Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2011, 21:10   #15
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Zmęczony upadł na chodnik. Co ona tu robi? - pomyślał, kiedy dostrzegł znajomą twarz. Nagle dobiegły go pomruki, najpewniej zombie. Spojrzał na dom, pod którym się znajdował. Z wewnątrz dobiegało światło.
- Ktoś tam musi być! - krzyknął jakby do siebie. Powstał na równe nogi. Zaraz też przypomniał sobie, o trzymanej w ręce rzeczy. Był to pistolet M9. To ten, na który natrafił, próbując znaleźć swoje pukawki. Kobieta spojrzała na księdza. No tak, najwyraźniej ich wspólne losy się jeszcze nie zakończyły.
- To twój? - spytał, pokazując jej broń. Ona tylko pokiwała głową. Bez zastanowienia rzucił jej pistolet. Nie chciał przywłaszczać sobie cudzej rzeczy.
- Słuchaj, ktoś tam jest. Nie wiem jak ty, ale ja idę mu pomóc - rzucił i pobiegł do drzwi. Jak się okazało, były już wyważone. Wyjrzał za próg, dobiegł go smród gnijących ciał. Wziął głęboki wdech i wszedł do środka.
Przy schodach stały dwa zombie, które, zauważając księdza, zaczęły iść w jego kierunku.
- No pięknie - powiedział, próbując je ominąć. Jednak wtedy dosłyszał jakieś głosy. To musiały być ludzkie. Najwyraźniej ktoś znajduje się na górze.
- Trzymaj się! - krzyknął, aby dodać otuchy nieznajomemu. Teraz gorączkowo zaczął rozglądać się za jakąś bronią. Tuż za drzwiami stał mały stolik, a na nim wazon. Chwycił za porcelanę i rzucił nią w twarz nadchodzącego zombie-policjanta. Odłamki wazonu wbiły się w oczodoły przeciwnika, jednak ten szedł dalej. Teraz wzrok księdza spoczął na ów stoliku. Szkoda, a taki piękny mebel...

Niespodziewanie do pomieszczenia wbiegła ocalona przez duchownego kobieta. Robiąc użytek ze swojej broni, ostrzelała zombie, pałętające się na dole.
- Łap ! - krzyknęła rzucając łom klerykowi.
Zaskoczony z wizyty znajomej, złapał “broń”.
- A więc jednak oszczędzimy ten stolik... - powiedział, uśmiechając się pod nosem.
- Słuchaj, ktoś jest na górze. Musimy mu pomóc - jakby na potwierdzenie swoich racji, ruszył po schodach.
Na górze roiło się od umarlaków... było ich co najmniej piętnastu. Dwoje z nich próbowały zaatakować kleryka, jednak dzięki szybkiej reakcji Panny z pistoletem, zostały poskromione. Pomocniczka księdza jednak wystrzelała wszystkie naboje, zaczęła przeładowywać, podczas gdy parę z tych piętnastu zombie zaczęło iść ku pożywieniu.
Jeden z ożywieńców pociągnął Theseusa ku sobie. Ten przygniótł go swoim ciałem. Unieruchomione zombie próbował go ugryźć, jednak nim to mu się udało, już końcówka łomu przebijała jego mózg. Wtedy to kolejny truposz rzucił się na plecy księdza. Spróbował przegryźć kapłańską szyję. Czuł jego okropny smród, jak jakaś lepka posoka spływa po jego szyi. Wzdrygnął się na tę myśl. Zombie popuściło, najwyraźniej przed chwilą wystrzelone pociski załatwiły bydlaka. Ksiądz jednak nie był pewien domniemanej śmierci, zrzucił go więc z pleców i dla pewności przebił metalowym narzędziem jego czaszkę. Szybko podniósł się na nogi. Jednak już kolejne zombie zbliżało się ku niemu. Pierwszy w kolejce był jakiś grubas. Szybkie zastanowienie się i reakcja.
Cios zadany “puszystemu” umarlakowi sprawił, że łom zaklinował się w jego głowie. Ten cofnął się o dwa kroki i upadł definitywnie martwy, jednak łom nie mógł być odzyskany przed zabiciem kolejnych.
Pistolet odzywał się dalej. Już drugi magazynek się skończył, a padł tylko jeden z nieumarłych. Kobieta zaczęła ponownie przeładowywać, a Theseus w tym czasie musiał się jakoś bronić.

Bezbronny kleryk cofnął się trochę, musiał przemyśleć następny ruch. Był rozgniewany, że nie mógł przebić się do ocalałego. Szybko zbiegł na dół, wracając po chwili z meblem w dłoniach.
- Wybacz mi stoliczku - pchnął nim z całej siły. Starał się aby wszystkie nogi przebiły następnego zombiaka.
Szarża Ensigna zakończyła żywot gnijącego taksówkarza.
Teraz spowiednik został kompletnie bez pomysłu.
- Strzelaj! Strzelaj! - popędzał towarzyszkę. Tylko w niej była nadzieja. Choć nie był pewny skuteczności tej krótkiej broni.
Kolejny wystrzelany magazynek sprawił, że czterech nieumarłych upadło na podłogę. Saharze jednak został już tylko ostatni magazynek. Storm zaczęła pospiesznie przeładowywać, a kleryk ponownie musiał ją przez chwilę osłaniać.

Święta Rito, dopomóż - błagał w myślach. Na chwilę stracił równowagę, długotrwały wysiłek nie dał o sobie zapomnieć. Kleryk musiał oprzeć się o ścianę. Wtedy to, jakby z nieba spadł na niego obraz. Zrzucił go, kiedy się o niego oparł.
No nic, dobre i to. Dzięki. - Chwycił malowidło w dłoń i miotał nim przed siebie. Jednak drewniana rama i płótno nie mogło poważnie zaszkodzić tym już umarłym osobnikom.
Płótno przebiło się przez głowę, stanęło na wysokości torsu unieruchamiając ręce zombie. Zaprawdę fortunny był to ruch. Po chwili kolejne pociski opuszczały lufę. Został jeszcze lekko unieruchomiony żywy trup i dwa nadal próbujące się dobić do strychu. Wejścia bronił jakiś stół, ale żywe trupy zapewne zaraz się przez niego przebiją.
Wtedy na księdza spłynął jakiś szał. W pełnym gniewie kopnął z całej siły w zombie, próbując go obalić.
Trup został przewrócony, zombie z głuchym westchnieniem zaliczył podłogę. Wtedy kobieta podbiegła szybko do niego i obcasem swojego buta pozbawiła go drugiego życia.
Kleryk w tym czasie wziął się, za odzyskiwania swoje nowej broni. Łom był wbity dość głęboko, jednak ksiądz miał trochę czasu na posiłowanie się. Dzierżąc łom w ręku, śmiało ruszył na dwa ostatnie umarlaki.
Dwójka towarzyszy jednocześnie załatwiła ostatnie z nich, przy czym kobieta posłużyła się stalowym ostrzem. O ile sztylet można było wyjąć bez problemu, o tyle, znacznie cięższy łom utknął w głowie na amen, ale przynajmniej nieumarli już się skończyli. Akurat w tym momencie stół, który okazał się stołem od ping ponga uległ zniszczeniu. Na strychu był tylko jeden mężczyzna.
- Dziękuję... - powiedział ów ocalony. - Nie wiem kim jesteście, ale dziękuję... Gdyby nie Wy te sukinkoty dobrały by mi się do skóry. – Był to dość postawny człowiek, zapewne wykonujący jakąś pracę fizyczną. Po chwili zaczął do kogoś wołać i zbiegł na dół. Okazało się, że na niższym piętrze ukryła się jakaś blond włosa kobieta.
Ksiądz popatrzał po dwójce przetrwańców. Był szczęśliwy, że udało mu się uratować choć ich.

- Dziękujcie Bogu. To on nas tu zesłał - rzucił w stronę blondynki. Teraz spojrzał na “starą” znajomą.
- Jak się trzymasz? - spytał zatroskany. - Tak poza tym, świetnie strzelasz.
Niestety nie otrzymał odpowiedzi. Uzbrojona w nóż, tylko rozglądała się uważnie. Zapewne miała już na dziś dosyć wrażeń.
-Trzeba jakoś te drzwi załatać i iść spać. Nie wiem jak Wy, ale ja jestem zmęczony. Muszę się przespać więc jeśli pozwolicie wezmę ostatnią wartę. – rzucił ocalony.
Kapłan uznał sen za dobry pomysł.
- Ja wezmę trzecią. Dobranoc – powiedział do zebranych, po czym wszedł do pierwszego lepszego pokoju. Tam wyciągnął swój drewniany krzyżyk i ustawił go na łóżku. Modlił się dobre pół godziny. Po skończeniu pacierzy sięgną po swoją Biblię. Poczytał Ewangelię Św. Matusza, po czym ułożył się do snu.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline