Mimo początkowych niepowodzeń i tymczasowej straty bosmana, wszystko zaczęło dobrze się układać. Waleczny i nad wyraz świątobliwy brat Norbert został skutecznie unieszkodliwiony, co pozwoliło uniknąć kolejnych ofiar patelni. Jak się okazało stara świątynia kryła w sobie tajemnicę. Pod ołtarzem ukryte było zejście do podziemi.
W owych podziemiach, które okazały się katakumbami pełnymi zmurszałych szczątków, przegniłych habitów i innego, w odczuciu Edgara dziadostwa, ukrywali się pozostali mnisi. Ci przyjaźniej, a może z większym fatalizmem przyjęli Edgara i jego kompanów. Zgodzili się nawet poprowadzić ich wgłąb podziemi.
Po niezbyt długiej wędrówce w ciemności i zaduchu, wyjaśniło się dlaczego mnisi ukrywali się pod ziemią. Wyspa i klasztor stały się jakiś czas temu siedzibą piratów, a kapitan Grand wpadł wprost w pułapkę. Tak jakby piraci przewidzieli, że tutaj postanowi się schronić. Statku nie było, ale załoga została uwięziona w nowym klasztorze. Oby moi tam byli, wśród nich. A co jeśli oni zostali na statku? Edgar zaniepokoił się nie na żarty. Przecież nie można było wykluczyć takiej ewentualności. Gdzie w takim razie popłynęli, gdzie ich szukać? Ale na pewno tu są, powiedział sobie. Tego musi się trzymać. Są tutaj. Są tutaj.
- Pomożemy Wam. To także nasza sprawa - Edgar ochoczo wyrwał kilof z rąk jakiegoś z trudem nim machającego starca i sam zaczął tłuc w skałę. Nie miał zamiaru opuszczać wyspy, ale mnisi nie musieli o tym wiedzieć. Gdy tylko wydostaną się na powierzchnię wyruszy na poszukiwania. Jeśli Bogini da mu szansę, to uwolni swoich rodaków, a przy okazji Granda i załogę, a potem na Meduzie uciekną z wyspy. Bo nie wątpił, że bez problemu pokonają znajdującą się w okolicach klasztoru bandę pijanych piratów. |