Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2011, 19:19   #21
SWAT
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Lipiec, 2023 – Ministerstwo Regulacji

Cała akcja w galerii Jagi Bindu, ostro go zdenerwowała. Jak mogli nie powiedzieć, o czymś takim jak rozpadanie się na setki węży. Jak mogli o tym zapomnieć? No fakt, to Emma badała temat. To ona im przekazywała informacje, jakie uznała za stosowne.
- Kurwa! – przeklął, wykonując zamach posyłający kilka sztuk węży do wężowego nieba.
”Jak mogła nam nie powiedzieć, o tak ważnym fakcie?” – tego nie ważył się dokończyć na głos, lecz spojrzał na nią ohydnym wzrokiem, kiedy stała do niego plecami i również machała swoją bronią, siekąc, uciekające w panice weże.

∆ . ∆ . ∆

Został odesłany do Ministerstwa, więc przystał na to. W busie którym przyjechali, uzupełnił magazynki amunicją. Od pamiętnych wydarzeń, kiedy terroryście wybili znaczącą ilość Regulatorów, nie robiono im problemów z powody zabierania broni do domów. A po dość długiej i zasłużonej służbie, wybrane bronie mogły się nawet stać własnością pracownika Ministerstwa Regulacji. Tym też sposobem, w mieszkaniu Xarafa na ścianie wisiała mała gablota, będąca w rzeczywistości szafką pancerną. Szafa pancerna, był to wymóg, który obowiązywał Łowców, zabierających broń ze sobą.

W „emerze”, sam postanowił powiedzieć Irolowi o przebiegu akcji, Scotta wysyłając już do domu. Nie było potrzeby aby obaj się tam pchali. On miał pewnie jakieś plany, jak każdy normalny człowiek. Na Egzekutora czekały tylko milczące cztery ściany i hulający za oknem wiatr z deszczem.
Irol, ewidentnie czekał na jednego z nich i na jakiś raport. Gdy tylko Xaraf zapukał i popchnął drzwi do środka, mężczyzna znalazł się przy nim gotowy do wyjścia od co najmniej godziny.
- I jak wam poszło? – zapytał z tym swoim zabawnym, Irlandzkim akcentem, choć on sam miał akcent rodowitego Kanadyjczyka.
- Baba Jaga się rozsypała na setki węży i podejrzewam, że uciekła. Emma i inni pracują na miejscu.
- Co?
- To!
- Co to? – widocznie Irol nie zrozumiał gry słownej.
- To co słyszałeś. Emma Ci napisze obszerniejszy raport, bo ostatnia zeszła z miejsca kaźni. Ja spadam, do jutra – powiedział Firebridge i znikł na korytarzu, kierując się do samochodu.

Zielony, stary już Land Rover Defender stał na służbowym parkingu i moknął. Samochód prawie niezniszczalny, niczym amerykański Hummer H1, którego Xaraf miał zamiar kupić już od dawna. Jaki Łowca nie zarabiał wcale tak mało i nawet utrzymanie tego smoka w mieście, nie sprawiało by mu problemu. A przynajmniej miał taką nadzieję.

∆ . ∆ . ∆

Lipiec, 2023 – Barbarossa St., mieszkanie 14F

Drzwi, obazgrane we wzory i symbole, otworzyły się ciężko. Były od strony mieszkania, wzmocnione wielkim kawałem żelastwa. Przez zakratowane okna, rozciągał się widok na rolniczą część Londynu, która szybko stawała się rozrośniętymi przedmieściami. Wielkie, czerwone znaki zapraszały do ostatniego przed Londynem motelu i stacji benzynowej. Czerwone światło, błyskało prosto w okna mieszkańców budynku przy Barbarossa Street. Jedyną zaletą bycia w sąsiedztwie ze stacją benzynową, była właśnie jej bliskość. Nie było trzeba ujeżdżać po parę kropel benzyny na drugi kraniec miasta lub omijało się popołudniowe korki na stacjach w mieście.

Mieszkanie 14F, śmierdziało prochem strzelniczym i topionym srebrem, ale nie tylko tym szlachetnym surowcem. Jak tylko Xaraf opuścił szpital, od razu zaadaptował połowę sypialni na swego rodzaju warsztat rusznikarski. Tam produkował własnego pomysłu amunicję i prezentował jej koordynatorom, który decydowali czy przyjąć daną amunicję na standardową amunicję. Jak na razie, udało się amunicji rozpryskowej. Pocisk ze srebra, ze spłaszczonym płaszczem i głęboko wciętą w jego rdzeń gwiazdą sześcioramienną, przy uderzeniu w ciało, lub inny materiał, rozpadał się na sześć śmiercionośnych bryłek srebra, rykoszetujących w organizmie przeciwnika, aż do wytracenia swojej prędkości. Niestety, powietrze stawiało znaczny opór płaskiemu pociskowi i stawał się skuteczny tylko na bliskie i średnie odległości, choć i to zależne było od kalibru. Jak na razie, pociski te zostały produkowane tylko w wersji pistoletowej. Z tej właśnie amunicji, poczęstował Jagę Bindu.
Mając resztkę maści Emmy, od razu przysiadł do warsztatu, uprzednio szczelnie zamykając drzwi oraz rozbierając się z kamizelki i innych bambetli. Długo się zastanawiał jak sprawić, aby maść nie spadła z pocisku w czasie lotu, lecz szybko wpadł na odpowiedni pomysł. Na początku chciał stworzyć pocisk na bazie gumy, lecz ten materiał był zbyt elastyczny i mogło by mu się nie udać przebić skóry Jagi. I w końcu wpadł na świetny pomysł. Pierwszym co zrobił, było stopienie trochę niehartowanego szkła. Uformował z niego ostry nabój, pusty w środku. Dopiero po czasie, napełnił go maścią Emmy. Na koniec wystarczyło go zahartować i umieścić w łusce. Nim zmęczenie dało o sobie znać, wykonał pięć takich pocisków.
„Jutro dam je na test jakiemuś koordynatorowi” – zapowiedział, wstając od biurka.
Otworzył pancerną gablotę i umieścił w niej miecze i karabin. Pistolety, zawsze zostawiał koło łóżka, na małej nocnej szafce. Lecz zanim poszedł spać, jeszcze musiał się nakarmić.
Usmażył sobie jajecznicę na boczku oraz nalał sobie kubek mleka. Zjadł w swojej sypialni, która była również i salonem, i jadalnią… Miała wiele zastosowań. Jedynie nie przyjmowała gości. A powód był prosty. Nikt nie przychodził. W czasie pochłaniania olbrzymiego talerzy jajecznicy i boczku, słuchał radia. Akurat brzdękał na gitarze jakiś starszawy gość, równocześnie wyjąc do mikrofonu jakąś smutną pieśń.
„Jeszcze kilka takich piosenek, a umrzyki nie będą musiały na mnie polować” – zażartował sam do siebie, no bo niby do kogo innego?
Po przekąsce, pozmywał, wziął prysznic i runął na łóżko, zasypiając automatycznie.

∆ . ∆ . ∆

Obudził się tradycyjnie, bardzo wcześnie. Kawa zbożowa i kanapki z szynką, zostały spałaszowane w szybkim tempie. W dodatku, Xaraf wykonał kilka ćwiczeń. Brzuszki, pompki, kilkadziesiąt podciągnięć się na drążku, zamontowanym nad przejściem do kuchni. Klasyka na rozbudzenie. Kolejnym klasycznym punktem jego dnia, było zmycie z siebie nagromadzonego potu, ubranie się, zabranie sprzętu i powolna droga do miasta, do kafejki którą odwiedzał codziennie rano, o ile mógł.
Dziewczyna za ladą, szybko zrobiła herbatą śliwkową, którą serwowali tu obłędnie dobrą. Do herbaty dorzuciła mu drożdżówkę z serem, którą pochłonął powoli w swoim stoliku, w najciemniejszym kącie kafejki. Był z niego prawie niewidoczny, choć on widział wszystko doskonale. Lubił to.
Dopiero po godzinie wstał i wyszedł. Choć na dworze nie zdążyło zrobić się jeszcze widno, pojechał do budynku Ministerstwa. W nim od razu skierował się do swojego biura, gdzie zaległ czytając najnowszy „Czas Londynu”.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.

Ostatnio edytowane przez SWAT : 07-09-2011 o 19:23.
SWAT jest offline