Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2011, 10:15   #508
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Missy przeżyła szok. Jeden - że wyszła cała... no, prawie cała z karczmy. Ale najgorsza była strata, prawdopodobnie nieodwracalna strata Revaliona, na jej oczach, jak duszą pokaleczoną i ciałem zdeformowanym przeniosło do Otchłani.
Nie wiedziała później, co przez chwilę się z nią działo. Musiała odejść choć na moment od zmysłów, żeby nie zwariować - ale i tak zwariowała.
Kiedy oszalała i wypłakała się, przyszedł czas małego oczyszczenia. Rozmowa z Kastusem mogła pomóc czarnowłosej kobietce. Pod warunkiem, że byłaby szczera. A tego Missy postanowiła dopilnować... z pewną małą pomocą. Reszta szczegółów - to była tajemnica zawodowa.
- Szkoda mi Revaliona... To moja wina... - ciemnowłosa przytuliła się do kapłana, głos się jej załamał, gdy wspominała półelfa. Złodziejce zrobiło się przykro z powodu barda. - Mogłam go bardziej pilnować... - na chwilę zamilkła, nad czymś się zamyślając.
Jednak kapłan nie wiedział, co za niespodziankę skroiła mu tym razem sytuacja... z panną Veravarii na czele.
-Zrobiłaś co byłaś w stanie panno Veravarri.- rzekł w odpowiedzi Kastus.

- Kastus... ale co właściwie mamy... przewieźć do Silverymoon? Wiesz coś na ten temat?
-Panienkę Dru i jej skarbka. stwierdził kapłan.
- Ale wiesz, co to za skarbek? - dopytywała się Missy.
-Armata oczywiście, to jej oczko w głowie.- stwierdził Kastus, a Missy przez chwilę myslała, że kłamie... ale zorientowała się, że póki co ma tylko naturalną reakcję, na jej bliskość.
- Jaka armata?
-Ta duża rura, zaczopowana z jednego końca, na kołach, pod płachtą?- rzekł kapłan wskazując na to duże coś co wiezione zazwyczaj zakryte.-Drucilla mówi na to... armata.
- Aha, ale to aż taka tajemnica, że się ją aż tak skrzętnie ukrywa? To chyba nie jest aż tak zwykła broń.
-No chyba nie jest. Na pewno jest... magiczna.- i Missy tuląc się do kapłana, poczuła że zaczął kłamać.
- A co ona robi, ta armata? - Missy dalej ciągnęła tą “gierkę”.
-Strzela. Robi olbrzymie dziury, to potężna broń, lepsza od ognistych kul czarodziei.-stwierdził Kastus.
- Strzela tak jak kusza? Ciekawe!
-Nie strzela jak kusza...-mruknął speszony kapłan.
- No... to jak to strzelaaa?
-Wyrzuca... eee...kule ognia.-stwierdził kapłan, kłamiąc, co Missy czuła coraz wyraźniej.
Missy spojrzała na niego znacząco.
- Kule ognia?
-Eeee....no.... tak...-Kastus jakoś nie potrafił się przyznać, że nigdy nie widział armaty w akcji. A Missy czuła jak efekt jego kłamstw coraz mocniej uwiera ją... w dolne partie ciała. Kapłan zaś dodał nerwowo.-Czy ci.. nie wydaje się że.. robi się.... niezręcznie?
- Niezręcznie? - zdziwiła się Missy. - Dlaczego?
-Tak jakoś... ciasno?- kapłan jednak zamiast oddalić się do tulącej się do niego dziewczyny, przytulił ją mocniej ocierając się. Jemu robiło się przyjemnie.
Missy było i przyjemnie, i zabawnie. Taka gierka bardzo się spodobała.
- Nie ciasno. Widzę, że mnie bardzo lubisz. Mmm, ja ciebie teeeeż!
-To... wiesz... hmm... tak... jakby. Te całe zamieszanie.-kapłan próbował się wyłgać z sytuacji, co jedynie sprawiało, że spodnie robiły mu się ciasne. A Missy czuła jego ocieranie nawet przez strój.
- Właśnie, a co robiliście wtedy, jak my byliśmy w tej karczmie?
-Ratowaliśmy was... próbowaliśmy.-stwierdził Kastus po namyśle.
Missy pokiwała lekko głową.
- Kastus, jaki był w ogóle Revalion? Podróżowaliście z nim dłużej... Jaki on był? - spytała się kapłana. - Pewnie musiał być odważny.
-Oooo tak bardzo odważny.-stwierdził Kastus, a Missy jęknęła, czując jak pożądanie Kastusa zdeycowanie naciska na obszar który nie powinien. Dobrze, że byli w ubraniu...a może i nie.
“A jednak nie był”, wywnioskowała Missy.
- Wiesz, mnie szkoda go, pożyłby trochę. Nie zasługiwał na taką śmierć... - zasmuciła się. - Też tak uważasz... no nie?
-To prawda...nie zasługiwał.- stwierdził smutnym tonem kapłan.
- Długo się z nim znałeś, Kastusie?
-Nie... tylko troszeczkę.-odparł kapłan po chwili namysłu.
- Opowiesz mi o reszcie drużyny, Kastus?
-To znaczy? Jest Teu... trochę dziwny, ale w sumie inteligenty elf. Jest Sabrie która jest liderką oraz magini, którą... kapłan nagle zamilkł i zaczerwienił się.
- Którą?
-Nic, takiego. Naprawdę nic.-odparł szybko kapłan, a uwieranie w dolnych partiach Missy, wzrosło.
- Co z nią, Kastus? Zacząłeś, to dokończ - spojrzała na niego błagalnie.
-Wiesz... ja dziś nie jestem.... chyba nie czuję się zbyt dobrze.- stwierdził szybko kapłan.
Missy pogładziła kapłana po głowie.
- Czy mogłabym ci pomóc, Kastusie?
-Nie bardzo wiem... jak.-mruknął Kastus i Missy jeszcze mocniej poczuła, że on kłamie.
- Na pewno, Kastusie?
Kapłan przez chwilę się zastanawiał i nachylił się, by zacząć coś szeptać jej do ucha... coś o armatce. Ale nie tej na wozie.
- Ooojjj... - zacmokała i przytuliła mocno do siebie Kastusa. - Chodź tu, mój biedaku - ucałowała go w policzek. - Może bym coś na to poradziła?
-Co?-spytał Kastus.
- No właśnie nie wiem... - rzekła smutno. - Powiedz mi, jak mogłabym ci pomóc.
-No... bo...-Kastus rozejrzał się dookoła i zaczął wraz z Missy przesuwać się w krzaczki.
- No mów, co się stało - odezwała się do niego głosem pełnym troski. - Spokojnie... - ucałowała kapłana delikatnie w czoło.
Głupio kapłanowi było nawet bez świadków powiedzieć o nagłym przyroście pożądania, więc szepnął jej na ucho, dla dokładnego wyjaśnienia sprawy kładąc jej dłoń na owej części swego ciała.
- To dziwne - stwierdziła Missy, przytulając do siebie kapłana. - Ale najwyraźniej musisz mnie tak baaardzo lubić, prawda, Kastusie? - szepnęła do niego czule.
-Też....- kapłan zaczął wędrować ustami po szyi Missy, a dłonie drapieżnie zaciskał na jej pupie.
Odwdzięczyła mu się także namiętnym, czułym połacunkiem, po chwili jednak przeklęta rana jej dokuczyła.
- Kastus, swędzi mnie ta rana. Nie wiesz może, w jaki sposób uporać się z tą klątwą?
-Się jutro rzuci coś... ale... raczej nie liczyłbym. Są klątwy które naprawdę ciężko usunąć.- westchnął smutno Kastus.
- Miałeś kiedyś przypadek takiej ciężkiej klątwy?
-Nie.- zaprzeczył Kastus.
Missy pocałowała delikatnie kapłana w usta.
- Kastusie, chciałabym ci coś powiedzieć, ale... boję się trochę, że się na mnie obrazisz...
-Dlaczego się boisz?- spytał Kastus.
- Bo... eeee... bo ten... nagły przyrost przyrodzenia... to moja sprawka - przyznała ze wstydem.
-Wiesz...jak się tak do mnie przytulasz.-kapłan... jakoś nie bardzo skojarzył sprawę.
- Nie, twoje pożądanie nie urosło od tego, że się do ciebie przytulam... tylko od tego, że kłamałeś...
-Ja nie kłamałem...- rzekł nerwowo kapłan, po czym jęknął czując większe rozepchanie w spodniach.
Zacmokała Missy na tą sytuację:
- A widzisz? Ciągle mnie cyganisz, ty ty ty... - zmienił się jej głos na ten karcący niegrzeczne dziecko i pogroziła mu palcem.. - To jedna z moich umiejętności. Jak skłamiesz, to ci rośnie, Możesz być ze mną szczery, Kastusie.
-Raczej muszę...- burknął kapłan nieco obrażony.
- Ech, wiedziałam... - westchnęła zasmucona Missy. - Pocieszę cię jednak faktem, że jutro u ciebie wszystko wróci do normy - lekko rozłożyła ręce.
-A po co w ogóle chciałaś sprawdzać czy kłamię?-spytał się Kastus.
Missy wzruszyła ramionami i się zasmuciła.
- W sumie... poniekąd sprawdzić, czy ze mną wszystko w porządku... - wyszeptała.
-Wyglądasz na całą i zdrową.- palce kapłana wędrowały bezczelnie po biuście dziewczyny.
- Taa... ale jakoś mi ciężko na duchu...
-Rozumiem. Prześpij się. Jutro będzie lepiej.- kastus pogłaskał po głowie dziewczynę i najwyraźniej zamierzał zaprowadzić ją z powrotem do obozowiska.
- Przepraszam za tego małego psikusa. Takim wykrywaczem kłamstewek mogę powiększać jeszcze nos - Missy lekko się uśmiechnęła, zdradzając jemu tą sztuczkę. - Jutro będzie z tobą w porządku.
-Przeżyję... zresztą... jutro już mógłym rzucić zdjęcie klątwy.- odparł kapłan z lekkim uśmiechem.
- Dziękuję Ci.. i... i przepraszam...
-Tak, tak... nie ma sprawy. I nie ma co tracić nocki na ciągłe przepraszanie.- odparł Kastus delikatnie popychając Missy w stronę ogniska.
Choć tyle, że w materii rzucania klątwy pomniejszego kłamcy wszystko wydawało się przebiegać normalnie, tak jak zwykle...

Noc nie należała do najspokojniejszych - przede wszystkim nie dlatego, że obfitowała w łóżkowe przygody w towarzystwie panów czy inne takie atrakcje. Chyba że do tych można było zaliczyć koszmar o byciu nocną wiedźmą pożerającą z apetytem wnętrzości ofiary, a później przemienieniu się w zwierzynę łowną. Brr, że ona mogłaby coś takiego robić. Oczywiste było to dla niej, że to częściej mężczyźni pożerali ją wzrokiem, ale żeby ona jakiemuś pożerała wątrobę... woreczek żółciowy... Ohyda... Missy lekko pobladła na twarzy. Sen nie był taki cudowny, koszmar skończył się przenikliwym bólem, a przeklęta rana dała o sobie znać...

Następny dzień drużyna ruszyła dalej. Bez Revaliona, bez specjalnego entuzjazmu i z nie najlepszym samopoczuciem. Missy obawiała się, że zanim dotrą do tego całego Silverymoon, to ona prędzej zdąży przemienić się w paskudną, krwiożerczą bestię z koszmaru. I miała wrażenie, że opatrzność Radosnej Pani niewiele tutaj wskóra, skoro jakiś dwugłowy pacan, tytułujący się Księciem Otchłani, oraz jego świta już weszli kopytami w plany drużyny, zabierając ze sobą poczciwego... choć nie do końca takiego szlachetnego barda.

Daphne nie wymieniła na początku z nikim słowa. Dostrzegła Kastusa, u którego jeszcze z poprzedniego dnia widniały ślady “czaru” Missy, na szczęście nie było to aż takie widoczne na pierwszy rzut oka i nikt z ferajny na to nie zwrócił uwagi. W sumie Kastus, jako jedyny w drużynie, mógł znać ten jeden ciekawy as w rękawie złodziejki.

- Dzień dobry, Kastusie. Jak u ciebie ranek? I jak reszta twego ciała? - zagadnęła do niego.
-Dobrze... ranek był udany. Co prawda... noc już niekoniecznie.- mruknął kapłan.
- Czy chodzi o koszmary?
-Tak. Koszmary.- odparł ponuro Kastus. Po czym dodał po chwili.-Nie chcę o tym mówić.
- Mnie też dręczyły koszmary - westchnęła Missy. - Mam nadzieję, że roli twego oprawcy w twych koszmarach nie grałam ja albo ktoś z nas...
-Nie...to... coś … innego...ktoś... to bardzo...osobista sprawa z przeszłości.- mruknął Kastus cicho. Coś kapłana gryzło i wyraźnie wolał ominąć dalsze drążenie tego tematu.

- Oj... - Missy się zasmuciła. - A, drogi Kaktusiku, byłbyś w stanie spróbować przełamać klątwę dwugłowego lorda?
-Nie... to niemożliwe. Nawet Drucilla by nie potrafiła, a jest potężną kapłanką.-odparł Kastus i wzruszył ramionami.-To wymaga Cudu. A taką modlitwę, tylko najpotężniejsi kapłani na świecie, potrafią uprosić u bóstwa. Cud to niemalże boska interwencja w sprawy śmiertelników.
- Czyli tak naprawdę nie ma dla mnie ratunku...
-Może... dopiero w Silverymoon. Wszak ponoć wielkie łaski obiecano wam.- stwierdził kapłan.-W zamian za dostarczenie panienki Dru.
Nadzieja prysła jak bańka mydlana. Jej obawy dotyczące klątwy dały po sobie mocno znać.
- Mówiłeś o “niezwyklej armacie”. Czyli Dru i jej wynalazek.
-Tak. potwierdził kapłan, zbyt przybity sytuacją by się ekscytować wynalazkiem kapłanki.
Missy dostrzegła nastrój kapłana. Nie zamierzała go jednak pocieszsć, ponieważ obawiała się, że jedynie pogorszy całą sprawę.
- Kastus... emmm... - złodziejka miała się o coś pytać, ale zgubiła gdzieś swój język.
-Co?- spytał kapłan.
- Czy daleko jeszcze pozostało do Silverymoon?
-Eeeee nie wiem. Trzeba by Sabrie spytać. To chyba jej rodzinne strony, czy... jakoś tak.-stwierdził po krótkim namyśle kapłan.
- Sabrie, jak daleko jeszcze do Silverymoon?
- Przy naszym tempie nie sposób powiedzieć; nie próbuj nawet liczyć - machnęła ręką wojowniczka.
- To długo już podróżujecie?

-Prawie dwadzie...w sumie to raczej ponad dwa dekadni, jeśli nie dłużej. Jesteśmy jedną wielką... kłótliwą rodziną.-odparł Kastus. -Jadę z nimi już tak długo, że zapomniałem co to zwykła posługa świątynna. A ty? Często tak podróżujesz?
- To znaczy jak? Grupą?... Nie...
-To jak zwykle podróżowałaś?- spytał kapłan z nutką ciekawości w głosie.
- Sama.
-Czemu?- dopytywał się kapłan.
- Bo... tak jakoś wychodziło...
-A twoja rodzina?-kapłan zacząl drążyć osobiste wątki Missy.
- Nie żyje - odparła krótko i beznamiętnie Missy.
-Rozumiem.. moja też.- odparł współczującym tonem. Po czym wstał.- No cóż...siedząc w miejscu nie zajedziemy do Silverymoon, prawda?
- Chyba nie, chyba że Cudem. - dziewczyna jakoś obojętnie zareagowała na te współczucia. Jakby wcale jej nie było szkoda, że jej rodzina nie żyje. Także powstała z miejsca. - Przykro mi, Kastus...
Kapłan tylko uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Ale choć tyle, że nie jesteśmy tylko w dwójkę... Jeszcze pozostała Sylphia, Dru... Kastusie, a kim jest ten facet? - dyskretnie wskazała na Rogera.
-Roger Morgan.- stwierdził w odpowiedzi kapłan.-Zajmuje się rozwiązaniem problemów. Drugi po Sabrie.
- A tamten księżycowy elf?
-To mag... jakiś taki... niezwykły. Cienisty.- zaczął mówić niepewnym głosem kapłan.- Jakiś czas temu zaginął w akcji. I Sabrie szczególnie, bała się że zginął. Po prawdzie my też.
- Yhyyym... Szczęśliwie powrócił - pokiwała głową. - Em, Kaktus... Jak twoja rodzina... em, zginęła? - spytała niepewnie.
-W napaści bandytów... gdy miałem jedenaście lat.- odparł szybko kapłan.
- To... smutne... moi też zostali zabici przez bandytów.- wyznała. Z jakąś nutą... zapeszenia, zamyślenia...
-Współczuję.- odparł w odpowiedzi Kastus.
Missy wydawało się, że Kastus ma jakieś tajemnice, skoro odrzekł odnośnie snu “...to bardzo... osobista sprawa z przeszłości...”
Cóż, najwyraźniej ją i jego więcej rzeczy łączyło niż dzieliło, więcej niż wcześniej przypuszczała.

Kiedy drużyna pokonała spory kawał drogi i przymierzała się do lasu, ktoś zagrodził im drogę.
-Celuje w was jeszcze kilku strzelców, więc nie próbujcie niczego głupiego. Kim jesteście i co sprowadza was do Wysokiego Lasu?- rzekł na wstępie mężczyzna.
Jegomość elfik. Leśny elfik. Jeszcze czego! Co ten dzikus będzie im groził? Nie lepiej byłoby się pozbyć jego i tej reszty popaprańców ukrytych w krzakach i iść dalej? Nie wartałoby jednak poświęcać na darmo swojej skóry. Może obejdzie się bez rozlewu krwi i udać zaskoczonego wędrowca?
To poszłoby jak po maśle - bo po prawdzie Missy nie wiedziała, czego ten dzikus i reszta od nich chcą. Czyżby to była pułapka...?
Nic takiego, panie. Przyszliśmy sobie tylko podeptać wam kwiatki, trawki, podpalić las, porozrzucać śmieci, ile wlezie, postraszyć zwierzaki i ptaki, powystrzelać zwierzynę i zabić elfiątka i je zjeść. Ot, naprawdę nic wielkiego” - przyszedł jej sarkazm na myśli.
- Tylko droga nas sprowadza, drogi panie. Nie chcemy wam wchodzić w drogę - odparła w miarę spokojnie na pytanie łucznika.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline