I to by było na tyle, pomyślał Kenning, widząc jak Romualdo wpada w ramiona jakiejś kobiety i znika wraz z tą kobietą. Czarodziejką zapewne, skoro użyła teleportacji.
Pech prawdziwy. Ledwo zdołali go odzyskać, a już im go ktoś podebrał. Jak już wspomniano wcześniej - jakaś czarodziejka, albo ktoś, kto z czarów umiał korzystać. Jakby nie mieli dość kłopotów z Angeliką i jej ludźmi, to jeszcze musiała się przyplątać kolejna baba, która zagięła na poetę parol. Jakby w całym mieście nie było innych mężczyzn, tylko Romualdo. Akurat do niego musiała zapałać wielką miłością?
Z pewnością nie był to ktoś od Angeliki, bowiem w tym przypadku nie trzeba by korzystać z teleportacji. Pomoc miałaby od ręki, a i statek w pogotowiu. Kenning, bez względu na to, jak bardzo by się starał, nic by nie zdziałał i poeta trafiłby na Starą Krowę. Już by się o to ludzie Angeliki postarali.
A jeśli chodzi o nich... Zbliżali się bardzo szybko, a Kenning nie miał zbytniej ochoty na rozmowy z nimi. Jego przebranie było całkiem niezłe, ale wolał nie sprawdzać, czy wytrzyma bezpośrednią konfrontację. Krasnolud, zwalony z nóg celnym ciosem straszliwej broni obuchowej, również stawał na nogi i, przynajmniej na pierwszy rzut oka, nie wyglądał na osobę zainteresowaną kulturalną pogawędką. Jedyne, co w takim przypadku mógł zrobić Kenning, to oddalić się w sposób nie zwracający niczyjej uwagi. Na szczęście nie był jedyną osobą, która z zainteresowaniem przyglądała się rozgrywającym się na nadbrzeżu zdarzeniom. I nie jedyną, która doszła do wniosku, że jednak maj coś do załatwienia w odległym końcu miasta.
Obrócił się na pięcie i skierował się ku najbliższej uliczce odchodzącej od placu. Miał nadzieję, że - jako ktoś, kto się z tłumu nie wyróżnia - nie zwróci na siebie niczyjej uwagi.
Musiał się jak najszybciej dostać do ich “kwatery głównej”, by powiadomić Gaccia i pozostałych członków kompanii o kolejnym porwaniu.
Chyba, że... Może Gaccio, powiadomiony o sytuacji, podesłał im kogoś na pomoc? |