Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-08-2011, 17:53   #285
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Mag nie zwrócił większej uwagi na narzekania kobiety, ni na cokolwiek innego. Szedł milczący i zamyślony nie wydając się szczególnie zainteresowany otoczeniem.
Od tego miał Arnego. Niziołek rozglądał się dookoła podejrzliwie, szukając kolejnych nieprzyjemnych niespodzianek na ich drodze.
Aż dotarli do drzwi.
Za którymi krył się sklepik krasnoluda. - To czym możem wam służyć, ech? –
-Wyjściem, mapą, zrozumieniem, wyjaśnieniem, prawdą, teorią?-
kolejne słowa wypływały z ust szalonego mag, gdy łaził po sklepie i palcami dotykał zbroi i broni.
Ekwipunek był jak najbardziej prawdziwy i to przedniej jakości biorąc pod uwagę to, co Cogito widywał dotąd. Jednakże samego maga niewiele on interesował. To były przedmioty nieużyteczne dla niego.
- Eee... mapy to nie tutaj. - krasnal podrapał się po uchu, przyglądając się magowi z mieszanką zdziwienia i podejrzliwości. - A... eee... jaką prawdą? O czym wy mi tu pleciecie?
Cogito mruczał do siebie wędrując po broni z niemal nieobecnym spojrzeniem.- Puste, martwe, smutne, stworzone acz nieużyte. Pozbawione celu i powodu istnienia.
Jakiż sens ma sklep z bronią w takim miejscu? Żadnego. Ci którzy przychodzą, to przybywają z własnym orężem. Ci którzy przychodzą, przybywają rabować, nie kupować.
- A gadajcie se panie, na zdrowie. - brodacz buchnął dymem z fajki magowi prosto w twarz. Oczywiście nie był to prawdziwy dym, więc Cogito nawet go nie poczuł. - Jak będziecie mieli do powiedzenia co z sensem, albo lepiej jeszcze, jak będziecie chcieli co kupić, to będę o tu, na tym stołku.
Mag tylko skinął głową, po czym rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu kolejnych drzwi.- Gdzie zaplecze?
- Ukryte. -
mruknął krasnolud ciągnąc z fajki.
-A za zapleczem? Co jest?- spytał Cogito.
- Nic. Jest zaplecze, jest sklep i tyle. Czemu pytacie? - brodacz wyglądał jakby nie mógł się zdecydować, czy pytania Cogito go nużą, czy intrygują.
Mag zaśmiał się głośno.-Czemu pytam? To nie moje miejsce. To nie miejsce dla mnie. Mnie czas zmusza do dalszej wędrówki.
Anteria prychnęła i podeszła do krasnala.
- Jak chcecie to mogę go uciszyć. - mruknęła do brodacza niemal konspiracyjnym tonem.
- E? Nie, nie trzeba. - odparł sklepikarz, po czym zwrócił się znów do Cogito. - To mówicie, że czas was zmusza do wędrówki? A dokąd to chcecie iść?
- Dokąd nie ma znaczenia. Skąd ma... Stąd chcę wyjść
.- odparł Cogito i ruszył do drzwi, przywołując gestem Arneo. Towarzystwo zaczęło go nużyć. I nie widział potrzeby przebywania dłużej w ich obecność. Zresztą pożytek nie był duży.
Zawrócił, kierując się tam, skąd przybyli... tyle że już bez obecności Bareda i Anterii.
Skoro zmieniła się sytuacja tu... mogła zmienić przy głazie. A gdyby nie... Cóż... mag miał zaplanowane kilka działań. Nadal mógł przejść pod głazem używając swej magii i zmieniając postać w gazową.
Jednakże zamierzał sięgnąć po bardziej ryzykowną i widowiskową magię. Po czysty chaos.
Arneo kazał się zatrzymać z tyłu, sam zaś spojrzał na głaz.

Pierwotna kreacjo, szalejący chaosie
niszczący twórco, niezmienna zmiano
potęgo decydująca o każdego losie
uderz swą siłą, od której bierzesz miano.


Arneo stał z dala patrząc jak wokół szalonego maga, rzeczywistość zaczyna falować i wybrzuszać, barwy sąsiednich przedmiotów zlewały się, kontury zakrzywiały się.
A sam Cogito otoczony furią czystego chaosu starał się skupić uwagę, by nadać uwolnionej potędze prosty i wyraźny cel. Zdezintegrować głaz blokujący przejście w dół.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline