Edgar siedział z dala od ogniska i mimowolnie przysłuchiwał się wrzaskom i krzykom torturowanych piratów. Jego plan udał się w stu procentach. Nie wiedział czy zawdzięcza to swojemu szczęściu czy może łasce Bogini. W każdym bądź razie nie zapomniał jej za to podziękować, zaraz po tym jak ponownie znaleźli się na lądzie. Przemarznięty ubrał się ponownie w swoje ciepłe ubranie, przywdział buty, jakie ściągnął ze stóp martwego Łasicy i zaczął liczyć pieniądze, które przypadły mu w udziale.
Wyszło tego pięć koron. Może nie dużo, ale Edgar nigdy nie miał zbyt wiele pieniędzy. A i te, które właśnie zarobił, zaraz stracił.
- Do stu piorunów! – podczas podziału łupów doszło do awantury. Marynarzom nie spodobała się ilość posiadanego przez Edgara złota i łupów. – Nie możesz mieć tego wszystkiego. Co ty sobie myślisz, przybłędo, że będziesz miał więcej od nas?
- Ale przecież ja poprowadziłem atak na Meduzę. Ja wymyśliłem plan. To dzięki mnie... – bronił się Albiończyk. Wrogie spojrzenia marynarzy sprawiły jednak, że umilkł. Kłótnia nie miała sensu.
- Dobra, dobra – przyznał im rację. Na stos odłożył pistolety i zapach prochu i kul do nich. Przecież i tak nie potrafił się nimi posługiwać. Do tego pistolety były zawodne i hałaśliwe. W sumie dobrze zrobił, że się ich pozbył. Wrogość w oczach marynarzy trochę się zmniejszyła. Trochę... Miał przecież jeszcze buty, wytrych i kubrak, jaki zdobył na strażnikach drewnianej świątyni.
- Dalej mało? – zapytał retorycznie i widząc twierdzące gesty żeglarzy cisnął na stos monety. Pieniądze szczęścia nie dają, podobno. Wyraz zadowolenia na twarzach i pomruki zadowolenia świadczyły, że marynarze zaakceptowali ofertę. Edgar poklepał się po kieszeni. Na szczęście nikt nie zwrócił uwagi na wytrychy, jakie Edgar wyciągnął z kieszeni Łasicy. Zresztą to tylko kawałki drutu.
- A więc płyniemy na północ? Do... Norslandu? – zapytał w końcu kapitana Granda, gdy ten zakończył przesłuchanie. Nie miał na to ochoty. Jeszcze w domu słyszał opowieści o mieszkańcach tamtejszych ziem, którzy tylko po części byli ludźmi, a w ich żyłach płynęła krew trolli. Byli dzikimi wojownikami, łupieżcami i pili krew pokonanych wrogów. Ale po co Rudobrody tam się pchał? Nie mógł płynąć gdziekolwiek indziej? Chcąc nie chcąc, Edgar musiał się za nim udać. Tam była jego rodzina! |