Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-09-2011, 15:36   #16
Imoshi
 
Reputacja: 1 Imoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnie
19 stycznia 2014
Godzina 8:25





Sahara Storm, Carrie Coleman, Duncun White, Theseus Ensign

Warta Duncuna w domu Pani doktor Coleman. Ona, i dwaj nowi "znajomi" beztrosko przebywają w krainie Morfeusza, podczas, gdy drwal siedzi na krześle przy swojej ukochanej, z toporkiem w ręku, nasłuchując jakichkolwiek odgłosów. Nagle obraz znika... a gdy pojawia się po chwili,wartownik jest na zewnątrz, podczas pięknego, słonecznego dnia. Ciepłe światło tej przepięknej gwiazdy przyjemnie ogrzewało drwala, a przed nim, w odległości około 10 metrów stała jego ukochana Michell. Zaczął biec ku niej, jednak kobieta oddalała się. Duncun biegł najszybciej jak mógł, kiedy między nimi pojawiła się jakaś dziwna istota. Pan White widział ją dokładnie. Wyglądała z grubsza jak człowiek, jednak była cała czarna, miała tylko jedno wielkie oko, i była znacznie większa niż jakikolwiek człowiek. Gdy stwór ten miał zacząć coś mówić, wartownik usłyszał jęk. Otworzył oczy, zobaczył, że nadal, wraz z żywym trupem siedzi w pracowni Carrie. Zasnął na warcie. Za niewielkim oknem padał deszcz ze śniegiem, z zewnątrz dochodziły pojedyncze dźwięki, które mogła wydawać tylko jedna żywa, a właściwie już nieżywa istota. Nieumarły. A tak w ogóle, to czy przypadkiem już nie pora na codzienną insulinę?




Eddy Kingston

Eddy otworzył oczy. Budzik, który go obudził, był na mahoniowej szafce obok, został wyłączony mocnym ruchem, a Kingston przewrócił się na drugi bok mając nadzieję na dalszy sen. Ale chwila... stop. Skąd tu się wziął ten okrągły zegarek, który bezczelnie śmiał przerywać sen Kingstona? To pytanie rozbudziło mężczyznę, tak, że ponownie spojrzał on na to piekielne urządzenie. Była godzina 8:25. Dopiero teraz, gdy Eddy spojrzał na pokój, przypomniały mu się zdarzenia z poprzedniego dnia. Świetna kolacja, decyzja o pomocy potrzebującemu jej Johnowi. Zapewne "King" długo by jeszcze nad tym rozmyślał, gdyby nie fakt, że do pokoju właśnie wchodzili jacyś ludzie. Ci sami, którzy jeszcze wczoraj zaprowadzali go do pokoju.
- Zapraszam z nami - powiedział jeden z nich. Po chwili cała trójka była już w jakimś pokoju, na Kingstona czekał już John, i dwóch innych ludzi - zapewne jego ludzie, którzy mieli pomóc w tym zadaniu.
- Skoro już do nas dołączyłeś Eddy - zaczął gospodarz - możemy w końcu omówić wszystkie szczegóły. -
"King" w tym czasie usiadł na krześle i popatrzył na mapę Nowego Jorku z zaznaczonymi długopisem kółkami, krzyżykami, kwadratami i kropkami.
- Plan z grubsza jest taki. Jesteśmy tutaj - Bishop wskazał na jedyną na mapie kropkę, będąc w lewym dolnym rogu mapy - sklepy do których możecie zajrzeć są zaznaczone krzyżykami, kółkami są zaznaczone stacje benzynowe. Kwadraty, to domy innych "sprzedawców", do których również możecie zajrzeć, większość miała jakąś tam broń, więc pewnie jeszcze żyją. - John przerwał na oddech - i, być może będą w stanie Wam pomóc, lub, zwyczajnie się z Wami zabiorą. Weźmiecie auto Eddyego, jest tam trochę benzyny, do miasta powinniście dojechać. Dalej możecie albo iść na piechotę, albo na jednej ze stacji czegoś poszukać. Lepiej by było, żebyście wybrali drugą opcję, bo potem będzie problem z powrotem. Pytania? -




Steve Waltz

Niepełnosprawnego Steva obudził dźwięk wystrzału. Gdy Waltz otworzył oczy, ukazała mu się scena walki. Nieumarli przebili właśnie drzwi i zaczęli wchodzić do budynku. Na przeciw im stanęło kilkunastu uzbrojonych w różne bronie żołnierzy, jednak Ci nie byli w stanie odeprzeć ataku. Mimo ogromnych fal ołowiu umarli kontynuowali swój marsz. Wszystko to Waltz oglądał zaspany, nie myśląc w ogóle o tym co się dzieje.
Krzyk. Krzyk długi i przerażający, wystarczająco by rozbudzić strażaka. Z miejsca z którego dochodził wrzask widać było dwa cienie, jeden wgryzający się w drugiego. Ofiara najpewniej z bólu wyrzuciła swój pistolet, który, szczęśliwie spadł dokładnie obok Steva... ale zaraz zaraz. Czy jeśli go weźmie, to nie zostanie uznany przez żołnierzy za wroga? Niby są zajęci żywymi trupami, ale nie wiadomo co im przyjdzie do głowy, jak zobaczą Waltza biorącego broń... mogą pomyśleć, że to jakiś psychopata, albo coś równie strasznego !




Lyn Kortney i Tobias Cartman

Była właśnie warta Lyn, jednak kobieta była zbyt zmęczona i zasnęła na siedząco, dzierżąc jeden z pistoletów muzyka. Ich obu obudził przerażający, psi skowyt. Oboje się obudzili, widząc przed sobą znacznie podniszczoną barykadę. Tobias szybko spojrzał na Kortney, widząc jak długo ziewnęła zrozumiał, że zasnęła na warcie. Teraz trzeba się było przygotować do obrony, już za chwilę umocnienie tej pary ocalałych zostanie zniszczone. Wypadałoby zobaczyć też cóż to za kundel skowyczy wyżej. Zaraz zaraz... chwileczkę... Tarik ! Zostawiony w barze parę godzin temu chłopak pewnie teraz umiera ze strachu, przecież jego starsza siostra miała wrócić w kilka godzin, a nie było ich już całą noc...
 

Ostatnio edytowane przez Imoshi : 05-09-2011 o 15:48.
Imoshi jest offline