Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2011, 19:51   #117
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Dom Mirandy wydawał się oazą spokoju i dobra na morzu wszechobecnego zła. Z prawdziwą ulga powitała ciepły blask światła, cudowny aromat świeżo parzonej kawy i wesołe skomlenie zabawnego psiaka. Dopiero teraz poczuła jak ostanie przeżycia wymęczyły ją psychicznie. Usiadła na jednym z pustych krzeseł.
Im bardziej oddalali się od kościoła, Solomona i szalonego planu niszczenia, tym bardziej niedorzeczny jej się on wydawał. przecież na plebanii zostawili nie tylko wszystkie swoje rzeczy, ale także to co pozostało po wuju. Czy to wszystko strawią teraz głodne płomienie... ?
Popatrzyła półprzytomnym wzrokiem na siwowłosą kobiecinę krzątająca się po kuchni. Miała wrażenie, że lepiej nie otwierać ust, bo słowa jakie mogłyby z nich wypłynąć zbyt mocno przesycone byłyby gniewem i strachem.
Kawa pachniała pięknie, ale w podświadomości czaił się strach i nieufność.
- Czy mogę przygotować sobie kawę? Sama? - Dodała szybko udaremniając ewentualną ofertę pomocy.
Na prośbę Jamesa, który tymczasem zajął się opatrywaniem Judith, zaczęła przygotowywać filiżankę także dla niego.

Podobno proste, zwyczajne czynności pozwalają człowiekowi na powrót do równowagi. Sam jednak z zaskoczeniem zauważyła jak trudno jej utrzymać w dłoniach filiżanki i odmierzyć odpowiednie porcje zmielonej kawy. Trzęsły się tak bardzo, że po chwili na i wokół spodków można było dostrzec warstewkę ciemnego pyłu. Niepewnie popatrzyła na czajnik, w którym zaczynała już wrzeć woda. Oparła ręce na blacie i odetchnęła głęboko próbując odzyskać równowagę:
- Dlaczego jeszcze nie ma Solomona! - Wyrzuciła z siebie w końcu - Już powinien tutaj być!
Na uspokajające słowa Walkera skinęła nieznacznie głową i znowu odetchnęła. Powoli wlewając wrzątek do filiżanek wdychała aromat parzonej kawy.
~Solomon z pewnością niedługo wróci~ powtarzała sobie w duchu niczym mantrę ~A potem wszyscy wyjedziemy stąd i wrócimy do domu...~

Akurat zdążyła wypić pierwszy łyk gorącego płynu gdy gospodyni obudziła się i wezwała ich do siebie.
Przysłuchiwała się rozmowie Jamesa z Mirandą bez zbędnych w tej sytuacji komentarzy, kiedy zaś kobieta poprosiła o przeczytanie notatek Sam wstała i sięgnęła po nie bez wahania. Nareszcie mogła się do czegoś konkretnego przydać. W czytaniu na głos była naprawdę dobra. Były to trzy fragmenty starego pamiętnika przetłumaczonego przez bibliotekarkę. Czytając, Sam miała wrażenie jakby człowiek, który je pisał nie do końca panował nad swoimi zmysłami:

„Drzewa tańczą na wietrze, wyciągając szaleńczo konary w stronę czarnego nieba, czarnego jak serca Noszącego Maski. Widzę wirujące cienie, wynurzające się z pęknięć w ziemi, niczym wstęgi obrzydliwego dymu. Kłębią się one i roją, jak larwy na trupach, które widziałem w opuszczonym kornwalijskim klasztorze. Wiem że Pan Mój wysłał mnie tutaj, bym ochronił moje owieczki przed straszliwym losem. Wizja, którą śnię może nadejść. A jeśli to się stanie, nikt nie będzie bezpieczny. Wiem już, że zagrożenie kryje się w sercu ciemności, tak mówił Sucamuqsim. Mój tajemniczy i najpewniej martwy od stuleci sojusznik. Jego zdaniem stałem się strażnikiem bramy. Czy taką właśnie tajemnicę strzegli zapomniani Indianie. Adumbrali. Tak musiało być. Tak się nie stanie. Wbiję sobie kolejny gwóźdź w ciało, niech ból oczyści mnie z myśli o ucieczce”.

„ Sny stają się coraz straszniejsze. Dzień pochłania noc, ciemność pożera słońce. To znak. Znak, który otworzy bramę tajemnic. Poprzedza ich ciemność. Są ciemnością. My też jesteśmy ciemnością. Wszystko jest ciemnością. Nie ma nic, poza ciemnością. Nie ma nic! Poza bólem. Sucamuqsim – mój mądry indiański przewodnik – powiedział mi, co trzeba zrobić. Przekazał słowa starożytnych szamańskich pieśni. Przekazał opisy starożytnych rytuałów. Dzięki nim ciemność nie nadejdzie. Muszę się jednak wystrzegać tego, który niesie kłamstwo. Tego, którego wyśle ciemność. Kiedy nadejdzie i zbliży się do pieczęci, wszystko się zmieni. Sucamuqsim mówi, że człowiek ten będzie żadnym wiedzy głupcem. Że da się podejść ciemności. Że musimy go powstrzymać, nim zrobi coś strasznego. A co będzie, jeżeli przyjdzie, kiedy Pan Mój powoła mnie już w Niebiosa? Wiedział, że się tym trapię. Dal mi słowa, bym przekazał je dalej. Lecz ja nie mam komu ich przekazać. Namalowałem obrazy. Tam ukryłem wiedzę. Skryłem ją w sowie, skryłem w wisielcu, skryłem w ciemnej skale, skryłem w oczach zasmuconej matki i w tańczących dzieciach. Przyjrzyj się moim dziełom, a wszystko zrozumiesz. Są tam słowa, są symbole, jest moje serce i moja wiedza.”

„Więc jednak Pan Mój postanowił doświadczyć mnie raz jeszcze. Jak długo mam nosić swój krzyż, Panie?! Czuje się zmęczony. Boli mnie dusza, boli mnie ciało! Przybył! Przeklęty, przeklęty rządny wiedzy głupiec. Sucamuqsim mówi, że przysłał go Zdrajca Krwi. Dał mi amulet. Wiem co muszę zrobić. Udam się tam, gdzie znajduje się brama i zamknę ją. Ale muszę to zrobić wtedy, kiedy on spróbuje ją otworzyć. Ich wysłannik. To Samueal Larkson – jestem tego pewien. Dam mu amulet, to powinno go powstrzymać. A potem zrobię to co należy zrobić. Obrazy!!!! Mam napisać o obrazach!!! Nie tych w mojej głowie, lecz tych, które narodziły się z mojej ręki. TO WAŻNE!!! Ból! Muszę zadać sobie ból, to odgoni demona, który się zbliża.”



Gdy przebrzmiały ostatnie słowa odezwała się Miranda:
- Wiecie państwo, wiem, że to co powiem brzmi jak szaleństwo, ale sądzę, że wasz krewny otworzył bramę do piekła. Widziałam go dzisiaj. Profesora. Stał za oknem. Przerażający. Straszny. Więcej … więcej nie pamiętam. Obudziłam się dopiero tutaj, w moim własnym łóżku.
Panna Halliwell westchnęła:
- Miałam sen - zamknęła oczy próbując dokładnie odtworzyć z pamięci scenę, która jak żywa stała przed jej oczami - Człowiek przy biurku wbijający w swe ciało gwoździe. Pamietam jego szalone oczy. I wykrzykiwane przez niego słowa, które niosły dziwną ulgę. Nie rozumiem ich, ale to było coś takiego: “Voorafgegaan door de duisternis...” Może dla was mają sens? - Z uwagą popatrzyła na leżącą w łóżku kobietę.

- To oznacza poprzednik ciemności lub posłaniec ciemności lub poprzedzi ich ciemność. Nie wiem dokładnie. - powiedziała zapytana, a jej słowa wywołały burzliwą dyskusję pomiędzy nią samą i Jamesem, a potem także pomiędzy Jamesem i Judith.

Samantha nie brała w niej udziału, próbując wyszperać w swej pamięci coś co wydało jej się bardzo istotne, a co tkwiło gdzieś na krawędziach pamięci.
W końcu przypomniała sobie gdzie widziała napis o ciemności:
- Pamiętacie - powiedziała niespodziewanie - ten napis “Poprzedzi ich ciemność” był wyryty na parapecie okiennym w salonie domu, który wynajmował wuj Adrian! Z tego okna widać było właśnie latarnię morską. Myślicie że to przypadek?

W tym momencie zauważyła jak James nerwowo spogląda na zegarek. Problem napisów, notatek I pamiętnika nagle odpłynął na plan dalszy.
Popatrzyła z niepokojem, jak James rusza w kierunki drzwi wyjściowych. Wstała odruchowo i ruszyła za nim. Pukanie do drzwi sprawiło, że ciarki przebiegły jej po plecach.
 
Eleanor jest offline