Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2011, 17:41   #32
Tohma
 
Tohma's Avatar
 
Reputacja: 1 Tohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie coś
Alo; Thedas, Tevinter, w drodze do Asariel.


Westchnął cicho i przestąpił z nogi na nogę. Naprawdę nie miał zamiaru przedzierać się przez gąszcze w poszukiwaniu kudłatej zguby. Miał zarzucony na plecy ciężki worek z ekwipunkiem, ponad to gruby pas przepasany wokół bioder, dwa ostrza skrzyżowane na plecach, wysokie czarne buty z najlepszej skóry i płaszcz, który wyglądał jakby był dwa razy za duży na drobną posturę Norha. Otulał go całego aż po kolana, skrywając w cieniu i zapewniając ciepło nocą. I cały ten ekwipunek, mimo że potrzebny i niezastąpiony, ujmował mu sporo ze zwinności. Zrobił niepewny krok do przodu nie zagłębiając się jednak w krzaki i syknął cicho:
- Krakers! Wracaj tu w tej chwili! Nie mam, kurwa, zamiaru gonić cię po jebanych kniejach w środku nocy. – Zaklął jeszcze głośno i kopnął w górkę piasku, którą sam usypał drepcząc nerwowo. Pył rozsypał się wokół i osiadł, głównie na butach Norha. Ten warknął przez gardło i szybko otrzepał oba buty z brudu.
Wyrwą mu jaja jeśli nie dostarczy tego pchlarza do celu. Samo zadanie oczywiście uwłaczało jego dumie, nie poczuwał się na niańkę dla zwierzaka, do kogokolwiek by nie należało. Mimo to jednak zdążył przywiązać się do Krakersa i jakoś nie podchodziła mu myśl, by zostawić go w środku puszczy z jakąś dziką, czerwonooką bestią grasującą w pobliżu.
Jeszcze raz rozejrzał się uważnie w mroku, jakby oczekując, że o tam będzie stała jego zguba, machając ogonem i kręcąc się w kółko, jak to miał w zwyczaju robić, gdy chciał zwrócić na siebie uwagę.
Nie dostrzegł jednak nic wartego uwagi. Stał po środku zarośniętej wysoką trawą ścieżki, z prawej strony dróżkę otaczały niskie, lecz bardzo gęste krzewy i pnącza, dając wrażenie ciemnozielonego, nieprzechodniego muru i tam oczywiście wbiegł Krakers, ścigając niezidentyfikowane stworzenie. Z drugiej strony wąskiej ścieżki wyrastał majestatyczny las pełen starych drew z poplątanymi konarami i Stwórca wie czego jeszcze.


Norh nie wykazywał entuzjazmu zapuszczając się w którąkolwiek z tych stron. Wolał trzymać się bezpiecznej, zapomnianej ścieżki, którą już kiedyś używał, aby dostać się do portowego miasta Imperium Tevinteru – Asariel.
To miał być pierwszy większy przystanek w jego długiej podróży i nie zakładał żadnych problemów w trakcie osiągania go. Problemy miały pojawić się dopiero później, gdy przekroczy już granicę Imperium i wejdzie na tereny Antivy. Ale oczywiście los jak zwykle zażartował sobie z niego i już na początku podróży obarczył go tym problemem uciekającego czworonoga.
Ciemna noc, nawet jeśli niebo usypane było świetlistymi punkcikami, nie pomagała w marnych poszukiwaniach jakie urządził mężczyzna.
Zamknął oczy i wsłuchał się w dźwięki ciemności. Tak jak się spodziewał, nic prócz wszechobecnych szelestów liści i pojękiwania wiatru. Gdziekolwiek jest teraz Krakers mało prawdopodobne, by wrócił.
Gdzieś z tyłu czaszki bębniło uporczywie uczucie wyrzutów sumienia. Nie powinien tak zostawać kompana podróży. Nieważne, jakiego gatunku był. Ale z drugiej strony co mógł zrobić? Pies wpadł w las jak igła w stóg siana i on nie miał możliwości go stamtąd wywabić. Nie w nocy, nie obładowany sprzętem i nie z dziką bestią szalejącą w pobliżu.
Czerwone oczy świecące w ciemności nadal pozostawały dla niego tajemnicą. Cokolwiek to było, nie miał zamiaru sprawdzać czy jest przyjaźnie nastawione. Małe miał doświadczenie w kontaktach ze zwierzyną i potwornościami. Dużo częściej, prawie zawsze, musiał wykończyć człowieka. Na dwóch nogach z jedną głową i zdolnością mówienia. Gorzej było z czarodziejami i innymi rasami humanoidalnymi, ale nawet w tych rejonach miał doświadczenie w zabijaniu.
Postanowił więc, że będzie parł uparcie do przodu, próbując pogodzić się z myślą, że Krakers najprawdopodobniej nie żyje.
Z Cieniami rozprawi się o tym później.
Ruszył więc powoli do przodu, raz po raz oglądając się do tyłu w nadziei, że znajdzie tam znajomy, czworonożny kształt. Nic takiego jednak się nie stało i całą noc przewędrował w samotności, powoli i skutecznie oddalając się od Minrathous.


***

Ranek przyszedł niespodziewanie szybko. Pierwsze promyki słońca wyglądały nieśmiale nad widnokrąg a do niepokojącej muzyki lasu dołączyły pierwsze ptaki, rozganiając mroczną ciszę swymi pogodnym trelami.
Norh przetarł zmęczone oczy. Pomyślał, że musi się w końcu przespać. Maszerował jednak dalej przez kolejną godzinę aż pomarańczowa łuna objęła całe niebo i gwiazdy przestały być widoczne.
Opadł gdzieś pod drzewem, ukrywając się jeszcze jak najlepiej mógł i usadawiając się tak, że w razie pobudki miał doskonały dostęp do broni. Jeszcze tego brakowało, że miałby zginąć podczas snu, bez szans na obronę.
Zasnął prawie natychmiast wpatrując się w bezchmurny nieboskłon. Zapowiadał się piękny dzień.
Pomyślał jeszcze o tym, że mimo wszystkich przeciwwskazań powinien wziąć ze sobą konia, byłoby mu dwa razy łatwiej się poruszać, zwłaszcza teraz, kiedy Krakers zaginął. Będzie musiał się w trakcie podróży zaopatrzyć we wierzchowca. Ale teraz, pora na sen.
I tak zasnął. Samotna postać w gęstej kniei skrywającej tajemnice, które pewnie przyjdzie mu jeszcze odkryć.
 
__________________
There is no room for '2' in the world of 1's and 0's, no place for 'mayhap' in a house of trues and falses, and no 'green with envy' in a black and white world.
Tohma jest offline