Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-09-2011, 10:59   #41
Aschaar
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Kurt w końcu - znacznie po północy - wylądował we własnym łóżku. Może słowo wylądował nie było tu najwłaściwsze, ale - kto by zwracał uwagę na konwenanse. Paradoksalnie - Kurt zwracał i cała sytuacja był coraz bardziej kłopotliwa. Pod wszelkimi względami. Wyglądało - primo - na to, że obecność Ericha i Kurta stała się pretekstem do kłótni pomiędzy lokalnymi Kultystami. Kłótni na tyle gwałtownej, że nie mogli z nią poczekać, ale wymienili zdania na bieżąco podczas rozmowy zupełnie nie zważając na to, że małomówny Erich może znać język polski. Było to mało prawdopodobne, ale... Secundo - najwyraźniej wieści nie roznosiły się w mieście dostatecznie szybko (choć również Kultyści mogli po prostu zagrać niewiedzę i zdziwienie - choć wtedy nie pasowała tu cała kłótnia) i magowie nie tworzyli zwartej organizacji i nie współpracowali z sobą jakoś szczególnie ściśle. To implikowało tezę, że czują się w mieście pewnie i nie ukrywają - bardziej niż to wynika z normy przed Śniącymi. Takie zachowania nie kreują się z dnia na dzień więc prawdopodobnie "czerwona zaraza" też była z kategorii nie taki diabeł straszny jak go malują... To jednak było mniej istotne. Tertio - pośrednio potwierdziły się wnioski Kurta o niewielkim prawdopodobieństwie ukrycia artefaktu w budynku hotelu. Magowie nie pojawili się w mieście wczoraj, są tu zadomowieni, więc nie wybrali budynku hotelu "z braku innych opcji" tylko dlatego, że jest tam węzeł. Węzeł, który jest tam od dawna. Oczywiście tutejsi magowie mogli nie szukać artefaktu, bo nie mieli o nim wiedzy, a dokumenty były zniszczone, ale...

Za dużo tych "ale" - w tej orkiestrze każdy grał swoją melodię i znalezienie odpowiedniej linii wcale nie było proste. Zwłaszcza, że nikt nie zamierzał zagrać motywu, nie zamierzał ruszyć tych wszystkich dźwięków w jakimkolwiek kierunku...

Kurt przewrócił się na bok i chwilę później odpłynął.


*****


Kurt, kilka minut po dziewiątej, już po porannym prysznicu, owinięty w hotelowy szlafrok, usiadł w pokoju i wybrał numer do Dietlinde.

Długo to trwało, ale w końcu ktoś podniósł słuchawkę.
- Schulz-Strasznicki. Słucham. - Głos miała wyraźnie zmęczony.
- Cześć, Kurt z tej strony. Co wybuchło?
- Kurt. - Dietlinde ściszyła głos. - Musicie jak najszybciej opuścić to miasto. Wiem, że Hallervorden będzie temu przeciwny, ale to nic. W tym mieście aż roi się od Nephendich. - Była wyjątkowo poddenerwowana.
- A... - Kurt na chwilę zamilkł, to była już wisienka na tort - skąd ta informacja?
- Bo znaleźliśmy pamiętniki kogoś z Wrocławia. Kończą się na czterdziestym piątym roku. - Mówiła tak tajniackim szeptem, że Sesser miał problemy ze zrozumieniem jej niekiedy. - Przeczytaliśmy je. Autor wspominał coś o Nephendii w Fundacji Kultu Ekstazy w pałacu Hatzfeldów i o splugawieniu tego miejsca. Jest też wzmianka o Upadłym w otoczeniu Hankego. Nie rozmawiałam jeszcze o tym z Hallervordenem.
- Od czasu wojny wiele się zmieniło. Przynajmniej tak myślę. Pałac Hatzfeldów, a raczej miejsce po nim faktycznie jest... nieprzyjemne - powiedział z przekąsem. Kontynuował po chwili zmieniając temat: Kto jest autorem pamiętnika? I jak pamiętnik wypłynął? Pod koniec wojny powiązani z Niemcami uciekali z Wrocławia podejrzewam, że wśród nich był Hallervorden, to... - mężczyzna urwał. Detlinde mogła nie wytrzymać psychicznie dość oczywistego, kolejnego, wyraźnego śladu mówiącego o tym, że... W każdym razie kontynuował - W mieście jest kilkunastu magów; nie sądzę, aby wszyscy byli... Jeden, dwu Nephandi mogłoby się w mieście ukryć, to fakt. Z drugiej strony - nawiązałem kontakt z tutejszymi Kultystami - jeżeli to co mówisz jest prawdą to stąpam po bardzo cienkim lodzie, ale wyjazd teraz byłby bardzo podejrzany...
- Theodor von Bethmann Hollweg. - Odparła po dłuższej chwili milczenia. - Jest autorem pamiętnika. Gertruda Ippen na nie natrafiła. Nie wiem dokładnie czego szukała w bibliotece. - Westchnęła głęboko. - Kurt. Rzucanie takich oskarżeń, bez dowodów...
- Rozsądnie patrząc - też nie ma żadnych dowodów, że we Wroszla... że tutaj jest Nephandi - choć jeden. Błądzimy jak dzieci we mgle, być może będąc wodzonymi za nos przez kogoś. Niezależnie czy jest to autor starego pamiętnika czy ktoś kogo spotykamy osobiście. Jeżeli miałbym położyć na szali i zważyć rzeczowość tych - jednych i drugich słów... To pamiętnik wydaje mi się bardziej wiarygodny. Jak wspominałem - o tym miejscu - pałacu Hatzweldów, a raczej tym co na jego miejscu postawiono - wspomniał tutejszy Kultysta. Bez sensu jest roztrząsanie dlaczego to powiedział. Jednak - na podstawie tego co ustaliłem artefakt, jeżeli istnieje, prawdopodobnie nie znajduje się budynku hotelu. To stowarzyszenie, które zajmuje pokoje na pierwszym piętrze to fundacja lub jakaś bezpośrednia przykrywka. Nie wierzę, że potężny artefakt może być ukryty tak długo pod nosem magów, nawet jeżeli oni go nie szukają. Notatki, czy pamiętnik może się tak ukryć, ale artefakt? Przy okazji szukania informacji pojawia się w otoczeniu Czerwonego Barona, rzekomego twórcy artefaktu, nie kto inny jak Hanke i tajemnicza kobieta jako dopełnienie miłosnego trójkąta. Teraz znajduje się pamiętnik twierdzący, ze w otoczeniu Hankego jest Upadły. W mieście w punkcie, gdzie podczas wojny była willa Hankego dochodzi do zatrucia cyklonem B... Wiesz, kim był ten cały Theodor?
- Członkiem Porządku Hermesa. Przynajmniej tak się przedstawił. - Odparła trochę niepewnie. - Nazwisko wskazuje na członka jakiejś pruskiej rodziny arystokratycznej. Staramy się coś o nim znaleźć. Ale to trochę potrwa. Kurt. Uważaj na siebie. - W ostatnim zdaniu było tyle tyle troski i tyle emocji. Ona rzeczywiście się bała. W zasadzie to ona go tam wysłała i jego śmierć będzie jej winą.
- Porządek Hermesa wydaje się tutaj słabo reprezentowany... Przynajmniej teraz tak to odbieram. Silna grupa Kultysów, fundacja Euthanatosów... - Kurt wyczuł emocje w głosie magini, sam również wielu rzeczy się obawiał i, przede wszystkim, miał do czego wracać; jednak nie mógł dopuścić do tego, aby emocje wzięły górę i odebrały mu logiczny osąd sytuacji. To na pewno nie było sytuacja, w której można było działać pod wpływem emocji. - Jestem ostrożny, na tyle na ile się da w nieznanym miejscu. Zmieniając trochę temat - dzwonił również Hallervorden z prośbą o telefon. Nie wiesz czego chce?
- O - Tu ja trochę przytkało. - raporty. Nie wysyłacie raportów z postępów w pracy.
- Nie - Kurt zastanowił się na moment, czy czegoś nie pominął - nie wysyłamy. Nawet nic o tym nie wiem, abyśmy mieli wysyłać. Dzwoniła też Gertruda Ippen, ale podejrzewam, ze w tej samej kwestii co ty - skoro Kurt już kablował to na całej linii. jednak ktoś w tym całym zamieszaniu powinien mieć pełny obraz sytuacji... - Poza pamiętnikiem coś ciekawego wypłynęło?
- Na razie nie. Ale to koniec tygodnia. Może po niedzieli??
- Tak, może.
- Dam znać... jak tylko...się czegoś dowiem. - Ton jej głosu świadczył o tym, że nie była przekonana co do słuszności podjętych działań.
- Z zupełnie innej beczki. Jak nastroje w Wiedniu? Wyjazd nasz do Polski był dość szybki, jak teraz z perspektywy tych kilku dni wygląda sytuacja na górze?
- Nadal emocje nie opadły. - Słuchać było nawet lekkie rozbawienie w jej glosie. - I każdy ma coś do roboty w bibliotece. Pewnie liczą na coś nowego.
- Tak... Czyli mam rozumieć, że ogólnie wszystkim się ten pomysł spodobał? Bardziej interesowało mnie, czy ktoś zastanowił się “co się stanie jak to znajdziemy?” czy “kto położy na tym łapę?”...
- Jak widzisz nie. Cieszymy się jak dzieci ze znaleziska. - Odparła z przekąsem.
- Rozumiem. Weź pod uwagę jedną rzecz jeszcze... Chaos jaki powstał w Wiedniu. Jak sama przyznałaś wszyscy zajmują się poszukiwaniem hipotetycznego artefaktu, nikt tak na dobrą sprawę nie zwraca uwagi na to co dzieje się na miejscu... Każdy medal ma dwie strony... Może popadam w paranoję, ale w tej całej sprawie jest za dużo zbiegów okoliczności... - zastanowił się na chwilę - zrzuć to na moją paranoję, ale - jeżeli masz dostęp do dziennika budowy, a w zasadzie remontu biblioteki to szybko ustalisz co było robione kiedy "cudownie odnalazły się zapiski". Jeżeli niczego nie kuto, zrywano czy w inny sposób nie grzebano głęboko w ścianach w starej części czy nie przenoszono zbiorów to... remont jest tylko pretekstem. Jak mówię - może to moja paranoja, ale w Wiedniu jest coś co chcę ochronić nawet za cenę własnego istnienia... Muszę kończyć - czeka mnie jeszcze kilka rozmów telefonicznych. Uważajcie na siebie. Na razie.

Odłożył słuchawkę nie czekając aż Dietlinde pożegna się. Naprawdę zaczynał mieć paranoję. Jego myśli galopowały niczym oszalałe zapętlając się ciągle wokół tych samych spraw. Odetchnął i wybrał numer tłumaczki. Odebrano po chwili, ale mężczyzna, który odebrał nie zrozumiał lub nie chciał zrozumieć Kurta. PO kilkunastu wymianach zdań w dwu zupełnie różnych językach i bez jakiejkolwiek nici porozumienia muzyk kilkakrotnie wypowiedział swoje nazwisko licząc, ze przynajmniej to zostanie pannie Alicji przekazane i rozłączył się.

Pozostał jeszcze jeden telefon. Prywatny telefon.
 

Ostatnio edytowane przez Aschaar : 05-09-2011 o 21:01. Powód: poprawka merytoryczna
Aschaar jest offline