Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2011, 17:34   #19
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
- Mamas don't let your babies grow up to be... egzorcists - zanucił zmęczonym głosem parafrazując piosenkę Eda Bruce'a, spojrzał na Torkheima i Morales - Ostro. Lauro jutro stawiam ci kawę, pięknie sobie poradziłaś z wampirkiem. - Uśmiechnął się do kobiety. - Ale teraz podrzućcie mnie do domu, muszę odpocząć.

Eugen Dionise poważnie go zaskoczył. W tej branży był nowy i dopiero uczył się dostrzegać zagrożenia czyhające na życie przeciętnego Łowcy. Nie sądził, że może natknąć się na kogoś dysponującego taką mocą. Jego pierwsza poważna robota nie zapowiadała długiego stażu na tym stanowisku. Nawet mając wsparcie ludzi z GSRu i egzekutora nie było łatwo. Zapewne żadne kolejne zadanie nie miało być już prostsze. Wpakował się w coś naprawdę poważnego, ale póki co nie rozważał tego. Głównie przez ogólny stan w jakim aktualnie się znajdował myślał już tylko o swoim wygodnym łóżku. Z ulgą zajął miejsce w podstawionym wozie.

Niedługo później stał już przed swoją własną rezydencją, kamienica w której mieszkał wyglądała na zadbaną i rzeczywiście prezentowała dość wysoki standard. Wszystko jednak ma swoją cenę i w tym wypadku nie było inaczej. Sąsiedzi mieli własne reguły związane z imprezowaniem, piciem, krzykami i ogólną zabawą. Ich zasady były dość proste do zapamiętania. Zakaz imprezowania, picia, krzyków i ogólnej zabawy. Nie trudno się domyślić, iż taki sąsiad jak Keane nie był pożądaną w tym miejscu osobą. Mimo wszystko wciąż tam mieszkał, bo wydał kupę kasy jeszcze w czasach, gdy trochę jej miał. Nie tolerowali go, ale przynajmniej nie wdawali się z nim w żadne dyskusje, zerkali jednak od czasu do czasu z ogromną nienawiścią. Tak było i teraz. Shay wytaszczył się z samochodu i od razu pomachał dłonią do starszej kobiety w grubych okularach wyglądającej z okna. Pokręciła głową i schowała się w mieszkaniu. Pani Petterson czy może Patterson. Kiedyś miał zaopiekować się jej psem, małym łaciatym kundelkiem, co skończyło się upojeniem psa whiskey i od tej pory nie darzyła go sympatią. W środku zastał kolejnego sąsiada. Miał na imię Ray i jako jedyny rozmawiał z Shayem, a nawet czasem wpadał do niego na browara. Był chyba hydraulikiem, ale Keane nie był tego pewny, choć zastanawiał się jakim cudem taki gość zdołał dorwać takie mieszkanie. Zamienili kilka słów i po chwili Keane wylądował na swojej kanapie. Panienki już nie było, zostawiła po sobie kask, ale w zamian zabrała jego koszulę. Cóż, nie nazwałby tego równą wymianą. Marzył teraz by zapalić skręta, ale zamiast tego zamknął oczy i odpłynął.

Obudził go dzwonek do drzwi, zbyt nachalny by mógł go po prostu zignorować i spać dalej, więc zebrał się jakoś i ruszył do drzwi. Otworzył je szybko i spojrzał na stojącego przed nim mężczyznę. Wyglądał niczym Michael Jackson, który nagle postanowił wypełznąć ze swojego grobu. Wielkie ciemne okulary zasłaniały oczy, a biała maska usta, na głowie miał czapkę z daszkiem, która mocno kontrastowała z szarym garniturem i skórzanymi rękawiczkami. Dobrze się maskował, ale dla kogoś obdarzonego darem był łatwy do przejrzenia. Zombie.

- Przykro mi stary, nie jestem zainteresowany. Nie kupuję AGD i nie interesuje mnie póki co rezerwacja miejsca na cmentarzu - powiedział Shay - Ulotek też nie chce.

- Zabawne -
odparł mężczyzna - Zajebisty dowcip, Shay.

- Dobra, Ike. Wejdziesz?


- Nie, dzięki - odrzekł i zaśmiał się chrapliwie - Tyle tu durnych znaków ochronnych, że gdybym miał coś w żołądku pewnie bym to zwrócił. Taksówka czeka, ruszaj dupę.

- Nie dzisiaj, stary. Jestem zmęczony.

- To dobre. Czekam w taksówce, bujaj się szybko, bo facet buli za postój.
- Ike poprawił czapkę i ruszył schodami w dół.

Shay przewrócił oczami, zgarnął okulary i zarzucił kurtkę na plecy.

***

Bar U Paddiego znajdował się nie daleko granicy, za którą znajdował się Rewir. Nic dziwnego, iż Ike wybrał to miejsce, nie czuł się zbyt pewnie przebywając poza swoim naturalnym środowiskiem. W środku czekała już na nic cała ekipa. Był Todd, który w zespole odpowiedzialny był za konserwację sprzętu, Damien - brat Shaya, aktualnie zastępujący go w roli frontmana i Ricky, stary kumpel i agent grupy. Takie spotkania zdarzały się im ostatnio zbyt często i Keane nawet starał się nieco odpuścić. Ike jednak miał spory talent w skrzykiwaniu i potrafił go wykorzystać. Kim właściwie był? Isaac Gretzky, pięćdziesięcioletni prezenter pogody w jakiejś kanadyjskiej stacji telewizyjnej zmarł na raka przez to, że wypalał trzy i pół paczki dziennie. Jego żona była zaradną kobietą i szybko dogadała się z kilkoma ludźmi co do przyszłości męża. W ten sposób jego ciało wylądowało w fabryce dzieł Gunthera Von Hagena. Shay nie wiedział czy to wciąż ten stary dziwak prowadził swoją galerią czy może jakiś potomek albo fan kontynuował jego tradycję, grunt, że kobieta nie tylko zaoszczędziła na pogrzebie, ale za same płuca zgarnęła okrągłą sumkę. I wszyscy byliby szczęśliwi, gdyby nie fakt, że Ike postanowił się nagle obudzić i wyrwać z lodówki. Tym razem to jemu wypłacili sporo gotówki byle tylko nie wspominał o tym zajściu. Ike zdecydowanie był ciekawą postacią. Lubił muzykę zespołu i przez jakiś czas wspierał ich finansowo, można powiedzieć, że nawet darzył ich przyjaźnią. W każdym razie delektował się obecnością ludzi.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=8Jwb27HSlAE[/MEDIA]

- I jak Shay? Wciąż w czynnej służbie? - wypalił Todd i wyszczerzył się.

- Ktoś musi zapewniać wam bezpieczeństwo - odparł poważnym tonem.

- Minuta buczenia za poległego towarzysza - rzucił Ricky - Buuuuuuuu!

Roześmiali się i Keane zajął miejsce przy stoliku. Pili szybko i bez ograniczeń, odezwała się w nich irlandzka dusza i mocne głowy. Świetnie odnajdywali się w atmosferze lokalu, który nawet nieco przypominał im te znane z rodzimych stron. Stanowczo uznali to za wielki plus. Na stole pojawiła się kolejna butelka. Cierpiał na tym Ricky, był Anglikiem i jego standardy były nieco inne. Już po kilku kolejkach zaczął coś mamrotać o swojej żonie, a raczej prawdopodobnie swojej przyszłej ex. Marudził strasznie, ale coraz bardziej rozluźnionemu towarzystwu zdawało się to nie przeszkadzać.

- I mnie sdraaadziła SUKA! A wiecie z kim? Z jakiś człekoknurozwierzem! - kontynuował swój wywód - Wszysko bym wypaczył...

- Wybaczył
- poprawił go Todd.

- Co?

- Wybaczył, nie wypaczył
- powiedział Keane i roześmiał się.

- Przeciesz mówię. Co ona widziała w tym sierściuchu? Shay, ty mnie rozumiesz. Siedzisz w tym gównie. Bez obrazy. Wiem, że cię fto wplątałem. Wyyybacz. - Nachylił się nieco i powiedział - Myślisz, że mógłbyś... No wiesz.

- Musisz sam walczyć o swoją dziewczynę, Ricky! - rzekł stanowczo Keane.

- Boisz się jakiegoś lump-garou? - dorzucił swoje trzy grosze Damien.

- Chyba nie jesteś jakimś żabojadem, który się wszystkiego boi, nie? - dodał jeszcze Todd - Jesteś Francuzikiem, monsieur?

- Voulez vous coucher avec moi? - spytał Shay i wszyscy się roześmiali widząc wyraźnie zagubioną minę Rickiego.

- Racja, zrobię jej taki rozdwód... się posra. Na was zawsze mogę liczyć, przytulicie mnie? - Anglik przysunął się bliżej Damiena i szeroko rozwarł ramiona.

- Rick, ty po prostu nie jesteś w moim typie - zareagował szybko mężczyzna i polał kolegą kolejną porcję trunku - Za nas, przyjaciele. - Szklanki powędrowały do góry.

Bar U Paddiego miał swoją tradycję, mniej więcej około godziny 22:00 pozwalano gościom zaszaleć przy karaoke. Była to idealna pora, bo większość była już na tyle wstawiona by odważyć się wejść na scenę. Przez pierwszą godzinę było w porządku, ludzie głównie wybierali kawałki Robbie Williamsa, Madonny lub Eltona Johna, potem jednak przyszedł moment na coś innego. Jest kilku wokalistów, na których Keane reaguje alergicznie, ale żaden z nich nie działa na niego tak jak Lady Gaga. Ciężko powiedzieć co dokładnie go irytowało w tym wypadku, teksty, linia melodyczna czy może kiepskie wykonanie Bad Romance. To już nie istotne, ważne, że postanowił zainterweniować.

- Lads, pora im pokazać jak to powinno wyglądać
- rzucił i wdrapał się na scenę.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=c2fkRh-4SSo[/MEDIA]

Trzeba przyznać, że nawet na tak niewielkiej przestrzeni w marnym klubie Shay prezentował się niczym prawdziwy frontman. Wiedział o tym i znów czuł się w swoim żywiole, złapał za mikrofon i zaczął swój występ. Miał doświadczenie, nieraz zdarzało mu się już zarabiać w podobnym spelunkach. To był jego świat.

- I took all of his money, yeah and I brought it home to Molly - śpiewając zbliżył się do krawędzi sceny i wzrokiem objął jedną ze stojących blisko dziewczyn, mogła mieć ze dwadzieścia lat, ładna, lekko podchmielona brunetka o zielonych oczach, klęknął, wysunął ku niej dłoń kontynuując - She swore that she loved me, no never would she leave me - nagle poderwał się, machnął ręką i z zawziętością ciągnął - But the devil take that woman, yeah, for you know she tricked me easy.

To był jego świat.
Zabawa rozkręciła się na dobre. Dopiero teraz alkohol zaczął się lać strumieniami, a z klientami nie wahali się nawet pić barmani. Keane stracił rachubę ile dokładnie w siebie wlał, co jednak wcale nie przeszkadzało mu częstować się kolejnymi porcjami. Jeśli dobrze pójdzie nie będzie miał nawet małego kaca. Do takich dawek alkoholu jego organizm był już przyzwyczajony, hartował go w końcu już od dawna.

***

Do domu przyjechał całkiem wcześnie, było dopiero nieco po 1:00, ale następnego dnia w końcu czekała go praca. O dziwo krok miał całkiem pewny, zapewne gdyby nie odór alkoholowy i mętne spojrzenie nie łatwo byłoby poznać, że imprezował. Mimo wszystko jego późny powrót nie uszedł uwadze kolejnej ciekawskiej sąsiadce, która nawet lekko uchyliła drzwi by zobaczyć w jakim jest stanie. Shay zauważył to i pomachał jej palcem. Prychnęła i zatrzasnęła drzwi, a Keane wylądował w swoim mieszkaniu. Rzucił się na kanapę z nadzieją, iż kolejny dzień w pracy będzie spokojniejszy.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline