzie nam to potrzebne.


***

- Gdzie zaparkować furgon?- Zapytał przydzielony nam kierowca z MR-u.

Służbowy samochód z MR ciemny i z fotochronami na szybach byłby idealny gdyby nie oznaczenia Ministerstwa na bokach. Symbole MRu rzeczywiście były niezmiernie pomocne w cichej akcji eksterminacji. Generalnie powinniśmy najpierw poinformować cel o tym, dlaczego zamierzamy go zlikwidować, ale wielu Łowców nie traktowało tego punktu regulaminu zbyt poważnie, bo niby, kto miałby wnieść oskarżenie o złamanie procedur, kiedy cel został już uśmiercony. Ja sama byłam zwolenniczką odwróconej kolejności działań. Najpierw cios w plecy, poprawka w postaci przebitego serducha lub urżniętej głowy a na końcu powiadomienie eksterminowanego o nakazie likwidacji nałożonym na jego osobę. Dlatego kiedy minęliśmy już wskazany adres Galerii Jagi Bindu przy Boyfield Streat 10A powiedziałam do kierowcy:

- Zaparkuj kawałek dalej. Na razie nie chcemy się rzucać w oczy.

- Chodźmy się rozejrzeć jak to wszystko wygląda z bliska, przekonamy się, jakie mamy możliwości. Trzeba będzie obstawić wszystkie wejścia do jej mieszkania niezależnie od tego ile by ich nie było – dodałam, kiedy już wysiedliśmy z auta.


Galeria, nad którą mieszkała nagini znajdowała się w Southwark, dość porządnej dzielnicy Londynu. Adres wskazywał na plombę wybudowaną gdzieś w okolicy 2000 roku. Na dole przestrzeń dla lokali użytkowych, na górze mieszkania.
Napis na wielkiej szybie głosił “GALERIA OSOBLIWOŚCI JAGI BINDU” a pod nim czerwony neon w kształcie strzałki pulsował i trzeszczał wskazując wejście.
Przez szybę niewiele było widać, ale nad wejściem powieszono reklamowe plakaty informujące, że w środku na zwiedzających oczekuje dobra kawa, jak i możliwość poobcowania ze tajemniczą i niezwykłą sztuką Indii.

Xaraf podrapał się po głowie i popatrzył na siebie, obwieszonego sprzętem.
- Chyba będę się rzucał w oczy - powiedział z przekąsem.

Rzuciłam mu tylko spojrzenie zza okularów.
- Jeśli są tam dwa wejścia to ja pójdę z młodym a ty Xaraf pójdziesz sam, dobrze?

Xaraf od razu kopnął się na tyły budynku a my odczekaliśmy chwilę, aby dać mu czas na dotarcie do tylnego wejścia. Staliśmy tak sobie, kiedy Scott postanowił przełamać ciszę:

- Młody to ja byłem kilka lat temu kwiatuszku - rzucił sucho w moim kierunku.

Aż się wzdrygnęłam na te słowa. Po pierwsze ostatnio nie lubiłam się z wszelkiego rodzaju roślinkami po tym jak Necrophagis Regina bryznęła mi swoimi wnętrznościami prosto w twarz a po drugie takie teksty trąciły mi seksizmem. Jak facet dalej będzie leciał w takie gadki to walnę mu prądem z tasera prosto w plecy.

Weszliśmy do środka. Na miejscu okazało się, że cholerna Galeria była czynna do 21.00, czyli jeszcze przez trzy godziny. W środku mogła być nie tylko Jaga, Bindu, ale też goście i zwiedzający.

- A co ze zwyczajowymi godzinami pracy do 18 - mruknęłam do Nathana - zdaje się, że mamy problem. Musimy wyprowadzić stamtąd ludzi, jeśli jacyś są, ale przynajmniej z wejściem do środka nie powinno być problemu skoro galeria jest jeszcze otwarta. Będziemy musieli szybko odseparować Jagę Bindu od ludzi żeby nie wykorzystała ich do ochrony własnego tyłka.

Weszłam do środka. Nad drzwiami zamontowano dzwonek, który po otworzeniu drzwi zaalarmował właściciela galerii. W środku panował półmrok i woniało egzotyką - kadzidłami i terrarium. Zalatywało gadami, że aż strach. Poza tym panował trudny do wytrzymania upał, szczególnie, kiedy wchodziło się z dość chłodnej ulicy. Zaraz przy wejściu zrobiono coś w rodzaju poczekalni czy też portierni z okienkiem na kasę. Jak do klubów nocnych czy kin. Ściany z dykty obklejały plakaty mówiące o atrakcjach - o dwugłowych wężach, mumifikowanych odmieńcach, potworach wyrzuconych na brzegi oceanów, czy znaleziskach w dżunglach Dekanu i Bengalu. Informowały o mrożących krew w żyłach tajemnicach Indii. Sekretach bogów i demonów. No proszę. Z chęcią poznałabym nieco tych sekretów, ale zwykle okazywało się, że to nic nie warty chłam.

W kasie siedział Hindus, mocno już posunięty w latach, z pomarszczoną twarzą i w tradycyjnym, wielobarwnym turbanie na głowie. Wejście do galerii kosztowało pięć funtów. Całkiem sporo, jak na niewielki lokal. Zza drzwi do środka galerii, którymi były naręcza wielobarwnych korali wiszących w dół na sznurkach, dało się słyszeć pisk wystraszonego dzieciaka, a w chwilę później śmiech zapewne troszkę starszej dziewczyny. Serce podeszło mi do gardła. Widząc nas Hindus w okienku włączył egzotyczną muzykę, nieco zaciągającą, bo magnetofon, z którego ją puszczał nie wytrzymywał natężenia szumu duchowego.

Nathan jeszcze przed wejściem schował karabin do torby i przewiesił ją sobie przez plecy. Ścisnął mnie za ramię zatrzymując w miejscu i przepchnął przede mnie. Rozejrzał się i ruszył w kierunku Hindusa.

Dogoniłam Scotta i szepnęłam mu do ucha:
- Przygotuj się. Pamiętaj żeby nie patrzeć jej bezpośrednio w oczy. Musimy odseparować ją od tych ludzi.

Egzekutor skinął mi potwierdzająco głową. Nachyliłam się do Hindusa i pokazałam mu swoją legitymację z MRu. W końcu konspirę i tak diabli wzięli skoro u Jagi byli jeszcze ludzie.

- Czy dużo zwiedzających przebywa teraz na terenie Galerii? – Zapytałam.

- Somn jeszdże bileuty - pokiwał głową Hindus mówiąc po angielsku z koszmarnym akcentem. - Suom. Ile dla puaństwa? Dwua?

- Nie. Wszyscy zwiedzający mają natychmiast opuścić Galerię. Rozumiesz?

Nie rozumiał.

- Niem rozumnieć. Nie zamykać? Nie mnogę zmnykać.

Zignorowałam dziada i minęłam go ładując się do wnętrza galerii.

- Emma czekaj! - Rzucił do mnie Scott i ponownie starał się mnie wyminąć, ale przynajmniej mówił już po imieniu a nie jakimiś koszmarnymi nazwami.

Wlazłam do środka nie zważając na okrzyki protestu Hindusa. Koralikowa plecionka zdawała się być granicą do innego świata. Do innego miejsca. Pomieszczenie galerii zastawiono regałami z półkami. Całymi rzędami regałów, pomiędzy którymi pozostawiono jedynie niezbyt szerokie przejścia. Na półkach stały rozmaite przedmioty - wypchane zwierzęta, czy też raczej potwory - najdziwniejsze krzyżówki różnych zwierząt. Były tam też akwaria z żywymi okazami. Zarówno z najzwyklejszymi pająkami, wężami, owadami, rybami i skorupiakami, jak i przedstawicielami bardziej magicznej ferajny. Rozpoznałam amfisbenę - węża z dwoma głowami, pająka wiciaka z ludzką twarzą, nazywanego fachowo spider-goblinem. Były też inne cudactwa - szkielet syreny, wypchany model jakiegoś pomniejszego demona - zwanego rakshasem. A także hipnotyczne mandale wymalowane tu i ówdzie na podłodze, ścianach czy suficie.
Zapach kadzidła, wprowadzająca w trans muzyka oraz przytłumione, zmieniające się ciągle światła powodowały, że moje zmysły szalały. I te zwykłe i te bardziej niezwykłe. Jaga Bindu nie była jedyną nadnaturalną istotą w pomieszczeniu. Niektóre z eksponatów emanowały. Niedobrze, bo zakłócały mi mój Zmysł Śmierci i przez to nie mogłam precyzyjnie określić gdzie znajdowała się naghini. Poza tym wąskie przejścia utrudniały dotarcie do ludzi i wyproszenie ich z obiektu. Zaklęłam pod nosem i wróciłam do Hindusa.

- Nathan, każ mu wyłączyć tę muzykę i przełączyć światła na zwykłe, bo dostanę migreny i oczopląsu albo niech powie gdzie są przełączniki.

Kurde jak Hindus dalej nie będzie współpracował to sama zamierzałam znaleźć te przełączniki. Zakładałam, że po wyłączeniu tych śpiewów i włączeniu świateł ludzie zaczną kierować się w stronę kasy żeby dowiedzieć się, co się stało i wtedy będziemy mogli wywalić ich stąd w cholerę, a potem poszukać Jagi Bindu.
 

Ostatnio edytowane przez Ravanesh : 10-08-2021 o 21:57.
Ravanesh jest offline