Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-08-2011, 23:10   #101
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację

Gdy tylko wyszedł z powozu wyskoczył za nim kolejny osobnik. Szczupły, średniego wzrostu, ubrany jedynie w białą kurtkę, dresowe spodnie oraz drewniane chodaki. Szarawe włosy targane przez wiatr, zapewne sięgały by mu do ramion gdyby wisiały swobodnie. Tym jednak co rzucało się w oczy, były dwie skrzynki przywiązane do jego pleców, jednak szybkie oględziny wykazały że to nie pódła a...

...wyładowane po brzegi katanami pokrowce.

Ostatnia osoba która wyszła z powozu, jak większość tutaj okuta była stalą w każdym calu. Na plecach tego osobnika znajdowała się olbrzymia kusza, a przy pasie wisiało kilka zasobników z bełtami. Niebieskie oczy, zimne jak łod, które omioły spod hełmu otoczenie zatrzymały się na chwile na Reiu, przyprawiając go ciarki.




- Woo - gwizdnął jakby chciał się rozgrzać. - Postawa do biznesu, huh? - Rzekł do kusznika i klasnął w ręce. - No to co? Może się panowie przedstawią i pokarzą symbole swoich gildii? - Poprosił. Jeśli tylko jakikolwiek symbol będzie należał do dark guild od razu wyeksmituje całą grupę. Dobrze wiedział jak je rozpoznać z racji że był uczony w tym temacie już za swoich czasów w blue pegasus. - Obecnie nic mi o panach nie mówi oprócz dragon armor, z którym miałem raz styczność. - Spojrzał kontem oka na złotego rycerza, po czym wrócił spojrzeniem na kusznikach. - Yh. Ty też jesteś panem? - Miał dziwne przeczucie że spogląda na dziewczynę. Tak. Kusznik miał podobny wzrok, co jego współlokatorka z błękitnego akademika.
- Jotaro. -przedstawił się rycerz w czarnej zbroi.- Z zakonu Czarnych ostrzy. -oznajmił pokazując symbol na naramieniku swego pancerza, była to dość duża organizacja rycerzy z północy. - To jest Ludo, z tego samego zakonu. -powiedział wskazując osobnika z wielką katana na plecach, który kiwnął głową, a jego niebieskie włosy wykonały w powietrzu piękny łuk. - Na mnie mówią Cancer. -powiedział osobnik w złotym pancerzu. - Nie mam gildii, wolny strzelec ze mnie. -dodał z uśmiechem.
- Mifu, śnieżne wilki. -mruknął osobnik z skrzyniami na katany.
- Krio, wolny strzelec. -przedstawił się facet w czerwonej kórtce. - Oraz Alicja, też wolna od stowarzyszeń. -powiedziała kuszniczka miękkim głosem.
- Ehh... - Motywacja Reia spadła o trzy stopnie z każdym wolnym strzałem. Klepnął Keia w głowę i powiedział spokojnie. - Skocz no do mnie do pokoju i przynieś ten metalowy krzyż, co się do niego modlę. - Poprosił. - Aa, i tylko nie zaglądaj pod łóżko! Przynieś go na pole za kuźnią, spodoba ci się.
Po tych słowach przeniósł wzrok na strażników. - Wybaczcie, ale mój ojciec popełnił mały błąd, nie jestem w stanie zaufać niezrzeszonym. Nie mam najmniejszego potwierdzenia waszej jakości czy uczynności sprawie. Z powodu krytyczności sytuacji pannie Alicji i panu Kiro z chęcią oddam stanowiska w obronie...Choć nie liczcie na zbyt długo okres. - Westchnął krzyżując ręce na brzuchu. I podszedł do Cancera - ostatnia osoba z Dragon Armor jaką spotkałem była maniakalnym fanatykiem smoków, sługą mrocznej gildii i planującym zabić za wszelką cenę swojego brata wariatem. Powiedz mi, mówi ci coś imię Tiryu? - Zapytał. Po czym spojrzał na trójkę z gildii - co do reszty, wolą panowie herbatkę czy od razu prosto z mostu sprawdzian praktyczny?
Osobnik w złotej zbroi najpierw zignorował chłopaka zwracając się bezpośrednio do jego ojca. - Myślałem że podpisaliśmy już kontrakt. -ten tylko bezradnie uniósł ręce, ale postanowił chyba jednak coś zdziałać. - synu mogę Cię prosić na słówko? -zwrócił się do Reia odchodząc na stronę.
"Próbuję go wylać a ten mnie ignoruje. Postawa godna pracy w ochronie, nie ma co." Skomentował w myślach i chowając ręce w kieszeniach poszedł za ojcem.
- Co jest? - Spytał zdziwiony. Dopiero spotkał się z strażnikami, więc nie miał nawet czasu podpisać dokumentów. Wszystko da się jeszcze odkręcić.
- Strasznie na nich naskakujesz... -mruknął ojciec zerkając przez ramię.- Wszyscy mają bardzo dobre opinie, jeżeli chodzi o ten fach. -dodał ojciec uśmiechając się.
Rei również się uśmiechnął.
- Osoby nie posiadające gildii nie mają stałych notowań i potwierdzeń. Ich popularność opiera się na plotkach a legalność na tym, dokąd doszły listy gończe. Zresztą, pan złotek nie tylko należy do grupy, która nie budzi mojego zaufania jak i zachowuje się ignorancko. Wiesz jak to działa. Nawet jeśli jest dobry może przyciągnąć kłopoty. A jeśli jego kłopoty będą tutaj zaczną szkodzić i nam.
- Może masz i rację... ale może dajmy im jakiś okres próbny czy coś takiego? -zasugerował Rey poprawiając swe zielone włosy.
- Tamtej dwójce tak, ale nie smokowi. - Odparł krótko. - Intuicja. Może nie jestem kobietą, ale nie potrafię mu zaufać, nawet, jeśli to mogą być zwykłe uprzedzenia.
- Dobra załatwie to z nim, ale jakie ty testy chcesz robić innym? Nie chcesz się chyba z nimi pojedynkować? -zapytał niezbyt przekonany do tego pomysłu ojciec Reia.
- To niemiało by sensu gdybym był w stanie lepiej nas bronić niż oni. - Zauważył. - Nie martw się, nie pochwalam korzystania z magii i nie chcę łazić poobijany cały tydzień. Sprawdzę ich podstawowo. Jeśli są w stanie wykonać uderzenie, będą w stanie bronić kuźni. To nie tak że będzie ich czekało jakieś wyzwanie, jeśli w ogóle będą mieli naprawdę potrzebę czegoś bronić.
- Konkurencja często stosuje wszystkie możliwe sposoby by wygryźć kogoś z rynku. -stwierdził Rey uśmiechając się niepewnie, przez twarz zresztą przemknął mu przez chwilę cień niepewności. - Dobrze to rób co masz robić a ja porozmawiam z tym złotym rycerzem. -po tych słowach ruszył w stronę Cancera i ruszył z nim gdzieś by zapewne omówić rezygnację
z jego usług, lub w ostateczności wypłacić odszkodowanie.
Masując się po karku podszedł z uśmiechem do całej reszty przyszłych zatrudnionych.
- To jak? Spragnieni płynów czy akcji?
- Nie powiem, chętnie bym się czegoś napił, no ale jak chcesz nas sprawdzić młodzieńcze to droga wolna. - zaśmiał się rubasznie Jotaro, a Krio mu zawtórował. Reszta najemników jednak stała cicho, nie odzywając się nawet słowem.
- No to zapraszam na tyły kuźni. - Odparł kierując się w umówione miejsce, na które miał przybiec Kei. - Poprosicie potem ojca to gorzałę wyciągnie.
Najemnicy ruszyli powoli za Reim, na placyk za kuźnią. Poniewaz Kei potrzebował chwili czasu by powrócić, zdążyli oni wypakować ekwipunek z wozu, aż w końcu chłopak przybiegł zdyszany z krzyżem w ręku. - Jestem!
Zdjął z głowy kapelusz i nałożył go na głowę chłopakowi.
- Siądź sobie kawałek dalej i potraktuj to jako prezent przed urodzinowy. - Zaśmiał się odchodząc na przeciw strażników. Krzyż wbił w ziemię i odezwał się do nich.
- Zasady są proste. - Klasnął w ręce szepcąc inkantację dla stabilności, a jego ciało zaczęły pokrywać warstwy żelaza. - Każdy z was ma za zadanie pozostawić na tej skórze. Choć jeśli ktoś nie jest w stanie zrobić tego samemu to możliwe, że przedyskutujemy ponownie wartość jego zatrudnienia. - Nie mówił zbyt poważnym tonem w tym zdaniu.
W ręku zmaterializował grzebień i zaczęła grzywkę z dala od oczu, aby go nie drażniła w trakcie walki.

- Saa...Pokażcie mi czy jesteście warci tyle o ile prosicie!
Uśmiechnął się lekko, zrzucił z siebie płaszcz, aby go nie zniszczyć w walce i wyjął z ziemi krzyż.
- Iron make: Scythe melting Iron! - a z końca baculusa wyłoniło się rozżarzone ostrze.
- W sensie że po kolei czy wszyscy naraz? -zapytał uzbrojony w czarną zbroje wojownik. - Wiesz nie chcemy zrobić zbytniej krzywdy synkowi pracodawcy. -dodał ze śmiechem i zakręcił młynek swym mieczem.
- Jeśli nie dasz radę sam, to poproś kolegę o pomoc. - Odparł rozbawiony.
Czarny rycerz zaśmiał się tylko głośno i wystąpił do przodu. - Jeżeli będzie bolało to nie moja wina. -dodał wesoło i powoli zaczął zbliżać się w stronę Reia. Mężczyzna uniósł miecz bez zbędnych ceregieli i wykonał najprostsze cięcie znad głowy, zielonowłoy uskoczył jednak na bok, a ostrze opadło na ziemię wbijając się w nią z niezwykłą siłą. - Och... -mruknał rycerz i zerknął w bok na chłopaka podnosząc miecz.
Chłopak uśmiechnął się lekko i wykonał skok w przód z rozżarzonym ostrzem w dłoni. Jeśli wróg się zasłoni jego miecz zacznie topnieć niczym nowo przekuty, jeśli kosa skończy przed jego szyją, przegra. Ciekawe czy jest w stanie odskoczyć w tym pancerzu? Czym zachwyci go wielce wart swej ceny wojownik?
Wojownik zareagował instynktownie, z wiekszą wprawa niż w pierwszym ataku. Rękojeścią miecza uderzył w trzon kosy podbijając ją do góry, szybko cofnął miecz by zbytnio się nie nagrzał i wykonał dwa błyskawiczne cięcia. Pierwsze uderzyło w metalową skórę zostawiając na niej wielką rysę, drugie silniejsze przebiło się przez ochronę raniąc lekko Reiego. - Wybacz poniosło mnie. -zaśmiał się wojownik cofając się o kilka kroków.
Shiro wyprostował się wbijając kosę w ziemię.
- Witam w oddziale ochrony kuźni żelaznej rodziny Shiro. - Rzekł do rycerza. - Ale na przyszłość nie hamuj się tak, bo nigdy się nie rozwiniesz. - Rei miał dziwne przeczucie, że wojownik trafił go przez przypadek, w dodatku jego zbroja bardzo ograniczała manewry, ale wraz z Alicją będą stanowili świetną ochronę przed czymkolwiek. O ile dziewczyna potrafi celować.
- Kto następny?
Przed szereg milcząc wystąpił osobnik w białej masce którą złapał oburącz, ustawiając sie w pozycji do szarży, jak gdyby tylko czekał na sygnał do ataku. Kei zaś obserwował wszystko z zapartym tchem.
Rei wyprostował Baculus w stronę zamaskowanego
- Iron form: Sword. - Ostrze kosy zniknęło a krzyż został otoczony ostrzem, równie gorącym, co poprzednie. - Clockoworks: Make... - Dokończył zdanie szeptem a na jego dłoni pojawiło się małe koło przypominające kapsel od butelki. - Chodź!
Osobnik wystrzelił do przodu niczym błyskawica, gdyby nie wrodzony refleks Rei nie zdążyłby uskoczyć na bok. Olbrzymie ostrze śmignęło obok niego, gdy ten odpalał swą bombę błyskową. Światło zalało okolicę, a miecz ochorniarza uderzył o barierkę na końcu placu, przy której to mężczyzna dopiero się zatrzymał. Ostrze bez problemu przecięło ogrodzenie na dwa kawałeczki, zaś zamaskowany odwrócił się ponownie w stronę Reia, widać oślepiający błysk nie robił na nim wrażenia.
Rei zastanawiał się jaki to typ maski, widać było jednak że jej właściciel widział albo aury niczym Shimizu albo zwyczajnie z ochroną przeciwsłoneczną. Łatwo było mu stwierdzić, że nie zdąży ruszyć z atakiem przed przeciwnikiem, więc czekał tylko na jego drgnięcie gotów wbić miecz w ziemię z jednym zdaniem w myślach "customize: wall." Chcąc sprawdzić czy przeciwnik nie wpakuje się z niekontrolowaną szybkością na ścianę żaru.
Niebieski kryształ błysnął lekko, a
mężczyzna wystartował jeszcze szybciej, za szybko dla Reiego. Chłopak nie zdążył nawet wbić krzyża w ziemię gdy potężne ostrze uderzyło go w brzuch, odrzucając go do tyłu i rozrywając metalową skórę niczym papier.
- H..ha..hahahahaha - Ten atak wyraźnie rozbawił Reia, który faktycznie za grosz nie podejmował się próby równie poważnie co jego obecny przeciwnik. - i ty zgodziłeś się pracować w dziurze dla kowali? - Po tych słowach spoważniał. - Jednak postaraj się kontrolować tą magię, nie chcę tutaj wypadków, a jak wbiegniesz do kadzi z płynnym żelazem będzie to zwyczajnie głupia śmierć. - Klepnął się w brzuch dla przyśpieszenia regeneracji tarczy i spojrzał na pozostałych. - Dwóch już zdało, raczej się o to nie martwicie? Kto następny?
Przed grupę wystapił Krio z zawadiackim uśmiechem na twarzy. - Miejmy to już za sobą. -powiedział opierając potężne ostrze na ramieniu.
Rei włożył rękę w kieszeń i z mieczem gotowym do parowania w drugiej powiedział w prost.
- Chodź. - Szeptem dodając - Upgrade: Iron skin cancel magic.
- Po co mam podchodzić? -zapytał rozbawiony mężczyzna chwytając miecz wolną ręką za tępą stronę ostrza.
- Zgadnij. - Zapytał z rozbawieniem. Pomyślał chwilę i wyprostował lewą rękę pokazując przeciwnikowi rozpostartą dłoń. - Clockworks make: Boomin' snake. - Zaklęcie było blefem. Rei nie miał najmniejszego zamiaru wysadzić na kawałki swojego pracownika, a wyłącznie zmobilizować go do wykonania ruchu. Samemu był gotowy do odskoku.
Mężczyzna uśmiechnął się. - Tyle chyba wystarczy... -mruknął sam do siebie i i opuścił miecz celując ostrzem w chłopaka. Chociaż ciężko było to określić postawa bojową, ostrze trzymał pod pachą, podtrzymując tępą część prawą ręką, a na rękojeści spoczywała lewa. Rei zas zobaczył że ostrze nie ma już czubka, a wielką dziurę.
- Przecież to jest...! -krzyknął Kei po czym zagłuszył go potężny wystrzał. Z ostrza niczym z wyrzutni rakiet wystrzelił pocisk. Rei rzucił się na ziemię unikając kontaktu z atakiem wroga, który uderzył w drzewo nieopodal. Roślinka w taki tez marny sposób zakończyła swój żywot, bowiem zwaliła się z łoskotem, na ziemię. Krio tylko przeczesał włosy zmieszany - Chyba trochę przesadziłem... dobrze że tego uniknąłeś. -Kei zas stał z szeroko otwartymi ustami, a oczy błyszczały mu jak dwie wielkie monety.
Shiro wstał powoli poprawiając włosy.
- Jesteś powolny, więc potrzebujesz partnera i masz broń ciężkiego kalibru, więc nigdy nie wiadomo komu zaszkodzisz. Nie można ci oferować pracy ani wewnątrz fabryki ani w strefie ładunkowej... - Zamyślił się nieco. - Pogadam z ojcem, możliwe że będziesz z dachu wypatrywał kogoś na tyłach...Choć raczej ktoś od takiej roboty nie będzie nam potrzebny...eww - chłopak nie mógł się namyślić. - Zostać na razie zobaczymy jak wyjdzie. Nie masz jakiś bardziej eleganckich metod? - Zapytał go. - To byłoby...osobliwe, gdybyś zrobił dziurę w ścianie fabryki czy rozwalił ładunek zbierany na wywóz.
- Spoko,spoko, podpisałem z twoim ojczulkiem umowę że będę płacił jak coś zniszczę. -powiedział schodząc z placu, a jego miejsce zajęła Alicja ładując kuszę.
Uśmiechnął się do Alicji. - Jesteś kusznikiem, nie masz czego udowadniać. - Stwierdził wypuszczając bez słowa z ręki nakręcanego wróbla, który wyleciał w powietrze. - Gdybyś nie była w stanie go trafić nie szukałabyś pracy na własną rękę, tylko za pośrednictwem gildii.
Kuszniczka uniosła swoją broń, a bełt ugodził w wróbelka bezbłędnie. Prychnęła tylko pod nosem schodząc z placu, by zrobić miejsce ostatniemu ochroniarzowi. Białowłosy posiadacz wielu ostrzy wszedł na plac, po czym jednym ruchem rozrzucił ostrza po całym terenie. Katany powbijały się w ziemię i barierkę, a ona spojrzał na Reia ze znudzoną miną. - Nie lubie walczyć z dzieciakami.
- Więc załatwmy to szybko. - Powiedział spokojnie przekształcając miecz w podłużną kamę. Również i tym razem nie zajmował się planowaniem. Chciał opleść w łańcuch możliwie wiele ostrzy i zmienić je w płyn, gdy tylko samuraj spróbuje po nie sięgnąć.
Przeciwnik ruszył do przodu chwytając za jeden mieczy w swoim zasięgu nim łańcuch rozpuścił otrze. Mifu rzucił mieczem w Reia, jednak chłopak bez problemu uniknął ataku. Jego przeciwnik chyba tylko na to czekał bowiem porwał dwa miecze z ziemi i wyskoczył do góry. Ostrze kamy poszybował w jego stronę, jednak Rei nie trafił we wroga, który zgrabnie wylądował przed nimi, uderzając ostrzami w metalową skórę chłopaka. Katany zostawił na niej rysy, jednak nie przebiły się przez pancerz, jednak Mifu nie tracił czasu, chwytając najbliższy miecz, by zadać kolejny cios, który zdołał już spenetrować zbroję. Mruknał tylko coś pod nosem i oddalił się by pozbierać rozrzucony oręż.
- Powiedz mi tylko jedno. Walcząc w tym stylu, jak będzie wyglądała twoja praca z partnerem na służbie? - Zapytał nieco niepewien efektywności stylu przy współpracy. Jego pancerz zaczął powoli schodzić ze skóry, on sam zaś założył z powrotem płaszcz i czapkę, które jakimś cudem nie zostały przypadkiem przez cokolwiek trafione.
- Z reguły pracuje sam. -mruknął samuraj poprawiając ze skrzynki z bronią przewieszone przez plecy.
- I właśnie to może stanowić problem. - Stwierdził drapiąc się po brodzie. - Mam nadzieję, że polubisz się z panią Alicją, bo z kimkolwiek innym w parze wyłącznie zawadzałbyś. - po tych słowach spojrzał na wszystkich po kolei i zaczął klaskać.
- Gratuluję przyjęcia do naszej małej ochrony, rozumiem, że mogło się to wydawać irytujące gdy mój ojciec już niedokładnie zatwierdził wasze umowy jak i fakt że nawet nie próbowałem z wami walczyć...ale nie oczekujcie również wyzwań podczas pracy w tej faktorii. - Oparł krzyż o plecy i wskazał na Keia - Jeśli potrzebujecie czegokolwiek pytajcie mojego brata, ojciec powinien zjawić się niedługo, zaś osobiście udam się do domostwa. Zapewne moja matka z siostrą już przygotowują wam posiłek powitalny.
Odwrócił się na pięcie i skierował się w stronę domu. "Zaczyna się tutaj robić mała gildia. Eh.. Mamy uczciwego człowieka w wielkiej zbroi, cichego mistrza, pewną siebie tsundere, samotnego wilka i pana od rozwałki. Niech mnie coś strzeli jeśli to nie prywatna trupa cyrkowa...Choć przynajmniej powinni nadawać się do swoich występów."
 
Fiath jest offline  
Stary 18-08-2011, 20:33   #102
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Jej pierwsza misja w gildii zakończona sukcesem, była z siebie dumna na tyle na ile pozwalała jej wrodzona skromność. Mimo to miała nadzieję, że nie wszystkie będą aż tak trudne. Zarobiła sporo kryształów i jej szklane kulki gdyby mogły na pewno narzekałyby na ciasnotę w sakiewce. Ponadto tak jak obiecała wprowadziła się do Ishira i Shimizu. Zajęła dolną sypialnię i nawet ośmieliła się lekko zmienić wystrój. Co prawda nie było to nic wielkiego jedynie nowe zasłony w jej ulubionym ciemnofioletowym kolorze, ale jakoś od razu zrobiło się przytulniej. Kupiła sobie nawet roślinkę, po prostu musiała to zrobić, kiedy zobaczyła to przesuszone biedactwo zapomniane przez wszystkich na półce w kwiaciarni. Szybko okazało się, że roślinka nie jest tak niewinna na jaką wygląda, to była muchołówka. Żadne owadzie żyjątka nie miały z nią szans.
-Tak sobie myślę, wiesz… że w jakimś sensie jesteśmy do siebie podobne.- mówiła do niej czasami.

Nie przebywała zbyt wiele w swoim lokum, mimo iż zdołała się przyzwyczaić do wiecznego gwaru panującego w gildii to wciąż wolała samotność i często wybywała z domu gdzieś by pobyć sama ze sobą. Siadywała w jakimś odludnym miejscu otulona skrzydłami, wpatrzona w horyzont lub nocne niebo i rozmyślała o tym jak bardzo zmieniło się jej życie. Miała teraz dom, przyjaciół i wykorzystywała swoje moce do pomagania innym a nie do niszczenia. Dzięki misjom, głównie samotnym, zaczęła się dogadywać z drugą połową własnej osobowości. Ciągle czuła niechęć do używania swoich mocy, kiedy ktoś z jej przyjaciół mógłby to zobaczyć, ale zaczynała też rozumieć, że nie są one złe dopóki wykorzystuje je w dobrej sprawie. Shishi mogła się wreszcie wyszaleć i było o wiele łatwiej nad nią zapanować, odkryły nawet razem kilka nie zaklęć, z których wcześniej nie zdawały sobie sprawy i udało im się trochę udoskonalić pozostałe. Można by powiedzieć, że odnalazła spokój i szczęście, gdyby nie jedna sprawa, która cały czas ją dręczyła.

„Ból” i „Cierpienie”, nie potrafiła o nich zapomnieć, nie chciała. Mistrz obiecał, że znajdzie sposób na klątwę a Mai wierzyła mu, wierzyła że uda się uwolnić dwóch nieszczęśników. Jednak kiedy z nadzieją pobiegła do niego po wieści przeżyła szok. Sprawa była o wiele trudniejsza niż przypuszczała. Wzięła kartkę i długo płakała w samotności. Nie mogła im pomóc, nie mogła zabić innej osoby by ich ratować nieważne jak bardzo zła wydawałaby się ta osoba. Przybywała do groty kiedy tylko była otwarta, zabierała ze sobą różne smakołyki pomna na to, że dwaj uwięzieni mają raczej niewielki wybór potraw, właściwie to jedynie ziemniaki. Przebywając z nimi starała się uśmiechać i obiecywała im, że znajdzie sposób. Jednak kiedy grota się zamykała popadała na wiele dni w przygnębienie, nie mogła się cieszyć codziennymi przyjemnościami wiedząc, że tamci zostali ich na zawsze pozbawieni. Co raz częściej wyjmowała kartkę z zaklęciem, którą nosiła zawsze przy sobie i czytała je bezgłośnie. Znała je już na pamięć, mogłaby je wyrecytować obudzona w środku nocy. Im dłużej to trwało tym większą zyskiwała pewność co do tego co powinna zrobić.
 
Agape jest offline  
Stary 21-08-2011, 01:55   #103
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
WRZUTA - Ronnie James Dio - Don`t Talk To Strangers - mp3

Andher wziął głęboki wdech i rozpoczął atak. Lewą nogą, dotychczas wycofaną w stosunku do prawej odbił się wykonując daleki wykrok a belka na której stał zachybotała się niebezpiecznie. Udało mu się jednak złapać równowagę, i pomimo chwiejnego podłoża wyprowadził potężne pchnięcie, zdolne przebić słabo opancerzonego przeciwnika na wylot

***

Cienisty mag przywykł działać sam, co było oczywiste zważywszy na magię jaką się posługiwał. Towarzystwo innych osób było zbędne, sam radził sobie równie dobrze a jego talenty niezbyt się przydawały pozostałym członkom grupy. Jednak odkąd Crona dołączyła do gildii musiał przyznać, że jej kontrolująca ciemność magia skutecznie uzupełnia jego własne zdolności, a sama dziewczyna mimo swoich irytujących nawyków i notorycznego wkraczania w prywatną sferę Andhera była dość sympatyczna. Dlatego czasami wykonywał misje w pojedynkę, a czasami w duecie z dziewczyną która, podobnie jak on sam, nie szukała towarzystwa innych ludzi. Dzięki temu że nie wybierali zadań stricte bojowych byli sobie w stanie poradzić w dwójkę bez większych kłopotów, bo choć zdarzały się sytuacje nieprzewidziane jak na przykład wrogowie będący w stanie skontrować umiejętności kogoś z ich duetu to nawet w takich sytuacjach druga osoba potrafiła odwrócić sytuację na ich korzyść. Niestety w trakcie jednego z zadań Andher stracił swoją broń, gdyż ratując się przed ciosem próbował zastawić się parasolką. Niestety, choć jego szpada była dobra do ataku z zaskoczenia to nie sprawdziła się w takiej sytuacji, cios przeciwnika rozpołowił bowiem zarówno parasolkę jak i ukrytą w niej broń. Kapelusznik jednak przywiązywał się do broni tak samo mocno jak do ludzi, więc nie odczuł tego jako specjalnej straty i zamówił nowy oręż, tym razem bardziej przystosowany do bezpośredniego starcia

***

Cios jednak nie sięgnął celu, gdyż w ostatnim momencie Andher powstrzymał go, zamiast tego ponownie odbijając się od belki tylko po to, by wykonując klasyczny trawers wylądować na sąsiedniej. Równowagę złapał tym razem bez problemu, wykonał trzy szybkie kroki starając się nie rozhuśtać podłoża i zaatakował ponownie, tym razem wyprowadzając pozornie lekki cios, poparty jednak siłą rozpędu zarówno jego własnego ciała jak i belki po której się poruszał. Ostrze rapiera przeszyło zawieszony na gałęzi worek z piaskiem a kapelusznik odskoczył w tył unikając ciosu swojego wyimaginowanego przeciwnika. Trenował tak już od dłuższego czasu starając się nauczyć swojej broni na pamięć, wiedząc że w przyszłości może mu to być potrzebne. Ogromną przewagę dawała mu umiejętność posługiwania się szpadą, bo choć jego nowa broń różniła się ciężarem to jednak metody ataku były bardzo zbliżone a trening pchnięć miał już prawdopodobnie za sobą, gdyż mimo tego że pozbawił się wspomnień na własne życzenie to jego ciało pamiętało posiadane wcześniej zdolności. Nie oznaczało to jednak, że może zaniedbać swoje szermiercze umiejętności, każdego dnia wstawał więc o świcie i trenował przynajmniej przez godzinę, chyba że wyjątkowo paskudna pogoda uniemożliwiała mu wyjście z domu.

Dom... Sam się sobie dziwił, że to wynajęte lokum zaczął nazywać domem. Dotychczas nie przyzwyczajał się ani do miejsc ani ludzi, uznając jedno i drugie jako niezbędne tło niegodne uwagi. I choć mieszkanie dalej pozostało w dość surowym stanie, praktycznie pozbawione jakichkolwiek osobistych akcentów, poza powoli rosnącą kolekcją książek, to lubił w nim przebywać. Może i nie nawiązał kontaktów z nikim z sąsiedztwa poniekąd słusznie wyrabiając sobie opinię odludka, może i faktycznie większość czasu spędzał na kolejnych misjach uznając że zasiadywanie się w domu nie pomoże mu rozwinąć mocy ale jednak te krótkie chwile odpoczynku jakich mógł zaznać w swoich czterech ścianach były dla niego ważne. Podobnie było z pozostałymi członkami gildii. Kontakt z nimi miał dość ograniczony, gdyż w siedzibie Fairy Tail przebywał tylko wtedy gdy szukał dla siebie nowych zadań to jednak zdołał poczuć do nich pewną dozę sympatii, może ze względu na ich beztroskie podejście do życia. Byli hałaśliwi i momentami zbyt nachalni ale w końcu i do tego zdołał się przyzwyczaić, nie był jednak w stanie zmusić się by nawiązać z kimkolwiek z nich jakiekolwiek bliższe relacje. Życie toczyło się od jednego zadania do drugiego, dlatego dużym zaskoczeniem było dla niego wezwanie przez mistrza do stawienia się w gildii. Domyślał się, że zapewne chodzi o jakieś zadanie dlatego spakował swój skromny dobytek, uporządkował mieszkanie i sprawdził czy cała jego broń dobrze leży w swoich skrytkach. Wychodząc zerknął jeszcze na smętne resztki szpady i parasolki spoczywające na stoliku, których jakoś nie miał serca wyrzucić po czym ruszył do siedziby głównej Fairy Tail

***

Na spotkaniu z mistrzem oraz niejakim księdzem Joghurtem, który był najwyraźniej starym znajomym części magów z gildii, dowiedział się że nowym zadaniem jest eskortowanie księżulka z prezentami do miejsca, gdzie mieszkał Rei. Rei... Andher musiał chwilę się skoncentrować by przypomnieć sobie skąd kojarzy to imię. Nigdy nie miał pamięci do ludzi i nazwisk a z Reiem praktycznie nie miał żadnego kontaktu, ot jedna wspólnie wykonana misja z czego i tak przez większość czasu działali oddzielnie. Skoro uznano jego obecność za porządaną to nie miał zamiaru odmawiać, więc jedynie skinął głową przyjmując do wiadomości to zlecenie. Co prawda cała ta sytuacja wydawała mu się delikatnie mówiąc podejrzana, wątpił bowiem w szczerość słów księdza który zapewniał że wynajmuje ich jako ochronę z czystej ostrożności. Albo te ,,prezenty" przedstawiały sobą dużą wartość albo istniał jakiś inny powód by groźbę napadu uznać za realną, ale skoro ich pracodawca postanowił to zataić to nietaktownym byłoby naciskać. Jeśli jednak okaże się że Andher miał rację to księżulek narazi się na jego gniew...

Dodatkowym minusem tego zadania był fakt, że Andher wyjątkowo nie przepadał za wykonywaniem zadań w większym gronie woląc polegać tylko na swoich umiejętnościach i pracując co najwyżej w duecie. Prawdopodobnie odrzuciłby to zadanie, ale tym razem taka misja była mu na rękę, gdyż towarzystwo różowowłosej dziewczyny bywało uciążliwe. Jednak teraz, skoro nie przebywała w gildii nie mogła dołączyć do ich drużyny co dawało mu realną szansę na odetchnięcie nieco we względnej samotności. Poza tym wszyscy magowie wyznaczeni do tego zadania dołączyli do gildii praktycznie w tym samym czasie więc zaobserwowanie jak zwiększyły się ich talenty może być ciekawą lekcją, zważywszy że sam Andher tylko nieznacznie poprawił się w swoich umiejętnościach.

Był gotów do drogi, więc po zakończeniu spotkania ruszył bezpośrednio na peron, prosząc tylko wcześniej Mirę by po powrocie Crony dała jej znać, że wyruszył na misję
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 23-08-2011, 20:05   #104
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Kolejne starcie z przedstawicielem Dark Skar i kolejne znalezienie się o włos od śmierci. Ishir zaczął powoli sądzić, że właśnie to stanie się jego hobby i głównym zajęciem na bardziej wymagających misjach. Jak na razie się tym specjalnie nie przejmował. Lecz stan taki był tylko chwilowy i wywołany brakiem czasu na zamartwianie się. Nagłe odejście Reia, zaprezentowanie Mai nowego domu i poinformowanie obu współlokatorów o wysokości czynszu, jaki przyjdzie im zapłacić oraz o możliwości dowolnego zmieniania domu, jeśli tylko za zmiany te zapłacą z własnej kieszeni, uzupełnienie garderoby (niebieskowłosy coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że lepiej wyjdzie, jeśli podobnie jak Gray zacznie walczyć w szczątkowym ubraniu), oraz w końcu zabrał się za sprzątanie w gabinecie Laxusa.

Ishir stanął przed najrzadziej używanymi drzwiami w swoim domu. Odrobinę obawiał się, czy otwarcie ich nie zakończy się śmiercią pod stertą książek i innego rodzaju rzeczy, które znajdowały się po drugiej stronie. Po chwili zastanowienia nacisnął klamkę i lekko pchnął. Następnie odsunął się od drzwi i kopnął je z całej siły odskakując jeszcze bardziej w tył. Nie nastąpiła żadna lawina książek lub czegoś w tym rodzaju. Co prawda do uszu chłopaka dotarło parę głuchych uderzeń o podłogę, lecz to było wszystko. Elektryczny mag ostrożnie wszedł do gabinetu. Wyglądało tu trochę inaczej niż w czasie pierwszej wizyty. Było tak trochę czyściej (jeśli nazwać tak można fakt usunięcia wszystkiego z zasięgu drzwi i upchnięcia tego w tylniej części pomieszczenia). Niebieskowłosy zdziwił się tym faktem. Ani Mai, ani Shimizu nie wchodzili do tego gabinetu. Nie mniej jednak ktoś tu był. I świadczyła o tym duża koperta przyklejona do prawdopodobnie jednej z książek, oraz duży czarny napis na jej środku.
„DO ISHIRA”

Chłopak wziął kopertę do ręki i otworzył ją. W środku znajdowały się dwa kawałki papieru. Jeden był złożony i zaplombowany. W pierwszej kolejności zajął się tym.

„Witaj mój uczniu.

Nie mogłem ryzykować, by Twój współlokator mnie zobaczył, dlatego odczekałem, aż udacie się na misję. Uznałem, że zanim zabierzesz się za porządki powinieneś otrzymać krótkie informacje.

Znajdziesz tutaj wiele ksiąg, w których zapisane jest wiele użytecznych czarów. Przy większości z nich dopisałem swoje notatki. Jeśli chcesz przeżyć przestrzegaj ich.

Inne książki zawierają bestiariusze. Opisane w nich jest większość stworzeń zamieszkujących Fiore. Ich słabe i mocne strony, oraz moje notatki jak najlepiej z nimi walczyć.

Znajdziesz też zapewne wiele notatek zapisanych na pojedynczych stronach. Nie do końca pamiętam, czego dokładnie dotyczą, lecz możesz je również przeczytać. Większość dotyczy sposobów walki jak i użycia poszczególnych czarów.

Wiem jak bardzo chcesz być silniejszy także wybrałem już coś dla ciebie. Jest to bardzo przydatny, choć wymagający czar, szczególnie dla ciebie. Nie zdziwiłbym się, gdybyś w ogóle nie był w stanie go opanować. W końcu bliżej temu do Creation Magic niż do magii, jaką ty się posługujesz.

Borrowed Electric Make: Electric Body
. Czar, który z czasem będzie pozwoli ci dość skutecznie mieszać w szeregach wroga. Dokładniejszy jego opis znajdziesz na kartce dołączonej do listu.
Mam nadzieję, że dobrze Ci idzie. Kiedyś znów się zobaczymy.


L.


PS. Widzę, że udało ci się zdobyć kilka ładnych trofeów. Oby tak dalej.


Ishir schował list do koperty, którą następnie wsadził do kieszeni spodni. Pomimo usilnej chęci na trening, niebieskowłosy postanowił odłożyć go na później. Najpierw należało posprzątać.. Może gdzieś wśród tych stert różnorodności znajdzie się coś ciekawego i przydatnego.

xxxxx

Brak zainteresowanie ze strony mistrza jego osobą zupełnie nie przeszkadzał elektrycznemu magowi. I bez tego miał dość dużo do zrobienia. Dość sporo czasu spędzał w gabinecie Laxusa zapoznając się ze zgromadzonymi tam zbiorami. Tyle samo czasu, jeśli nie więcej poświęcał na treningi. Oprócz ćwiczeń fizycznych i czarów trenował również walkę mieczem. Udało mu się nawet poprosić Erzę i Freeda by go szkolili. Gdy żadnego z nich nie było w gildii Ishir ćwiczył pod okiem San-Nu-Lina w siedzibie Złotych Krzyży. Od czasu do czasu chodził też na różnorodne misje. W większości nie były to wymagające misje, po których należało przez tydzień dochodzić do siebie. Polowanie na upierdliwe, lecz nie szczególnie niebezpieczne stworzenia, czy praca w cyrku (dobrze płacili, a żonglowanie nożami przy pomocy Metal Control nie należało do najtrudniejszych). W ten łatwy i stosunkowo przyjemny sposób zarobił w miesiąc wystarczająco dużo pieniędzy, by móc zapłacić za mieszkanie. Kolejny miesiąc upłynął niebieskowłosemu na jeszcze cięższym treningu i wykonywaniu trudniejszych misji w celu powiększenia kolekcji trofeów. Głowa Górskiego Wulkana zawisła nad drzwiami wejściowymi do salonu. Gnojek dość opornie rozstawał się z życiem, lecz w końcu wyzionął ducha.

Ishir, odkąd pierwszy raz przeczytał w książce o Białej Wyvernie zapragnął zdobyć jej trofeum. A teraz, gdy pojawiło się zlecenia na to stworzenie, niebieskowłosy mógł nie tylko zdobyć trofeum, lecz też i kryształy. Problemem był fakt, że poniżej opisu Wyverny napisane było, że stwór ten, pomimo bycia roślinożercą może byś śmiertelnie niebezpieczny dla pojedynczego, początkującego maga. Elektryczny mag był zmuszony poprosić, któregoś ze swych współlokatorów o pomoc. Jego wybór niemal momentalnie padł na Mai. W taki sposób mógł poznać magię dziewczyny i porównać ją z własną.
- Miałabyś może ochotę zapolować ze mną na Wyvernę? – Ishir złapał Mai tuż przed opuszczeniem rano domu. – Dobrze płacą a i jej głowa ładnie by wyglądała nad jadalnią – powiedział pokazując jej zlecenie.
Mai spojżała na zlecenie przyglądając się uważnie stworzeniu z obrazka. Potem przebiegła oczami tekst.[i] “Ona jest roślinożerna.”[I/] - ten jeden fakt sprawił że polowanie wydało jej się bezcelowe. “Po co ktokolwiek miałby zabijać niewadzące nikomu stworzenie żywiące się np. trawą?”- zapytała samą siebie w myślach i natychmiast w jej głowie zabrzmiała odpowiedź. “...jej głowa ładnie by wyglądała nad jadalnią...” -Shishi niczym echo powtórzyła słowa Ishira. Mai dobrze wiedziała, że nie o trofeum tu chodzi, a raczej o możliwość sprawdzenia się w walce po raz kolejny. Mineła jeszcze chwila, podczas której dwa przeciwstawne poglądy zostały skonsolidowane w kompromis.
- Bardzo chętnie się z tobą wybiorę,-uśmiechnęła się do Ishira- ale wiedz że jeśli istnieje rozwiązanie problemu nie wymagające zabijania Wyverny, to nie pozwolę jej skrzywdzić.- dodała całkiem pewnym siebie tonem. Naprawdę zmieniła się odkąd wstąpiła do gildii.
- Wiesz, nie wydaje mi się by wyverna była chętna do rozmowy z tobą. – uśmiechnął się Ishir No ale jeśli tylko dasz radę ją przekonać by znalazła sobie inne żerowisko to proszę bardzo. Nie zamierzam się kłócić.
Niebieskowłosy odwrócił się w stronę schodów prowadzących na pierwsze piętro.
- Radzę się ci się przebrać. Tam gdzie idziemy bywa zimno. Bardzo zimno. Ja skoczę po swój plecak i poczekam na ciebie przy drzwiach wyjściowych.
Po tych słowach chłopak pozostawił dziewczynę samą i udał się do swego pokoju.
Mai stała chwilkę skonsternowana, “rozmawiać” z wyverną chyba nie bardzo się da. Shishi śmiała się w jej głowie. Dziewczyna posłuszna sugestii niebieskowłosego udała się do swojej sypialni zabrać coś cieplejszego zapominając, że niczego takiego przecież nie potrzebuje.



Zapakowawszy odpowiednie rzeczy do plecaka pobiegła do drzwi, nie chciała by Ishir musiał na nią czekać.
Ishir znalazł się przy drzwiach wyjściowych chwilę przed Mai. Gdy tylko dziewczyna się pojawiła niebieskowłosy bez ogródek chwycił ją za rękę, otworzył drzwi i pociągnął współlokatorkę w stronę stacji.
- Musimy się śpieszyć. Zaraz odjedzie nam pociąg, a następny mamy dopiero jutro – rzucił przez ramię nie zwalniając biegu.
Mai nie zdawała sobie sprawy, że mają tak mało czasu, przytaknęła pośpiesznie i pobiegła za niebieskowłosym cały czas trzymając się tuż za nim.
Na stację dobiegli niemal w ostatniej chwili. Kupno biletów i szalony bieg do pociągu. Pomimo, że jechali do popularnego kurortu wypoczynkowego bez trudu znaleźli pusty przedział. Pojawienie się wyverny skutecznie odstraszyło wszelkich turystów. Roślinożerny stwór, pomimo że nie polował na ludzi zabijał każdego, kto ośmielił się naruszyć jego żerowisko.
W pociągu Ishir podzielił się z Mai swoją skromną wiedzą na temat wyvern. W sumie to tylko ją ostrzegł, by trzymała się z dala od szponów i pyska stworzenia. Zaproponował też plan, by w razie walki jedno z nich dostało się za wyvernę i zaatakowało ją od tyłu.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.

Ostatnio edytowane przez Karmazyn : 25-08-2011 o 12:31.
Karmazyn jest offline  
Stary 23-08-2011, 20:11   #105
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Gdy dojechali na miejsce udali się do burmistrza wioski, który poinformował ich, gdzie też szukać mają gada. Niebieskowłosy zostawił jeszcze u mężczyzny swój plecak.
- Przygotuj swoją przemowę, zastraszenie czy cokolwiek, czym chcesz przekonać tego stwora do opuszczenia tego terenu – powiedział Ishir gdy oboje wkroczyli w strefę ciszy, niewątpliwe pokrywającą się z terytorium wyverny. –Będziesz miała tylko jedną szansę
Jeszcze zanim pociąg stanął wygrzebała z plecaka ciepły kożuch i futrzaną czapkę. Założyła je gotowa na najtrudniejsze warunki atmosferyczne. Nie miała pojęcia jak przemówić sprawiającemu kłopoty stworzeniu do rozsądku. “Może trzeba ją będzie przestraszyć?”- zastanawiała się, a Shishi chichotała z uciechy wiedząc że najprawdopodobniej nic z tego nie wyjdzie.
Zimno było porównywale do temperatur panujących w Berm, miejscowości gdzie Ishir odbył swą pierwszą misję. Jednak tym razem odpowiedni ubiór ochronił dwójkę magów od kataru czy przeziębień, a przynajmniej na razie.... Teren, na którym żerowało stworzenie, był dość spory, więc bez poszukiwania się nie obyło. Pierwszym miejscem wartym przeszukania była dość spora łączka, lekko przyprószona śniegiem, jednak wywerny tam nie znaleźli. Magowie dobrą godzinę błądzili po obszarze ciszy, aż natrafili na szlak turystyczny między skałami. Podreptali dróżką w stronę niewysokiej góry, by w końcu dotrzeć na sporych rozmiarów skalną półkę. Znajdowało się tu wejście do sporej jaskini, oraz dziwny cud matki przyrody, w postaci niecodziennie ukształtowanej bryły lodu.
Szukali dość długo, ale nigdzie nie było śladu kłopotliwego stworzenia. “Może sobie poszła?”- łudziła się, ale nie przerywali poszukiwań. Jaskinia wyglądała obiecująco. “Każde stworzenie chyba chce mieć jakieś schronienie.” Jej uwagę przykuła dziwna bryła lodu.
- To prawie jak rzeźba.- powiedziała i podeszła bliżej. Przejechała dłonią po lodzie.
Bryła lodu drgnęła pod palcami dziewczyny, po czym prychnęła cicho niczym wybudzona ze snu. Po chwili już wyraźnie można było dostrzec skrzydła, które rozprostowywały się w pełnej krasie, błyszcząc w promieniach słońca. Okazało się że Mai przejechała palcami po długiej szyi zwierzęcia, które teraz łypało na nią z góry czerwonymi ślepiami, najwidoczniej nie wybudzone jeszcze do końca. Wywerna, długa była na około trzy metry, w kłębie jednak (nie licząc oczywiście skrzydeł) miała zaledwie metr. Widać była jeszcze dość młoda, acz już majestatyczna. Długi ogon, zakończony ostrym kolcem przypominającym sopel, tyle łapy zakończone, kryształowymi pazurami, oraz malutkie przednie kończyny, który służyły do poruszania skrzydłami. Ze smoczego pyska wyrastały dwa długie rogi, zaś paszcza najeżona była zębami, dość ostrymi jak dla roślinożercy.



Ishir stojący w pewnej odległości od wyverny zareagował niemal od razu. Wyprostował przed sobą ręce i zaczął formować pioruny kuliste. Wstrzymał się z ich wystrzeleniem. W końcu Mai najpierw miała spróbować przekonać zwierze. Dopiero później można było przerobić je na trofeum.
- Jeśli chcesz z nią porozmawiać, to proponuję zrobić to jak najszybciej. – powiedział do dziewczyny.
Mai była urzeczona pięknem stworzenia. Z zachwytem patrzyła na opalizujące łuski. Musi się postarać, nie może dopuścić by takie wspaniałe zwierze skończyło, jako trofeum na ścianie.
- Witaj, nie chcemy ci zrobić krzywdy.- powiedziała trochę niepewnie, nie miała pojęcia ile wyverna rozumie ani jak ma się z nią porozumieć. Wyciągnęła powoli dłoń by zwierzę mogło ją powąchać, oczywiście była w każdej chwili gotowa ją cofnąć gdyby spostrzegła w jej zachowaniu coś niepokojącego, nie chciała stracić dłoni.
Zwierze łypnęło czerwonymi ślepiami na dziewczynę, nie dało się poznać czy rozumie, co mówi. Lecz gdy ta zaczęła powoli wyciągać w dłoń, wyverna pisnęła głośno, aż uszy zabolały i rozłożyła skrzydła ostrzegawczo, prostując się na tylnych łapach i kłapiąc groźnie szczękami. Widać zwierze nie zrozumiało, co Mai powiedziała, albo i jej nie uwierzyło, bowiem dość niezgrabnie zrobiło krok do przodu, z wyraźnymi zamiarami przepędzenia intruzów.
Mai nie przestraszyła się, cofnęła się powoli o kilka kroków chcąc pokazać, że rozumie jej zaniepokojenie i chcąc dać jej więcej przestrzeni.
- Mógłbyś zgasić te pioruny?- zapytała cicho Ishira uświadamiając sobie, że sama nie czułaby się komfortowo gdyby zobaczyła kogoś takiego w swoim bezpiecznym schronieniu.
- Przydałoby się dać jej coś do jedzenia, to powinna zrozumieć... Bądź tak dobry i spróbuj coś zerwać ja zostanę i jej popilnuję.
-Twój wybór. - powiedział niebieskowłosy anulując pioruny.
Niepewnie odwócił się od wyverny i odszedł od niej jak najdalej. Zatrzymał się starając przypomnieć sobie czy w książce wspomniane było, czym te stworzenia się żywią. Gdy tylko znalazł w umyśle odpowiednią informację rozpoczął poszukiwania rośliny.
Wyverna zaś darła pazurami śnieg, strosząc lodowe wypustki na swym grzbiecie, sycząc i prychając na Mai, jednak nie atakowała. Ishir zaś dość szybko znalazł kępkę roślin, którymi żywiło się to stworzenie, nie wiele, ale zawsze coś.
Ishir zerwał rośliny i wrócił w pobliże wyverny. Niezbyt pochwalał pomysł Mai by karmić to stworzenie. Niemniej jednak jemu też spodobał się gad i pomysł z oswojeniem go.
-Jak myślisz, odgryzie mi rękę? - zapytał się Mai.
Chłopak zdecydowanie wolał nie stracić żadnej części swojego ciała.
Uśmiechnęła się na widok Ishira wracającego z kępką roślin, sama nie mogłaby jej znaleźć, za mało wiedziała o wyvernach.
- Myślę że zrozumie i nic ci nie zrobi.- powiedziała próbując go zachęcić, Shishi nie mogła się doczekać kiedy popłynie krew.
-Jakby co to ty płacisz za przywrócenie mi ręki
Niebieskowłosy nabrał powietrza w płuca i zrobił kilka kroków w przód. Pewnie wyciągnął przed siebie rękę z roślinami.
- Proszę... yyy... wyverno. Smacznego.
Wyverna spojrzała na maga podejrzliwie, po czym pacnęła jego rękę ogonem, tak że roślinki wyleciały na ziemię. Tylnią łapa podsunęła je do siebie i zaczęła podejrzanie obwąchiwać podarunek.
Chłopak ponownie odsunął się od stworzenia. Wolał nie być w pobliżu gdyby coś mu się nie spodobało w jedzeniu. W głowie zaczął mu się formować obraz burmistrza wioski, gdy zobaczy razem z nimi wyvernę. Na twarzy elektrycznego maga pojawił się lekki uśmiech.
Wyverna nie zaatakowała, roślinki ją zainteresowały, wszystko było tak jak być powinno. Mai czekała cierpliwie, co teraz się stanie, a Shishi miała niewzruszoną nadzieję że stworzenie zechce przekąsić “sałatę” kawałkiem mięsiwa.
Stwór prychnął i unosząc liście ogonem zaczął człapać w stronę jaskini, jak na tak majestatyczne stworzenie, to jego chód wydawał się wręcz ciapowaty.
Niewalka z wyverną była bardziej męcząca niż walka z nią. Ishir jednak wolał nie atakować stworzenia. Coś mu mówiło, że bezpieczniej nie będzie robić sobie wroga z Mai. Zamiast tego powinien pomóc jej w oswojeniu stworzenia. Może nawet udałoby się ją zamienić w coś w rodzaju psa obronnego…
-Pójdę poszukać w okolicy więcej jej przysmaku. Skoro tu osiadła to musi tu być tego więcej. – powiedział do Mai – Ty w tym czasie przypilnuj ją by nigdzie nie uciekła
Dziewczyna przytaknęła tylko i parzyła za oddalającym się stworzeniem nie próbując za nim podążać ani go zatrzymywać. I tak na razie szło lepiej niż się spodziewała.
Stwór zniknął w swej jaskini, tak że widać było tylko jego czerwone ślepia, oraz ruchy wskazujące na spożywanie przyniesionego pożywienia. Ishir nie miał wielu kłopotów z odnajdywaniem przysmaków wyverny i po niedługim spacerku miał już pełne ramiona roślinek.
Niebieskowłosy wrócił ze swym łupem do legowiska wyverny. Swoją zdobycz położył przy wyjściu jaskini. Nie zamierzał wchodzić głębiej by nie sprowokować stworzenia.
-Jak myślisz, długo nam zejdzie zanim przekonamy ją by się stąd wyniosła?
- Tak, myślę że to długo potrwa.- “jeśli w ogóle się uda” ale tego już nie powiedziała na głos. Zdjęła plecak i położyła go na ziemi, potem wzięła pęczek roślinek z tych, które przyniósł Ishir i usiadła na plecaku wyciągając rękę z roślinami w stronę czerwonych ślepi.
- No chodź malutka weź jeszcze trochę.- zachęcała przygotowana na dłuuugie czekanie.

Gdy po prawie trzech tygodniach stanęli wraz z wyverną przed burmistrzem, ten początkowo rozdziawił usta ze zdziwienia by po chwili zacząć się drzeć, że nie wypełnili warunków zlecenia i nie otrzymają pieniędzy. Ishir w mało kulturalny sposób dał mu tuż przed nos zlecenie, na którym wyraźnie napisane było POZBYĆ SIĘ WYVERNY. Wytłumaczył też mu, że zabranie stworzenia do Magnolii to pozbycie się go z pobliżu kurortu. Starszy mężczyzna miał jednak, co do tego poważne zastrzeżenia. Wtedy do głosu doszła Mai. Zaserwowała burmistrzowi niemal akademicką przemowę na temat wartości życia każdego, nawet najstraszniejszego stworzenia. Ishir stał tylko i przyglądał się dziwnie dziewczynie. Był święcie przekonany, że w czasie tego wywodu wyrzuciła z siebie więcej słów niż od dnia ich pierwszego spotkania.
Burmistrz w końcu zmiękł. Widać uznał podobnie jak niebieskowłosy, że Mai była osobą, której lepiej się nie sprzeciwiać.
Teraz, gdy zlecenie zostało wykonane pozostawało „tylko” przetransportować zwierzę do domu i zapewnić mu tam odpowiednie warunki życiowe. By dojechać do Magnolii magowie z Fairy Tail załatwili, by do ich pociągu dopiąć platformę. Na niej umieścili wyvernę i jej przysmak.
Po powrocie do domu zakupili jeszcze lachrymę, która wytworzyła w ogrodzie odpowiednie warunki dla uprawy roślin i bytowania gada.
I w taki sposób Ishir i jego współlokatorzy byli prawdopodobnie jedynymi w historii miasta z tabliczką „Uwaga wyverna! Wchodzisz na własną odpowiedzialność!” na furtce.

xxxxx

Kilka bestii z pewnością znalazłoby swe miejsce na ścianach w salonie, gdyby nie pewne odkrycie dokonane przez elektrycznego maga w jednym ze sklepów w Magnolii.
Ishir spacerował uliczkami miasta w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby przykuć jego uwagę. Pomimo, że spędził na tym procederze ładnych kilka godzin, jego sakiewka nie uszczupliła się nawet o jeden klejnot. Niebieskowłosy miał już dość tego bezsensownego włóczenia się i postanowił odwiedzić jeszcze tylko jeden sklep. Dobrze znany sklep, w którym kupił całą swoją broń.
- W czym mogę pomóc młodzieńcowi? – zapytał dobrze już znany elektrycznemu magowi staruszek.
- Szukam… hm… jakiejś niezwykłej broni. – odpowiedział Ishir błądząc oczami po wystawie.
- Każda broń jest niezwykła chłopcze. – powiedział sprzedawca nadspodziewanie miłym tonem. – Może rozchodzi ci się o coś magicznego?- widząc wyraźne zainteresowanie u klienta handlarz kontynuował – Nie jest to tanie. Zarówno w kupnie jak i w obsłudze. Ale niewątpliwie jest bardzo użyteczne.
Staruszek zniknął na chwilę na zapleczu. Gdy stamtąd wyszedł niósł w rękach duże zawiniątko.
- Mam tutaj coś, co powinno cię zainteresować. – mówił dalej rozwijając stopniowo pakunek.
Oczom Ishira ukazały się dwa przedmioty. Pierwszym był młot bojowy o misternie wykonanym bijaku, który zdawać by się mogło zrobiony był częściowo z kamienia.



Drugim przedmiotem był miecz. Wykonany równie starannie i ozdobnie, co młot wyróżniał się spośród innych mieczy rękojeścią i niebieskim ostrzem. Miecz w przeciwieństwie do młota mógł być trzymany tylko w jednej ręce.



- To jest Kamienny Młot Ish’han. To natomiast Wodny Miecz Miz’ken. Każdy z nich posiada lachrymę, która zgromadzonych ma po dwadzieścia ładunków. Ish’han po uderzeniu w ziemię i wypowiedzeniu formułki: „Ish’han: Stonewall Defense” wytworzy przed tobą mur stworzony z kamiennych filarów, który obroni cię przed atakiem. Czar ten pochłonie jeden ładunek. Gdy natomiast wypowiesz: „Ish’han: Stonewall Attack” kamienne filary pognają w stronę przeciwnika. Pochłonie to dwa ładunki. Miz’ken natomiast służy bardziej do ataku. Gdy skierujesz go w stronę wroga i wypowiesz formułkę: „Miz’ken: Water Beam Attack” pośle on w stronę przeciwnika promień wody. Natomiast, gdy wykonasz mieczem korkociąg i wypowiesz: „Miz’ken: Water Beam Defense”. Atak weźmie jeden ładunek a obrona dwa. Każdą ładunek będziesz mógł odnowić. Kosztuje to pięć tysięcy klejnotów. Po odnowieniu stu ładunków będziesz musiał wymienić lachrymę. Dalej jesteś zainteresowany kupnem?
- Tak
– odpowiedział natychmiast Ishir.
- Więc który wybierasz? Jeden kosztuje siedemdziesiąt tysięcy klejnotów.
- Biorę oba.

Od tego dnia trening wziął górę nad misjami, lecz nie wykluczając ich całkowicie z życia chłopaka.
Miz’ken nie wymagał od niego niczego ponad to, co już się nauczył. Gorzej było z Ish’hanem. Ishir nie miał wprawy w walce młotami. Początkowo w ogóle nie mógł trafić swojego sparingpartnera, a samemu albo wypuszczał broń z dłoni, albo tracił równowagę, gdy jej nie wypuszczał. Sprawiało to tylko, że niebieskowłosy ćwiczył coraz ciężej. W końcu udało mu się opanować walkę młotem trzymając go zarówno w obu dłoniach jak i w jednej. By to osiągnąć potrzebował prawie półtora miesiąca.
Elektryczny mag wiedział, że na obecnym poziomie władania bronią nie będzie miał szans w bezpośrednim starciu z wyćwiczonym wojownikiem. Niemniej z kimś pokroju Steina powinien sobie poradzić. A właśnie po to ćwiczył walkę bez magii.

xxxxx

Mistrz Fairy Tail znalazł w końcu zlecenie, które zmuszało niemal wszystkich nowicjuszy do ponownego złączenia sił. Poranny trening sprawił jednak, że Ishir dowiedział się o planowanej misji dopiero w budynku gildii. Z tego powodu musiał opuścić spotkanie i wrócić do domu by się spakować. Musiał dopomóc się Electric Skin, by nie spóźnić się na pociąg. Na szczęście udało mu się wyrobić i na stacji zjawił się w tej samej chwili, co pozostali.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 23-08-2011, 23:51   #106
 
BoYos's Avatar
 
Reputacja: 1 BoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputację
Gdy wszystkie ciosy dotknęły wroga i ten opadł bezsilnie, Anette otrząsnęła się. Poczuła mocny ból głowy, dlatego upadła na kolana i złapała się za głowę. Była bliska omdlenia, dlatego przykuła uwagę gildiowiczów. Szybkim ruchem ręki jednak zbyła ich od siebie mówiąc cicho "Nic mi nie jest. Dam sobie radę". Nie chciała po raz kolejny być przez nich targana po walce. Wiedziała co zrobiła źle. Wiedziała, co musiała zmienić. Czekały ją ciężkie miesiące. Tak samo jak ciężki ból głowy przeszywał jej ciało.

***


Drzwi otworzyły się lekkim popchnięciu. Do niewielkiej sali weszła Anette, przebrana w dziwaczny strój. Miała na sobie coś w rodzaju czarnego kimona. Pod ścianą stały 2 bale, które miały 2 rogi na wysokości klatki piersiowej i jedną nogę, podpórkę. Na środku sali stała kobieta, którą Anette zdołała już poznać.
- Sammy...Jaja sobie ze mnie robisz? - głos Anette rozległ się po pomieszczeniu.
Kobieta zmarszczyła brwi.
- Nie Sammy, tylko Pani Kog. To po pierwsze. A po drugie dziś zaczniesz trening kung fu. - powiedziała poważnie.
Anette wybuchneła śmiechem.
- Czekaj...zaczne trening...czego!? Kung...fu? Aaaaa ahahah
W tym momencie kobieta nie czekała i ruszyła biegiem na dziewczyne. Anette z początku przestraszyła się i stanęła w gardzie, którą zdołała poznać na ostatnich treningach Karate. Kobieta wykonała trzy szybkie ciosy, których nie była w stanie blokować Anette. Ostatni cios przebił się do jej splotu. W tym samym momencie odleciała do tyłu, jednak Samantha Kog, jej nauczycielka, złapała ją za nadgarstki i mocno przyciągnęła do siebie. Zgięła kolano i wcisnęła jej między piersi. Prawą rękę włożyła naokoło szyi i mocno zawinęła tak, że Anette przez chwilę była w powietrzu. Gdy upadła z hukiem poczuła przygniatające kolano przy skroni i dźwignie na piszczelu.
- Aaaaaaaaa zejdz ze mnie.
- Przeproś.
- Zejdz ze mnie! - darła się dziewczyna. Poczuła jednak mocniejsze wcisnięcie w podłogę.
- No już! Przerpaszam! Wygrałaś! - zaczeła drzeć się dziewczyna. Wtedy dopiero kobieta wstała. Odeszła parę kroków i czekała, aż Anette zbierze się z podłogi.
- Wing Chun zostało wymyślone przez kobietę. Dlatego nie charakteryzuje się atakami siłowymi. Szybkość i precyzja jest jej kluczowym fragmentem. - zaczęła mówić Sam. - Opanowanie tej sztuki zajmuje około trzech lat, ja naucze Cie jej w rok. Karate, które trenowałaś niedawno z całym klanem jest podstawową sztuką walki naszej gildi. Jednak ja postanowiłam nauczyć Cie czegoś specjalnego. Dziś zaczniemy od manekina. Musisz powtarzać to co ja.

[media] Wing Chun Wooden Dummy 116 Styles - Master Carlos Lee - YouTube [/media]

Na początku Anette nie nadążała...jednak z biegiem czasu wszystko się stawało łatwiejsze...

***

Słychać było stuki o schody. Nagle ucichło. Przekręcenie kluczyka i mocne pchnięcie. W drzwiach pojawiła się Anette, a wraz z nią duży drewniany manekin. Przeniosła go w kąt pokoju i przyjrzała mu się. Przybrała pozycję i powoli wykonała kilka technik, z czasem zwiększając tempo. Poćwiczyła tak chwilę, gdy nagle, niewiadomo skąd znalazła w jej rękach się gitara. Teraz była przygotowana do grania w swoim stylu. W całym mieszkaniu miała rozmieszczone 6 wzmacniaczy, co sprawiało, że napewno każdy w Mangolii ją usłyszał. Popatrzyła się przez okno, gdy nagle wydała pierwszy rytmy.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=J6u4rmZiDVY&feature=related[/media]

Anette zamkneła oczy i przemieszczała się po całym pokoju, wirując i kręcąc się w okół swojej osi. Robiła to mając na sobie sukienkę. Chodziła boso, a paznokietki miała pomalowane na czerwono. Nie lubiła chodzić w butach lub kapciach po domu. Boso czuła się najlepiej. Widać, że granie tej piosenki sprawiało jej dużą frajdę. Wszystko w domu podskakiwało, a ona wraz z tym. Wydawało się nawet, że cały blok podskakiwał, lecz przecież było to fizycznie niemożliwe. Nagle otworzyła oczy. Przemieściła się z gitarą do kuchni (cały czas grając). Na ogniu stał duży garnek, w którym robiła...barszcz! Jej specjalność. Nikt nie robił smaczniejszego barszczu od niej. Dziewczyna nachyliła się nad swoją potrawą i zaciągnęła się parą. Wyśmienite. Cały czas grając i tańcząc po pokoju podeszła do stolika gdzie miała chochlę i kopnęła go z całej siły w taki sposób, że chochla podskoczyła do góry. Dziewczyna zmieniła szybko miejsce, w którym stała i złapała spadającą chochlę łokciem prawej ręki. Pomału uważając na kabel od gitary podeszła do garnka i łożyła do niego chochlę. Potem pokręciła się trochę po pokojach, machając głową i włosami (które i tak były już dość potargane), aż wkońcu odpadła na sofę.
Wzięła głęboki oddech i podeszła do garnka. Spróbowała swojego wytworu. IDEALNY. Nalała sobie talerz i zjadła ze smakiem. Jak zawsze w samotności.

Cał ten czas trenowała wytrwale, aż do momentu, gdy dostała nową misję. Będzie musiała zmierzyć się z kolejnymi trudnościami. Tym razem jednak...będzie na to przygotwana.
Ubrana w swój normalny strój udała się na peron i wraz ze wszystkimi odbyła cichą podróż. Tym razem wzięła ze sobą gitarę jako bagaż. Nie swoją ulubioną, lecz zawsze gitarę. Rei jeszcze nie wie, jaki koncert mu wyprawi jego była towarzyszka...
 
BoYos jest offline  
Stary 24-08-2011, 17:09   #107
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Pociąg

Wszyscy zdążyli stawić się na peronie, jednak na ostatnią chwilę. Do pociągu wskakiwaliście niemal w biegu, trzymając mocno bagaże by nie wypadły na ziemie w tym procesie. Joghurt poinformował was że podróż nie będzie należała do krótkich, a jedna noc minie wam w pociągu. No cóż nie pierwszy, nie ostatni raz. Znalezienie przedziału tym razem, jednak okazało się zadaniem wymagającym chwili czasu. Większość miejsc było zajętych, a ludzie jak to ludzie nie byli przekonani do pomysłu zmiany przedziału. W końcu jednak trafiliście na miejsca, tylko jedno było zajęte przez mężczyznę o długich czarnych włosach, spływających aż na siedzenie, spod książki, która leżała na twarzy pochrapującego pasażera. Przy pasie miał przypięte czarny miecz, zaś ubrany był w... z braku lepszego słowa postanowiliście określić to biał0-niebieską spódnicą. Całego widoku dopełniały potężne, wysokie czarne buty. Tors mężczyzny bowiem był goły, i poruszał się miarowo w rytm jego oddechów. Widać było że pasażer nie obija się w domu, powiem muskuły miał wyraźnie zarysowane, łatwo było domyślić się że to jakiś najemnik, czy też rycerz.

Z braku jednak lepszej opcji zajęliście miejsca obok śpiącego wojownika, wkładając bagaże na półki. Pociąg toczył się swą żelazną trasę, podrygując co jakiś czas. Joghurt nie zważając na wielką tabliczkę zakazująca palenia w pociągu, odpalił fajkę, a dym szybko wypełnił przedział, wylatując na zewnątrz przez uchylone okno. Stary ksiądz wydobył ze swego plecaka jakąś grubą książkę i pogrążył się w lekturze, mrucząc coś pod nosem co jakiś czas. Wy zaś byliście zmuszeni siedzieć w przedziale, który powoli zmieniał się w komorę dymną, nie mogliście wszak zostawić swego pracodawcy. Co najśmieszniejsze, dym w ogóle nie przeszkadzał spać wojownikowi, który chrapał głośno od początku podróży nie otwierając oczu nawet na sekundę.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Yc3WrQqxQhI&feature=related[/MEDIA]

Przejeżdżaliście akurat przez gęsty las, dochodziła pora obiadu, gdy nagle pociąg zahamował ostro, tak, że Ishir aż spadł ze swojego miejsca, a spora torba spadła z półki na głowę Mai. Fajka księdza wypadła mu z ust brudząc książkę tytoniem, a on wyraził się na temat maszynisty w sposób który duchownemu nie przystoi. Ten postój nawet przebudził wojownika, który otworzył niemrawo oczy i rozejrzał się nieprzytomnie po pomieszczeniu. W tym też momencie z magicznego głośnika wiszącego nad drzwiami rozległ się dość mocno przestraszony głos.
- Proszę powoli i spokojnie opuścić pociąg... koszt biletów zostanie państwu zwrócony na najbliższej stacji. Proszę zachować spokój.- po tej informacji głos zamarł o Joghurt doskoczył do okna wychylając głowę na zewnątrz.
- Co tam się dzie... –zaczął wypowiedź duchowny, lecz umilkł nagle. Nie było trzeba pytać dla czego, bowiem po chwili wszyscy usłyszeli głośny, ryk który mroził krew w żyłach. A dokładnie kilka mieszających się ze sobą ryczących odgłosów. Wszyscy dopadliście do okna by zobaczyć co się dzieje.

Z lasu przed pociągiem, wynurzyło się ogromne wężowate cielsko, o wielu głowach, które ryczało wściekle na metalową maszynę. Sunęło po szynach w stronę pociągu, zapewne z mało przyjacielskimi zamiarami, a stwór wyglądał na takiego, który bez problemu poprzegryza wagony.




zielone łuski lśniły w blasku słońca, a paszcze szczerzyły groźnie swe wielkie kły, ogromna hydra jak z obrazka! Wysoka niczym pociąg, o paszczy zdolnej w całości połknąć człowieka. Z korytarzy dobiegały krzyki uciekających osób, jednak ksiądz zachował zimną krew... czy zdrowy rozum też, nie wiadomo, bowiem wrzasnął na was. Głośno. – Co tak stoicie?! Po co ja was zatrudniłem! Przepędzić mi tą przerośnięta żmiję ale już!- po czym usiadł na fotelu, strzepał popiół i zatopił się ponownie w lekturze. Starzy ludzie bywają dziwni...

Rei


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Ch2p4x-nWTc&feature=related[/MEDIA]

Gdy dotarłeś do domu twoja matka rozkładała już talerze na długim stole rozstawionym na dworze. Czarnowłosa kobieta, o miłym uśmiechu oraz drobnej budowy od razu wypytała Cię ile będzie gości, a potem posłała do kuchni byś przyniósł kartofle oraz sałatki ( szybki rzut oka na pusty worek ziemniaków który leżał na śmietniku uświadomił Cię iż to niezwykle tanie ziemniaki z znanego Ci miasteczka.)
Akurat ustawiałeś na stole sałatki gdy powóz najemników, jak i jeźdźcy na koniach pojawili się pod twoim domem. Z karocy wyszli najemnicy jak i twój ociec, na którego twarzy widniał uśmiech, zapewne dopełnili już wszystkich formalności. Osobnika w złotej zbroi nie było z nimi, więc chyba twoja rada została wysłuchana. Jotaro zdjął swój potężny hełm, odsłaniając twarz wesołego mężczyzny po trzydziestce. Wydatny podbródek, lekki zarost, oraz łagodne rysy twarzy sprawiały, że wyglądał naprawdę przyjacielsko. Powitał wylewnie twoja matkę, dziękując w imieniu wszystkich za gościnę po czym po dżentelmeńsku poczekał aż usiądą wszystkie kobiety, nim sam do stołu zasiadł. Alicja tez pozbyła się hełmu, odsłaniając krótkie rude, lekko kręcone włoski, oraz bardzo ładną twarz, na której znajdowała się tylko jedna mała blizna – kreska niczym po cięciu nożem na policzku. Zmierzyła wszystkich mężczyzn przy stole zimnym wzrokiem, ale do twojej matki i siostry uśmiechnęła się ciepło. Ludo jako jedyny nie pozbył się maski, oraz nie odezwał się słowem. Nacisnął jedynie coś przy hełmie, a w osłonie na twarz pojawił się otwór który umożliwiał jedzenie. Mifu podziękował cicho za obiad, ale wziął swój talerz i odszedł z dala od tłumu i usiadł na trawie pod jabłonka w twoim ogrodzie. Krio natomiast wesoło gawędził z czarnym rycerzem co chwile wybuchając śmiechem i nakładając sobie nowe porcje jedzenia. Po chwili zaś na chwile zniknął we wnętrzu karocy, by wyłonić się z gitarą, na której zaczął wygrywać skoczne melodie. Tak więc obfite drugie śniadanie minęło w wesołych nastrojach. Dowiedziałeś się też, iż Krio i Alicja póki nie znajdą sobie noclegu w mieście będą nocować u was. Gdy twoja matka i siostra poszły po ciasto, kuszniczka dała jasno do zrozumienia, iż ktokolwiek spróbuje ją podglądać pod prysznicem skończy przyszpilony do ściany. Gdy mówiła o tym przeszywała Krio wzrokiem, a ten zrobił jakąś dziwnie zawstydzoną minę.

Po tym spotkaniu, matka wysłała Cię do miasta, po zakupy, korzystając z tego, że najemnicy mogą podwieźć Cię swoim powozem. Spędziłeś więc kilka niezwykle pouczających minut w powozie z dwoma milczącymi osobnikami, i jednym Jotaro który gadał za ośmiu. Opowiadał o swych przygodach, kobietach które ratował i nie tylko ratował...Jednak trudno mu się dziwić że tyle mówił, skoro większość z jego towarzyszy należała do milczków. W końcu znalazł kogoś kto przynajmniej udaje że chce podtrzymać rozmowę.

Najemnicy wysadzili Cię na środku miasteczka, a sami pojechali w stronę swych nowych kwater. Ty zaś z listą w jednej ręce, szmacianą siatką w drugiej i portfelem w kieszeni ruszyłeś na zażarty bój o warzywa i nie tylko.


Akurat kupowałeś marchewkę, gdy z pobliskiego baru, mimo gwaru dobiegł Cię znajomy głos.
- A ten idiota nawet nic nie podejrzewa, pff że też... –resztę wypowiedzi zakłóciło dwóch kramarzy którzy rozpoczęli kłótnie o to „Czy jest ten kawałek podwórka”. Jednego byłeś jednak pewny, głos który słyszałeś należał do osobnika w złotej zbroi. I faktycznie! Jeden rzut oka przez okno, pozwolił Ci dojrzeć najemnika siedzącego przy stole, tuż przy otwartym na oścież oknie. Zapewne nie spodziewał się iż ktoś może go podsłuchiwać. Jego rozmówca jednak siedział już po za zasięgiem okna, więc nie dojrzałeś z kim Cancer mówi.
Od razu też czekała Cię kolejna niespodzianka gdyż za sobą usłyszałeś głośny ,radosny okrzyk.
- Rei~~!? To ty? Co ty tu robisz, ile ja Cię nie widziałem~!- na dźwięk swego imienia odwróciłeś się i zobaczyłeś jak w twą stronę pędzi radosny Mi-Zu-Lin


Ten dzień naprawdę obfitował w niespodzianki.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 01-09-2011, 14:01   #108
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Bez namysłu rzucił Mi-Zu-Li marchewką szepcząc "cicho!" i schylając się pod oknem przeszedł na drugą stronę aby spojrzeć w drzwi gospody.
Jeśli nie złapie w tym momencie cancera weźmie natychmiast najemników pozostałych w domu na spytki, potem ojca, a na koniec resztę, gdy wrócą jutro.
Mi-zu-Lin złapał marchewkę zaskoczony, acz po namyśle wgryzł się w nią z lubością wypisaną na twarzy. Cancer chyba nie usłyszał wołań wojownika, ani samego Reia, bowiem gdy jego głowa wsunęła się do gospody, odziany w złotą zbroję wojownik dalej siedział przy stole, rozmawiając z jakimś osobnikiem, którego Rei wcześniej w życiu nie widział. Brązowowłosy osobnik, w dość młodym wieku, ubrany w dość luźny strój, ot niczym nie wyróżniająca się osobistość.
Postanowił zostać gdzie jest i z spokojem się im przysłuchiwać.
Jeśli nabierze podejrzeń może bez problemu obezwładnić obydwu i wziąć na spytki. Z Mi-Zu-Li może ciężko będzie zachować ciszę, ale zdecydowanie łatwiej dorwać ich.
W dziwny sposób Reia ogarnęło pewne uczucie paranoi.
Za nim mężczyźni wrócili do rozmowy Rei poczuł obok siebie jakiś ruch, zerknięcie oka pozwolił ostwierdzić że teraz Mi-Zu-Li jest obok niego też wtykając głowę do środka. Marchewka wystawała mu z ust już do połowy zjedzona, a on wyglądał na niezwykle zaciekawionego tą szpiegowska akcją. Cancer zaś wrócił do urwanej rozmowy.
- Ale w sumie nie dziwie się że o tym nie myśli, kto by się spodziewał po takim człowieku? Znaczy gdyby wiedział kim jest na prawdę, pewnie inaczej podszedłby do sprawy, a tak to po prostu łatwa kasa. Dobra nie ma co gadać, widzimy się niebawem. -stwierdził osobnik w złotym pancerzu i począł odsuwać krzesło tak samo jak jego rozmówca.
Rei odetchnął z ulgą. Dwukrotnie.
Raz z racji że ku jego zadowoleniu Mi-Zu-Li wydedukował co się dzieje i jeszcze go to bawiło (choć szkoda marchewki, nie będzie parzystej ich ilości w rosole), oraz że cancer nie obgadywał wcale jego ojca. Najwidoczniej cierpiał na otwartą paranoję, mimo że nie było go w gildii od paru miesięcy wciąż czuł że świat dookoła chce go zabić i zniszczyć raj w jakim obecnie się znajduje.
Spojrzał jeszcze raz na Mi-Zu. Nie chcąc psuć mu zabawy postanowił poszpiegować jeszcze chwilkę.
Rozmówca Cancera odsuwając swe siedzisko dodał jeszcze ostatnie zdanie do całej rozmowy. - Chociaż on już taki młody nie jest, ciekawe czy nadal trzeźwo myśli, czy to jakieś takie starcze fanaberie. Ile on może mieć? Z ponad 80 na karku?
- Jakos tak pewnie, a zresztą co nas to? -oznajmił złoty najemnik i wstał od stołu. Mi-Zu-Lin jak i ty zaś byliście zmuszeni cofnąć głowy, by nie zostać zauważonymi. Rodziło się pytanie: O kim rozmawiali najemnicy?
Opierając się o ścianę przyglądał się Mi-Zu z zastanowieniem, po czym ni z tąd ni zowąd powiedział:
- Zapraszam na obiad. – i zarzucając przez ramię siatkę skierował się w stronę domu planując po drodze sprawdzić jeszcze stragan z kartoflami. Miał już prawie wszystko co potrzeba na obiad.
I chyba uda się do psychologa.
Mistrz miecza ruszył obok Reia zagadując wesoło. - Co tu porabiasz? Nie widziałem Cię kawał czasu! Jakaś misja dla gildii?
 
Fiath jest offline  
Stary 01-09-2011, 20:40   #109
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Anette była wyraźne zadowolona, cała podróż byla jej na reke. Nikt sie nie odzywal. Nikt nic nie robil. Do momentu gdy zatrzymali sie, ksiadz co jakis czas rzucal okiem na jej lekture, jednak nie rozpoczal zadnej rozmowy. Gdy po calej konfrontacji, jej oczom wylonila sie duza bestia, w swoim stylu zmruzyla tylko oczy. Natomiast wzrok Ishira kilkukrotnie przeskakiwał pomiędzy hydrą a postacią księdza. Hydra była duuuża. Ksiądz najwyraźniej ślepy. Elektryczny mag nie kojarzył czy coś czytał o tego typu potworach. Może to i dobrze. W końcu zdecydowanie lepiej było nie wiedzieć, że nie ma się szans na wygraną.
Niebieskowłosy zdjął z siebie płaszcz i bluzę. Pozostawszy w samym podkoszulku przewiesił przez plecy swoje miecze. Miz’kena i Ish’hana wziął w ręce.

- Mai, tego już zdecydowanie oswajać nie będziemy. – rzucił do swojej współlokatorki wychodząc z przedziału.

Andher westchnął ciężko z wyraźną rezygnacją. Bezpośrednie starcia nie były jego mocną stroną i choć uważał że jako fechmistrz radzi sobie nie gorzej niż wojownik to jednak walka z hydrą nie była czymś, w czym chętnie by brał udział. Teoretycznie pozostali powinni sobie poradzić równie dobrze bez niego, jednak mogłoby to źle wyglądać zarówno w ich oczach jak i w oczach pracodawcy. Poza tym, jeśli dalsza podróż przebiegnie spokojnie to nie będzie miał okazji zobaczyć jak zmieniły się umiejętności pozostałych, więc odpuszczenie sobie tej walki byłoby zmarnowaniem okazji. Ostrożna natura jednak przeważyła, dlatego na wszelki wypadek spytał księdza

- Nie obawiasz się zostać tu samemu ze swoimi cennymi prezentami?
- Wszyscy uciekają z krzykiem, więc nie sądzę by jakiś złodziej szarpał się ze mną o paczkę w takiej sytuacji. -stwierdził przewracając stronę książki- Chociaż... jeżeli uważacie to za konieczne ktoś może tu ze mną zostać.- dodał spokojnym tonem.
- W porządku, w takim razie zostanę tutaj, na wszelki wypadek. W walce z tym wielkim bydlakiem i tak bym zbyt wiele im nie pomógł a przynajmniej prezenty będą bezpieczne

Mai po nagłym hamowaniu nie zdradzała po sobie żadnych oznak niepokoju. Najpierw odłożyła na półkę bagaż który spadł jej na głowę a dopiero potem zainteresowała się tym co dzieje się za oknem. Widok był doprawdy imponujący. Co prawda hydrze było daleko do Deliory ale i tak robiła wrażenie, chyba na wszystkich oprócz księdza. Zdecydowanie nie miała zamiaru tego “zwierzątka” oswajać. Jej zdaniem oswajanie pszebiegało w myśl zasady “ przez żołądek do serca”, hydra miała zdecydowanie za duży żołądek i na dodatek wydawało się mało prawdopodobne by napełniała go roślinami. Starcie z tak dużym stwożeniem również nie wydawało jej się rozsądne. “Może jest na to jakiś sposób.”- pomyślała i ruszyła do wyjścia. Odwróciła się jeszcze spojglądzjąc na przebudzonego wojownika ale uznawszy że ksiądz najlepiej mu wszystko wyjaśni, wyszła.

- Cooo się dzieje? -do rozmowy włączył się wojownik który jechał z wami w przedziale, wstając ze swego miejsca z głośnym ziewnięciem. - Trochę mi się przysnęło. -stwierdził przeciągając się.



Andher dość demonstracyjnie położył swój rapier na kolanach, nie wyjmując go jednak z pochwy. Miał nadzieję że pozostali uporają się z hydrą bez jego pomocy a jednocześnie nieco bawiła go ta sytuacja - ciekawie musiałoby wyglądać starcie gdyby to on wkroczył do walki wykorzystując pełnię swoich mocy. Byłoby to prawdziwe starcie tytanów, szkoda że ze względu na ogromną konsumcję mocy zapewne skończyłoby się dla niego śmiercią lub poważnym wycieńczeniem.

- Pociąg został zaatakowany przez hydrę - odpowiedział wojownikowi znudzonym tonem, brzmiącym bardziej jakby mówił o pogodzie niż o ataku monstrum
- Ktoś broni pociągu, czy trzeba iść pomóc? -zapytał czarnowłosy ponownie ziewając, głośno.- Nie lubię jak się mnie budzi. -dodał zgorzkniałym tonem.
- Hydrą zajmują się już magowie, ale zapewne ucieszą się z każdej pomocy
- Już nawet na spokojną podróż nie można liczyć. -westchnął wojownik opierając ostrze tępą stroną o kark. - To chyba im pomogę.- mruknął i powlókł się sennym krokiem w stronę wyjścia z przedziału co Joghurt skomentował słowami. - Mało energiczna ta dzisiejsza młodzież.

Andher westchnął zrezygnowany. Senna atmosfera udzielała się i jemu, wzmagając jego zwykłe zniechęcenie a samo zadanie mimo niespodziewanego przerywnika w postaci hydry nie motywowało go specjalnie do jakiejkolwiek aktywności

- Czy to istotne jak kto do tego podchodzi? Liczy się rezultat, a nie entuzjazm z jakim się do niego dąży
- Trzeba korzystać z energii póki się ją ma. -odparł ksiądz odpalając fajkę. - Nigdy nie wiadomo jak potoczą się losy, na ten przykład osoba do której teraz jedziemy miała dużo szczęścia, że znowu może zaczynać radośnie dzień... ba nawet że w ogóle może go zaczynać! -dodał a dym znowu wypełnił przedział.

Andher nic nie odpowiedział na słowa księdza, będące nieco zawoalowanym wyrzutem na jego brak aktywności. Nie miał najmniejszej ochoty wyjaśniać że jego magia, choć tak użyteczna nie sprawdzała się w starciach na tak dużą skalę. Z hydrą mogli się pobawić ci specjaliści od kolorowych światełek i wybuchów, on sam nadawał się raczej do bardziej dyskretnych i wymagających intelektu zadań. W ten sposób przynajmniej zachował pełnię sił gdyby zaistniała konieczność obrony księdza i choć jego rozsądek zapewne nie był zrozumiały dla pozostałych to jednak właśnie zaniechanie aktywności było najlepszym wyjściem. Pozostawało mu zatem czekać aż pozostali uporają się z zagrożeniem...
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 05-09-2011, 10:16   #110
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Anette bez słowa wstała i wszyła z wagonu. Spojrzała na potwora, którego nie widziała w całości.
Dziewczyna uderzyła dłońmi robiąc huk. Rozciągnęła ręce. Tym razem nie było widać kuli, którą zawsze tworzyła przed techniką. Od razu formowała to co chciała. Tym razem wyszło jej coś w stylu ciasta od pizzy, tylko, że dużo większej. Złapała to w jedną rękę, trzymając jak talerz od spodu na trzech palcach. Następnie zakręciła palcami tak, że zaczęło się kręcić dosyć szybko na jej ręku. Podczas kręcenia wyformowało jeszcze 4 końcówki, tworząc gigantyczny shuriken.
- Hurricane Make: Hurricane Windmill ! - wydarła się i rzuciła z całej siły w potwora.

Hydra ryczała głośno, jak gdyby w ogóle nie zważała na pojawienie się dziewczyny. Olbrzymi shuriken zaś mknął w powietrzu, kosząc po drodze niskie krzaki. Zielone energia dotarła do jednej z szyj stwora, który nawet nie starał się unikać ataku. Zielona energia uderzyła w błyszczące łuski... i jedynie przecięła kilka z nich nie czynią stworowi żadnej rany. Potwór jednak zauważył dziewczynę, a jedna z głów wijąc się zaczęła sunąć w jej stronę.

Mai przyglądała się przez chwilę zwierzęciu jakby miała nadzieję, że hydra zmieni zdanie i daruje sobie atak na pociąg. Dopiero kiedy Anette zwróciła na siebie jej uwagę wyszeptała:
- Shishi no hekan: Tsubasa
Z jej pleców w kilka sekund wyrosły sporych rozmiarów błoniaste skrzydła podobne w zależności od tego, co kto woli do nietoperzowych lub smoczych. Dziewczyna ruszyła biegiem by po kilku krokach skoczyć w powietrze, dwa machnięcia skrzydłami z pełną mocą i już leciała w stronę wroga. Nie zamierzała atakować, chciała jedynie skupić na sobie uwagę hydry i spróbować ją odciągnąć od pociągu. Bardzo pilnowała by nie znaleźć się w zasięgu którejkolwiek z paszcz.

Ishir, który do tej pory przyglądał się potworowi postanowił wkroczyć do akcji. Wyciągnął przed siebie niebieski miecz.
-Miz’hen: Water Beam Attack – powiedział, a z broni wystrzelił strumień wody, który pomknął w stronę hydry.
Nie patrząc na efekt swojego czaru, puścił trzymaną w dłoniach broń, złożył ręce jak do modlitwy i rozpoczął inkantację.
- Twórcza Magio użycz mi swej mocy i pozwól bym skorzystał z twego nieograniczonego potencjału. Pozwól mi wyłamać się z typu mojej magii. Daj mi zdolności i siłę bym z elektryczności mógł tworzyć. – chłopak oddalił od siebie ręce. Pomiędzy nimi zaczęła formować się kula elektryczności. – Borrowed Electric Make… - Elektryczność pokryła dokładnie ciało chłopaka. – Electric Body – Magiczna energia zniknęła z ciała niebieskowłosego i znów tworząc kulę elektryczności. Kula osiadła na ziemi na lewo od maga. Wszystkich dobiegł dźwięk gromu. Z kuli uformowała się postać łudząco podobna do Ishira… tylko, że stworzona z elektryczności.
- Czego do cholery? – warknął elektryczny twór patrząc znacząco na niebieskowłosego –Nawet o tym nie myśl. Pamiętasz przecież słowa tego szalonego doktorka, że powstanie z tego coś bardzo złego.
- Trudno. Lubię ryzykować. – Ishir wyciągnął przed siebie ręce i zaczął formować pioruny kuliste.
Gdy urosły wystarczająco zaczął łączyć je ze sobą zbliżając do siebie ręce.
Elektryczny twór podszedł do niego, a raczej wniknął w niego i również wyciągnął przed siebie ręce. W taki sposób dwaj Ishirowie uformowali ze swych rąk działo, na którego końcu formował się potężny piorun kulisty.

Anette zauważyła sunąca w jej stronę głowę. Klasnęła w ręce i uderzyła w podłogę, tworząc cos w stylu zasłony dymnej. Jednak po chwili z niej wystrzeliło 20 zielonych ptaków, które cisnęły już w stronę głowy hydry. Trzy mierzyły w jedno oko, trzy w drugie, 10 starało się wlecieć do jamy ustnej a pozostałe 4 odciąć głowę.

Mai wzbiła się w powietrze, robiąc dwie skrzydło kształtne dziury w swoim ubraniu. Cóż magia przemian miała swe minusy, jeżeli o to chodzi, szczególnie gdy jest się kobieta a wybieranie ubrań potrafi zabrać kilka godzin zwiedzania sklepów. Dziewczyna poszybowała nad stwora, trzymając się z dala od jego głów, on jednak niezbyt się przejął pojawieniem się takiej małej muszki, gdyż czynności wykonywane przez innych magów były o wiele bardziej interesujące. Strumień wody wystrzelony z miecza Ishira uderzył bowiem w jeden z pysków stworzenia, rozjuszając bestię. Rozwierając paszczę głowa wystrzeliła w stronę niebieskowłosego maga by pożreć go w całości. Wtedy jednak jego czar zaczął działać... a właściwie częściowo poskutkował. Bowiem gdy w dłoniach Ishira formował się wielki piorun kulisty, złożony z dwóch stworzonych zawczasu, jego klon zaklął głośno. Ładunki między jego palcami skakały w dziwny sposób, trzeszczały coraz głośniej, a on aż “wyszedł” z ciała swego twórcy przerażony tym efektem. Potem rozległ się huk a zamiast klona była już tylko błyskawica, która poszybowała w stronę najbliższego drzewa. Piorun łupnął w drzewo przełamując je na pół, po czym znowu zmienił się w zaszokowanego elektrycznego Ishira. Klon zamrugał kilka razy dźwigając się z ziemi i warknął sam do siebie. - Coś spaprałem...
Jednak prawdziwy Ishir miał więcej szczęścia jeżeli chodzi o eksperymentalny czar. Bowiem z pomiędzy jego dłoni wystrzeliła nagle potężna błyskawica, która popędziła w stronę paszczy hydry. Elektryczność ugodziła w mokra głowę hydry a ta ryknęła głośno, miotając paszczą na wszystkie strony. Wyładowania tańczyły po łuskach i przeskakiwały między zębami stwora. Paszcza mocno uderzyła w dach wagonu, po czym zamarła bez życia drgając jedynie od lekkich wyładowań. Nagle łuski w około szyi tej obumarłej głowy poczerniały, by w kilka sekund cała szyja odpadła od wielkiego cielska stwora. Widać hydra odrzucała swe martwe głowy, by te jej nie przeszkadzały.
W tym czasie Anette walczyła z drugą głowa monstrualnego przeciwnika. Zielone ptaki wyleciały z chmury dymu wprost do paszczy hydry. Połowa z nich uderzyła w kły potwora, te jednak okazały się niezwykle twardy, bowiem czary dziewczyny jedynie lekko je porysowały. Pozostała piątka uderzyła jednak w jęzor jak i podniebienie, tnąc je niczym masło. Krew wypełniła paszcze stworzenia, a to ryknęło głośno rozrzucając dookoła krople krwi. Zielone twory które uderzyły w szyje przeciwnika, ledwo przecięły łuski, tworząc tylko płytkie rany. Łeb hydry spojrzał czerwonymi ślepiami na Anette, lecz wtedy stadko ptaków z zielonej magii wpadło w ślepia stwora. Łbem targnęły konwulsje, a po chwili, tak jak w przypadku głowy którą pokonał Ishir - łuski poczerniały a łeb odpadł od ciała z całą szyją.
Pozostałe łby ryknęły wściekle, teraz potwór był naprawdę rozjuszony. Nim niebieskowłosy mag zdał sobie sprawę jedna głowa wystrzeliła ku niemu, uderzając pyskiem tuż przy nim. Ziemia aż zadrżała a chłopak stracił równowagę, co wykorzystała kolejna paszcza, która rozwierając swe szczęki popędziła ku niemu. Refleks uratował chłopaka od połknięcia, ale jeden z kłów stwora, przejechał mu po ramieniu raniąc je dotkliwie. A na tym ból się nie skończył gdyż, łeb który walnął w ziemię wyrwał się z niej, a szyja zdzieliła chłopaka w brzuch. To było niczym uderzeniem kłodą, Ishir jęknął i odleciał do tyłu zatrzymując się dopiero na ścianie pociągu, po której spłynął z bolesnym jękiem.
Anette miała więcej szczęścia, bowiem głowy które skupiły się na niej zaczęły pluć kwasem, jednak dziewczyna zgrabnie unikała strumienie żrącej cieczy, jednak ten taniec między strzałami zielonej substancji uniemożliwiał jej skuteczny kontratak.

Ishir wypluł krew, która pojawiła się w jego ustach.
-Silna bestia. – powiedział podnosząc się z ziemi.
- Ano silna. – przytaknął elektryczny Ishir. –Oślepiamy?
Niebieskowłosy nie odpowiedział tylko wyciągnął przed siebie ręce z otwartymi dłońmi.
- Thunder Cannonade: Arrows – dwa identyczne głosy rozbrzmiały w powietrzu. Osiem elektrycznych strzał pomknęło w stronę hydry. Połowa celowała w oczy jednego łba, a druga połowa w oczy kolejnego.

Anette postanowiła w czasie jej uników za każdym razem odskakiwać do tyłu, by znaleźć się poza jego zasięgiem.

Została zignorowana! Całkowicie zignorowana, jakby w ogóle jej tu nie było, Shishi aż gotowała się z wściekłości. Jak to coś śmiało?! Inni radzili sobie świetnie, dwie głowy już padły, musiała działać szybko, jeśli chciała żeby coś dla niej zostało.
- Shishi Katto- wykrzyknęła, machnęła jedną ręką, a potem drugą posyłając dwie wiązki fioletowych smug w miejsce gdzie jedna z głów łączyła się z cielskiem hydry.

Elektryczne strzały poszybowały w stronę oczu bestii, skutecznie ją oślepiając, łby wiły się rycząc głośno i strzelając kwasem w przypadkowe strony, jeden strumień trafił tuż obok klona elektrycznego maga. Czar Mai miał gorszy efekt jedynie lekko drasnął ciało potwora, bowiem twarde łuski stanowiły pancerz niemal nie do sforsowania.

Anette rozgryzła słaby punkt przeciwnika. Wynalazła jednak jeszcze lepszy plan. Podczas jej zgrabnych uników, znalazła czas by zrobić kulę, którą wycelowała w ziemię, wbiła ją i po prostu wystrzeliła do góry, cały czas trzymając się rosnącego w jej dłoniach drągu, tak by być w bezpiecznej odległości od bestii. Dopiero teraz ją widziała w całości. Zrobiła sobie coś w kształcie kolumny. Trzymając ręce na swoim tworze wysłała duże ładunki pod ziemią w stronę potwora. Trwało to jednak chwilę. W pewnym momencie wysadziła ziemię tak, by zrobić podkop bestii, a ta żeby przewróciła się na plecy.

Jej atak nie przyniósł prawie żadnego efektu, Mai była rozczarowana, przecież ćwiczyła, najwyraźniej za mało. Nie pozostawało jej nic innego jak zmienić taktykę, podleciała więc w stronę przodu bestii i wzięła na cel tę samą głowę, której nie udało jej się odciąć. Tym razem jednak uniosła ręce do góry i machnęła nimi w stronę oczu hydry rysując w powietrzu dziesięć świecących fioletowych linii, które pomknęły do celów niczym włócznie. To powinno zadziałać.

-E patrz gdzie tym dziadostwem plujesz - ofukał hydrę elektryczny Ishir. – Zaraz ci odetnę te ślepe łby
Dwaj Ishirowie ponownie wyciągnęli przed siebie ręce. Niebieskowłosy zaczął formować dwa pioruny kuliste, które podobnie jak za pierwszym razem połączył w jeden. Klon natomiast z piorunem kulistym w każdej z dłoni rozpoczął bieg w stronę potwora.

Ziemia pod stworem wybuchła od ataku Anette, nie wywrócił oto stwora na plecy, acz wyraźnie go zdezorientowało, bowiem wił się jak szalony. To wykorzystała Mai celując w oczy hydry, tym razem skutecznie - atak oślepił kolejny łeb. Klon stworzony z elektryczności uderzył dwoma piorunami wprost w paszczę bestii, a jej łeb zaczął dygotać pod wpływem impulsów elektrycznych. Odskoczył do tyłu tworząc Ishirowi czyste pole do strzału, tym razem jednak zaklęcie go zawiodło. Gdy kule zetknęły się w jego dłoniach, pękły niczym banki mydlane neutralizując się. Rozwścieczony potwór, łypnął jednym z oczu na bezbronnego niebieskowłosego, i paszcza pognała w jego stronę. Wydawać by się mogło że to koniec, dla młodego maga, wtedy jednak z wagonu wyskoczył wojownik, który spał wcześniej w ich przedziale. Jego miecz świsnął w powietrzu, gdy czarnowłosy wsadził rękę w rozwartą paszcze stwora, przebijając ją od wewnątrz. Przeciągnął ostrze silnym ruchem rozcinając podniebienie wężowej głowy. Za wojownikiem zaś wyskoczył Shimizu, który swą muzyką zaczął odnawiać moce magiczne towarzyszy. Stwór poraniony i przerażony, wijąc się zaczął uciekać w stronę lasu.
 
Agape jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172