Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2011, 23:16   #20
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Siedziałam sobie i czekałam. Zwykle nie zbywało mi na cierpliwości, kiedy sprawa była słuszna i potrafiłam dotrzeć do ukrytych we mnie pokładów spokoju i opanowania. Teraz też tak było. Siedziałam, więc i czekałam. Jednak jak to mówią: duch silny, lecz ciało słabe, dlatego pozwoliłam sobie na małe odstępstwo i przyniosłam z Galerii Jagi Bindu jedną z jej mięciutkich, fikuśnych poduszek. Mój tyłek był mi za to bardzo wdzięczny. Powoli odgłosy wydawane przez ekipę przysłaną z MRu zabezpieczającą materiał dowodowy zaczęły cichnąć i podwórko, na którym siedziałam pogrążyło się w ciszy, a wkrótce także we względnych ciemnościach, kiedy pogaszono większość świateł w Galerii. Na szczęście z zapadającym zmrokiem skutecznie walczyły latarnie uliczne, więc mniej więcej widziałam zarysy kształtów otaczających mnie ścian budynków i śmietników. Liczyłam, że w razie, czego zauważę i ją. Odpuściłam sobie miecz, który przy starciu z naghinią w moich rękach okazał się zbyt wolny i postawiłam na długi sztylet, który nasmarowałam resztką specjalnej maści i położyłam w zasięgu ręki przygotowany do ewentualnego użycia.

Wiedziałam, o co chodziło z tym rozpadnięciem się na te wszystkie węże, czytałam o czymś takim w materiałach o naghini. To była jej specjalna moc. Gadzia panna musiała zostać mocno zraniona skoro zdecydowała się odwołać do ostatniej deski ratunku. Najgorsze w tym wszystkim było to, że po zmianie Naghini była każdym z tych węży. Jeśli więc nawet jeden z nich nam zwiał to, zacznie jeść i kiedy urośnie aż osiągnie rozmiary pytona wtedy znów przeobrazi się w Naghinię. Potrzebowałaby na to lat, ale wróciłaby do swego poprzedniego stanu. Właśnie to miał na myśli ten, który spisywał informacje o naghach w Księgach mówiąc, że istoty te - podobnie jak wampiry - były nieśmiertelne. Tylko, że ja miałam własne zdanie na temat nieśmiertelności Pijawek. Długowieczne – tak. Nieśmiertelne – bynajmniej. Nie po spotkaniu ze srebrnym ostrzem/ogniem/światłem słonecznym/ kołkiem. Dlatego musiało też istnieć ostateczne rozwiązanie kwestii baby- węża i dlatego tkwiłam tu gdzie byłam żeby się przekonać czy została ona wyeliminowana definitywnie.

Najpierw naturalnie wysłałam Egzekutorów do Ministerstwa żeby mi tym razem rumoru nie zrobili, poza tym ktoś musiał zwolnić Riordana z dyżuru. Powiedziałam facetom, że zabiorę się z ekipą czyszczącą przybytek Jagi Bindu i na początku rzeczywiście pokręciłam się przy niej, kiedy pakowali wszystkie te dziwne bibeloty i cudaczne dzieła sztuki. Potem wymknęłam się i zarzuciłam swoje sieci.

Jakiś czas później złapałam za słuchawkę i wykręciłam numer MRu żądając samochodu, worka na zwłoki i kogoś, kto by mi pomógł te zwłoki przenieść. W dwie godziny po zawinięciu się stąd MRowskiej ekipy ze szczelin otaczających mnie budynków wypełzło kilka węży, obserwowałam je jak pełzły ku sobie i jak zebrały się w kłębowisko, by po chwili ukształtować się w poharataną niemiłosiernie Jagę Bindu. Kobieta- wąż nie miała sił, aby utrzymywać się w pozycji pionowej i pełzła po ziemi w stronę swojego domu. Podniosłam się i złapałam przygotowany sztylet. Stanęłam nad nią a ona nawet mnie nie zauważyła. Nie miała szans, kiedy byłam na ukryciu a tym razem nie było nikogo, kto by ją przede mną ostrzegł.



***


- Powiedz Amandzie, że chcę być przy sekcji zwłok jutro, ok? Niech się wstrzyma i nie zaczyna beze mnie, dobrze?

- Ok, ok Emma. Zostawię dla niej notkę z twoją prośbą – asystentka doktor Holcomb popukała palem w miejscu gdzie miałam się podpisać. Postawiłam parafkę na dokumentach przekazania zezwłoku naghini patologom i poszłam wyskoczyć ze stroju bojowego. Wzięłam szybki prysznic korzystając z damskiej łazienki na drugim piętrze, położonej przy bocznych schodach. Łazienka oprócz zwyczajowych funkcji stanowiła ( a raczej jej ściany) źródło wiedzy wszelakiej głównie o sympatiach i antypatiach kobiet pracujących w MR dotyczących osób zatrudnionych w Ministerstwie jak i tych spoza. Poza tym już chyba z pół roku toczyły się tam przy pomocy bazgrolenia po ścianach nieoficjalne i wciąż nierozstrzygnięte wybory posiadacza najlepszego MRowskiego męskiego tyłka. Sprawdziłam najświeższe dane i pozwoliłam sobie na głębsze przemyślenia w tej kwestii pod prysznicem. Po wtłoczeniu się w cywilne ciuchy wygrzebałam mazak z torebki i dopisałam swój komentarz.

Pora była już dość późna, kiedy w końcu opuściłam MR, ale miałam nadzieję, że zdążę, chociaż na najlepsze kawałki. Cholera bilet kupiłam dawno temu a sprawa z polowaniem na Bindu wypłynęła dopiero dzisiaj. Zaplanuj jakieś wyjście, kiedy pracujesz w czynnej służbie jako Regulator a na pewno okaże się, że wszystkie demony piekieł akurat tego dnia też zaplanowały sobie wypad do elitarnego klubu zwanego obecnie światem ludzi. Zdesperowana złapałam taksówkę i ruszyłam w stronę Soho. Zespół nazywał się kompletnie bez sensu: „Marble Sepulcher”, nie wspominając już nawet o tym jak źle mi się ta nazwa kojarzyła. Ich własne utwory były różne, bo bardzo nierówne. Czasem stylem gry przypominali „The Mekons”, których uwielbiałam, ale czasem trącali bardziej „Gallows”, których nie cierpiałam. Na szczęście jako twórcy muzyki nie byli zbyt płodni i nie mieli wielu własnych kawałków za to posiłkowali się przeróbkami utworów klasyków takich jak: „The Stranglers”, „Uk Subs”, „The Lurkers” czy wspomniani wcześniej „The Mekons”. I w tym właśnie byli świetni. W wykonywaniu cudzych kawałków a nie własnych. I dlatego właśnie wlokłam się po zachodzie słońca w zupełnie przeciwnym kierunku niż powinnam i zamiast w bezpiecznym domu wylądowałam w klubie całkowicie spóźniona. Trafiłam na przerwę i przepchnęłam się do baru.
- Co już grali? – Wrzasnęłam do barmana.
Dowiedziałam się, że ominęła mnie pierwsza część koncertu, kiedy zespół grał swoje najnowsze kawałki, w drugiej części mieli grać własne klasyki, co mnie bardzo zaskoczyło, bo nie wiedziałam, iż takowe w ogóle posiadali a dopiero ostatnia końcowa część miała należeć do dawnych klasyków stylu.
- Napijesz się czegoś? – Zapytał barman ja natomiast pokiwałam głową i już chciałam zamówić, kiedy przerwał mi – Jimmy dzisiaj stawia wszystkim drinki – wskazał paluchem jakiegoś mocno nałojonego gościa.
- Tak? Dlaczego?
- Nie wiesz, jaki dzisiaj dzień? Czwartego lipca i Jimmy obchodzi Święto Niepodległości.
- Jankes, tak? Już dużo z tego czwartego to nie zostało.
- U niego w domu dopiero zaczynają zabawę.
Spojrzałam jeszcze raz na Amerykańca. Cieszył się jak głupi, ciekawe czy jutro też będzie taki przeszczęśliwy, kiedy wytrzeźwieje i okaże się, że zafundował drinki całej masie ludzi. Poza tym najwyraźniej umknął mu fakt, że to wśród Brytyjczyków świętował dzień upamiętniający wydarzenia, kiedy to jego przodkowie wypieli się na najwspanialszą ówczesną światową potęgę Wielką Brytanię. Nie żebym przejmowała się tym, że dwieście pięćdziesiąt lat temu jacyś ciule zdecydowali, iż nie mają ochoty być zamorską kolonią Korony brytyjskiej. Ale historycy uważali, że to właśnie utrata terenów w Ameryce wprowadziła biednego George’a prosto w paszczę szaleństwa a nawet pomimo tego, że gościu był Niemcem to jednak zasiadał na tronie Anglii i zasłużył sobie, chociaż z tego tytułu na odrobinę szacunku. Dlatego grzecznie poprosiłam o menu i zamówiłam sobie najbardziej wymyślnego i przy okazji najdroższego drinka, jakiego tam znalazłam. Napój wyglądał jak ogródek z własnym lunaparkiem a przy tym smakował jak sałatka owocowa, ale pijąc go niemal słyszałam łopot brytyjskiej flagi i dźwięki „God Save the King”.

Po kolejnej przerwie było już lepiej, bo tym razem wzięłam sobie coś, co miało więcej procentów a mniej witamin a grupa zagrała wreszcie to, na co czekałam.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=PFmGV_UY548&NR=1[/MEDIA]

Po koncercie szczęście mi dopisywało, bo udało mi się załapać na taksówkę z ludźmi, którzy wyszli razem ze mną z klubu i jechali w mniej więcej podobnym kierunku. Oni wysiedli około mili wcześniej a ja spokojnie dotarłam do domu. Moje nowe lokum, w którym zamieszkałam po tej całej chryi z Mythosem było już całkowicie urządzone i wykończone. Oczywiście przyczyną zmiany mieszkania nie był sam elf a zamachy dokonane przez Front Ponownie Narodzonych, którego członkowie chcieli posłać Regulatorów tam skąd sami wypełzli. Wtedy też uznałam, że dom z tylko jednym wejściem i wyjściem nie był gwarantem bezpieczeństwa. Moja nowa kamienica umożliwiała mi dostane się do mojego mieszkania na cztery różne sposoby: (nie licząc wyjścia ewakuacyjnego przez balkon) przez bramę główną, od podwórza, przez bramę domu obok a później albo przez strych albo przez piwnicę. Teraz zdecydowałam się użyć właśnie wejścia od bramy obok a potem poddaszem przedostać się do mojej klatki schodowej. Potem wystarczyło zejść tylko na drugie piętro, otworzyć moje pięć zamków i byłam w domu. Zatrzasnęłam drzwi zamykając te pięć zamków, potem zakładając rygle i sztabę drzwiową. Tak, w moim domu czułam się naprawdę bezpiecznie. Pozaciągałam żaluzje antywłamaniowe w kuchni, salonie i sypialni a także dodatkowym pokoju, który teraz miałam a którego kompletnie nie potrzebowałam. Urządzałam mieszkanie podczas przymusowego urlopu po zamknięciu sprawy „Rzeźni”. Kazałam zedrzeć tutaj wszystko do gołych ścian, więc wiedziałam czy mieszkanie miało odpowiednio grube ściany. Miało. Kazałam założyć drzwi wymontowane ze starego mieszkania. Grube i wzmacniane. Sypialnia oczywiście stanowiła mój bunkier z grubaśnymi stalowymi drzwiami wykładanymi srebrem i wytłaczanymi symbolami okultystycznymi. Zresztą jak już prawie całkiem odzyskałam wzrok to sama na koniec wymalowałam wszystko, co się dało znakami ochronnymi i powstrzymującymi. Cześć symboli było na widoku i odwracały uwagę od tych silniejszych ukrytych. No i miałam korytarz, na którego końcu zamontowano mi stalowo-srebrną opuszczaną kratę. Wystarczyło wcisnąć w odpowiednim miejscu przycisk. Miałam już kilka pomysłów, co do tego jak w razie zagrożenia mogłam wykorzystać ową kratę.

Tak zabezpieczona dawałam nawet radę przespać całą noc, oczywiście nie zawsze, ale zdarzało mi się. Może dzisiejszego wieczoru też dokonam tej sztuki a jeśli nie to zaczekam aż się nieco rozjaśni niebo. Zresztą i tak nie zamierzałam się zjawić w pracy wcześniej niż o dziewiątej. Plusy pracy do późna były takie, że można było sobie rano dłużej pospać i często korzystałam z tych przywilejów.
 
Ravanesh jest offline