Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-08-2011, 19:49   #61
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Plan faktycznie mógł się udać. Wszak nie pierwszy raz przyszło Edgarowi wprowadzać bliźnich w błąd. Ba, można było powiedzieć nawet, że w tej materii był wyjątkowo utalentowany! Ruszył więc chwiejnym krokiem ku piratom, utykając iście po mistrzowsku na jedną z okrytych misternymi koronkami nóg. Ha! Toż każdy by się dał na to zrobić, nie mówiąc już o jakichś tępych morskich rębajłach! A przynajmniej tak się Edgarowi wydawało*. Gdy tylko wyłonił się jednak z zarośli wszystko potoczyło się odrobinę inaczej.
- Stój, ino raz! Wyciągaj parszywe łapy w górę! - w dłoniach piratów prawie natychmiast pojawiły się pistolety. W tym momencie jeden z nich wychylił się trochę na bok, jakby przyglądając się czemuś w krzakach za Edgarem.
- To atak! Zasadzka!** - rozdarł się i w tym samym momencie z chaszczy wylecieli sprzymierzeńcy Albiończyka wymachując dziko kordelasami. Korsarskie pistolety buchnęły ogniem i dwie kule poleciały z wizgiem prosto w stronę znajdującego się najbliżej ich Edgara... mijając jego głowę zaledwie o cale***. Obie strony starły się w gwałtownym boju, szczękając wściekle stalowymi ostrzami.

Po paru chwilach głośnej walki ostatni z piratów padł bez życia na ziemię. Nawet mimo przejrzenia podstępu korsarze nie byli w stanie postawić się przeważającemu wrogowi. Choć może była to też zasługą Edgara, który przyjął na siebie ich najmocniejszą broń - początkowy ostrzał z pistoletów.

Nastała prawie zupełna, ciężka cisza. Czy ktoś ich usłyszał? Czy za moment w ich stronę ruszą tuziny uzbrojonych bandziorów? Nie ruszyli. Może wzięli wystrzały i szczęk metalu za zabawy pijanych towarzyszy na plaży? W każdym razie świątynia stanęła przed nimi otworem i nikt chyba nie odkrył ich obecności.

Wkroczyli do środka. Nie zaszli jednak daleko, gdy nagle z głośnym brzdękiem w potylicę bosmana trafiła ciężka żeliwna patelnia. A na jej końcu, za winklem pojawił się wrzeszczący dziko mnich-berserker... o wychudłym, niskim ciele i przerażonych, rozbieganych oczach zdobiących zasuszoną głowę.
- N-nie zaciągnięcie mnie do swych chorych zabaw! He-heretycy i łotry! Jakom jest brat Norbert, stawię wam czoła, n-niczym sam Święty Obrońca na Przełęczy Czarnego Ognia! - groźnie wywinął drżącym mu w dłoniach kulinarnym orężem.

*Charakteryzacja 1k100: 94
**Ukrywanie się 3k100: 61, 50, 82
***US 2k100: 99, 71
Nasłuchiwanie piratów 1k100: 71
 
Tadeus jest offline  
Stary 29-08-2011, 21:19   #62
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
- Fucking hell – jęknął Edgar, gdy okazało się, że jego przebiegły plan spalił na panewce. Strażnicy byli bardziej przebiegli niż się spodziewał, albo po prostu ktoś doszczętnie spartaczył robotę. Ciekawe czy on sam, czy też jeden z ukrywających się między skałami marynarzy. W każdym bądź razie teraz stał na przeciwko dwóch uzbrojonych w pistolety piratów i zezował w ciemne otwory luf, które nagle zionęły ogniem.

Bogini... zdążył tylko pomyśleć Edgar i plackiem padł na ziemię. Nie czuł bólu, ale prawdopodobnie dlatego, że był martwy. Zaraz dołączy do przodków w zaświatach. Tylko dlaczego wciąż słyszę odgłosy bitwy, zadał sobie pytanie i ostrożnie otworzył oczy. Nadal leżał na ziemi i nadal nie czuł bólu, a marynarze pod wodzą bosmana, rozprawiali się z jego niedoszłymi zabójcami. Natychmiast zerwał się z ziemi i furkocząc połami sukni przyłączył się do walki.

Nie minęła chwila a piraci leżeli martwi na ziemi. O dziwo, nikt nie zwrócił uwagi na hałasy i odgłosy szamotaniny. Edgar pozbył się zbędnego, utrudniającego poruszanie przebrania i wziął się za przeszukiwanie trupów. Jego pierwszym łupem padły pistolety, które wetknął sobie za pasek, nie przejmując się tym, że nie są nabite. Wyglądały groźnie i o to mu chodziło. Przywłaszczył też sobie spory zapas kul i czarnego prochu, a także niezbyt pocięty skórzany kubrak, który od razu przywdział dla lepszej ochrony.

Ruszyli do świątyni. Nikt ich już nie atakował ani nie biegł w ich kierunku. Chyba pozostali piraci byli zbyt pijani, aby poprawnie zinterpretować to co się właśnie stało. Gdy bosman z jękiem upadł na ziemię, Edgar skoczył w bok i wyrwał zza pasa pistolet. Pozostali żeglarze natychmiast rozproszyli się i przyjęli bojową postawę, z obnażoną bronią. Naprzeciw nich stał ubrany w długą szatę, przerażony mnich, dzierżący w ręku sporą patelnię.

- Fucksick – zaklął Edgar zupełnie ignorując fakt, że znajduje się w poświęconym przybytku. Opuścił broń i rozłożył ręce w geście dobrej woli. Pozostali poszli za jego przykładem. – Aleś nas wystraszył, dziadku. My nie piraci. Wręcz przeciwnie... Przypłynęliśmy aby uwolnić was od przeklętych opojów, a przy okazji odbić naszych kompanów... Powiedz, bracie Norbicie, gdzie piraci przetrzymują jeńców?
 
xeper jest offline  
Stary 30-08-2011, 22:43   #63
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
- N-nie piraci? Ha? - starzec łypnął podejrzliwie okiem* - Jak nie piraci, to czemu się stroicie jak oni? A skąd mam niby wiedzieć, że wy nie inni grasanci, co się ino z tymi tu swarzą i nam taki sam los zgotują, gdy już ich ubiją? Ha?
Odłożył patelnie, jednak widać było, że nadal pozostał ostrożny i niechętny do współpracy.
- Waszych pobratymców tu nie ma. - rzucił krótko nadal sondując ich wzrokiem. - A ja wam nie pomogę! Nie skalam mej duszy mieszając się do waszych nieczystych bojów! Będę niczym święty Hieronimus stawiający milczący opór barbarzyńskim najeźdźcom! Niczym Ojciec Larten ćwiartowany przez Ulrykanów! Jak gotowany żywcem Piatius i hańbiona bluźnierczo Teodefa! Jak...
Reszty nie usłyszeli. Kapłan się rozkręcał, a oni nie mieli zbyt dużo czasu. Zostawili ogłuszonego bosmana, by trochę odpoczął, a sami zaczęli zwiedzać całkiem obszerne wnętrze podupadłej drewnianej świątyni. Jedyne co wydawało im się dziwne, to liczne świeże ślady w kurzu zalegającym na klepisku. Wyglądało to tak, jakby w ostatnich dniach stało, chodziło i siedziało tam wielu ludzi. Ani w głównej sali ani w nawach nie mogli jednak znaleźć żadnego z nich. Gdy dotarli do pękniętego ołtarza coś przykuło uwagę przywykłego do węszenia Edgara. Spod masywnego granitowego bloku czuć było leciutki, ledwo wyczuwalny powiew powietrza. Delikatna manipulacja przy zatartych sakralnych zdobieniach przyniosła odpowiedź. Pod ołtarzem wyraźnie zadźwięczał jakiś metaliczny mechanizm, nic poza tym się jednak nie stało. Nagle uzmysłowili sobie, że wokół nich stało się dziwnie cicho, a z oddali nie dochodził ich już bełkot podnieconego swoim męczeństwem mnicha. Odwrócili się w samą porę, gdy ten już z pędu zamierzał się patelnią na niższego z marynarzy. Tym razem bez problemu chwycili go za dłoń i wytrącili mu oręż.

Chwilę później ołtarz odsunął się sam, a spod niego wyjrzały liczne wystraszone głowy mnichów.
- Nie lękaj się, Norbercie, walczyłeś dzielnie - pocieszył mnicha długobrody starzec w habicie przepasanym srebrną szarfą. - Nie będziemy stawać na drodze przeznaczeniu, chodźcie z nami, a wskażemy wam tych, których szukacie - zwrócił się do trójki przybyłych marynarzy. - Waszym nieprzytomnym towarzyszem w tym czasie zajmie się brat Gaius, nasz zielarz.

I zeszli po krzywo wyciosanych schodach, prosto w śmierdzący stęchlizną mrok katakumb. Szli nie więcej niż parę chwil, mijając wielokrotnie nisze z pozostałościami niezliczonych pokoleń mnichów. Klasztor musiał mieć zaprawdę długą historię. Edgar z zaciekawieniem spoglądał na resztki szat i sakralnych naczyń pochodzących z dawnych wieków, nie zauważył jednak tam nic, na czym by się specjalnie wyznawał.


W końcu dotarli do ostatniej ze ścian katakumb i ujrzeli resztę mnichów poszerzających i wydłużających w pocie czoła następny korytarz. Wokół nich leżały wszystkie możliwe gospodarcze narzędzia, a także parę sztuk starego, niemal zabytkowego oręża.
- Jesteśmy już blisko plaży - skomentował opat. - Jeszcze parę godzin i dokopiemy się do starej piwnicy pod winiarnią. Blisko niej składowane są niemal wszystkie łodzie. Moi bracia gotowi są do walki. Przebijemy się i umkniemy na ląd, a potem wrócimy ze zbrojnymi naszego zakonu oczyścić nasz dom!
Oświadczeniu towarzyszyły umiarkowane jęki radości dochodzące z ust reszty zakonników. Widać było, że już dawno nie zaznali walki i najchętniej wybraliby inne wyjście... Gdyby istniało.
- Drugą załogę, która przybyła dzisiaj, pozamykali w dormitorium w obrębie bram opactwa, zaś ich statek i ładunek przejęli i odpłynęli nim gdzieś dalej na północ - kontynuował opat ważąc z niepokojem w dłoni pordzewiały miecz. - Te łotry przygotowały na nich zasadzkę tutaj na wyspie, gdy Grand szukał u nas pomocy. Oni przybyli tu już przed wieloma dniami, obierając sobie wyspę za bazę do swoich nikczemnych napadów. Bogowie nie sprzyjali waszym towarzyszom...


*Ogłada 1k100: 73
Przeszukiwanie w świątyni 1k100: 38
Przeszukiwanie w katakumbach 1k100: 67
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 30-08-2011 o 23:19.
Tadeus jest offline  
Stary 01-09-2011, 20:01   #64
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Mimo początkowych niepowodzeń i tymczasowej straty bosmana, wszystko zaczęło dobrze się układać. Waleczny i nad wyraz świątobliwy brat Norbert został skutecznie unieszkodliwiony, co pozwoliło uniknąć kolejnych ofiar patelni. Jak się okazało stara świątynia kryła w sobie tajemnicę. Pod ołtarzem ukryte było zejście do podziemi.

W owych podziemiach, które okazały się katakumbami pełnymi zmurszałych szczątków, przegniłych habitów i innego, w odczuciu Edgara dziadostwa, ukrywali się pozostali mnisi. Ci przyjaźniej, a może z większym fatalizmem przyjęli Edgara i jego kompanów. Zgodzili się nawet poprowadzić ich wgłąb podziemi.

Po niezbyt długiej wędrówce w ciemności i zaduchu, wyjaśniło się dlaczego mnisi ukrywali się pod ziemią. Wyspa i klasztor stały się jakiś czas temu siedzibą piratów, a kapitan Grand wpadł wprost w pułapkę. Tak jakby piraci przewidzieli, że tutaj postanowi się schronić. Statku nie było, ale załoga została uwięziona w nowym klasztorze. Oby moi tam byli, wśród nich. A co jeśli oni zostali na statku? Edgar zaniepokoił się nie na żarty. Przecież nie można było wykluczyć takiej ewentualności. Gdzie w takim razie popłynęli, gdzie ich szukać? Ale na pewno tu są, powiedział sobie. Tego musi się trzymać. Są tutaj. Są tutaj.

- Pomożemy Wam. To także nasza sprawa - Edgar ochoczo wyrwał kilof z rąk jakiegoś z trudem nim machającego starca i sam zaczął tłuc w skałę. Nie miał zamiaru opuszczać wyspy, ale mnisi nie musieli o tym wiedzieć. Gdy tylko wydostaną się na powierzchnię wyruszy na poszukiwania. Jeśli Bogini da mu szansę, to uwolni swoich rodaków, a przy okazji Granda i załogę, a potem na Meduzie uciekną z wyspy. Bo nie wątpił, że bez problemu pokonają znajdującą się w okolicach klasztoru bandę pijanych piratów.
 
xeper jest offline  
Stary 01-09-2011, 23:07   #65
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Nie musiał długo czekać, po nie więcej niż dwóch godzinach jego kilof z głośnym brzdękiem natrafił na kamienną ścianę, chwilę potem luzowali już skruszoną zaprawę i pojedynczo przedostawali się do opuszczonej piwnicy. Gdzieś daleko nad nimi słychać było przytłumione ryki bawiących się piratów. Mnisi zacisnęli kurczowo dłonie na dzierżonym improwizowanym orężu. Czuć było w powietrzu ciężki zapach nadchodzącej bitwy. W odpowiedzi na niemy sygnał opata pojedyncze postacie niczym cienie wdrapały się na górę do drewnianych zabudowań.

A potem rozpoczęło się zabijanie. Wypadli na plażę, wbiegając bez uprzedzenia między pojedyncze pijane sylwetki korsarzy. Gdzieniegdzie szczękała broń, gdzie indziej buchały płomienie z luf. Słychać było jęki, okrzyki i ryk konających. Trup ścielił się gęsto i zupełnie przypadkowo. Mnisi praktycznie zupełnie nie znali się na walce, za to piraci, którzy w tym fachu mieli niejakie doświadczenie znajdowali się w stanie, który nie pozwalał im na nic więcej niż losowe zataczanie się i koślawe niecelne ciosy. Aż żal było na to wszystko patrzeć. Na szczęście jednak pokonanie piratów na plaży nie było głównym celem Edgara i dwóch rudych marynarzy. Toteż widząc, iż bitka traci na dynamizmie i potrwa być może jeszcze wiele długich chwil, postanowili wykorzystać zamieszanie, by dostać się za bramy. I nie mogli życzyć sobie lepszego do tego momentu. Wrzaski z bitwy dotarły bowiem do zabudowań i większość w miarę trzeźwych piratów opuściła swoje stanowiska gnając na pomoc pijanym w sztok towarzyszom.

Dzięki temu faktowi i wyjątkowym zdolnościom Edgara, który zwinnie niczym wiewiórka wspiął się na niestrzeżone chwilowo mury, już po paru chwilach znaleźli się we wnętrzu opactwa. Droga do dormitorium prowadziła przez główny plac, który piraci przez te parę dni zdążyli dopasować do swoich potrzeb. Na środku niego stał krąg naostrzonych pali, z których spoglądali na nich martwymi oczami Filozof, Świszczący Rudi, pozbawiony peruki łasica i wielu innych, których imion Edgar nie znał. Ich ciała, poza oczywistymi obrażeniami od pala nosiły jeszcze ślady wielu innych wymyślnych tortur i pirackich "zabaw".

Nasza trójka nie miała jednak czasu przyjrzeć się im dokładniej. Gdy weszli bowiem głębiej między zabudowania na murach zamajaczyły liczne ludzkie sylwetki. Mieli zaledwie chwilę na reakcję, a potem z góry posypały się na nich bełty z kusz. Rzucili się szczupakiem za masywny mur świątyni, unikając niemal pewnej śmierci. Groty zadźwięczały metalicznie o kamienny budulec. Nie mieli dość broni dystansowej, by postawić się takiemu ostrzałowi, nie mogli też znów udać się na otwarty teren, wybrali więc jedyne możliwe wejście - furtę prowadzącą do samej świątyni. Okazała się ona raczej miniaturowymi pancernymi wrotami, który uległy im dopiero, gdy wykorzystali siłę wszystkich dostępnych sześciu ramion. Chwilę potem podziwiać mogli już wysokie, strzeliste sklepienie i bogato zdobione nawy. Z niewiadomych powodów nie widać było w środku zniszczeń ani innych przejawów typowego dla piratów wandalizmu. Oni nie mogli sobie jednak pozwolić na przesadny szacunek. Podsadzając się nawzajem wdrapali się na masywne barki majestatycznej figury Sigmara i stamtąd wyżej na jego koronę i wzniesiony do ciosu Ghal-Maraz, by w końcu dostać się na wąską galerię idącą pod samym dachem, z której zwisały zdobne proporce. Niewątpliwie Hrabina tego dnia zyskała następnego rozgniewanego boga do kolekcji.

Im pomogło to jednak wygramolić się na skrytą w mroku część dachu. Został już tylko brawurowy skok na sąsiadujący z nim dach dormitorium. Do wysiłku zachęciło ich paru piratów, którzy najwyraźniej przewidzieli ich plan i zebrali się na dole, nerwowo nakręcając kusze, by posłać w ich stronę następną śmiercionośną salwę.

Rozpędzili się i... skoczyli, modląc się do swoich bogów. Nie dla wszystkich byli oni jednak tej nocy przychylni. Edgar wylądował akurat na skraju następnego dachu, zręcznie łapiąc równowagę, towarzysząc mu dwójka nie miała jednak takiego szczęścia. Ledwo chwycili się krawędzi. Albiończyk nie miał czasu ani siły, by dźwignąć obu. Musiał wybrać jedno życie. Gdy tylko wciągnął marynarza na górę, drugim wstrząsnęły uderzenia wbijających się w jego ciało grotów. Gdy spadał na dół był już martwy.

Chwilę później pozostała przy życiu dwójka wpadła do dormitorium jedyną drogą, która nie groziła im ostrzałem. Przez komin. Uderzyli w zaczadzone drwa z impetem, zasypując cały przedsionek czarnym, gryzącym popiołem i oślepiając przy okazji dwóch stojących na straży piratów. Nim smoliste obłoki opadły obaj byli już martwi, pozostawiając bohaterom już tylko zaszczytny akt zdjęcia masywnej zasuwy z drzwi głównej sypialnej sali.
- Niech mnie wszystkie demony biją! - zaklął stary Grand, widząc niespodziewanych wybawicieli. - Wiedziałem! Wiedziałem, że przeklęci bogowie dadzą nam jeszcze szanse, by nas w przyszłości podręczyć! Gadajcie chyżo, gdzie te kurwie syny się kryją i jak ich najlepiej wytłuc!
Niestety, już po chwili Albiończyk zauważył, że wśród uratowanych nie było jego pobratymców.

Edgar Skok 1k100: 43
Marynarze Skok 2k100: 54, 54
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 02-09-2011 o 23:21.
Tadeus jest offline  
Stary 03-09-2011, 22:19   #66
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
To co się działo w opactwie, Edgar nie był w stanie opisać słowami. Wydostali się z podziemi, ale zamiast pomagać mnichom w rozprawie z pijanymi piratami, od razu ruszyli w kierunku miejsca, gdzie uwięzieni byli ich towarzysze i rodzina Albiończyka. Bieganina, szalone skoki, balansowanie na krawędzi spadzistego dachu i na koniec krótki i boleśnie zakończony lot we wnętrzu komina, to było coś, czego Edgar nie zapomni do końca życia. Niestety do murowanej świątyni dotarł już z tylko jednym marynarzem, drugi poległ gdzieś po drodze, naszpikowany bełtami.

Edgar, pokasłując i otrzepując się z czarnego pyłu wyłonił się z chmury popiołu powstałej po ich lądowaniu w palenisku. Oszołomiony i oślepiony pirat, stojący na straży nie był zbyt dużym wyzwaniem dla albiończyka i już po chwili leżał martwy z dziurą w brzuchu. Podobnie jak jego kamrat zabity przez towarzyszącego Edgarowi marynarza. Z radością w sercu i niemal łzami w oczach Edgar wpadł do pomieszczenia, gdzie przetrzymywani byli jeńcy.

I nie uwierzył w to co tam zastał. Poza kapitanem Grandem i członkami załogi Hrabiny, nie było tam nikogo. Jego rodacy pozostali na statku! Bogini! To niemożliwe, dlaczego? Patrzył oniemiały na uradowanych nagłym ratunkiem marynarzy, z Grandem na czele, zmierzającym w jego kierunku. Dał się uściskać, po czym nadal nie wierząc w to co widzi, zrobił krok do tyłu i powiódł wzrokiem po obecnych.
- Gdzie oni są? Gdzie ci ludzie... Ci, których przewoziłeś? – zapytał kapitana.
- Nie wiem – odparł Grand. – Nie mam pojęcia co się działo, od momentu w którym nas tu zamknięto...
- Fuck! Jak to? –
nie pozwolił mu dokończyć Edgar. – Nie wiesz... Co się tu w ogóle wydarzyło?
- Przeklęci zbrodniarze zaprzestali pościgu, gdy zbliżyliśmy się do wyspy! Myśleliśmy, że zlękli się dział i zeszliśmy na ląd powitać mnichów, by i nas przypadkiem nie ostrzelali. Zastawili na nas pułapkę w tej przeklętej świątyni! A gdy trwała bitka, pojawiła się ta ich czarna łajba odcinając nam drogę odwrotu!
– kapitał opisał całe zdarzenie żywo gestykulując.
- Zabrali Hrabinę... Nie wiesz gdzie popłynęli, prawda? – Edgar nim skończył pytać, już wiedział jaka będzie odpowiedź.
- Hrabinę? Moja Hrabinę?! Łotry! Złodzieje! Już ja ich doścignę! Powieszę tego przeklętego mordercę na maszcie! Jego i tą jego morską wiedźmę! – darł się kapitan. Reszta załogi złorzeczyła za jego plecami.
- O kim mówisz?
- O podstępnym kapitanie tej przeklętej Meduzy! Miał przy sobie jakieś stare babsko obwieszone talizmanami, sączące mu wciąż do ucha szalone pomysły! Bełkotali coś o przeznaczeniu i o północy!

- Trzeba ich gonić! Meduza stoi na kotwicy. Piratów pewnie została tylko garstka. Mnisi dzielnie walczyli! - właśnie w tym momencie na zewnątrz zagrzmiały działa Meduzy, a z okolic plaży doszedł ich wielokrotny huk wybuchów. Edgarowi zrzedła mina. A więc piratów zostało nieco więcej niż się spodziewał. Jednak to nie będzie tak prosta przeprawa.

Wybiegli wszyscy na zewnątrz. Meduza, stojąca nieopodal brzegu na kotwicy cała spowita była kłębami dymu. Plaża eksplodowała gejzerami piachu. Piraci znajdujący się na pokładzie, nie przejmowali się losem swych druhów i razili ołowiem wszystkich jak popadnie. Na piasku leżało już kilkanaście ciał.
- Musimy zdobyć statek – powiedział Edgar, jakby nie było to czymś oczywistym. Rozejrzał się w poszukiwaniu jakiejś szalupy, ale niestety wszystkie łodzie przycumowane były do mola, dokładnie naprzeciw zionącej ulewą ołowiu Meduzy. Zaklął pod nosem tak szpetnie, że aż Grand spojrzał na niego zdziwiony.
- Potrzebuję pięciu ludzi – zwrócił się do kapitana. – Dobrych pływaków i szermierzy. Podpłyniemy do statku od drugiej strony, lub od dziobu. Stamtąd nikt się nie spodziewa ataku. Wespniemy się na pokład i postaramy opanować Meduzę. Wy, tutaj musicie odwrócić ich uwagę, tak żeby nikt nie patrzył na morze.

Po tych słowach zostawił Granda, aby kapitan wybrał ludzi a sam skierował się ku brzegowi znaleźć jakieś bezpieczne zejście. Ściągnął jak najwięcej ze swojego ekwipunku i ubrania, aby nie utrudniać sobie ruchów. Bogini! W co on się wpakował? I to na ochotnika!
 
xeper jest offline  
Stary 03-09-2011, 23:26   #67
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Plan niewątpliwie był ryzykowny, miejscami nawet szaleńczy. Czy faktycznie zdołaliby w szóstkę przejąć cały wrogi okręt? Czy uda im się pokonać mroźne wody zatoki, niepostrzeżenie wspiąć się na wysokie burty, a potem jeszcze sprawnie wytłuc doświadczonych w boju piratów? To miało się już wkrótce okazać. Rzucili się w mroźne fale, sprawnie przecinając załamujące się im nad głowami bałwany. Edgar mimo całego bólu i trudu na jaki narażało go morze przyznać musiał, że z ciekłym żywiołem radził sobie coraz lepiej. Parł do przodu niemal tak szybko jak towarzyszący mu doświadczeni marynarze. Po tym, co przeżyć musiał w zalanej grocie, pierwszego dnia pobytu w tym dziwnym kraju, prosty kraul do wrogiego statku nie wydawał się przesadnie wymagający. Gdyby tylko woda mogła być choć troszkę cieplejsza... Od zimna aż cierpła mu skóra na ciele, a mięśnie na twarzy napinały się kurczowo do tego stopnia, iż mężny Albiończyk zaczął zastanawiać się, czy kiedykolwiek się znowu tego bolesnego grymasu pozbędzie.

Gdy zbliżyli się już do Meduzy na sto łokci, nad pirackim statkiem nagle przefrunęła armatnia kula, niemal ocierając się o jego główny maszt. To załoga Hrabiny odpaliła działa na murach opactwa! Niecelny strzał przyniósł spodziewany rezultat. Meduza przestała ostrzeliwać plażę i skupiła się na stanowisku armaty. Dwa pirackie pociski chybiły tylko o włos, uderzając z ogromnym hukiem w okalający świątynie mur i roztrzaskując pobliskie błogosławione witraże. Ktokolwiek pozostał na statku, z pewnością skupił teraz wszystkie swoje siły na nowym, niespodziewanym zagrożeniu.

A to tylko ułatwiło im pracę. Edgar nie miał żadnych problemów ze wspięciem się na wysokie drewniane burty*. Ze zdziwieniem stwierdził jednak, że na górnym pokładzie nie było absolutnie nikogo. Nikogo poza paroma porozwieszanymi - zapewne dla ozdoby - szkieletami. Piraci skupić się musieli gdzieś niżej, zapewne na poziomie dział, które tak pilnie obsługiwali.

Cóż, statek musiał zostać w stanie nadającym się do wykorzystania, toteż nie pozostało im nic innego poza wyściubaniem ich z ich dziury. Albiończyk ruszył przodem, cicho niczym cień, trzymając się mrocznych zakamarków upiornego pirackiego okrętu. Jego zmysły wyostrzyły się do granic możliwości, a dłoń utkwiła na długim pozbawionym gardy sztylecie, który zakupił przed wieloma dniami na targu z Marią...

W końcu dotarł do odpowiedniego pokładu, gdzie jego zmysły przestały być użyteczne. Starczył jeden strzał armat, by dudniący hałas niemal go ogłuszył. Na szczęście oznaczało to jednak też, że biegający od składu prochu do dział i z powrotem piraci nie mieli szans jego usłyszeć. Poobserwował ich trochę przekradając się z miejsca na miejsce, a następnie wycofał się, zdając relację z ich trasy i liczebności.

A potem nastąpił atak. Do dwóch pierwszych ofiar nie potrzebował pomocy. Pozostawały w jednym miejscu, gapiąc się przez otwory strzelnicze na wyspę. Podkradł się zwinnie niczym kot, ogłuszając jednego z nich i wbijając w plecy sztylet drugiemu, nim jeszcze pierwsze ciało głucho upadło na deski.

W tym samym czasie jego towarzysze zabrali się za resztę. Przy tak idealnie przygotowanym ataku nie było mowy o porażce. Piraci nie mieli żadnych szans. Cała akcja była cicha, szybka i do bólu skuteczna. Na hardych minach marynarzy malował się prawdziwy podziw i szacunek.

Dwie godziny później wyłapali ostatnich z kryjących się po wyspie piratów.
- Nnie! Nie! Tylko nie w stopy! AAA! A! AU! Na Bogów! Nie dręczycie mnie już! AA!
Trzymany nad ogniskiem pirat wyginał się, jęczał i popiskiwał, gdy załoganci Hrabiny coraz to przybliżali jego nogi do płomieni, zaśmiewając się w najlepsze.
- Na Północ popłynęli! Mówiłem przecież! Mówiłem! AAA! Szeptucha mówiła, że by spełnić się mogło... to no... AAA! Mówie już, mówię! Że przeznaczenie Rudobrodego spełni się tylko na północy! I że trzeba mu do tego statku, na którym skupia się nienawiść wszystkich bogów! AAAAA! Łotry! Przecież gadam tak szybko jak mog... AAAAAAA!!!!
- Następny! - warknął zniecierpliwiony kapitan.
- Ai! Aiiiii! Toż o nic jeszcze nie zapytaliście... A! Gadam! Ga-daaaam już!!! Już Już! Ładunek zabrali, bo słyszeli od waszych, co ich na męki wzięli... AAiii! Nie! Błagam! Toż nie ja ich tam męczyłem! Aiiiiii!!! Gadali, że wam do Norski droga! A, że i im też na północ, to pomyśleli, że przy okazji na tych waszych niewolnikach zarobią, w końcu skoro ich przewozicie, to dla dzikusów tam cenni być musz... AIIII!!!
- Następny...

Poza informacjami z całej przygody zyskali też nieliche łupy. Mnisi nie byli zainteresowani spadkiem po byłych okupantach, toteż wszystko, co udało się piratom zrabować stało się własnością załogi Hrabiny. A było tego niemało. Poza około pięcioma koronami, które po podziale przysługiwały Edgarowi z racji bycia szeregowym członkiem załogi, w nagrodę za swoje zasługi otrzymał też pierwszeństwo w wyborze zyskanych sprzętów. A było z czego wybierać: przeszywanice, pistolety, szable, kusze, łuki, drogie i miejscami egzotyczne szaty... A także to, co zostało po nabitym na pal Łasicy: porządny zestaw wytrychów i doskonałej jakości buty o cichych podeszwach, które jakimś dziwnym zrządzeniem losu niemal idealnie pasowały na wymarznięte stopy Albiończyka.

*Wspinanie 1k100: 3
**Skradanie się 1k100: 27
PD 300
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 04-09-2011 o 09:15.
Tadeus jest offline  
Stary 04-09-2011, 16:22   #68
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Edgar siedział z dala od ogniska i mimowolnie przysłuchiwał się wrzaskom i krzykom torturowanych piratów. Jego plan udał się w stu procentach. Nie wiedział czy zawdzięcza to swojemu szczęściu czy może łasce Bogini. W każdym bądź razie nie zapomniał jej za to podziękować, zaraz po tym jak ponownie znaleźli się na lądzie. Przemarznięty ubrał się ponownie w swoje ciepłe ubranie, przywdział buty, jakie ściągnął ze stóp martwego Łasicy i zaczął liczyć pieniądze, które przypadły mu w udziale.

Wyszło tego pięć koron. Może nie dużo, ale Edgar nigdy nie miał zbyt wiele pieniędzy. A i te, które właśnie zarobił, zaraz stracił.
- Do stu piorunów! – podczas podziału łupów doszło do awantury. Marynarzom nie spodobała się ilość posiadanego przez Edgara złota i łupów. – Nie możesz mieć tego wszystkiego. Co ty sobie myślisz, przybłędo, że będziesz miał więcej od nas?
- Ale przecież ja poprowadziłem atak na Meduzę. Ja wymyśliłem plan. To dzięki mnie... – bronił się Albiończyk. Wrogie spojrzenia marynarzy sprawiły jednak, że umilkł. Kłótnia nie miała sensu.
- Dobra, dobra – przyznał im rację. Na stos odłożył pistolety i zapach prochu i kul do nich. Przecież i tak nie potrafił się nimi posługiwać. Do tego pistolety były zawodne i hałaśliwe. W sumie dobrze zrobił, że się ich pozbył. Wrogość w oczach marynarzy trochę się zmniejszyła. Trochę... Miał przecież jeszcze buty, wytrych i kubrak, jaki zdobył na strażnikach drewnianej świątyni.
- Dalej mało? – zapytał retorycznie i widząc twierdzące gesty żeglarzy cisnął na stos monety. Pieniądze szczęścia nie dają, podobno. Wyraz zadowolenia na twarzach i pomruki zadowolenia świadczyły, że marynarze zaakceptowali ofertę. Edgar poklepał się po kieszeni. Na szczęście nikt nie zwrócił uwagi na wytrychy, jakie Edgar wyciągnął z kieszeni Łasicy. Zresztą to tylko kawałki drutu.

- A więc płyniemy na północ? Do... Norslandu? – zapytał w końcu kapitana Granda, gdy ten zakończył przesłuchanie. Nie miał na to ochoty. Jeszcze w domu słyszał opowieści o mieszkańcach tamtejszych ziem, którzy tylko po części byli ludźmi, a w ich żyłach płynęła krew trolli. Byli dzikimi wojownikami, łupieżcami i pili krew pokonanych wrogów. Ale po co Rudobrody tam się pchał? Nie mógł płynąć gdziekolwiek indziej? Chcąc nie chcąc, Edgar musiał się za nim udać. Tam była jego rodzina!
 
xeper jest offline  
Stary 04-09-2011, 19:39   #69
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Po parunastu godzinach przygotowań kolczasta kotwica Meduzy wyłoniła się z wody, a wiatr uderzył w rozwinięte, czarne żagle. Kościotrupy zaklekotały komicznie, wprawione w ruch drganiem potężnego drewnianego kadłuba. Do drogi wyruszali w pośpiechu, bez czasu na zaznajomienie się z nowym okrętem i jedynie z częścią zapasów potrzebnych na tak ryzykowny wojaż. Nie mieli jednak innego wyjścia. Rudobrody miał znaczną przewagę i nikt z nich nie wiedział, co uczyni z Hrabiną i jej ładunkiem, gdy już dotrze do celu. Musieli zdążyć na czas.

Również i liczebność załogi nie była w pełni zadowalająca. W boju i w czasie pirackich zabaw stracili wielu towarzyszy, których stanowiska na pokładzie świeciły teraz pustkami. Najgorsze było jednak to, że wśród poległych był i Zębacz, jedyny załogowy znachor. Gdy tylko załoga się o tym dowiedziała, morale spadły do poziomu iście grobowego. Co jeśli w czasie długiego wojażu na pokładzie pojawi się jakaś choroba? Albo chociaż zwykłe zatrucie kiszek, potrafiące na parę dni rozłożyć połowę załogi? Jak mieli ruszać do boju, mając świadomość, że nawet najlżejsza rana może doprowadzić do ich śmierci, gdy nie będzie jej kto miał opatrzyć?

Grand, jeśli misja miała się powieść, musiał coś na to poradzić. I poradził, prosząc o rozmowę z opatem zakonu. W ostatnich minutach postoju do burty przycumowała łódka z wielce podekscytowanym bratem Gaiusem, zakonnym zielarzem.
- Ach, moje nowe owieczki! - spojrzał z rozczuleniem na harde, poharatane mordy marynarzy. - Ojciec Tymoteusz stwierdził, że tam gdzie się udajecie przyda wam się zarówno ma sprawna ręka, jak i me dobre, pokrzepiające słowo, tedy jestem! - uniósł ręce ku górze w błogosławiącym geście.



Po pokładzie rozeszły się powątpiewające pomruki i szepty.
- Wątpicie! Lecz nie musicie! Sprawie, że płomienie waszych serc zapłoną oślepiającym blaskiem, z którym mierzyć nie zdoła się żaden z koszmarów Północy! Staniemy się pochodnią światła i cywilizacji, rozświetlającą cienie barbarzyńskich krain!
Pomruki zyskiwały na intensywności.
- Ale uda się to tylko, gdy i nasze ciała i dusze lśnić będą czystością, niczym święte zwierciadła! Gdy wyrzekniemy się tego co podłe i liche w naszych życiach! Odstąpcie od mącącego w głowach grogu, zaprzestańcie przekleństw i złego języka i błagajcie o przebaczenie za życia rodaków, któreście odebrali zeszłego dnia! Módlcie się ze mną!
Gdy wybrzmiało ostatnie donośne słowo płomiennej przemowy, na pokładzie nie pozostał już niemal nikt z załogi. Końca kazania doczekały tylko szczerzące się prześmiewczo szkielety.
- Bracie Gaiusie... - kapitan podszedł do rumianego nadal od emocji kapłana, kładąc mu życzliwie hak na ramieniu. - Może skoncentrujcie się jednak najpierw na tym całym leczeniu. Załoga potrzebuje czasu, by przywyknąć do waszych... mądrości...

I w ten sposób pobłogosławiona obficie Meduza pognała ku północy zostawiając wybrzeże cywilizowanego Imperium daleko za sobą. Według opowieści najstarszych z załogantów pierwsze zarysy norskiego wybrzeża powinni ujrzeć najszybciej za dwa tygodnie. Zapowiadało się więc na długą podróż. Z drugiej strony Edgar szybko nauczył się, by nie wierzyć we wszystko co marynarska brać opowiadała żółtodziobom.
- Jakom żyw! Ogon jako ten śledź miała i długie złociste włosy! A do tego głos niczym słowik o wiosennym poranku!
- A cycki!? O cyckach gadać miałeś! -
pospieszył go podekscytowany Hugon Palcownik.
- Nono! Piersi iście jak ta Verena z kaplicy w Marienburgu, co ją tam zakonnicy na zamówienie taką nakreślić kazali, bo mało luda tam zaglądało! Kto widział ten wie, krągłości niczym jędrne wzgórza Averlandu, pęczniejące od dojrzewających na słońcu winogron! I te oczy, niczym dwa jadowite jeziora! Kto spojrzał w nie, zatraconym był po wieki! Żeśmy stracili jedną czwartą załogi! Wszystko żółtodzioby, co ich w gaciach pościskało i do mroźnej wody wskoczyli! To się z nimi morskie wiedźmy zabawiły! Harr, harr!
- Ale to i tak nic w porównaniu z mielizną straconych dusz! Słyszałem ja o niej od pewnego kupca z Carroburga, co swoje przednie winiacze do Erengardu co wiosnę woził! Ponoć wpadli na nią całkiem z nienacka, w bezgwiezdną noc. Zaczęło się od tego, że wokół kadłuba w głębinie spostrzegli dziwne, upiorne światła i usłyszeli okropne, bolesne zawodzenie. A w chwilę potem pod pokładem pojawiać się zaczęły najprawdziwsze, kroczące korytarzami zjawy! Kogo tknęły, ten trup! A świeże dusze ściągały za sobą do głębin, by tam nacieszyć się ich stygnącym ciepłem żywota! Ten cały Laureax, czy jak go tam cholera wołali, mówił, że w jednej z tych zjaw rozpoznał nawet swojego dziada, co na morzu zaginął wiele lat wcześniej!
- A tam! Toż o tej mieliźnie przecie każdy słyszał! A o Zaprzęgu Morskiego Króla wam ktoś opowiadał? Było to w roku dwunastym, gdy szliśmy z wiatrem wzdłuż wybrzeża przy Salkalten...

I tak spędzili pierwsze dni podróży. Za dnia przy ciężkiej, mozolnej pracy na mrozie, a wieczorami przy grogu, świecy i starych morskich opowieściach głoszonych do akompaniamentu zawodzącego upiornie za kadłubem wiatru.

Z każdym następnym dniem wiatr stawał się coraz mroźniejszy i bardziej porywisty. Kto mógł, zakładał na siebie po dwa i trzy zestawy odzienia, by jak najdłużej zachować cenne ciepło w ciele. Od razu pokazało się też, kto miał największe doświadczenie w tego typu wojażach. Ci, którzy w czasie podziału łupu wybrali dla siebie mało popularne wtedy ciężkie futra, teraz triumfowali pozostając nieczułymi na przeszywające zimno, które innych przyprawiało o szczękanie zębów i drżenie skostniałych dłoni.

Nieliczne na pokładzie futra szybko stały się najdroższym towarem, za które liczono sobie po dziesięć i więcej koron, bądź które stawiano w najbardziej zyskownych rozgrywkach w kości.

Pokład pomału pokrywał się zmarzniętą wodną mgiełką, powodując, że każdy przechył okrętu narażał załogę na dość komiczne przewrotki i ślizganie się na tyłku. Zaradzono temu szybko sypiąc pod nogi piach i skromne zapasy soli, jednak wiadomo było, że nie starczy ich na całą drogę. Nastroje zaczynały ponownie spadać. Najgorzej w tej materii było chyba z bratem Gaiusem. Za każdym razem, gdy Edgar go widywał, ten siedział ze spuszczoną głową pod pokładem, z wyraźnie wymalowanym na twarzy poczuciem porażki, bądź opierał się o reling i godzinami spoglądał we wzburzone morze.
- Uważaj, by ci łokcie nie przymarzły, ojczulku! - zwykli wtedy do niego wołać postronni marynarze. Niektórzy nawet radzili mu, by zapił troski pokrzepiającym grogiem, ten jednak odmawiał, choć z każdym dniem coraz słabiej.

W następnych dniach na niebie i na morzu zaczęły dziać się dziwne i niepokojące rzeczy, świadczące o tym, iż dotarli do końca cywilizowanego świata, w którym pieczę nad rzeczywistością sprawowali praworządni bogowie. Dwa razy jednego dnia widzieli na horyzoncie ogromne, wirujące słupy wody, łączące morze z czarnym, burzowym niebem. Majestatyczne twory tańczyły po morzu w te i z powrotem, jakby posiadały własną świadomość.
- Morskie diabły... - wskazał mu je Szybki Udo, buchając z ust parą - Ponoć potrafią unieść cały okręt i cisnąć nim w niebo! Na Bogów! Oby tylko nie obrały sobie nas za cel!

A później było już tylko dziwniej i bardziej przerażająco. W pewnym miejscu morze przybrało niepokojąco brunatno-czarną barwę i zaczęło kipieć, jakby tłoczyły się pod jego powierzchnią setki zgłodniałych, krwiożerczych ryb. Jedna z nich wyrwała się z brudnej toni i wskoczyła na pokład, szamocząc się dziko po opiaszczonych, solonych deskach. Marynarz, który podszedł do niej, by nabić ją na harpun niemal stracił oko, gdy ta piszcząc przeraźliwie rzuciła się na jego twarz, ukazując trzy zestaw ostrych jak brzytwa zębów.

Gaius tego dnia założył mu na twarzy piętnaście szwów i od tej pory dzielny, choć niezbyt roztropny majtek zyskał miano Nitki.

Jakby ten dzień obfitował jeszcze w zbyt mało atrakcji ze zmrokiem przyszedł omen, który zmógł najdzielniejsze z marynarskich serc. Na niebie zapłonęły bluźniercze ognie, przyćmiewając światło gwiazd.



Co bardziej przesądni marynarze od razu padli na kolana, błagając o litość, inni, zaradniejsi, pognali po zaskoczonego Gaiusa, by ten czym prędzej ponownie pobłogosławił okręt i ich.

Grand na to wszystko patrzył w milczeniu. Czy wiedział, czym było to potężne niepokojące zjawisko? Może nie zdradził się, bo nie chciał przerażać załogi? A może widział w nim jakiś znak, którego nie spostrzegali inni. Tej nocy dał rozkaz, do zmiany kursu, tak że mroźne wiatry dmące z północy wiały im teraz prosto w twarz.
- Już niedługo, marynarze! Szykujcie wasze złoto, albowiem wszyscy wiedzą, iż nie ma stworzeń bardziej dzikich i powabnych niż norskie niewolnice! A komu już lędźwia nie wydolą, ten nabije kiesę drogocennymi futrami i szlachetnym drewnem, za które w Imperium płacą z dziesięciokrotnym przebiciem! Zabawimy i wzbogacimy się już niebawem!
Ryk zadowolenia jaki przelał się przez szeregi załogi wstrząsnął potężnym kadłubem aż zaklekotały dziko szkielety.

Jak zwykle jednak nie było tak łatwo jakby chcieli. Według obliczeń kapitana nie powinno zostać im już więcej niż trzy dni drogi.

I wtedy statek zaczął nagle zwalniać, mimo że wiatr pozostał stały.
- Patrz przed dziób! - zawołał wachtowy, wskazując długie pasma zgniłozielonych roślin pchanych przed statkiem. Chwilę później zielsko było już wszędzie, obklejając kadłub ze wszystkich stron. Mimo potężnych uderzeń wiatru w żagiel Meduza zatrzymała się niemal całkowicie. Przepłynęli jeszcze spory kawałek, próbując manewrować i zmieniać kurs, nic to jednak nie dało. W końcu ugrzęźli na dobre, a dookoła nich, gdzie nie sięgali wzrokiem, rozciągało się rozległe pole wielkich, szczelnie pokrywających wodę wodorostów.
- Na wszystkie morskie diabły! Wyciąć mi to przeklęte cholerstwo, ino raz!
Na dół spuszczono w szalupach licznych marynarzy ze sprzętem tnącym, którzy od razu zabrali się do cięcia upartych roślin i odpychania ich od kadłuba, by stworzyć korytarz. Wyglądało jednak na to, że zajmie im to wiele godzin, jeśli nie dni. Szybko odkryli też, że łodzie nie były im potrzebne, rośliny były bowiem na tyle gęste, że uginały się jedynie lekko pod stopami i dało się po nich chodzić!

Tymczasem wyposażony w lunetę wachtowy odkrył następne ciekawostki.
- Toż przysięgam, żem widział na własne oczy! - zaklinał się, gdy zszedł już na dół do reszty. - Ze dwie mile stąd, jakowyś statek, ino taki, jakiego żem nigdy wcześniej nie widział! Wąski i biały, niczym zrobiony z kości! Cały uwięziony w tym paskudztwie! I jeszcze coś! Coś jakby szkielet wielkiego monstrum, najprawdziwszy martwy Lewiatan, niech skonam! Ino obgryziony do cna i zaplątany w wodorosty!
- Trzeba to sprawdzić -
stwierdził kapitan, mierzwiąc w zamyśleniu brodę. - Sześciu ochotników spróbuje tam dotrzeć i zbada te miejsca. Może wreszcie dowiemy się, cóż to za koszmarna pułapka! I weźcie ze sobą klechę, może to jakieś mroczne czarostwo!
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 04-09-2011 o 21:06.
Tadeus jest offline  
Stary 05-09-2011, 19:04   #70
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Z każdą przepłyniętą milą robiło się coraz zimniej. Lodowaty wiatr wiejący z północy powodował, że piana porwana z grzywaczy rozciętych dziobem Meduzy, zamarzała na wszystkim czego się dotknęła. Pokład i takielunek były śliskie i lodowate. Znacząco utrudniało to pracę na, i tak niewystarczająco obsadzonym, okręcie. Edgar parokrotnie wyrżnął tyłkiem o twarde deski pokładu i poranił sobie dłonie, starając się zwinąć grubą, zmrożoną linę. Teraz okazało się, że dokonał złego wyboru. Pluł sobie w brodę, że nie skusił się na futro. Futra teraz były w cenie. Marynarze gotowi byli dosłownie za nie zabić. Kto nie miał futra, ten zamarzał. Edgar jednak był twardy. Dobrze, że chociaż buty miał ciepłe. Skądś udało mu się wykombinować dodatkowy sweter, a poza tym w każdej wolnej chwili starał się opatulać kocem i wlewać w siebie kolejne porcje rozgrzewającego grogu. Mimo tego i tak był przemarznięty do szpiku kości.

Z każdą przepłyniętą milą robiło się coraz straszniej. Nie dość, że już samo żeglowanie na północ przyprawiało Edgara o dreszcze, to jeszcze co starsi marynarze raczyli wszystkich wokół opowieściami o swoich przerażających przygodach. Edgar słuchał mrożących krew w żyłach opowieści o przeklętych, potopionych piratach, potworach morskich, które statki takie jak Meduza miały na jedno kłapnięcie szczęk czy o niesamowitych stworzeniach zamieszkujących obce wody. Opowieści owe, starał się wrzucać między bajki, ale musiało w nich być chociaż ziarno prawdy. Całkiem podobnych nasłuchał się przez lata w portowych tawernach Craigbreath. Poza opowieściami przytłaczała sama okolica, przez którą płynęli i niesamowite zjawiska jakie obserwowali. Nie pomagały błogosławieństwa i obecność brata Gaiusa, który wielkodusznie zgodził się zastąpić Zębacza. Widzieli wodne słupy, które niechybnie musiały być jakimiś demonami, toczącymi bój ze sługami boga morza. Tajemnicze, wielokolorowe wstęgi na niebie, przyćmiły światło gwiazd i księżyca, znacznie utrudniając nawigację. Krwiożercze ryby... Co jeszcze? Zastanawiał się Edgar, opatulony tak, że niemal nie mógł się poruszać, a mimo to szczękający zębami z zimna.

Zastanawiać się długo nie musiał. Meduza, mimo wiatru zatrzymała się. Krzyki i panika na pokładzie, zostały szybko opanowane przez Granda, który najwidoczniej musiał kiedyś po tych przeklętych wodach pływać, gdyż wszystko przyjmował ze spokojem. Okazało się, że to jakieś przerośnięte wodorosty blokują drogę. Na nic się zdały próby ich rozgarnięcia czy pocięcia, mimo iż marynarze ochoczo rzucili się do roboty. Zawsze to trochę ruchu, który pomagał zwalczać wszechobecne zimno.

Gdy tylko usłyszał Granda, rozkazującego sześciu ludziom udać się na rozpoznanie tajemniczych obiektów, jakie wachtowy wypatrzył przez lunetę, od razu wystąpił naprzód.
- Jam chętny – powiedział, otoczony kłębem pary buchającym z ust przy każdym wypowiedzianym słowie. Byleby tylko gdzieś się ruszyć, nie siedzieć z tyłkiem przymarzającym do ławki. Chwilę potem, wraz z innymi ochotnikami i niechętnym tej eskapadzie zakonnikiem, ruszyli po falującym, niepewnym kobiercu wodorostów.
 
xeper jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172