Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2011, 18:40   #73
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Szczupły, niski Thorn nie wyglądał na kogoś kogo należy się bać. Nie wyglądał na przepakowanymi sterydami koksiarza walczącego na nielegalnych ringach, ni na zabójcę mafii. Nie był ni jednym ni drugim, choć wygląd zabójcy mafii za często opierał się na mylnych wyobrażeniach z filmów.
Kulejący żul, kulejący zwykły nieszczęśnik, który jakimś cudem dożył tak długo. Do wyobraźni nie przemawiały wyraźnie widoczne znaki przynależności do Punisherów, ni duża ilość broni.
Wprost przeciwnie.. zwłaszcza broń kusiła. A może po prostu byli zbyt głupi i zdesperowani, niż tchórzliwi?

Wszystko trwało kilka sekund, cios, odskok huk broni palnej.


Rozerwana niemalże klatka piersiowa zakończyła żywot pierwszego i przemówiła do wyobraźni pozostałym. Uciekli.
Szkoda było naboi na kolejnych. James spojrzał na umierającego. W jego oczach widział ból i strach przed śmiercią. I prośbę o pomoc.
Próżną nadzieją na ratunek. Z taką dziurą w ciele tylko zgon go zresztą czekał.
Więc Chase... Nadepnął na jego szyję gruchocząc krtań i przyspieszając zgon chłopaka.
Wzruszył ramionami patrząc w twarz umierającego bez śladu emocji na twarzy.- Czego spodziewałeś? Tu są same potwory.
Z obojętnością przyglądał się gasnącemu wzrokowi umierającego dzieciaka. Po czym obrobił trupa z tego co miał wartościowego.
Nie było tego wiele.Więc ci Rippersi musieli zaatakować go w desperacji. Cóż... spróbowali, nie udało im się.
Ruszył dalej porzucając ciało na pastwę, bardziej zdesperowanych, a mniej odważnych mieszkańców stacji.Gehenna jak i Ziemia rządziły się wszak prawami dżungli. Byli roślinożercy, byli drapieżnicy, byli wreszcie padlinożercy. Na Gehennie nic nie mogło się zmarnować.

Dalsza droga obyła się już bez incydentów. Jakichkolwiek...

***

- Chase.Widzę, że nie odpuszczasz.- słowa wywołały lekkie drgnienie warg, przypominające przy pewnej dozie dobrej woli uśmiech. Po chwili Thorn wypowiedział słowa.- W moim interesie, jest pilnować twego życia. Umowa to umowa. Ty prowadzisz, ja ochraniam. Głupio by było gdybyś wykitował przed wyprawą, prawda?
Wzruszył ramionami.- Słyszałem o strzelaninie w barze. Za dużo głupców się tu kręci. Trzech takich próbowało mnie...- przesunął kciukiem po swej szyi i dodał spokojnym tonem.- Teraz jest ich dwóch. Nie wiem gdzie. Nie miałem chęci szukać.
Zajrzał przez ramię Giwery i krzyknął.- Lupo! Trzech Rippersów mnie napadło! Jeden zginął! To tak w razie, gdyby któryś “cyrkowiec” zgłaszał do ciebie jakieś uwagi w tej materii!
- Wiesz co, Chase. Same z tobą kłopoty - odparł Lupo. - Kiedy zabierasz z tej sekcji swoje dupsko?
- Ja mam zamiar wyruszyć jak najszybciej. A wbrew twej opinii, kłopotów nie sprawiam. Ot rozwiązuję problemy. Ten Rippers już ci bruździć nie będzie. O jedno źródło kłopotów tym rewirze... mniej. Zostały pewnie jeszcze dwa, ale następnym razem pomyślą, nim zrobią coś głupiego.- uśmiechnął zimnym niemalże lodowatym uśmiechem Thorn.
- Tym bardziej. - mruknął Lupo.
James wzruszył w odpowiedzi ramionami. Niech sobie Marcel myśli co chce. Problemy wszak nie wiązały się z tym, że James się tu pojawił. Spojrzenie Thorna zogniskowało się na Giwerze.- To kiedy chcesz wyruszać dalej?

Obecność dziewczyny James zignorował. Nie ważne, czy była jego partnerką w interesach, kochanką przyjaciółką czy też z córką z Terry. Blondynka była sprawą Giwery, a James nie zamierzał wtykać nosa w prywatne sprawy wspólnika w interesach.
- Dogram jeszcze jedną ustawioną transakcję i mogę się stąd zbierać.
-Jeśli nie masz nic przeciwko, idę z tobą.
- stwierdził Chase, dodając po chwili.- Aczkolwiek przy samej transakcji nie muszę asystować.
- Nie przeszkadza mi to.
-odparł Giwera, a James skinął głową w odpowiedzi.

Klientami Giwery okazali się dwaj potężnie zbudowani murzyni i krępy nerwowy latynos z wąsikiem pod nosem. Przypominał on Thornowi otyłego szczurka, na dzień przed egzekucją. Rozbiegane oczka i piskliwy głosik i nerwowe ruchy łapek.
Nie obyło się bez pytań o Jamesa. Niemniej Giwera wspomniał o Thornie jako o swym ochroniarzu. No i dodał gadkę o niedawnych wydarzeniach z jadłodajni. To uspokoiło Jose, na tyle że dalsze targi odbyły się bez większych problemów. Giwera i szczurek Jose się targowali, murzynki obrzucali Chase’a nieufnymi spojrzeniami. Podobnym zresztą spojrzeniem zrewanżował się im Chase.

Wspólna wędrówka rozpoczęła się od wrót do zapomnianego tunelu technicznego. Jakiś zapomniany już kujon złamał kody dostępu do tego tunelu.


A potem przehandlował, przepił lub wygadał je Giwerze. W sumie interes na tym zbił handlarz bronią. Co prawda w tunelu technicznym nie było skarbów, ale pozwalał się w miarę bezpiecznie przemieszczać pomiędzy sekcjami. Jako, że niewielu miało tu dostęp. A Hieny i Pokraki gdzie indziej szukały łupu.
No i trudno było się do niego dostać.
Giwera wystukał swój kod, wrota ze skrzypieniem otwarły się, by po paru minutach zawrzeć się za podróżnikami je przekraczającymi.
Giwera i Chase szli mimo wszystko w ciszy. Czujni i z bronią w ręku. Bowiem, to że ten tunel był w miarę bezpieczny, nie oznaczało całkowitego braku zagrożenia. Rutyna zabija.
Krok za krokiem przemierzali wąski tunel, wsłuchując się w ciszę, przecinaną ich oddechami i odgłosami stóp.
W końcu jednak, dotarli.
Krótka wymiana zdań na pożegnanie. Thorn nie widział powodu, by zaproponować wspólne wędrówki Giwerze w przyszłości. Jeśli ich drogi znów będą prowadzić w tym samym kierunku.
Zawsze bowiem dobrze mieć dodatkową lufę wędrując przez korytarze Gehenny, zwłaszcza, gdy tą lufę człowiek któremu można zaufać.
Krótkie łażenie i przepytanie pozwoliło ustalić, że poszukiwany przez niego człowiek poszedł do sekcji z której on właśnie wrócił. I już na ironię zakrawał fakt, że ów człowiek polazł ponoć w poszukiwaniu dobrego informatyka... Niektórzy podawali, że chodziło o niejakiego Double B.
A Jamesowi pozostało więc siąść pod ścianą i kląć. I zapalić szluga na uspokojenie.

Gdy chemiczne wyciszacze, jakim faszerowano ponoć więzienne fajki trochę go uspokoiły, James zaczął planować następne działania. Na szczęście takie ganianie za informatorami było częścią jego roboty, za dawnego życia. Należało więc być cierpliwym, wypytać tutejszych o interesującego go więźnia. No i... opylić zdobyczny bagnet, za coś pożytecznego. W końcu miał już sztylet, którym “oprawiał płotki.”
A potem... chwilę przekimać w bezpiecznym miejscu i ruszyć z powrotem.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 02-09-2011 o 00:04.
abishai jest offline