Bez namysłu rzucił Mi-Zu-Li marchewką szepcząc "cicho!" i schylając się pod oknem przeszedł na drugą stronę aby spojrzeć w drzwi gospody.
Jeśli nie złapie w tym momencie cancera weźmie natychmiast najemników pozostałych w domu na spytki, potem ojca, a na koniec resztę, gdy wrócą jutro.
Mi-zu-Lin złapał marchewkę zaskoczony, acz po namyśle wgryzł się w nią z lubością wypisaną na twarzy. Cancer chyba nie usłyszał wołań wojownika, ani samego Reia, bowiem gdy jego głowa wsunęła się do gospody, odziany w złotą zbroję wojownik dalej siedział przy stole, rozmawiając z jakimś osobnikiem, którego Rei wcześniej w życiu nie widział. Brązowowłosy osobnik, w dość młodym wieku, ubrany w dość luźny strój, ot niczym nie wyróżniająca się osobistość.
Postanowił zostać gdzie jest i z spokojem się im przysłuchiwać.
Jeśli nabierze podejrzeń może bez problemu obezwładnić obydwu i wziąć na spytki. Z Mi-Zu-Li może ciężko będzie zachować ciszę, ale zdecydowanie łatwiej dorwać ich.
W dziwny sposób Reia ogarnęło pewne uczucie paranoi.
Za nim mężczyźni wrócili do rozmowy Rei poczuł obok siebie jakiś ruch, zerknięcie oka pozwolił ostwierdzić że teraz Mi-Zu-Li jest obok niego też wtykając głowę do środka. Marchewka wystawała mu z ust już do połowy zjedzona, a on wyglądał na niezwykle zaciekawionego tą szpiegowska akcją. Cancer zaś wrócił do urwanej rozmowy.
- Ale w sumie nie dziwie się że o tym nie myśli, kto by się spodziewał po takim człowieku? Znaczy gdyby wiedział kim jest na prawdę, pewnie inaczej podszedłby do sprawy, a tak to po prostu łatwa kasa. Dobra nie ma co gadać, widzimy się niebawem. -stwierdził osobnik w złotym pancerzu i począł odsuwać krzesło tak samo jak jego rozmówca.
Rei odetchnął z ulgą. Dwukrotnie.
Raz z racji że ku jego zadowoleniu Mi-Zu-Li wydedukował co się dzieje i jeszcze go to bawiło (choć szkoda marchewki, nie będzie parzystej ich ilości w rosole), oraz że cancer nie obgadywał wcale jego ojca. Najwidoczniej cierpiał na otwartą paranoję, mimo że nie było go w gildii od paru miesięcy wciąż czuł że świat dookoła chce go zabić i zniszczyć raj w jakim obecnie się znajduje.
Spojrzał jeszcze raz na Mi-Zu. Nie chcąc psuć mu zabawy postanowił poszpiegować jeszcze chwilkę.
Rozmówca Cancera odsuwając swe siedzisko dodał jeszcze ostatnie zdanie do całej rozmowy. - Chociaż on już taki młody nie jest, ciekawe czy nadal trzeźwo myśli, czy to jakieś takie starcze fanaberie. Ile on może mieć? Z ponad 80 na karku?
- Jakos tak pewnie, a zresztą co nas to? -oznajmił złoty najemnik i wstał od stołu. Mi-Zu-Lin jak i ty zaś byliście zmuszeni cofnąć głowy, by nie zostać zauważonymi. Rodziło się pytanie: O kim rozmawiali najemnicy?
Opierając się o ścianę przyglądał się Mi-Zu z zastanowieniem, po czym ni z tąd ni zowąd powiedział:
- Zapraszam na obiad. – i zarzucając przez ramię siatkę skierował się w stronę domu planując po drodze sprawdzić jeszcze stragan z kartoflami. Miał już prawie wszystko co potrzeba na obiad.
I chyba uda się do psychologa.
Mistrz miecza ruszył obok Reia zagadując wesoło. - Co tu porabiasz? Nie widziałem Cię kawał czasu! Jakaś misja dla gildii? |