Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2011, 23:07   #65
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Nie musiał długo czekać, po nie więcej niż dwóch godzinach jego kilof z głośnym brzdękiem natrafił na kamienną ścianę, chwilę potem luzowali już skruszoną zaprawę i pojedynczo przedostawali się do opuszczonej piwnicy. Gdzieś daleko nad nimi słychać było przytłumione ryki bawiących się piratów. Mnisi zacisnęli kurczowo dłonie na dzierżonym improwizowanym orężu. Czuć było w powietrzu ciężki zapach nadchodzącej bitwy. W odpowiedzi na niemy sygnał opata pojedyncze postacie niczym cienie wdrapały się na górę do drewnianych zabudowań.

A potem rozpoczęło się zabijanie. Wypadli na plażę, wbiegając bez uprzedzenia między pojedyncze pijane sylwetki korsarzy. Gdzieniegdzie szczękała broń, gdzie indziej buchały płomienie z luf. Słychać było jęki, okrzyki i ryk konających. Trup ścielił się gęsto i zupełnie przypadkowo. Mnisi praktycznie zupełnie nie znali się na walce, za to piraci, którzy w tym fachu mieli niejakie doświadczenie znajdowali się w stanie, który nie pozwalał im na nic więcej niż losowe zataczanie się i koślawe niecelne ciosy. Aż żal było na to wszystko patrzeć. Na szczęście jednak pokonanie piratów na plaży nie było głównym celem Edgara i dwóch rudych marynarzy. Toteż widząc, iż bitka traci na dynamizmie i potrwa być może jeszcze wiele długich chwil, postanowili wykorzystać zamieszanie, by dostać się za bramy. I nie mogli życzyć sobie lepszego do tego momentu. Wrzaski z bitwy dotarły bowiem do zabudowań i większość w miarę trzeźwych piratów opuściła swoje stanowiska gnając na pomoc pijanym w sztok towarzyszom.

Dzięki temu faktowi i wyjątkowym zdolnościom Edgara, który zwinnie niczym wiewiórka wspiął się na niestrzeżone chwilowo mury, już po paru chwilach znaleźli się we wnętrzu opactwa. Droga do dormitorium prowadziła przez główny plac, który piraci przez te parę dni zdążyli dopasować do swoich potrzeb. Na środku niego stał krąg naostrzonych pali, z których spoglądali na nich martwymi oczami Filozof, Świszczący Rudi, pozbawiony peruki łasica i wielu innych, których imion Edgar nie znał. Ich ciała, poza oczywistymi obrażeniami od pala nosiły jeszcze ślady wielu innych wymyślnych tortur i pirackich "zabaw".

Nasza trójka nie miała jednak czasu przyjrzeć się im dokładniej. Gdy weszli bowiem głębiej między zabudowania na murach zamajaczyły liczne ludzkie sylwetki. Mieli zaledwie chwilę na reakcję, a potem z góry posypały się na nich bełty z kusz. Rzucili się szczupakiem za masywny mur świątyni, unikając niemal pewnej śmierci. Groty zadźwięczały metalicznie o kamienny budulec. Nie mieli dość broni dystansowej, by postawić się takiemu ostrzałowi, nie mogli też znów udać się na otwarty teren, wybrali więc jedyne możliwe wejście - furtę prowadzącą do samej świątyni. Okazała się ona raczej miniaturowymi pancernymi wrotami, który uległy im dopiero, gdy wykorzystali siłę wszystkich dostępnych sześciu ramion. Chwilę potem podziwiać mogli już wysokie, strzeliste sklepienie i bogato zdobione nawy. Z niewiadomych powodów nie widać było w środku zniszczeń ani innych przejawów typowego dla piratów wandalizmu. Oni nie mogli sobie jednak pozwolić na przesadny szacunek. Podsadzając się nawzajem wdrapali się na masywne barki majestatycznej figury Sigmara i stamtąd wyżej na jego koronę i wzniesiony do ciosu Ghal-Maraz, by w końcu dostać się na wąską galerię idącą pod samym dachem, z której zwisały zdobne proporce. Niewątpliwie Hrabina tego dnia zyskała następnego rozgniewanego boga do kolekcji.

Im pomogło to jednak wygramolić się na skrytą w mroku część dachu. Został już tylko brawurowy skok na sąsiadujący z nim dach dormitorium. Do wysiłku zachęciło ich paru piratów, którzy najwyraźniej przewidzieli ich plan i zebrali się na dole, nerwowo nakręcając kusze, by posłać w ich stronę następną śmiercionośną salwę.

Rozpędzili się i... skoczyli, modląc się do swoich bogów. Nie dla wszystkich byli oni jednak tej nocy przychylni. Edgar wylądował akurat na skraju następnego dachu, zręcznie łapiąc równowagę, towarzysząc mu dwójka nie miała jednak takiego szczęścia. Ledwo chwycili się krawędzi. Albiończyk nie miał czasu ani siły, by dźwignąć obu. Musiał wybrać jedno życie. Gdy tylko wciągnął marynarza na górę, drugim wstrząsnęły uderzenia wbijających się w jego ciało grotów. Gdy spadał na dół był już martwy.

Chwilę później pozostała przy życiu dwójka wpadła do dormitorium jedyną drogą, która nie groziła im ostrzałem. Przez komin. Uderzyli w zaczadzone drwa z impetem, zasypując cały przedsionek czarnym, gryzącym popiołem i oślepiając przy okazji dwóch stojących na straży piratów. Nim smoliste obłoki opadły obaj byli już martwi, pozostawiając bohaterom już tylko zaszczytny akt zdjęcia masywnej zasuwy z drzwi głównej sypialnej sali.
- Niech mnie wszystkie demony biją! - zaklął stary Grand, widząc niespodziewanych wybawicieli. - Wiedziałem! Wiedziałem, że przeklęci bogowie dadzą nam jeszcze szanse, by nas w przyszłości podręczyć! Gadajcie chyżo, gdzie te kurwie syny się kryją i jak ich najlepiej wytłuc!
Niestety, już po chwili Albiończyk zauważył, że wśród uratowanych nie było jego pobratymców.

Edgar Skok 1k100: 43
Marynarze Skok 2k100: 54, 54
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 02-09-2011 o 23:21.
Tadeus jest offline