Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2011, 11:12   #9
Radioaktywny
 
Radioaktywny's Avatar
 
Reputacja: 1 Radioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemu
Po wyjściu z gospody Drogbar błąkał się jeszcze jakiś czas po mieście myśląc co by ze sobą jeszcze zabrać. Na myśl, że będzie musiał przemaszerować taki kawał od razu przypomniał mu się stary dług. Skierował swoje kroki w stronę części targowej.

- Barney!! Barney cholibka wychodź!! - krzyczał pod oknem niewielkiej chaty
- Czego się tak drzesz po nocy Gurnes? Znowu coś uwarzyłeś na bessenność? - przez drzwi wyszedł szczupły niziołek i "na misia" przywitał się z krasnoludem.
- Kopę lat kurduplu. Wybacz przyjacielu, że dawno mnie tu nie było, ale sam wiesz...
- Stary dobry Drogbar. O przyjaciołach pamięta tylko jak chce mu się pić albo ma sprawę. A że jesteś trzeźwy to mniemam, że czegoś ci trzeba.
- A no zgadłeś kurduplu. Masz jeszcze tego osiołka co go wygrałeś od tego elfa?
- No jest, sporo roboty mnie drań kosztował ale już jest w dobrej formie. A po kiego ci osioł?
- Na wycieczkę jadę. Wrócę z kasą, ale że teraz kiesa pusta to proponuję ci baryłkę drogbarowego specjału.
- A bierz go nawet i za darmo, tylko w niego dokładam a na nic mi on nie konieczny. Ale baryłką nie pogardzę. Właź do środka, mamy dużo zaległości.
- A no mamy. Prowadź bratku ale jeno na chwilę. Jutro z rana muszę ruszać...
- wszedł za druhem do chatki

Chwila przeszła w godzinę, gdy krasnal opuścił dom przyjaciela, i na wozie ciągniętym przez osiołka powrócił do koszar. Współlokatora nie było kiedy Drogbar przekroczył próg. Trunek wypity u barneya podziałał nieźle i krasnolud zasnął z miejsca typowym dla niego snem. Wielu skarżyło się na jego chrapanie i wiercenie ale on nie potrafił nic na to poradzić. Taki już jego krasnoludzki urok.

Wyruszyli z samego rana. Ich pięciosobowa drużyna była dowodzona przez paladynkę zwerbowaną również wczoraj. Widział poruszenie ze strony zawodowców, i domyślał się jaki był jego powód.

-A ja tam lubie kiedy kobieta jest na górze - rzucił tylko pod nosem i zaczął pakować rzeczy na wóz.

Przez całą drogę krasnolud miał wrażenie że cały oddział jest strasznie sztywny. Zwłaszcza regularne wojsko. Dlatego też kiedy tylko zarządzono pierwszy postój i ucichła już wrzawa związana z rozbijaniem obozu, Drogbar postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Podniósł leżącą na ziemi tarczę i począł walić w nią tłuczkiem od swojego moździerza. Gdy już zwrócił na siebie uwagę zabrał głos

- Słuchajcie mnie Panowie i Panie. - tu złożył ukłon w stronę towarzyszek - Być nie może, że leziemy tak bez słowa. Toć my zwariujemy jeszcze zanim zdążymy pierwszą bitwę stoczyć. Dlatego też, jeśli oczywiście szanowne dowództwo się zgodzi, mam propozycję jak spędzić dzisiejszy wieczór - podszedł do wozu i wyjął z niego galon ale pierwszego gatunku - Browar własnej produkcji, zasmakuje nawet najwybredniejszym. A i języki rozwiązuje nienajgorzej. Na zachętę zacznę od siebie. Drogbar Gurnes, alchemik browarnik kłania się szanownej braci uniżenie. I jako, że szanowny Tarnus jest wodzem, tej oto dzielnej partii toteż i jemu wręczam pierwszy kufel, z nadzieją iż udzieli nam pozwolenia a przede wszystkim, że zostawi coś także dla reszty - z tymi słowami nalał trunku do kufla i podał dowódcy z uśmiechem, czekając aż wypije, i tym samym da przyzwolenie pozostałym.

Jako, że podróż dopiero się rozpoczęła, to Tarnus skinął głową. Sam nie miał ochoty próbować, ale zawodowi żołnierze wybredni, aż tak nie są i szybko ustawili się w kolejce do degustacji. Dziesiętnik Lionel patrzył z lekką odrazą na to rozluźnienie dyscypliny, z drugiej strony Garison jednakże wydawał się być zadowolony. Wszak taka mała popijawa, o ile bedzie pod kontrolą, wyjdzie całej wyprawie na dobre. Podbuduje morale żołnierzy.

Gurnes był zaskoczony, i lekko niepocieszony brakiem degustacji ze strony wodza, ale teraz nie było czasu na przejmowanie się. Wypił cały kufel jednym chaustem po czym krzyknął

- DO WOZU TOWARZYSZE! DZISIAJ TRUNKU NIE ZABRAKNIE DLA NIKOGO! - po czym kaczym truchtem skierował się w stronę swojego pojazdu, gdyż zanim skończył zaproszenie, w kolejce poczęli ustawiać się pierwsi chętni. Stojąc tak i obsługując starał się z każdym zamienić chociaż słowo, a przynajmniej poznać jego imię. To był warunek otrzymania pierwszego kufla. A co jak co, ale pamięć do imion towarzyszy libacyjnych krasnal miał niesamowitą.

W tym też czasie Paladynka Corella, trajkotająca w czasie podróży jako jedna z niewielu (“Hej Smoki, to z kim ostatnio walczyliście?!. A Goblinów wiele ubili?. W boju pewnie doświadczeni co?. Długo już w służbie jesteście?. Te kusze to chyba ciężkie?”. itp. itd...) zajęła się swym rumakiem. Po dłuższej zaś chwili skierowała swoje kroki w pobliże Krasnala i jego terenowej bimbrowni.

- Na zdrowie!. Tylko się nie schlejcie! - Krzyknęła dosyć wesołym tonem do raczących się piwem, sama jednak chwilowo go nie kosztowała. Poprawiła miecz przy pasie, odgarnęła kosmyk przeszkadzający na twarzy, po czym zaczęła przechadzać się między odpoczywającymi, popijając z bukłaku wodę i niedbale lustrując wzrokiem otoczenie.

Ludzie podchodzący do baryłki z której lał się złoty trunek chętnie podawali swe imiona, a także opowiadali co nieco o służbie na terenie całego Cormyru. Na widok i krzyki paladynki odpowiedzieli gromkim.
- Nie schlamy!. Nie pozwolą dowódcy!.

Krasnolud dowiedział się więc co nieco, o żołnierzach, podobnie jak i paladynka. Oba oddziały składały się z weteranów wojennych. Nie brali co prawda udziału w ostatniej wojnie, ale toczyli pomniejsze boje z bandytami którzy chcieli wykorzystać chwilową słabość Cormyru, z wojskami zbuntowanych szlachetek, jak i z goblinoidami oraz orkami...których watachy atakowały z puszcz Cormyru i niedostępnych rejonów górskich.

Evelyn zaś podeszła podstawiając swój kubek i przedstawiając się jak zwykle tylko z imienia:
- Evelyn - i zabierając napełnione naczynie udała się na swoje miejsce, siadając na ziemi i stawiając kubek koło swojego uda. Jej wzrok przesuwał się po twarzach współtowarzyszy a ucho wyłapywało informacje, którymi tak chętnie się dzielili.

Erazm zaprzestał rytmicznego pocierania płaską stroną jednego z kamieni Ioun o ostrze sierpu i podniósł się ze swojego miejsca na skraju kręgu światła, rzucanego przez ognisko. Odczekawszy aż strumyczek oczekujących w kolejce do beczułki przyschnie, wślizgnął się w milczeniu w kolejkę. Zdobna w czarne i pomarańczowe pasy, przechodzące płynnie jedne w drugie, mała żmija wypełzła zza kołnierza jego płaszcza i prześlizgnąwszy po obojczykach oplotło w około szyi. Nim dotarł do kranika beczułki, gad ponownie zniknął w jego rękawie.

- Erazm z Rottendamu - przywitał się, wyciągając dłoń do krasnoluda i przyjmując od niego pokaźnych gabarytów kufel - miło mi poznać browarnika i - jak wnoszę po utensyliach na pańskim wozie - alchemika - uśmiechnął się porozumiewawczo, błyskając białkami oczu spod cienia kaptura - zacny to zaiste fach, mości Drogbarze. Wieleż to już lat się nim paracie?

Lila trzymała się nieco na uboczu, rozkulbaczając konia i wyczekując aż tłumek zebrany dokoła Drogbara rozrzedzi się nieco, a w miedzyczasie przysłuchując się rozmowom. Po wczorajszym winku, które przytaszczyła z kolacji Corella nie miała wielkiej ochoty na kolejną dawkę alkoholu. Nie wypadało jednak odmawiać mistrzowi browarnictwa. Westchnąwszy cicho, przywdziała na twarz uśmiech i zbliżyła się do rozprawiającego z jednym z awanturników krasnoluda.

- Pozwólcie i mnie skosztować waszego trunku browarniku - powiedziała kiwając głową na znak pozdrowienia do obu mężczyzn - Przyda się nieco wzmocnienia przed dalszą drogą. Jestem Lialda Fairhaven, ale mówcie do mnie Lila i jeśli można to chętnie również posłucham o waszym fachu. - półelfka przyjęła kufel od krasnoluda i zanurzyła usta w cierpkim płynie, sącząc go pomału.

Drogbar od razu się rozpromienił gdy zauważył zainteresowanie na temat jego fachu. Nalał towarzyszom i zaczął
- Zacny fach, a jakże. Param się nim odkąd pamiętam. Ociec warzył piwo, Dziadzio warzył piwo to i ja wyjścia nie miałem. Uczyli mnie od małego bajtla, a jak tylko podrosłem to posłali mnie na akademię. Tam nauczyłem się też troszku alchemii. No i tak się teraz bawię. To się jakie piwko uwarzy, to jaką miksturkę zrobi, zawsze jakiś grosik wpadnie do kiesy. Ale to i tak nie to co dawniej.... cholibka to były czasy zanim wprowadzili te diabelskie karczemne normy... - tu na chwilę się zamyślił - ...dobra koledzy ale nie czas na smęty. Mam jeszcze na wózku parę specjałów, których w tej podróży zapewne skosztujemy, ale póki co to ja też żem ciekaw czym wy się zajmujecie. Bo nie powiem, nasza banda wydaje się bardziej oryginalna od dwóch pozostałych oddziałów... rzecz jasna chłopaki dziarskie ale przygód różnorakich za wiele przez tą służbę nie przeżyli...

Lila przełknęła kolejny łyk piwa, otarła usta dłonią i odparła:
- Zwiadowca ze mnie lepszy niźli wojownik, chociaż bronić się umiem. Za to potrafię was ustrzec od pułapek i takich tam.... A o innych przymiotach ze skromności wspominać nie będę - zaśmiała się przekornie - sami zobaczycie, jeśli będzie potrzeba.

- No no, przymioty rzeczywiście niczego sobie - zaśmiał się krasnolud - oczywiście z całym szacunkiem dla Panienki i bez urazy. Moje oczy widziały już niejedno a skoro wypowiadam się pozytywnie o elfie to zaprawdę musi tak być - z uśmiechem ukłonił się w stronę Lialdy.

Złocista struga Drogbarowego piwa połyskiwała bursztynowo w odblaskach płonącego ogniska, wypełniając z wolna kufel w dłoni Erazma. Drogbar szczebiotał radośnie, indagowany przez Lialdę. Za plecami młodzieńca, obóz rozbrzmiewał gwarem rozmów, przetykanym podnieconymi okrzykami, co bardziej już odurzonych żołnierzy i niewybrednymi przyśpiewkami. Polana trzaskały w ognisku, rozpryskując skry. Uniósł pełne trunku naczynie na wysokość ust.

- Regularne wojsko nie ma zbyt wiele okazji do zaznawania przygód, nam, jak mniemam, ich nie zabraknie - zreplikował na uwagę Drogbara z cierpkim uśmiechem - Zaiste! Wybornym jesteście browarnikiem, panie Drogbarze, tak wyśmienitego piwa nie kosztowałem w całym Cormyrze! - pochwalił, choć ledwie umoczył wargi w specjale krasnoluda. Zamilkł na chwilę, jakby kontemplując nowy smak - Ciekawym, czy i alchemikiem jesteście tak przednim? - zapytał ze zmrużonymi oczami, akcentując ostatnie słowa - Nie będzie nieuprzejmością, jak sądzę, zapytać w jakiejże akademii pobieraliście nauki? - przysiadł na skraju wozu, spoglądając na towarzyszy - Co zaś mnie się tyczy, z orężem i tarczą, które przy mym ośle widzieć możecie, stawałem w Eveningstar przeciw orczym zagonom, śmiem więc wnioskować, że zabić mnie niełatwo - zachichotał, zdałoby się, bez wyraźnej przyczyny - Wszelako od lat dziecięcych przyrodzonym mi talentem jest czarnoksięstwo. Spodobałoby Ci się, panie Drogbarze - w miarę, jak kompani upajali się znakomitym owocem kunsztu krasnoluda, Erazm stopniowo odrzucał formy grzecznościowe - spoglądać, jak zapiekły wróg po Twych słowach kilku i geście tajemnym poczyna roztapiać się znienacka w amorficzną breję. Niechaj szczeznę, piwo godne książąt, Drogbarze! - z rozmachem klepnął niskiego rozmówcę w ramię, rozchlapując kropelki ze swego kufla.

- A no dziękuję mości czarnoksiężniku, ale istnieją w Cormyrze przynajmniej jeszcze dwa lepsze od tego trunki. Oba spoczywają na tymże wózku - kiwnął głową w stronę wozu - Będzie jeszcze czas by ich skosztować. A co do fachu to też znam parę sztuczek, ale może nie będę prezentował ich teraz publicznie. Lubie mocne wejścia a na sztuczki też pewnie przyjdzie pora... a póki co wracam do obowiązków bo mi się kolejka wydłuża a chłopy na piwo czekać nie mogą. Bywajcie tymczasem, a jeśliście chętni możemy wyskoczyć poza obóz się trochę pochwalić naszymi fachami jak już reszta gawiedzi spać pójdzie. - po tych słowach oddalił się nieco by obsłużyć spragnionych wojaków.
 
Radioaktywny jest offline