Po wielkim zamieszaniu jakie powstało na korytarzach wszystko ucichło i już po chwili wydawało się, że te hałasy nigdy się nie wydarzyły.
W snopach światła z latarek wszyscy i wszystko wyglądało dość dziwnie. Podchody w końcu udało się zakończyć i finalnie wszyscy znaleźli się w jednym punkcie korytarza. Słowo wszyscy było jednak cokolwiek przesadzone - ponieważ nie udało się znaleźć pana Hellera. Krótkie poszukiwania w najbliższej okolicy zaowocowały co prawda znalezieniem załamanej klapy do jakiegoś prowadzącego ostro w dół korytarza, ale po samym Hellerze nie było śladu, a jakoś nikt nie miał ochoty na nawoływanie w ciemnych korytarzach.
W tym zwariowanym miejscu nie można było być niczego pewnym, ale wszystko wskazywało na to, że Frank to ten sam Frank, którego widzieli przed więzieniem, a reszta to ta sama reszta...
Podczas rozmowy wrócił temat kierunków i dość szybko ustalono, że w zasadzie gdzieś w najbliższej okolicy powinny się krzyżować lub łączyć dwie linie podziemnej kolei. Być może z tego powodu była tutaj taka ilość korytarzy?
Dość krótkie poszukiwania doprowadziły do znalezienia kolejnego "podziemnego cudu" - dwupoziomowej stacji nazwanej "Osiedle Dicksona". Stacja była oświetlona - nie jak w czasach swojej świetności setkami jarzeniówek, ale pojedynczymi żarówkami diodowymi oświetlającymi zarówno część użytkową, jak i techniczną, a nawet najbliższe fragmenty torów. Niektóre ściany upstrzone były graffiti, które powoli zaczynało już odpadać ze starości.
Na górnym poziomie stacji dawało się wyczuć świeże powietrze, które jakoś musiało tutaj dochodzić...