AKT DRUGI
Scena druga
Oddalony o kilka sekcji od Cyrku korytarz Gehenny. Wchodzi Szekspir.
SZEKSPIR
Yakuza. Przeszkoda ta niczym mały
złośliwy duch, zadrwić chce ze mnie. Ale
nazbyt nieznaczny jest on w moich oczach.
Depczę po nim i marnego za sobą
zostawiam. Bo każde nań spojrzenie jest
jako bojaźliwy krok w tył na drodze
przeznaczenia. Zaczniesz drążyć takiego
ducha, a wiedz, on na to tylko czeka.
Zatrzymuje cię i wciąż ukazuje
jakieś nieznane strony swej natury.
Każdą tedy czujesz, że musisz zgłębić.
Pierwej czego chce. Potem, jak i komu;
kiedy i dlaczego. Na koniec sam zaś
jak go zdusić, by przepadł i by podróż
móc kontynuować. I tak ani się
obejrzysz, a ten ostatni żaglowiec
ucieczki, który od początku był ci
celem, rozwinie swój kosmiczny żagiel
i łapiąc weń słoneczny wiatr zostawi
cię za sobą. Bo przeznaczenie trzeba
chwytać dłonią równie silną co pewną.
Bez lęku. Bez wahania. Tak. Właśnie tak.
Zawsze krążyć myślami wokół celu.
Wszak widmo kruchości po stokroć bardziej
jest przerażające od garstki łotrów
orientu, nieprawdaż? Po stokroć też jest…
Lecz cóż to??? Śpiew jakiś... kolejna mara?
Piekło u mych stóp. Nieprawdziwe. Nigdy.
Stalowy kolos galaktyki widział
niejedno, ale to... Ale czym są te
potworności???
(pojawiają się demony)
Patrzą na mnie. Widzą mnie.
Czym jesteście? Pajęcze odnóża u
głów człowieczych... Piekieł abominacje...
Lecz... ja wszak znam te głowy... Znam te głosy...
Potworny mrok za nimi.
DEMONY
Przyjdź, obejmij
ciemność... Nie wahaj się. Nie bądź zgubiony.
SZEKSPIR
Was tu nie ma. Precz!
DEMON JESSICI
Jestem tu z tobą. My
to jedność Erick. Jesteś naczyniem dla
mnie. Twe ludzkie mięso ropieje...
SZEKSPIR
Jessi...
Nie...
DEMONY
Nakarm nas!!! Dołącz do nas. Cała moc
wrzechświata... i więcej...
DEMON JESSICI
W tobie ożyję.
Urosnę w siłę. Przyjdź, obejmij ciemność!
SZEKSPIR
Nie!
(Demony znikają. Wchodzi Pajęczogłowy)
PAJĘCZOGŁOWY
Co ty, kurwa, koleś odpierdalasz?
Przeproś, kurwa, zjebie.
SZEKSPIR
Co? Czyś nie widział?
Czyżbyś nie słyszał demonów?
PAJĘCZOGŁOWY
Niczego
tu kurwa nie ma. A teraz słyszałeś?
Przeproś, zjebie!
SZEKSPIR
Nie ma. A jednak było.
A może nie? Mara to była jak i
poprzednia? Świadectwo powziętej drogi?
Czy raczej widmo tego co czeka u jej
końca? Skąd we mnie wątpliwości takie.
Niechybnie sprawka w tym tchórza Pastora.
To nie była ona. To nie moje, a
twoje mięso ropieje...
(Pajęczogłowy chwyta Szeksipra za gardło, unosi i przyciska do ściany grożąc wrażeniem noża pod żebra)
PAJĘCZOGŁOWY
Jedno słowo.
Jedno, kurwa, słowo, które nie zabrzmi
jak “przepraszam”, a zajebię cię, zjebie.
SZEKSPIR
Nkhhh... Hrehraszam...
PAJĘCZOGŁOWY
Pojeb
(Odwraca się i idzie do wyjścia)
SZEKSPIR
(do siebie)
Ja jebie mój zjebie.
Oto pojeb zjeba zajebie!
(dobywa miecza i rusza za nieświadomym Pajęczogłowym. Zatrzymuje się jednak równie nagle. Pajęczogłowy wychodzi.)
To nic.
To nie ważne. Zwykły robak złą wolą
obdarzony. Zgniły owoc kanałów
Gehenny. A ja nadal wiem. Potafię.
Czas zagubioną córę rzeźni znaleźć.
I celę Wieszcza zwiedzić.
(zmierza ku wyjściu)
Nie. Ona nie.
(wychodzi)