Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-09-2011, 10:59   #41
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Kurt w końcu - znacznie po północy - wylądował we własnym łóżku. Może słowo wylądował nie było tu najwłaściwsze, ale - kto by zwracał uwagę na konwenanse. Paradoksalnie - Kurt zwracał i cała sytuacja był coraz bardziej kłopotliwa. Pod wszelkimi względami. Wyglądało - primo - na to, że obecność Ericha i Kurta stała się pretekstem do kłótni pomiędzy lokalnymi Kultystami. Kłótni na tyle gwałtownej, że nie mogli z nią poczekać, ale wymienili zdania na bieżąco podczas rozmowy zupełnie nie zważając na to, że małomówny Erich może znać język polski. Było to mało prawdopodobne, ale... Secundo - najwyraźniej wieści nie roznosiły się w mieście dostatecznie szybko (choć również Kultyści mogli po prostu zagrać niewiedzę i zdziwienie - choć wtedy nie pasowała tu cała kłótnia) i magowie nie tworzyli zwartej organizacji i nie współpracowali z sobą jakoś szczególnie ściśle. To implikowało tezę, że czują się w mieście pewnie i nie ukrywają - bardziej niż to wynika z normy przed Śniącymi. Takie zachowania nie kreują się z dnia na dzień więc prawdopodobnie "czerwona zaraza" też była z kategorii nie taki diabeł straszny jak go malują... To jednak było mniej istotne. Tertio - pośrednio potwierdziły się wnioski Kurta o niewielkim prawdopodobieństwie ukrycia artefaktu w budynku hotelu. Magowie nie pojawili się w mieście wczoraj, są tu zadomowieni, więc nie wybrali budynku hotelu "z braku innych opcji" tylko dlatego, że jest tam węzeł. Węzeł, który jest tam od dawna. Oczywiście tutejsi magowie mogli nie szukać artefaktu, bo nie mieli o nim wiedzy, a dokumenty były zniszczone, ale...

Za dużo tych "ale" - w tej orkiestrze każdy grał swoją melodię i znalezienie odpowiedniej linii wcale nie było proste. Zwłaszcza, że nikt nie zamierzał zagrać motywu, nie zamierzał ruszyć tych wszystkich dźwięków w jakimkolwiek kierunku...

Kurt przewrócił się na bok i chwilę później odpłynął.


*****


Kurt, kilka minut po dziewiątej, już po porannym prysznicu, owinięty w hotelowy szlafrok, usiadł w pokoju i wybrał numer do Dietlinde.

Długo to trwało, ale w końcu ktoś podniósł słuchawkę.
- Schulz-Strasznicki. Słucham. - Głos miała wyraźnie zmęczony.
- Cześć, Kurt z tej strony. Co wybuchło?
- Kurt. - Dietlinde ściszyła głos. - Musicie jak najszybciej opuścić to miasto. Wiem, że Hallervorden będzie temu przeciwny, ale to nic. W tym mieście aż roi się od Nephendich. - Była wyjątkowo poddenerwowana.
- A... - Kurt na chwilę zamilkł, to była już wisienka na tort - skąd ta informacja?
- Bo znaleźliśmy pamiętniki kogoś z Wrocławia. Kończą się na czterdziestym piątym roku. - Mówiła tak tajniackim szeptem, że Sesser miał problemy ze zrozumieniem jej niekiedy. - Przeczytaliśmy je. Autor wspominał coś o Nephendii w Fundacji Kultu Ekstazy w pałacu Hatzfeldów i o splugawieniu tego miejsca. Jest też wzmianka o Upadłym w otoczeniu Hankego. Nie rozmawiałam jeszcze o tym z Hallervordenem.
- Od czasu wojny wiele się zmieniło. Przynajmniej tak myślę. Pałac Hatzfeldów, a raczej miejsce po nim faktycznie jest... nieprzyjemne - powiedział z przekąsem. Kontynuował po chwili zmieniając temat: Kto jest autorem pamiętnika? I jak pamiętnik wypłynął? Pod koniec wojny powiązani z Niemcami uciekali z Wrocławia podejrzewam, że wśród nich był Hallervorden, to... - mężczyzna urwał. Detlinde mogła nie wytrzymać psychicznie dość oczywistego, kolejnego, wyraźnego śladu mówiącego o tym, że... W każdym razie kontynuował - W mieście jest kilkunastu magów; nie sądzę, aby wszyscy byli... Jeden, dwu Nephandi mogłoby się w mieście ukryć, to fakt. Z drugiej strony - nawiązałem kontakt z tutejszymi Kultystami - jeżeli to co mówisz jest prawdą to stąpam po bardzo cienkim lodzie, ale wyjazd teraz byłby bardzo podejrzany...
- Theodor von Bethmann Hollweg. - Odparła po dłuższej chwili milczenia. - Jest autorem pamiętnika. Gertruda Ippen na nie natrafiła. Nie wiem dokładnie czego szukała w bibliotece. - Westchnęła głęboko. - Kurt. Rzucanie takich oskarżeń, bez dowodów...
- Rozsądnie patrząc - też nie ma żadnych dowodów, że we Wroszla... że tutaj jest Nephandi - choć jeden. Błądzimy jak dzieci we mgle, być może będąc wodzonymi za nos przez kogoś. Niezależnie czy jest to autor starego pamiętnika czy ktoś kogo spotykamy osobiście. Jeżeli miałbym położyć na szali i zważyć rzeczowość tych - jednych i drugich słów... To pamiętnik wydaje mi się bardziej wiarygodny. Jak wspominałem - o tym miejscu - pałacu Hatzweldów, a raczej tym co na jego miejscu postawiono - wspomniał tutejszy Kultysta. Bez sensu jest roztrząsanie dlaczego to powiedział. Jednak - na podstawie tego co ustaliłem artefakt, jeżeli istnieje, prawdopodobnie nie znajduje się budynku hotelu. To stowarzyszenie, które zajmuje pokoje na pierwszym piętrze to fundacja lub jakaś bezpośrednia przykrywka. Nie wierzę, że potężny artefakt może być ukryty tak długo pod nosem magów, nawet jeżeli oni go nie szukają. Notatki, czy pamiętnik może się tak ukryć, ale artefakt? Przy okazji szukania informacji pojawia się w otoczeniu Czerwonego Barona, rzekomego twórcy artefaktu, nie kto inny jak Hanke i tajemnicza kobieta jako dopełnienie miłosnego trójkąta. Teraz znajduje się pamiętnik twierdzący, ze w otoczeniu Hankego jest Upadły. W mieście w punkcie, gdzie podczas wojny była willa Hankego dochodzi do zatrucia cyklonem B... Wiesz, kim był ten cały Theodor?
- Członkiem Porządku Hermesa. Przynajmniej tak się przedstawił. - Odparła trochę niepewnie. - Nazwisko wskazuje na członka jakiejś pruskiej rodziny arystokratycznej. Staramy się coś o nim znaleźć. Ale to trochę potrwa. Kurt. Uważaj na siebie. - W ostatnim zdaniu było tyle tyle troski i tyle emocji. Ona rzeczywiście się bała. W zasadzie to ona go tam wysłała i jego śmierć będzie jej winą.
- Porządek Hermesa wydaje się tutaj słabo reprezentowany... Przynajmniej teraz tak to odbieram. Silna grupa Kultysów, fundacja Euthanatosów... - Kurt wyczuł emocje w głosie magini, sam również wielu rzeczy się obawiał i, przede wszystkim, miał do czego wracać; jednak nie mógł dopuścić do tego, aby emocje wzięły górę i odebrały mu logiczny osąd sytuacji. To na pewno nie było sytuacja, w której można było działać pod wpływem emocji. - Jestem ostrożny, na tyle na ile się da w nieznanym miejscu. Zmieniając trochę temat - dzwonił również Hallervorden z prośbą o telefon. Nie wiesz czego chce?
- O - Tu ja trochę przytkało. - raporty. Nie wysyłacie raportów z postępów w pracy.
- Nie - Kurt zastanowił się na moment, czy czegoś nie pominął - nie wysyłamy. Nawet nic o tym nie wiem, abyśmy mieli wysyłać. Dzwoniła też Gertruda Ippen, ale podejrzewam, ze w tej samej kwestii co ty - skoro Kurt już kablował to na całej linii. jednak ktoś w tym całym zamieszaniu powinien mieć pełny obraz sytuacji... - Poza pamiętnikiem coś ciekawego wypłynęło?
- Na razie nie. Ale to koniec tygodnia. Może po niedzieli??
- Tak, może.
- Dam znać... jak tylko...się czegoś dowiem. - Ton jej głosu świadczył o tym, że nie była przekonana co do słuszności podjętych działań.
- Z zupełnie innej beczki. Jak nastroje w Wiedniu? Wyjazd nasz do Polski był dość szybki, jak teraz z perspektywy tych kilku dni wygląda sytuacja na górze?
- Nadal emocje nie opadły. - Słuchać było nawet lekkie rozbawienie w jej glosie. - I każdy ma coś do roboty w bibliotece. Pewnie liczą na coś nowego.
- Tak... Czyli mam rozumieć, że ogólnie wszystkim się ten pomysł spodobał? Bardziej interesowało mnie, czy ktoś zastanowił się “co się stanie jak to znajdziemy?” czy “kto położy na tym łapę?”...
- Jak widzisz nie. Cieszymy się jak dzieci ze znaleziska. - Odparła z przekąsem.
- Rozumiem. Weź pod uwagę jedną rzecz jeszcze... Chaos jaki powstał w Wiedniu. Jak sama przyznałaś wszyscy zajmują się poszukiwaniem hipotetycznego artefaktu, nikt tak na dobrą sprawę nie zwraca uwagi na to co dzieje się na miejscu... Każdy medal ma dwie strony... Może popadam w paranoję, ale w tej całej sprawie jest za dużo zbiegów okoliczności... - zastanowił się na chwilę - zrzuć to na moją paranoję, ale - jeżeli masz dostęp do dziennika budowy, a w zasadzie remontu biblioteki to szybko ustalisz co było robione kiedy "cudownie odnalazły się zapiski". Jeżeli niczego nie kuto, zrywano czy w inny sposób nie grzebano głęboko w ścianach w starej części czy nie przenoszono zbiorów to... remont jest tylko pretekstem. Jak mówię - może to moja paranoja, ale w Wiedniu jest coś co chcę ochronić nawet za cenę własnego istnienia... Muszę kończyć - czeka mnie jeszcze kilka rozmów telefonicznych. Uważajcie na siebie. Na razie.

Odłożył słuchawkę nie czekając aż Dietlinde pożegna się. Naprawdę zaczynał mieć paranoję. Jego myśli galopowały niczym oszalałe zapętlając się ciągle wokół tych samych spraw. Odetchnął i wybrał numer tłumaczki. Odebrano po chwili, ale mężczyzna, który odebrał nie zrozumiał lub nie chciał zrozumieć Kurta. PO kilkunastu wymianach zdań w dwu zupełnie różnych językach i bez jakiejkolwiek nici porozumienia muzyk kilkakrotnie wypowiedział swoje nazwisko licząc, ze przynajmniej to zostanie pannie Alicji przekazane i rozłączył się.

Pozostał jeszcze jeden telefon. Prywatny telefon.
 

Ostatnio edytowane przez Aschaar : 05-09-2011 o 21:01. Powód: poprawka merytoryczna
Aschaar jest offline  
Stary 28-09-2011, 14:32   #42
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Cyprian Dębowski

Nareszcie. Nareszcie zegar wybił szesnastą. Tę tak długo wyczekiwaną godzinę. Godzinę, która myślał już że nie nadejdzie.
Dzwonek do drzwi.Wstrzymał oddech. Drżącymi z podniecenia rękoma otwierał drzwi. I oto w końcu ujrzał ją. Kruczoczarne loki falujące wokół idealnej twarzy. Pełne usta. Piękne oczy. Bluzeczka idealnie dopasowana, podkreślająca kształty kobiety...
- Cześć Cyprian. - Weronika Hartmann z właściwym sobie taktem wyrosła przed Dębowskim uścisnęła jego dłoń, tak mocno, po męsku i weszła do środka wręczając mu butelkę czegoś do ręki.
- To śliwowica moje babci, ma z dwadzieścia lat, albo i więcej. - Uśmiechnęła się złowieszczo. - Ale wchodzi jak soczek.
Karin też uścisnęła dłoń Cypriana, a do tego pocałowała go na przywitanie, trzykrotnie i ruszyła za swoją dziewczyną, po chwili zatrzymała się jednak, odwróciła do gospodarza i wręczyła mu reklamówkę.
Eteryta stał chwilę oniemiały w drzwiach. Po czym zamknął je powoli i jak w transie, wolnym krokiem ruszył do swych gości.
- Zapraszam. - Dębowski wskazał panią drogę do salonu. Sam poszedł do kuchni rozpakować to co obie przyniosły. Ciasto, przekąski.
- Pomóc ci?? - Zawołała Weronika.
- Nie, nie trzeba. - Odparł. W zasadzie już powyciągał wszystko i niósł to do pokoju.
- Kawy?? Herbaty?? - Spytał gdy stawiał kolejne rzeczy na stole.
- Zrób dwie kawy. Jedną czarną bez cukru a drugą z mleczkiem także bez cukru.
Cyprian zrobił trzy, bo i dla siebie.
- Możemy trochę się rozejrzeć?? - W zasadzie to było stwierdzenie, bo Hartmann i Sjöstrand już zaczęły zwiedzać mieszkanie.
Karin łamaną polszczyzną skompletowała wystrój i miała coś jeszcze dodać, gdy rozległ się krzyk Weroniki. Oboje więc do niej poszli. Etrytka stała w drzwiach łazienki. I coś mówiła po szwedzku. Jej dziewczyna wspięła się na palce żeby lepiej przyjrzeć się pomieszczeniu. Oparła przy tym rękę na ramieniu Cypriana. Słodki, ponętny zapach kobiety dotarł do jego nozdrzy.
Wyobraźnia eteryty już zaczynała budować sceny. Woda. Nagie ciała splecione w parującej kąpieli.
- U nas nie ma takich luksusów. - Głos Hartmann wyrwał go z zamślenia.
- Luksusów?? - Spytał niepewnie Dębowski.
- Wanny. - Wyjaśniła śmiejąc się jego koleżanka z Tradycji. - W akademikach są tylko prysznice. Wiadomo, kwestia higieny i takie tam. Prysznice nie są takie złe. Zwłaszcza jak się je bierze we dwoje. - Obie zachichotały. - Ale wanna...
Rozmarzona Hartmann zaczęła snuć wizję co to w wannie we dwójkę można robić. Zadziwiające, bo on przed chwilą myślał dokładnie o tym samym.
Karin coś powiedziała do Weroniki i obie wybuchnęły śmiechem. Skonsternowany Cyprian patrzyła raz na jedną raz na drugą i nie wiedział o co chodzi.
- Przepraszam. - Eterytka rozłożyła bezradnie ręce. - Ona jest taka nieśmiała. - Wyszeptała mu do ucha wymijając go.
Po tym krótkim rekonesansie zasiedli wreszcie na kanapie. Cyprian przyniósł kawy i kieliszki.
Hartamnn miała rację, śliwowicę jej babci piło się jak soczek. Nie paliła w gardle, ale grzała w żołądku. Pachniała latem, słońcem, śliwkami.
Rozmawiali o niczym właściwie, tak jak to bywa na tego typu spotkaniach. Jedyną istotną rzeczą, jaka utkwiła Dębowskiemu w pamięci była wzmianka o jakimś nowym Przebudzonym. Karmin go spotkała, cudzoziemiec. Starszy, kulturalny, miły jegomość. Chyba Niemiec, gdyż tym językiem się posługiwał. A reszta była plotkami, rozprawami na temat pracy. Dowcipami, anegdotami.

W pewnym momencie, gdy ujrzeli dno butelki po śliwowicy, Hartmann wstała i oznajmiła, ze idzie wziąć kąpiel z pianą, bo dawno nie leżała w gorącej wodzie. Zaproponowała oczywiście by Karmin się do niej przyłączyła, ale ta jakoś tak zmieszana odmówiła.
Z zeskocznia wzięła Dębowskiego pytanie o ręczniki i to poskutkowało, bo ten bez chwili zastanowienia wyjawił jej miejsce gdzie mogła je znaleźć.
Wkrótce do ich uszu doszedł szum wody i śpiew Weroniki. Fałszowała strasznie, ale z taką pasją podśpiewywała sobie przebój wylansowany przez Magdalenę Drozdowską i Marka Konrada.

Piękna dziewczyno z kanału TV
Przyjeżdżaj do mnie na parę dni
Mam względem ciebie poważne plany
Chcę ciebie poznać, bo jestem nagrzany.


Jakieś natrętny, świdrujący odgłos starał się wedrzeć do jego świadomości. Dębowski otworzył oczy. Kilkakrotnie zamrugał powiekami i począł gapić się w sufit. Trochę to trwało nim dotarło do niego, że to nie sufit w jego sypialni, tylko w salonie. On leżał w salonie. Spędził tu najwyraźniej noc. Nieposprzątane naczynia na ławie. Pusta butelka śliwowicy na pierwszym palnie.
Szczęk zamka w drzwiach do pokoju i...
- Ulala...- Zagwizdała z podziwu Lilly.
Cyprian leżał nagi, gdyż w tym samym momencie gdy otwierały się drzwi ktoś ściągnął z niego kołdrę. Eteryta szybkim ruchem zakrył siebie.
- Cyprian?? - Tym razem to Wiki się odezwała, a wszyscy przenieśli wzrok na wystający pośladek, nogi i część pleców. Właścicielka owych części ciała coś zamruczała, ale niewiele można było zrozumieć, gdyż głowę miała ukrytą pod poduszką.

Konsternację wszystkich pogłębiło pojawienie się Szwedki w drzwiach. Owinięta była jedynie kusym ręcznikiem, jakie to szczęście, że postanowiła zrobić sobie z niego coś w rodzaju sukienki a nie spódniczki.
W tej samej chwili spod poduszki wyłoniła się blond czupryna Weroniki Hartmann, a spod kołdry jej drugi pośladek.


Kurt Sesser i Erich Reimann

Erich odbył krótką rozmowę z Gertrudą Ippen. Wiadomości nie były najlepsze. Ippen zasugerowała aby w trybie pilnym opuścili Wrocław ze względu na grożące im niebezpieczeństwo w postaci Nephendich, którzy z pewnością w olbrzymiej liczbie zasiedlali miasto. Rewelacje te odkryła czytając pamiętnika niejakiego Theodora von Bethmanna Hollwega z Porządku Hermesa. Mag ten był Wrocławianinem do końca wojny, a później pozostały po nim tylko pamiętniki, z których jasno wynikało, że miasto jest siedliskiem grzechu i zepsucia ze względu na Labirynt, który tam musi się znajdować. Niestety nie sprecyzowano gdzie to dokładnie jest. Autor pamiętników dokładnie przeanalizował postawę poszczególnych Tradycji i wysunął wnioski, że muszą one być już głęboko przeżarte przez Upadłych skoro nie reagują na takowe sugestie. Gertruda nie zanudzała Ericha cytatami, tylko w dość zwięzły sposób przedstawiła swój punkt widzenia, czyli tam Nephendii na Nephendim siedzi i nie jest bezpiecznie. A jakiekolwiek próby dyskusji na ten temat ucinała szybko, że ona nie bierze w takim wypadku odpowiedzialności na ich życie. Owszem z początku była entuzjastycznie nastawiona to pomysłu pojechania tam i doszukania artefaktu, ale teraz uważa, że nie ma potrzeby ryzykować. I tyle tego by było.

Sesser tym czasem usiłował skontaktować się z ich tłumaczką. Wybrał numer i po dwóch sygnałach odłożył słuchawkę i usiadł w fotelu przygnieciony intensywnością doznań. Ktoś w tym budynku używał potężnej Magyi i wcale się z tym nie krył. Chociaż... nie tak do końca. Próba ustalenie gdzie to jest dokładnie skończyła się niepowodzeniem

Reichmann też to poczuł. Być może jednak Gertruda Ippen miała rację?? Przebiegło przez myśl młodemu Eutanatosowi. Jeszcze jedne rozbłysk Magyi. I znowu tu w hotelu.
Doktor Reichmann wyszedł z pokoju, na końcu korytarza zamajaczyła mu jakby znajoma sylwetka, ale nim przeanalizował to dokładnie postać zniknęła za drzwiami windy. Zapukał do drzwi Sessera. Otrzymawszy zaproszenie wszedł do środka. Kultysta siedział przy telefonie i właśnie wybierał jakieś numer telefonu.
- Dzwonię do panny Alicji. - Wyjaśnił pokrótce i zajął się rozmową. Właściwie w dwoma monologami.
Telefon ktoś odebrał, ale po za nazwiskiem Kurt nic nie zrozumiał. Rozmówca posługiwał się tylko i wyłącznie polskim, co bardzo utrudniło sprawę Sesserowi. Nijak nie mógł wytłumaczyć o co chodzi i zrozumieć też nie mógł. Koniec końców doszedł do wniosku, że jednak Alicji Żółkiewicz nie ma w domu. Gdzie jest też nie był wstanie się dowiedzieć, bariera językowa. Czyli do kancelarii też nie będą dzwonili. To będzie musiało poczekać jeszcze do poniedziałku.

Panowie wymienili się informacjami otrzymanymi od swoich z Wiednia. Czyli, że Wrocław roił się Upadłych. O cudownie odnalezionym pamiętniku. Ciekawym były to, że jego autor ani słowem nie wspomniał o samym artefakcie, a przecież mienił się Wrocławianinem z dziada pradziada. Bo z pewnością obie panie dokładnie przewertowały zawartość nowego znaleziska pod tym kątem, tego obaj byli pewni.

Wszelakie rozważania na temat zostały jednak zagłuszone przez potrzebę fizjologiczną ich organizmów. W zasadzie na roztrząsanie tematu mieli jeszcze sporo czasu, a myślenie z pustym żołądkiem było bardzo trudne. To była już ich taka mała tradycja. Posiłki w hotelowej restauracji. Mogliby sobie wprawdzie zamówić coś do jedzenia do pokoju, ale tak przynajmniej mieli jaki taki kontakt z otoczeniem. Zeszli więc na dół.
I wtedy Ericha tchnęło. Ta znajoma sylwetka, którą dostrzegł w windzie. To był ten sam mężczyzna, który ich odebrał z lotniska w Gdańsku. A teraz siedział w restauracji. Razem z Alicją Żółkiewicz. Widać było, że dobrze się bawią.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 05-10-2011, 17:26   #43
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Przyjemnie odświeżający sen powoli schodził z powiek. Jeszcze marzenia Cypriana bujały pomiędzy różowymi słonikami, a krągłościami Karin Sjöstrand, którymi piękna Szwedka bujała tuż przed jego twarzą, gdy pierwsze oznaki pobudki dotarły do jego świadomości. Pierwsze, co udało mu się stwierdzić to fakt, że był ranek. Zza zasłoniętych kotar powoli przedzierało się jaśniejące światło zwiastujące nowy dzionek. Natomiast drugie …


… drugie stanowiło serię kilku wydarzeń, które wstrząsnęły Dębowskim oraz, w jego przekonaniu, były sprawami na miarę co najmniej galaktyki. Leżał, to wiedział nawet dopiero budząc się ze snu, ale dopiero pełne podziwu gwizdnięcie Lilly, której towarzyszyły jakieś słowa Wiki uświadomiły mu, ze jest kompletnie nagi. Nawet więcej! Nagi oraz rozkosznie prezentujący światu cała okazałość swojej męskiej dumy. Normalnie, kiedy spał, lubiła być przykryty, ale właśnie zakonotował, że ktoś ściągnął z niego kołdrę. Kto? Ową winowajczynią okazała się być Weronika Hartmann, która właśnie dobudzała się obok niego. Poznawał ów fragment czupryny wyglądający spod okrywającej jej główkę poduszki. Teraz dziewczyna odruchowo naciągnęła mocniej kołdrę na siebie roznegliżowawszy przy okazji Cypriana, który nie wiedział, czy się zapaść ze wstydu pod ziemię, czy po prostu natychmiast wyemigrować na Madagaskar.

Odruchowo osłonił swoje intymności dłońmi przez chwile totalnie skołowany. Nawet nie za bardzo wiedział, o co zapytała siostra. Kątem oka dostrzegł jedynie, że Wiktoria coś mówi. Ale co? Rozejrzał się wokoło poszukując jakiejś pomocy oraz zastanawiając się, czy to nie jest jeszcze dalsza część snu. Ale lekkie szturchnięcie ziewającej Wery uzmysłowiło mu realizm sytuacji.
- Cześć Dębowskiiii – jeszcze raz ziewnęła przeciągając się oraz zrzucając wreszcie poduszkę z głowy. - Jak się szpało? - adiunktka na politechnice zdawała się nie dostrzegać problemu. Leżąc wygodnie wierciła się niczym wygrzewająca się kocica na słoneczku. Dębowski tylko otworzył szeroko oczy, gdy zaprezentowała światu swój krągły tyłeczek. Najpierw częściowo, a potem w całości zrzucając z siebie kołdrę. Akurat tyle dobrego, że Cyprian dostrzegając dla siebie szansę gwałtowanie owinął się pościelą niczym kokonem.

- Cześć – próbował odpowiedzieć Weronice, ale słowa nie za bardzo chciały mu przejść przez gardło, które wreszcie wydało coś pod postacią jakiegoś kwiku.
- Cyprian, co tu się stało? - spytała powtórnie siostra mierząc obydwoje spojrzeniem, a raczej obytroje, gdyż opleciona ręcznikiem Karin po chwili pojawiła się w drzwiach.
- Ja tego … - nie wiedział co odpowiedzieć Wiki, gdyż nagle uświadomił sobie, ze nawet gdyby chciał, po prostu nie ma pojęcia. Był wieczór. Tak, to na pewno. Pili trochę, no trochę więcej niż trochę. Potem … potem film się urywał.
- Co narobiłem? - myślał nerwowo. - Przecież nawet, gdybym się upił, chyba nie rozebrałbym się do naga … Jeśli zaś tak, to pewnie … Czy ja się, znaczy im, no, czy je, czy spaliśmy ze sobą? - wreszcie wybrnął czołgając się przez labirynty myślowe. Jednak tego także nie pamiętał, zaś chyba pamiętałby seks z Werą … - Rety! Ale czy tylko z Werą, czy … możliwe, że z obydwoma – gorączkowo analizował rozpaczliwe się rozglądając, pełen nadziei, że wśród szpargałów znajdzie coś, co przybliży mu rozwiązanie tej zagadki. - jeśli spałem z nimi, jeśli obydwie zaszły w ciążę, jeśli … - natychmiastowy wyjazd na Madagaskar zaczął nabiera coraz większej atrakcyjności dla skołowanego chłopaka. Wyobraźnia przedstawiła mu usłużnie obydwie dziewczyny, których brzuchy mocno zaokrągliły się zwiastując narodziny nowych istot.
- Cześć Dębowski – powiedziała mu pseudo-Wera. - Będziesz ojcem. Cieszysz się?
- Hello – uśmiechnęła się ciepło Karin. - Czeszę się, że będżiemy mieli wspólną babe.
- Ale, ale … - próbował coś odpowiedzieć. Było mu głupio, źle oraz strasznie się wstydził. Co on narobił? Przecież podobała mu się Karin! Tymczasem przespał się jednocześnie z nią oraz jej lesbijską partnerką. Dodatkowo jeszcze obydwu dziewczynom to się jakimś przypadkiem podobało. Żeby to jeszcze tylko z Karin, ale obydwie ... Wrr …


Potrząsając energicznie czupryna odpędził niebezpieczną wizję.

- Cześć dziewczyny – tymczasem golutka Wera siadając powitała Wiki i Lilkę. Swobodnie, jakby była przyodziana w skromną, długą suknię pensjonarki. Cyprian odruchowo zawiesił spojrzenie na jej poruszających się piersiach ozdobionych dwiema słodkimi malinami. Jej kształtne atrybuty, jakby były dumne z faktu, że mogą zaprezentować innym swoje piękno.
- Cześć – odpowiedziała po chwili jej Lilka. - Więc to tak się zabawia kadra naukowa na uczelni – stwierdziła z uznaniem. - No to wobec tego już wiem, gdzie chcę rozpocząć pracę ...
- Cześć, co tu się stało właściwie? - Wiki przerwała swojej koleżance wywody dotyczące przyszłego zatrudnienia. - Bo ten … - wskazała na brata – chyba chwilowo nie jest zdolny do logicznej odpowiedzi.
- Ba … tylko teraz, ogólnie bowiem, to jest bardzo zdolny – szelmowsko uśmiechnęła się Wera wprowadzając zawstydzonego Cypriana w drżączkę.
- O tak, Wera, idziesz się wykąpać? – dodała Karin, która co prawda niezbyt dobrze mówiła po polsku, ale rozumiała język Mickiewicza i Słowackiego całkiem dobrze. Dębowski siedział obwiązany kołdrą z klasycznymi objawami kołowacizny pospolitej oraz nadzieją, że to co się stało, nie popsuje jego relacji z ukochaną dziewczyną. Może to i dobrze, bowiem gdyby podniósł spojrzenie, zobaczyłby, jak Weronika Hartmann wstaje z łóżka i nie przejmując się brakiem jakiegokolwiek stroju idzie do łazienki. Weszła, zaś Szwedka jeszcze moment została w drzwiach, toteż, gdy chłopak zaryzykował podniesienie spojrzenia napotkał jej ciepły wzrok oraz wesołe mrugnięcie.
- Co to miało znaczyć? - chciał się zapytać, ale nie zdążył, gdyż Karin podążyła za przyjaciółką zamykając drzwi. Po chwili z łazienki rozległ się odgłos włączanego prysznica i przebijający się przez szum wody dziewczęcy śmiech.

- Dobra Cyprian, kawa na ławę – zwróciła się siostra mocnym tonem.
- Właściwie pewnie nie uwierzysz, ale …
- Ale co?
- Ale nie pamiętam – wydusił wreszcie nie podnosząc spojrzenia. - Piliśmy trochę, rozmawiali …
- Tylko tyle? - szepnęła z kompletnym niedowierzaniem.-
Muszę, muszę, muszę się ubrać, ale gdzie … nieważne – okutany pościelą niezgrabnie wstał na podłogę oraz poszedł do osobnej garderoby. - Au! - wrzasnął jeszcze, kiedy wyrznął palcem nogi we framugę drzwi.
Wiki nie przeszkadzała, ale faktycznie dodała.
- Masz rację, nie wierzę.
- Nie bądź dla niego taka ostra – stanęła w obronie Dębowskiego Lilly. - On tylko …
- Właśnie, wszystko było jasne – stwierdziła sarkastycznie Wiki.
- Nawet jeśli, to nie wyglądało tak tragicznie, no wiesz, jako siostra nie możesz ocenić walorów swojego brata … dobra, dobra – przerwała widząc wściekle spojrzenie koleżanki – już nic nie mówię.

Tymczasem kompletnie zagubiony Dębowski próbował znaleźć jakieś ubranie. Dłonie mu drżały, zaś myśli wypełniały setki pytań, które wszakże sprowadzały się do tego: co się stało? Ponadto zaczynało dochodzić do niego, że także rezolutna Lilly widziała go kompletnie nagiego. Znając energiczną Włoszkę spodziewał się, że już ona coś wykombinuje, ponadto … właśnie, ponadto rozbieranie się przed koleżankami własnej młodszej siostry, nieletnimi przy okazji, nie należało do najbardziej ulubionych czynności zawstydzonego faceta. Co innego podczas wykładów spojrzenia powabnych studentek, które mogą nawet schlebiać mężczyźnie, co innego zaś Lilly, która oglądała sobie dokładnie jego męską dumę, niczym eksportowego koguta na wystawie domowego ptactwa. Nie to, żeby miał jakieś problemy, czy kompleksy, ale stanowczo nie miał zadatków na ekshibicjonistę. Gdyby przebywał osobno z Karin, gdyby pokochała go, gdyby … nieistotne. Wtedy byłoby pewnie inaczej, ale przecież Cyprian dalej nie wiedział, czy z Karin także nie zaliczył intymnego spotkania. Przez chwilę wyobraził sobie tą niesamowitą scenę, jak pochyla się nad leżącą Szwedką, która oplata nogami jego biodra … fatalny pech! Nawet tego nie pamiętał. Jakby ktoś wyczyścił mu pamięć ze wspomnień tej nocy.

Ubrany wreszcie wyszedł, akurat trafiając na Werę i Karin. Podczas gdy on przedłużał jak mógł celebrację poszukiwania ciuchów, dziewczyny zdołały się wykąpać oraz ubrać.
- Ooo, znalazł się – uśmiechnęła się Eterytka. - Wiki mówiła, że prawdopodobnie schowasz się w pracowni i nie wyjdziesz przez następne sto lat. Błąd, Dębowski, ja ci to mówię. Byłeś naprawdę niezły.
Poczerwieniałe policzki Cypriana świadczyły dobitnie, jak odebrał pochwałę koleżanki.
- Ale ja, ja, Wera, ja nic nie pamiętam – wreszcie zdołał powiedzieć.
- Słodki żartowniś – roześmiała się Weronika. - Musimy iść. Zdzwonimy się wieczorem. Pa – pocałowała go siostrzanym buziakiem i radosna niczym skowronek wyskoczyła przed dom.
- Do widżenia, Cyprian. Bylo bardzo milo. Czieszę się, że szpotkaliśmy się – kalecząc polski język powiedziała Karin. Pocałunek dziewczyny był jakże inny, niż Wery. Przypominał raczej muśniecie skrzydeł motyla.
- Do widzenia – udało się powiedzieć Cyprianowi, kiedy zdołał się nieco opanować widząc, jak obydwie czarodziejki: Ererytka oraz Verbena wesoło rozmawiając oddalają się coraz bardziej. Karin jeszcze odwróciła się na moment machając na pożegnanie. Odpowiedział oczywiście, jednak po chwili już zasłonił je jakiś jadący samochód, zaś jeszcze potem zniknęły na dobre za zaułkiem.

Wrócił do środka.
- Ubierz się – usłyszał siostrę.
- Przecież jestem ubrany – zaprotestował.
- Popatrz na skarpetki.
Spojrzał odruchowo. Rzeczywiście na lewej miał czerwona w białe grochy, zaś na prawej niebieską pokrytą niewielkimi żółtymi paskami. Chyba powinien sobie trochę odsapnąć, uznał. Wspaniała propozycja, jednak nie wtedy, kiedy myślał na wydarzeniami tego ranka oraz poprzedniej nocy.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 06-10-2011 o 20:18. Powód: literówki
Kelly jest offline  
Stary 07-10-2011, 12:51   #44
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Jak łatwo było się domyślić Erich dowiedział się tego samego co Kurt. Przynajmniej w zarysach. Gertruda też nalegała na wyjazd, też nie wspomniała o tym, aby pamiętnik zawierał jakiekolwiek informacje o artefakcie. Z tego co przekazał Erich, również frau Ippen w cudownie odnalezionym pamiętniku doczytała się tylko: “Nephandi, Nephandi, wszędzie Nephandi”. Kurt bynajmniej nie negował faktu, ich istnienia, ale teraz - słysząc po raz kolejny te same informacje utwierdzał się tylko w przekonaniu, iż pamiętnik jest tylko częścią jakiejś większej układanki. Mag szczegółowo opisujący swoje własne środowisko Przebudzonych jako siedlisko Upadłych, wiecznie wspominający o tym, że nikogo to nie interesuje i zapewne, że koniecznie trzeba coś z tym zrobić... Dopiero teraz - może to zasługa porannej kawy i drugiego już croasanta zaczynał wyglądać jak nawoływanie proroka w Sodomie - wszyscy sprawiedliwi opuście to miasto, a władny je zniszczyć niech je zniszczy... Tak, niby był to pamiętnik, ale - na litość boską - zawsze i w każdych warunkach mógł się “cudownie odnaleźć” czy “niespodziewanie ujawnić”. Wtedy zdecydowana większość zareagowałaby dokładnie jak to zrobiły Gertruda i Detlinde - zrywając się z krzykiem: “A! Siedlisko zła! Uciekać, wyjeżdżać!” i pozostawiając tym samym puste miasto i oczywiście wszystkie rzeczy w nim ukryte... Może dlatego pamiętnik nie zawierał żadnych informacji o artefakcie? Ponieważ został wyprodukowany tylko i wyłącznie, aby wystraszyć magów z miasta i pozostawić wolne pole do poszukiwań? Teoria była niezła, ale niesprawdzalna - póki co więc pozostała w umyśle Kurta.

*****

Alicja siedziała w hotelowej restauracji z gościem, którego twarz już w pierwszej chwili wydała się Kurtowi znajoma. Jednak dopiero po chwili uświadomił sobie skąd zna tego mężczyznę... Z Gdańska. To on odbierał ich na lotnisku... Sytuacja była co najmniej ciekawa. Kurt szybko dodał sobie dwa do dwóch. Z tego co wiedział, ich tłumaczka i ten mężczyzna znali się jeszcze ze studiów, potem ich kontakt się urwał, aby odnowić się po nieprzypadkowym lądowaniu ich samolotu w obcym mieście... i teraz ten gość mieszkał w tym samym hotelu co oni. Kurt daleki był od angażowania się w spiskową teorię dziejów i twierdzenia, że wszystkim rządzą masoni i cykliści, ale takie zbiegowisko okoliczności to nie mógł być przypadek... Ktoś szarpał Gobelinem. Pytanie kto i po co pozostawało otwarte.

Kurt wyszukał wzrokiem stolik, który znajdował się możliwie daleko od wszystkich miejsc do jakich mogła się udać Alicja - skoro dobrze się bawiła nie było zupełnie sensu przerywać tego spotkania - przynajmniej w opinii Kurta. Rozmowa z Erichem dotyczyła w zasadzie trzech istotnych spraw: telefonu do Astrida, który jakoś wypadało załatwić; nieprzyjemnego odczucia z rana i spostrzeżeń co do niego oraz - oczywiście - mężczyzny siedzącego z Alicją. Tutaj Kurt nie miał specjalnych oporów przed przedstawieniem swojej teorii dotyczącej dziwnego splotu wypadków. Pytanie czy mężczyzna jest “kolegą po fachu” też chwilowo pozostawało otwarte....
 
Aschaar jest offline  
Stary 23-10-2011, 05:19   #45
 
Eperogenay's Avatar
 
Reputacja: 1 Eperogenay nie jest za bardzo znanyEperogenay nie jest za bardzo znany
Dawid przez cały piątkowy wieczór próbował poukładać sobie wszystko i odnosił wrażenie, że zamiast mózgu ma sito. Wątki mieszały się ale zbliżały do siebie. Przypominało to wielką sieć pająka i miał wrażenie, że wszyscy zamieszani przypominali schwytane w pułapkę muchy. Coraz bardziej się obawiał, że pająk już rozpoczął ucztę, tylko ze swej perspektywy tego nie dostrzegali. Uznał, że nie dojdzie do żadnych konstruktywnych wniosków poza zebraniem faktów. Chęć zmiany toku myślenia nie udała się tak, jakby chciał.

Jego myśli powędrowały na powrót do siostry. Jej praca najwyraźniej kierowała ją w tym samym kierunku co ich. Zdawał sobie sprawę, że była kompletnie nieświadoma ewentualnego niebezpieczeństwa, zwłaszcza gdy przypomniał sobie z jakim entuzjazmem ową pracę traktowała.Piątek wieczór nie był najlepszą porą do zadzwonienia. Musiałby mieć nieziemskie szczęście aby dodzwonić się jednocześnie unikając rozmowy z ojcem. Lepszym pomysłem było poczekać do sobotniego poranka. To oznaczało, że spędzi noc zajęty własnymi myślami, walcząc ze sobą i zamartwiając się na potęgę. Trzeba było wziąć się do pracy.

Minęła północ, gdy do prostej butelki po oranżadzie zaczął przelewać napój. Jeśli formuła była odpowiednia i nie pomylił się w kolejności dodawanych składników, przy pieczętowaniu powinno udać się uzyskać potwierdzenie jej działania. Anulowanie działania szkodliwych dla organizmu efektów mogło okazać się niedługo przydatne, o czym przekonała go historia z zagranicznym magiem. Który okazał się pracodawcą jego siostry. Nie, jeśli zacznie o tym myśleć, pomyli się w formule. Butelki były już przygotowane, choć wycinanie efektu nożem na szkle każdej z nich było mozolne, wciąż nie wymyślił lepszej metody zabezpieczenia naczyń przed własnym wynalazkiem. Przejrzał swoje notatki by zająć czymś myśli.
Sól od dawna uważana była za uniwersalny środek przeciwko "sztukom czarnoksięskim", dlatego jednym z najważniejszych składników było przygotowanie stężonego roztworu soli. Odrzucenie pomysłu ze środkami przeczyszczającymi uważał za dobry pomysł, było wiele ziołowych mieszanek gwarantujących, że napój będzie zdatny do picia, wchłonie się szybko i nie wywoła szkód ani efektów ubocznych. Z obliczeń wynikało, że mięta nie popsuje działania, doda smaku, no i jeśli weźmie się pod uwagę działanie olejku miętowego, efekt powinien być wart wysiłku. Z pewnością gdyby zapytał, zostałby skontaktowany z Verbeną zdolną poprawić go tu i ówdzie, ale to był jego projekt i zamierzał od początku do końca zrobić go sam. Lista składników była długa, ale ufał w swoje zdolności i nauki jakie otrzymał. Efekt nie powinien zawieść jego oczekiwań. Teraz trzeba było sprawdzić, czy jego przypuszczenia były słuszne... [1]
Odetchnął gdy ostatnia butelka została zakorkowana a napój nie zmienił barwy. Przypominał nawet nieco rozpuszczoną lemoniadę. Policzył butelki. Pięć razy po pół litra. Z takim zapasem może uda mu się ochronić przed niespodziewanymi wypadkami siebie jak i innych. Potrząsnął każdym napojem, sprawdzając czy procedura korkowania przebiegła pomyślnie i zadowolony poszedł spać.

Następnego ranka zerwał się na równe nogi. Sobota. Czas, siódma czterdzieści pięć. Tata szykuje się do wyjścia. Dawid skończył poranną toaletę. Siódma czterdzieści dziewięć, tata dopija poranną kawę. Dawid skończył się ubierać. Siódma pięćdziesiąt pięć, tata wychodzi. Doliczyć kilka minut na wypadek gdyby wrócił się i czegoś zapomniał i... Tak. Ósma rano, mama jest w domu. Alicja też powinna być. Podekscytowany wybrał numer.

...
...
...

- Ale... jej u mnie nie ma, mamo. No naprawdę. Nie mówiła mi nic o tym... zaraz, jak to cały weekend? Chcesz powiedzieć, że ona nocuje u mnie cały weekend? Od wczoraj? I ja będąc w domu nic o tym nie wiem? Więc gdzie ona się podziewa? No ja też nie wiem! Skąd mam wiedzieć?! Ale to Alicja, ona nie byłaby nieodpowiedzialna. Tak mamo, wiem, że ciebie by nigdy nie okłamała - no, akurat - nie, nic nie mówiłem. Podzwonię po jej znajomych, ktoś musi wiedzieć, gdzie jest... tak, dam ci znać jak się czegoś dowiem.

...

Dziewiąta, poszukiwania nie przynoszą rezultatu. Dziesiąta, podeskcytowanie z wybryku siostry zamienia się w poddenerwowanie. Przecież nie mogła się rozpłynąć. Zawracanie dupy innym magom nie miałoby sensu. Pora jej poszukać tradycyjnie. Wyszedł z domu zdeterminowany spędzić cały dzień na poszukiwaniach...

Niedzielny poranek powitał niewyspany. Dopiero nieznośne ssanie w żołądku przypomniało mu, że całą sobotę z nerwów spędził na czczo. Gdzie do diabła ona się podziewa? Prawie zapomniał o poszukiwaniach artefaktu. Sam jej nie znajdzie, Alicja wypłynęła przy sprawie gości z zagranicy, to czyniło ich powiązanych ze sprawą. Westchnął i wykręcił numer profesora Dębowskiego. Przydałoby się przedyskutować sytuację, zwłaszcza teraz, kiedy to jego siostra znalazła się w pajęczej sieci... a ona przecież nie lubiła pająków.

___
[1] - Pierwsza/Życie
 
__________________
* All those who would hold Magic's Power must then pay Magic's Price.
* (...)Had Vanyel with his dying breath commanded trees to slay?
* Earth and water, air and fire, mold thy power to my desire!
* Zhai'helleva!

Ostatnio edytowane przez Eperogenay : 23-10-2011 o 05:23.
Eperogenay jest offline  
Stary 01-12-2011, 12:43   #46
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Kurt Sesser i Erich Reimann

Sobota i niedziela zapowiadały się nudno. Spraw załatwiać nie dało się, bo bez tłumaczki ani rusz. Można było na upartego ją zaczepić, ale po co?? Każdemu się chyba wolne należało. Wychodząc z restauracji obaj magowie natknęli się na wycieczkę. Niemiecką wycieczkę. A dokładniej wycieczkę niemieckich emerytów.
W holu hotelowym panowało niemałe zamieszanie. Większość starszych ludzi stłoczona była w jednym miejscu. Ze środka tego kręgu dochodziło wołanie o pomoc na przemian z pomstowaniem na sprawcę całego zamieszania i gorącymi modłami zanoszonymi do Boga o uzdrowienie. Obsługa hotelowa, mimo, że biegle władała angielskim nie mogła się porozumieć ze staruszkami, którzy mówili tylko po niemiecku.
Z całego tego zgiełku Erich zdołał wyłowić dwa istotne słowa, a mianowicie “zawał serca”.
- Przepraszam, jestem lekarzem. - Reimann zaczął się przepychać przez to całe zbiorowisko. W zasadzie to przepychał się tylko chwilę, gdyż emeryci rozstąpili się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, na dźwięk jego słów. Słów wypowiedzianych w ich ojczystym języku.
Leżący na podłodze starszy mężczyzna trzymał rękę na klatce piersiowej. Był cały blady, a lepki pot powodował, że cały się lśnił w nocnych lampach hotelowych. Łapczywie łapał każdy oddech, a druga ręką usiłował sobie rozpiąć kołnierzyk, zapięty na ostatni guzik, tuż pod szyją.
Młody lekarz pomógł mu. Ale i tak mimo to duszności nie ustąpiły.
Pochylona tuż nad uchem lekarza starsza kobieta lamentowała.
- Nie zabiło go gestapo. Nie zabił obóz. A teraz tu umiera. Przeżył nawet marsz śmierci. - Kobieta wybuchnęła płaczem. W zasadzie to zaczęła histeryzować.
Na szczęście ktoś zajął się, chyba żoną leżącego na podłodze mężczyzny i Erich mógł dalej badać pacjenta i udzielać mu pierwszej pomocy.

Zajęty resuscytacją krążeniowo-oddechową Reichman nie dostrzegł tego, ale Sesser, który stał z boku już tak. Było już trochę za późno by dokładnie się temu przyjrzeć, gdyż niczym smugi kondensacyjne, ślady użycia magyi zacierały się.



Kultysta był jednak pewien, że prowadzą one do restauracji. Był również pewien, że zasłabnięcie starszego mężczyzny, to nie czysty przypadek. Ktoś wyssał z niego resztki życia. Zabił. I nie był to bezmyślny mord obliczony na dostarczenie niezwykłych wrażeń. Nie było tu nic mistycyzmu jakim niektórzy popaprańcu próbowali karmić umysły sędziów by uniknąć odpowiedzialności za swoje czyny.
Ktoś zwyczajnie przeciął nić życia mężczyzny, niczym antyczne Mojry. Kurt nie był do końca pewien co tak naprawdę było przyczyną śmierci. I w zasadzie nie zaprzątał sobie tym głowy. Ważniejszym pytaniem było dlaczego ktoś zadał sobie tyle trudu?? W tle dochodził go kobiecy szloch i z jej wypowiedzi wyłapał, gdzieś tak na krawędzi “Gross Rozen”. A może mu się tak tylko wydawało??

Erich nie od razu wyczuł, że życie już wyciekło z ciała i starał się przywrócić akcję serca. Może to przypadłość lekarzy, że nie dają za wygraną nawet gdy ponieśli już porażkę?? A może nie chciał wierzyć??
Dopiero czyjaś dłoń spoczywająca na jego barku przywróciła mu jasność myślenia. To był Sesser. Z rezygnacją kręcący głową.
Erich nie musiał sprawdzać czy może jednak serce podjęło pracę. On już wiedział. Szlochająca kobieta wdową została. Jej przeraźliwe “NIE” wypełniło hol hotelowy.

Wkrótce też zjawili się i sanitariusze. Kurt rozpoznał ich od razu, to ci sami ludzie, którzy i jemu mieli nieść pomoc. Dziwny zbieg okoliczności. Chyba, że tak duże miasto miało jedną karetkę??
Mężczyźni w białych kitlach z początku nie chcieli uwierzyć Reichamnnowi. Nawet przy pomocy tłumacza, zjawił się w końcu przewodnik wycieczki, nie bardzo dawali wiary jego słowom. Dopiero gdy Euthanatos zasypał ich fachowym słownictwem przestali się wykłócać i zgodzili z opinią lekarza.

Gapie powoli zaczęli się rozchodzić. Zbolałą wdową zajęli się sanitariusze. Musieli jej chyba podać środki uspokajające, gdyż nagle przestało być ją słychać. Obaj magowie stali jeszcze przez chwilę w holu obserwując jak przykryty białym prześcieradłem starszy człowiek znika w ambulansie.

A ślady magyi rozmyły się już na dobre i jedyne co Sesser mógł pokazać Reichannowie, to swoja reakcja.

Niezbyt udany początek dwudniowego lenistwa. Obaj wiedeńczycy mogli albo oddać się błogiemu lenistwu i przerzucaniu kolejnych kanałów na kablówce, albo poczytać na ten przykład coś odnośnie historii miasta. Mogli też robić i tysiąc innych rzeczy.

Czas dłużył się im niemiłosiernie, a poniedziałek powitali z nieskrywaną radością. W recepcji czekała już informacja od Dietlinde Schulz-Strasznicki. Według danych Czerwonego Krzyża w Auschwitznie było nikogo o takim nazwisku wśród więźniów, ani wśród personelu. Będą szukać nadal.

W między czasie zjawiła się panna Żółkiewicz. Oczywiście przyszła z hotelu, a nie z ulicy jak to bywało wcześniej. To taka mała drobnostka, która nikomu przeszkadzać nie powinna. Przejrzawszy wiadomości od mecenasa, mogła zasugerować tylko jedno. Aby się do niego udać.

W kancelarii panowała jakaś dziwnie napięta atmosfera. Sam szef też był poddenerwowany. Ale starał się to ukrywać pod maską uśmieszków. Nie szczególnie dobrze mu to wychodziło. Zaproponowawszy coś do picia przeszedł do sedna sprawy. Niestety, wniosek utkwił w sądzie. Nie wiadomo w sumie dlaczego. Toteż pozostaje czekać aż sąd łaskawie zajmie się ich sprawą, co może potrwać niewiadomo ile, albo... Mecenas Bartel miał w zanadrzu inne rozwiązanie. Wedle jego słów niechciani lokatorowie sami się wyprowadzą, jeżeli jego klient, Austriackie Towarzystwo Biznesowe, da mu wolną rękę. Łypał przy tym porozumiewawczo okiem i uśmiechał się, też porozumiewawczo. Przynajmniej w jego mniemaniu.
Obaj wiedeńczycy mieli być oczyszczeni ze wszystkich podejrzeń. Ale owa usługa nie należałaby do najtańszych.
Bartel kluczył i kręcił, nie chciał wprost powiedzieć o co chodzi. być może bał się, że Alicja Żółkiewicz może coś komuś chlapnąć??
W tej chwili prawnik miał związane ręce. To były jego własne słowa. I o lie wcześnie był gotów głowę dać, że ma wystarczające znajomości by sprawę szybko przepchnąć w sądzie, o tyle teraz bezradnie rozkładał ręce.

Koniec końców, odbywszy jakąś rozmowę telefoniczną, musiał przeprosić swoich klientów. Ważne sprawy go wzywały. A ich sprawa nie była ważna?? Cała trójka sierdziła chwilę w gabinecie mecenasa. Przyglądała się sobie ze zdziwieniem. W końcu, gdy konsternacja ustąpiła, podnieśli się ze skórzanych foteli i wyszli z kancelarii. Była już pora obiadowa.
Reichmanna ogarnęło jakieś dziwne uczucie, że są obserwowani. Co jakiś czas oglądał się za siebie. Za pierwszym razem jej nie zauważył. Dopiero za drugim obejrzeniem się przez ramię skojarzył jej twarz. Widziała ją w tym klubu, który odwiedzili parę dni temu. Tej burzy loków i tej ślicznej buźki nie tak łatwo zapomnieć.
Dziewczyna to znikała to znów pojawiała się. Ale zawsze była za nimi. Nawet weszła do tej samej restauracji co oni. Przysiadła się do jakiegoś mężczyzny.
Reichmann czuł, że co jakiś kobieta spogląda w ich stronę.

Cyprian Dębowski

Gdyby mógł zamknąłby się w swoim pokoju na wieczność. Ale mógł to zrobić tylko w niedzielę. W swoim gabinecie postanowił dokończyć broń dla Komorowskiej. Miał nadzieję, że zajęcie się czymś konstruktywnym, czymś co wymaga skupienia się i precyzji pomoże mu nie myśleć o nocy. O jakże się mylił. Z najgłębszych zakamarków jego umysłu na światło dzienne przebijały się obrazy. Przypominając mu co i z kim robił. Niczym chłopcu w okresie dojrzewania, nawet ruch tłoków parowozu się kojarzy, tak jemu teraz nawet gładkie i srebrzyste powierzchnie broni przywodziły na myśl...
Cyprian się otrząsnął. Odgonił natrętne myśli. Zganił siebie za nie i zabrał się do pracy. Pracował zawzięcie. Z pasją. Przez jakieś pół godziny. Później znowu jego myśli zaczęły krążyć wokół jednego. I tak cały dzień. Trochę pracy, ale większość jego czasu pochłaniało rozpamiętywanie tego co się wydarzyło. Robota mu nie szał, ale musiał się czymś zająć. A kiedy odechciało mu się już grzebania przy zamówieniu dla Komorwskiej zaczął porządkować swoje notatki. Co sprowadzało się do ich ponownego przeczytania. Ale przynajmniej wtedy natrętne myśli nie kłębiły się w jego głowie.
Siostra prawie siłą zaciągała go na posiłek i wpatrywała się w nim tym swoim pytającym się wzrokiem. Niedzielny obiad spożyli zatem w ciszy. Pomijając uwagi typu:
podasz mi proszę ziemniaki?
chcesz jeszcze dokładkę?
Iście rodzinna atmosfera.
Cyprian zjadł czym prędzej i uciekł do swojego pokoju. Co też kochana siostrunia szybko wykorzystała oznajmiając, że wychodzi spotkać się z dziewczynami.
A Cyprian został sam na sam ze swoja pracą i wspomnieniami. A raczej ze wspomnieniami, bo praca stanowiła jakieś dziesięć procent tego o czym myślał. Zignorował telefon. Raz, drugi, trzeci. Ktoś się naprawdę starał z nim z kontaktować. Udawał więc dalej, ze pracuje.
W końcu znużony udał się na spoczynek.Sen też nie przyniósł ukojenia, ucieczki. Wręcz przeciwnie. Sny są projekcjami naszych obaw i pragnień.

Niby wypoczęty, niby rześki, ale jakiś taki nie swój Cyprian obudził się. Wyłączył alarm w budziku i poczłapał pod prysznic. Potem szybkie śniadanie i praca. Nie chciał iść na uczelnię. Bał się spotkania z Hartmann. Tego, że wszyscy się zorientują.
Ale pomimo swoich obiekcji wyszedł do pracy. W końcu nie miał wyjścia. Udając wielce zajętego unikał wszelakich rozmów.
Po pierwszych dwóch godzinach wykładów wypadało mu okienko. Cyprian żałował trochę, że nie ma ciurkiem wykładów. Przynajmniej nie miałby czasu na wolne myślenie. Mógłby się poświęcić nauce. Wdzięczny był jednak losowi za to, ze jego kolega z pokoju wyjechał na jakąś konferencję, więc nie musiał się obawiać jego towarzystwa. Dębowski zamknął się wiec w swoim gabinecie. Nie dane mu jednak było długo cieszyć się spokojem. Ktoś zapukał do drzwi.

Dawid Żółkiewicz

Profesor Dębowski nie odbierał. Dawid próbował kilkakrotnie, ale widocznie nikogo nie było w domu. Może w poniedziałek złapie go na uczelni. Żeby nie mieć do siebie pretensji, ze nic nie zrobił, Dawid obdzwonił jeszcze kilka koleżanek Alicji. Bez rezultatu. Siostrunia nieźle nawywijała. Mama pewnie umierała z niepokoju, a jego młodsza siostra zniknęła gdzieś bez śladu i do tego jeszcze wmówiła rodzicielce, że będzie u niego. Starał się nie dopuszczać do siebie myśli, że coś się Alicji mogło stać.
Zajęty sprawami osobistymi poszukiwania odstawił na boczny tor. Zresztą teraz wszyscy zajęli się tym czymś co mieszkało w willi Gauleiter Śląska, a co dziwnym zbiegiem okoliczności przebudziło się w momencie, gdy zaczęto szukać artefaktu. Równie dobrze mógł być to zbieg okoliczności, tylko czy nie był to wymuszony przez kogoś zbieg okoliczności. Nephendii we Wrocławiu byli. może nie teraz, ale wcześniej tak. Wszyscy dobrze wiedzieli, ze koło Karla Hankego kręcił się co najmniej jeden. Ale to rozważania Żółkiewicz zostawił na później, teraz całą jego energia skupiła się na siostrze. Swoją drogą, to też był ciekawe, ze akurat ją zatrudniono, a jej szefami, przynajmniej jednym, był Przebudzony. I to Niemcem. Za dużo tych niemieckich tropów się pojawiło ostatnimi czasu. I znowu wszystko wracał do samego artefaktu.
Idąc Wybrzeżem Wyspańskiego Żółkiewicz mimowolnie podziwiał brunatnozielone wody Odry. Znał ten kolor doskonale. Tak jak znał doskonale okolicę. W pamięci mógłby odtworzyć każdy szczegół. Te pozbawione elewacji przedwojenne kamienice. Dziury w bruku jezdni i chodnikach. Nawet statki płynące rzeką.
Na ławeczce, a właściwie czymś co miało nią być, a zostało zdewastowane i zredukowane do jednej belki, obściskiwała się jakaś para. Nieco dalej ktoś ryby łowił. A właściwie było dwóch amatorów łowienia. Siedzieli i wpatrywali się nieruchome końcówki żyłki, niczym zahipnotyzowani.
Im bliżej gmachów politechniki, tym więcej studentów. Jedni się spieszyli na wykłady, inni właśnie z nich wychodzili. Jeszcze inni wyskoczyli na dymka. Jak to zwykle bywa przy wielkich skupiskach studentów, hałas, hałas i jeszcze raz hałas. Po prostu coś wspaniałego.
Dawid wszedł do budynku. Jak zwykle trochę czasu mu zajęło odnalezienie gabinetu profesora, ale w końcu się udało. Miał nawet to szczęście, ze z daleka widział jak Dębowski wchodzi do swojego pokoju. Żółkiewicz przyspieszył więc kroku lawirując między osobami siedzącymi pod ścianami. Znalazłszy się pod drzwiami, Dawid prawą ręką wygładził zmierzwione włosy i zapukał. Brak reakcji. Zapukał po raz wtóry, mocniej. Po chwili, dłuższej chwili w trakcie której myślał, że będzie musiał zapukać po raz trzeci, drzwi się otworzyły. Dębowski westchnął z ulga i zaprosił gościa do środka.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 17-12-2011, 15:05   #47
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Końcówka śniadania upłynęła w dość cichej atmosferze. Magowie nie mieli sobie nic do powiedzenia, ani jakoś nie spieszyli się do komentowania faktu ponownego pojawienia się herr Węglorza w zasięgu wzroku. Kurt koncentrował się bardziej na głośnej rozmowie gdzieś za swoimi plecami; nie dlatego, ze w jakimkolwiek zakresie owa rozmowa go interesowała, ale dlatego, że pozwalała nie myśleć o tym wszystkim co się działo tutaj, we Wrocławiu i tym wszystkim co działo się w Wiedniu... Jakoś pokrętnie Kurt usiłował sobie wytłumaczyć, ze wszystko jest tylko nietypowym zbiegiem okoliczności...

- Ja, ich danke Ihnen auch …
- powiedział Sesser wstając od stołu.

Kiedy wyszli z restauracji dosłownie wpadli w zamieszanie wywołane przez wycieczkę emerytów, niemieckich emerytów. Uszy Kurta bezbłędnie wyłowiły bawarski akcent pulchnego staruszka domagającego się wezwania pomocy.

Reichman sprawnie i szybko zajął się pacjentem, a Kurt szlochającą nad jego uchem kobietą. Delikatnie, ale stanowczo podniósł ją i oddał pod opiekę innych uczestników wycieczki z poleceniem, aby usiedli na jednej z hotelowych sof i nie robili tutaj niepotrzebnego tłoku. “Nie zabiło go gestapo. Nie zabił obóz. Przeżył nawet marsz śmierci.” - słowa spadały w jaźń muzyka jak betonowe bloki. “Znów. Znów wróciliśmy do punktu wyjścia” - pomyślał.

“A teraz tu umiera.“ - powiedziała kobieta i kiedy Kurt przypomniał sobie te słowa poczuł dziwny skurcz gdzieś w środku. Skrzywił się nieznacznie uświadamiając sobie, że i on był bliski śmierci w tym mieście. Mieście, którego zaczynał nienawidzić i...

Obserwujący wysiłki Ericha mag zauważył ślady magy łączące hol z restauracją. Szybko podążył z powrotem do restauracji pod pretekstem przyniesienia wody. Ślady urywały się w środku pomieszczenia, ale coś mówiło muzykowi, że to nie kto inny jak herr Węglorz mieszał w całej sprawie palce. Tylko, w jakim celu? Kurt nalał wody i wyszedł z restauracji. Wszystko musiało wyglądać naturalnie, zwłaszcza teraz, zwłaszcza tu i teraz kiedy na szachownicy pojawiła się nowa figura...


Stojąc ze szklanką wody nad Erichem i staruszkiem zacięcie walczącym z nieuniknionym Kurt wpatrzył się na chwilę w wodę. “Nie, ta szklanka nie niest w połowie pełna, jest w połowie pusta” - pomyślał gorzko. Ktokolwiek użył tutaj magyji, kimkolwiek był Węglorz, po prostu zabił tego człowieka. Tu nie było nic z mistycyzmu, jaki temu zdarzeniu usiłowano czasem nadać, nic z Przejścia, Otwarcia... To był zwykły mord... Po co?

Łkająca gdzieś w tle całego zdarzenia żona bez przerwy powtarzała, ze mąż tyle przeszedł, przecierpiał i nic go nie zabiło dopiero tutaj... TUTAJ. Oczywiście. Dopiero tutaj stał się dla kogoś zagrożeniem. Dla kogoś kto był w stanie go rozpoznać i zadziałać - szybko eliminując świadka... Dziadku co widziałeś, co wiedziałeś, jaka tajemnicę zabrałeś z sobą do grobu? Gdzieś uszy Kurta wyłowiły jeszcze “Groß-Rosen”, ale nazwa nic mu nie mówiła, przynajmniej nie w chwili obecnej...

Położył rękę na ramieniu Ericha i podsunął mu szklankę z wodą. Dalsza resuscytacja nie miała sensu...

- NEEEIN!!! - spadło jak wielki kamienny blok i rozsypało się na miliard okruchów żalu i goryczy.


Sprawa znów zatoczyła kolejny krąg... Znów wróciła do okresu WWII, nazistów, gestapo, obozów koncentracyjnych i tajemnic... Wyglądało na to, że studia historyczne staną się nieodzowne...
 
Aschaar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172