Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2011, 17:25   #10
Vantro
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
cz. 1

Evelyn jak tylko upewniła się że została najemnikiem w tej wyprawie podeszła do karczmarza wręczyła mu odpowiednią zapłatę i zostawiła pod jego opieką swoje bagaże. Sama zaś wyruszyła zaopatrzyć się w rzeczy, które wydawały jej się niezbędne w czasie podróży. Odwołała jednak najpierw Viltisa wiedząc, że gdyby z nim ruszyła na miasto wywołałaby w wielu miejscach sensację i panikę a tego na razie wolała unikać.
Wężowy smok zniknął z wyraźnie syczącą irytacją. Nie lubił być traktowany jako as z rękawa, chowany z powrotem w niego, gdy przestawał być użyteczny.


Stary budynek na rogu Jarczmarcznej i Czystej, wydawał się być nieco zapuszczony, ale taki był tylko pozór. W tym budynku bowiem mieścił się sklep Wisielca, miejskiego kata i sprzedawcy handlującego wszystkim co może zainteresować nietypową klientelę, czyli złodziei, zabójców, żebraków i prostytutki. Z wyjątkiem prochów. Wisielec nie handlował ni narkotykami, ni truciznami. Nie sprzedawał niczego, czym można się było struć. Jedynie zioła wywołujące bezpłodność można było u niego nabyć. To dawało Wisielcowi spokój od straży miejskiej.
Widząc wchodzącą Evelyn, Wisielec burknął podnosząc wzrok znad szlifierki.- Czego tu?


Chudy i wytatuowany barbarzyńca i zbrojmistrz w jednym, nie słynął z ogłady, a raczej z jakości swych wyrobów. I sprawności w posługiwaniu się nimi. Zwłaszcza toporkami wszelakiej maści, które zawsze miał pod ręką.
Przyjrzał się kobiecie i mruknął.-Aaaa... to ty? To co zawsze?
-Yhmmm... -mruknęła niezrażona jego zachowaniem Evelyn, rozglądając się i dodając.
- Oprócz tego potrzebuję zaopatrzenia na wyprawę, wyruszam z najemnikami do Wormbane. Wiem, że kto jak kto ale ty najlepiej mnie wyposażysz na tą podróż i doradzisz co powinnam wziąć. Jak czegoś nie masz co mi może być potrzebne, mogę wrócić jeszcze wieczorem. Znam cię nie od dziś i wiem, że jesteś w stanie zdobyć wszystko w krótkim czasie. Potrzebuję tego właściwie... na wczoraj. Kasa nie gra roli, jednak nie zapominaj, że to ja i że jako stała klientka liczę na zniżkę przy tak dużym zaopatrzeniu.
-Masz czym zapłacić. Ile na... specjalne przedmioty, które muszę kupić poza zakładem. Alchemia jest droga.- stwierdził mężczyzna.
- Wiesz, że liczę na dobrą jakość więc grosza żałować nie będę. Jeno mnie z torbami nie puść, bo nie wiem czy mój nowy pracodawca jest wypłacalny i czy głodem przymierać mi nie przyjdzie. Ja jak ja, gorzej to przymieranie głodem Viltis zniesie. - rzekła mu na to Evelyn uśmiechając się do niego znacząco i puszczając oczka, a zarazem kładąc sakiewkę na stole. - Tyle mogę wyłożyć na to.
-Wiem wiem, ale za ganianie po mieście jak byle przekupka drogo sobie liczę. Klientów innych mam, robota na jutro ma być gotowa. Szczupak zamarzył sobie nowego rzezaka i grosza nie skąpi na niego.-mruczał Wisielec przeliczając monety.
- Oj Wisielec, Wisielec... czy my się znamy od dziś? Chłopaka któregoś poślesz, z poleceniem zakupu i przyniesie to co chcesz, nikt cię tu nie okantuje więc sam łazić nie musisz. Co ty z nowicjuszką gadasz? Może gdybym dziś do tego miasta zawitała to bym uwierzyła, że sam latasz za zakupami, ale nie zapomnij, że tu jakiś czas już mieszkam. - pokiwała sceptycznie głową dziewczyna na jego narzekanie.
-Za jakość trzeba płacić. Pomocnika to ślę do zwykłych zakupów. Ważniejsze zlecenia jednak wymagają już łażenia.-mruknął Wisielec.-Mam posłać młodego po twoje towary?
- Moje towary to priorytet, młodemu daj do wykucia rzezaka dla Szczupaka. - odrzekła mu na to dziewczyna równocześnie zastanawiając się czy o czymś nie zapomniała.
-Szczupak nie będzie zadowolony. Ale podeślę go do ciebie z pretensjami. Tylko potem nie marudź, że ci mieszki będą często pękać.- zaśmiał się Wisielec.
- Tak... tak... zwal to na mnie i powiedz mu, że może mnie znaleźć tam gdzie zawsze. - bez mrugnięcia okiem zgodziła się na takie rozwiązanie Evelyn. - I powiedz mu, że Viltis też chętnie się z nim spotka, już dawno się nie widzieli, zapewne będzie to ciekawe spotkanie.
-Nie każdy się boi tego potworka.-odparł Wisielec, wzruszając ramionami. Oczywiście, że się nie bali. Ale paru przerażonych klientów wystarczyło, by się go wystrzegali. Dzięki niemu nikt nigdy, nie próbował wymigać się od zapłaty Evelyn za wykonanie usługi.
- Toć przecież go nie straszę. Możesz mu powiedzieć, że i noże wypróbować możemy przy tej okazji tak jak zawsze. - mruknęła dziewczyna i spytała - Wieczorem mogę podejść po zamówiony towar? Wolałabym sama odebrać niż żeby ktoś z twoich kręcił się koło mojej nowej kwatery a zwłaszcza koło tych z którymi wyruszam. Aaaaaaaaaa i mam prośbę, podeślesz, któregoś ze swoich młodzików z podziękowaniem ode mnie do Sunrise? Spisał się dobrze z powierzonego mu zadania, jednak oprócz podziękowań chciałabym go jeszcze zapewnić, że rozliczymy się za to z jakim entuzjazmem wykorzystał swe łapy przy wykonywaniu tego zadania.- zakończyła dziewczyna masując się po pośladku.
-Taaa taaa...uważaj, uważaj, co byś nie przesadziła.- burknął Wisielec.-Obaj cię mogą dopaść, zanim zaczniesz swoje sztuczki. I obaj umieją kneblować. Poślę, nie martw się.
- Abyś nie narzekał, że twych rad nie słucham to poślij chłopaka jak już miasto opuszczę, a Szczupak też z samego rańca przecie po zamówiony towar nie przylezie bo jak zawsze śpi do późna. - rzekła dziewczyna po raz pierwszy uśmiechając się do niego szczerze. Twarz przy tym się jej rozpromieniła a i oczy zabłyszczały jak dwa diamenty. - Będzie mi cię brakować Wisielcu. - westchnęła przy tym.
-Taaa... nie wątpię.-uśmiechnął się nieco kwaśno mężczyzna.I dodał nieco cieplej.- Nie wpakuj się w za duże kłopoty.
- Przecież wiesz, że ja sama to jeden wielki kłopot. - odrzekła dziewczyna kładąc mu dłoń na ramieniu.
-Wiem. Wiem.-westchnął Wisielec.-Zamierzasz się dobrze bawić na tej wycieczce, czy to tylko interesy?
- Znudziła mi się już codzienność, zaczynałam popadać w rutynę. Czas to zmienić. Mam zamiar połączyć w tej wyprawie dobrą zabawę z interesem. A i Viltis też potrzebuje urozmaicenia. Dowiesz się jeszcze dla mnie czegoś o tych ostatnich wydarzeniach w Wormbane? Zapewne twoje uszy wychwyciły jakieś ciekawe wieści, a wiem, że nic tak dobrze nie przygotowuje na wszelkiego rodzaju niespodzianki jak zapoznanie się z informacjami różniącymi się od oficjalnej wersji wydarzeń. - poruszyła kolejny nurtujący ją problem dziewczyna. Wiedziała, że jeżeli są jakieś wieści o miejscu do którego rusza to ten mężczyzna wie o nich najwięcej.

-Wormbane? A tam coś się stało? Toż to zadupie pośrodku niczego.- odparł Wisielec, drapiąc się za uchem.-Jakby się tak zastanowić, toooo... jakoś nie przypominam sobie karawan z siarką, tam od nich przyjeżdżających ostatnio.
- No właśnie jakoś z tego zadupia niczego dowiedzieć się nie można. Nie ma wieści o garnizonie, który tam stacjonował, ani też wieści od tych którzy mieli to sprawdzić. Myślałam, że może ty coś wiesz... albo coś ci się o uszy obiło na ten temat. - z zastanowieniem w głosie streściła mu swoją wiedzę na temat miejsca do którego miała zamiar wyruszyć. - Myślisz, że uda ci się czegoś dowiedzieć zanim tu wrócę wieczorem po rzeczy, które dla mnie nabędziesz?
-Nie sądzę. O garnizonie mogę ci powiedzieć co nieco. Stacjonuje tam około czterystu, może pięciuset wojów. Głównie piechota różnego rodzaju. Teraz dowodzi nimi niejaki lord Evrec, półelfi bękart jakoś arystokraty.- odparł Wisielec.-Z tego co pamiętam, za bardzo lubił młode dziewuszki, więc go odesłali do Wormbane, co by nie siał zgorszenia na widoku.
- Hmmmm młode dziewuszki powiadasz. Ciekawe... naprawdę ciekawe, coraz bardziej podoba mi się ta wyprawa. - uśmiechnęła się pod nosem dziewczyna. - Choć dziwne, że czterystu czy tez pięciuset wojów tak nagle znaku życia nie daje. A właściwie po co aż tylu ich stacjonuje na takim zadupiu jak to określiłeś?
-Anauroch pilnują i jakiegoś zamku... W sumie to w Wormbane zawsze był duży garnizon wojskowy. Nikt już nie pamięta dlaczego.-stwierdził Wisielec wzruszając ramionami.
- Nie wiesz od kogo bym się mogła czegoś więcej dowiedzieć o tym miejscu? - podpytywała dalej dziewczyna, siadając równocześnie na brzegu stołu i gwałtownie podrywając się na równe nogi z sykiem bólu.
-Tylko od archiwistów. Jeśli chce ci się do nich ganiać i przeglądać annały historyczne.-odparł Wisielec.-Trzeba jednak wiedzieć, co chce się znaleźć.
- Nie mam czasu na przeglądanie papierzysk, potrzebna mi informacja ustna. Choć... myślisz, że pozwolą mi w nich grzebać w nocy? Mam całą noc przed sobą może by mi się udało coś wygrzebać... - zaczęła się zastanawiać dziewczyna czy warto poświęcać czas na to, wszak w tych annałach nie będzie nic co by wyjaśniało ostatnie zajścia, a może będzie? Może już kiedyś miała tam miejsce jakaś podobna historia? Stojąc mimowolnie masowała bolący pośladek, który uraziła siadając na stole.
-A kiedy się wyśpisz?- odparł Wisielec i dodał.-I tak pewnikiem najdokładniejsze kroniki znajdziesz dopiero w Wormbane. A co takiego się właściwie tam wydarzyło, wiesz może?
- No właśnie za mało wiem jak dla mnie. - mruknęła na to Evelyn i dodała: - Potrzebuję czegoś na stłuczenie, Sunrise tak mi przygrzmocił, że chyba i tak się nie wyśpię.
-Coś się załatwi na stłuczenie. A na Wormbane... nie ma rady, jak tam pojechać.-wzruszył ramionami Wisielec.- Zawsze tak jest, że najdokładniejsze miejskie kroniki są w samym mieście którego dotyczą.
- Zapewne masz rację, jednak gdybyś się czegoś dowiedział zanim wyjadę, będę wdzięczna za podzielenie się ze mną tą informacją. Posmarujesz mi stłuczenie? - spytała zerkając na jego dłonie.
-Jasne... od kiedy to Wisielec odmawia pomacania zadka ładnej dziewoi.- zaśmiał się zbrojmistrz i wskazał dłonią dróżkę na zaplecze.-Jeno zamknij drzwi wejściowe na zasuwkę, co by nikt się nie wkradł.
- Od kiedy to się boisz złodziei Wisielcu? - roześmiała się dziewczyna, a jej ciepły śmiech wypełnił pomieszczenie. Nie często można było go usłyszeć i niewiele osób go słyszało. Po czym uniosła dłoń i przymknęła na chwilę oczy a w pomieszczeniu rozległ się szczęk zamykanej zasuwki.
-Nie mam czasu ganiać, za głupcem który połakomi się na darmowy towar. Robota czeka.- odparł Wisielec, sięgając po słoiczek z maścią i idąc na zaplecze.
- Masz rację szkoda czasu. Lepiej go przeznaczyć na... pożegnanie? - spytała zerkając zalotnie przez ramię na mężczyznę i idąc w kierunku zaplecza.
-Właśnie.-przytaknął jej Wisielec z enigmatycznym uśmieszkiem błąkającym się na jego twarzy.



Czarnowłosa wróciła zadowolona do karczmy, można by nawet powiedzieć, gdyby się przyjrzeć jej twarzy dokładniej, że się uśmiechała. Jednak ci co ją znali na sam jej widok usuwali się w cień, a ci co jej nie znali nie zwracali uwagi na jeszcze jedną dziewczynę przemierzającą ulice miasteczka. Zanim zabrała bagaże i udała się na nocleg który im zapewniono na dzisiejszą noc zamówiła u karczmarza kufel piwa i potrawkę, którą przygotowała jego żona oraz solidną pajdę chleba. Usiadła z zamówionym jadłem przy stole pilnując aby za jej plecami znajdowała się ściana, a ona sama mogła obserwować zarówno już przebywających w karczmie gości jak i nowo przybyłych. Przełamała pajdę chleba na mniejsze kawałki i za jego pomocą jadła potrawkę zanurzając je w misce i nabierając na niego jadło. Kiedy już miska stała przed nią wyczyszczona do ostatniego okruszka dziewczyna dopiła piwo i podeszła do karczmarza. Kładąc na blacie zapłatę za jadło z odpowiednim napiwkiem podziękowała za przechowanie bagażu i sięgając po niego spytała jakby mimochodem:
- Byli u was ostatnio jacyś przyjezdni z Wormbane?
-Nie... od kilku tygodniu, nikt się nie pokazał.- odparł karczmarz drapiąc się za uchem.- Nikt znajomy to jest... bo przeca nie wypytuję ludzi skąd i dokąd jadą.
- Niekiedy sami gadają, przy piwie co poniektórym się usta nie zamykają. - mruknęła dziewczyna i spytała; - Nie wydaje wam się dziwne, że tak dawno nikt się stamtąd nie pojawił?
-Troszkę dziwne... ale... kto by na to zwracał uwagę. Klienci z Wormbane nie są regularnymi gośćmi. Przyjeżdżają raz częściej raz rzadziej.-odparł karczmarz.
- Nie wiecie czy gdzieś po drodze między miastami jest jakieś miejsce w którym mogą rabusie się czaić i dlatego nie ma wieści ani podróżnych stamtąd? - ciągnęła rozmowę dalej dziewczyna.
-Nie panienko. Nie wiem.- odparł karczmarz.
- A nie obiło wam się o uszy coś co by się wydawało dziwne, a nawet nie dziwne a jednak dotyczyło Wormbane. Właśnie tam zmierzam i każda informacja mi się przyda. Potrafię się odwdzięczyć. -rzekła kładąc sakiewkę na wierzchu.
-Czy ja wiem... to stara plotka. A dotyczy zamku na północ od Wormbane. Jakoś miejscowi go zwią... Ale ja pamiętam jak. Paru najemników, do tego zamku ponoć ruszało. Ale to było z pół roku temu.- potarł brodę karczmarz.-Jakiś kapłan Ilmatera przed miesiącem wypytywał o miasto...hmm...pewnie miał dołączyć do kleru tamtejszej świątyni.
- A cóż ciekawego jest w tym zamku, że do niego ruszyli?Ta plotka coś o tym mówiła? - spytała Evelyn, a jej palce przesuwały się po sznurkach zaciskających sakiewkę, rozsupłując je i zasupłując na nowo.
-Diabli wiedzą co jest w tym zamku. Pewnikiem jakieś skarby.- zaśmiał się karczmarz.
Dziewczyna przyłączyła się do jego śmiechu i zadała kolejne pytanie tak jakby mimochodem.- - A słyszeliście może o niejakim lordzie Evrecu?
Karczmarz zaśmiał się.-Jeno narzekania paru kupców, co im córki zbrzuchacił, a ich samych okpił obietnicą małżeństwa z owymi pociechami. Ponoć gdzieś go wysłali, żeby więcej wstydu nie przynosił. Tym bardziej, że te dziewczęta ledwo wkroczyły w kobiecość.- nachylił się i szepnął.-Po prawdzie ojciec Evreca nie lepszy od niego. Ale znaczący. Dlatego nie wywalili Evreca na zbity pysk z Purpurowych. No i też po temu, że dowódca z niego niezgorszy.
- Ponoć niedaleko pada jabłko od jabłoni. Ciekawam czy ojciec niezaniepokojony brakiem wieści o synu. - mruknęła na to dziewczyna. - Powiedzcie żonie gospodarzu iż przednie gotuje. A i wam za pomoc dziękuję. Gdyby się wam cosik jeszcze przypomniało, co wydawałoby wam się dla mnie pomocne znaleźć mnie możecie w koszarach. Dziękuje i za jadło i za rozmowę. - zakończyła dziewczyna kładąc na blacie kilka monet.
-Jasna sprawa panienko.- odparł mężczyzna, zgarniając monety.
Evelyn rozejrzała się po karczmie po czym zabrała swój bagaż i ruszyła do wyjścia. “Pora zerknąć na te koszary i.... “ znów się uśmiechnęła pod nosem przypominając zapewnienia, że nikt jej tam napastować nie będzie. Gdy dotarła na miejsce, wskazano jej salę, w której miała spędzić dzisiejszą noc wraz z innymi kobietami najętymi na tą wyprawę. Jak się przy okazji dowiedziała było ich dwie. Weszła do środka, rozejrzała się i wybrała najbardziej oddalone łóżko od drzwi. Podeszła i przepchnęła je pod ścianę tak aby śpiąc mieć ścianę za swoimi plecami a cała salę i drzwi przed sobą. Wsunęła swój bagaż pod łóżko a sama położyła się na nim i podłożyła ręce pod głowę wpatrując się w sufit. “Maść Wisielca i jego ręce zdziałały cuda, nic a nic już nie czuję po tym jak łapa tego durnia spotkała się z mym tyłkiem”. Przymknęła oczy i zaczęła w myślach segregować wiadomości jakie udało jej się zebrać. A potem nadeszły jej współlokatorki i po krótkiej wymianie zdań Evelyn ulotniła się z “wieczorku zapoznawczego”, by “pożegnać się z przyjaciółmi”. Wyszła przed budynek i rozejrzała się po placu. Mimo wieczornej pory plac tętnił życiem, widać było że trwają ostatnie przygotowania do wyprawy i wyruszenia na nią z samego rana. Jej wzrok przesuwał się po krzątających się na nim mężczyznach. Przyglądała się im i oceniała do którego podejść i zagadać. Miała bowiem jeszcze trochę czasu do umówionego spotkania z Wisielcem.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline