Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2011, 23:24   #23
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
CG rozejrzała się po lokalu szacując ilu z klientów i pracowników to umarlaki. Jeszcze rok temu większość tego tałatajstwa przesiadywała na Rewirze, które stanowiło swego rodzaju getto dla “żywych inaczej”. Cóż, ludzie nigdy nie słynęli z tolerancji. Prześladowano żydów, czarnych, muzułmanów, homoseksualistów, amiszów, cyganów... długa lista poszerzyła się o zombie, wampiry, wilkołaki i tak dalej i tak dalej. Lawrence zaczęła się zastanawiać czy przypadkiem nie wzbogaciła właśnie kategorii żywych trupów. Teraz było tyle nadnaturalnych martwiaków czy też bajkowych dziwadeł, że kto wie, może niebawem będzie ich więcej niż samych ludzi? Czy w końcu doprowadzi to do jakiejś wojny? Czy dwa tak różne gatunki mogą z sobą koegzystować? I co ważniejsze, do której ze stron CG niby przynależała? Wróciła przecież z martwych ale nadal czuła się człowiekiem. Tylko czy nim była? Gówniane pytania postanowiła odłożyć na "później" i skupić się na "teraz".

“Krwawiący Lotos” był jednym z tych lokali, gdzie żywi szukali towarzystwa umarłych i vice versa. Wzrok Lawrence zatrzymał się na znajomej twarzy. Rozpoznała wampirzycę, którą widziała tamtej pamiętnej nocy w Sztolni. Zbliżyła się do niej i wzięła jedną z ulotek.
- Tabita, prawda? - obdarzyła ją swoim zwyczajowym rzeczowym spojrzeniem i czekała czy ta ją rozpozna. Ze zmienioną fryzurą i w ciuszkach kobiety rozwiązłej musiała wyglądać inaczej niż podczas ich ostatniego spotkania dlatego postanowiła naprowadzić ją na właściwy trop. - Poznałyśmy się ponad rok temu. W Sztolni Demona. Blondynka, która strzelała w łazience.
Oczy wampirzycy zwęziły się w strachu na wspomnienie rzezi, jaka tam się wydarzyła. Ostro wymalowana twarz spięła tak, że dziewczyna prawie pokazywała kły.
- Taaak. Pamiętam. Od krwi tego, co go zastrzeliłaś wszystko się zaczęło, tak? Jeśli dobrze sobie przypominam. Dla mnie tamten okres w Sztolni to … czarna dziura. Zero wspomnień.
Jej twarz przybrała łagodniejszy wyraz. Ręka z ulotką “Wiecznego Życia” wysunęła się w jej stronę.
- Proszę. Możesz nas odwiedzić. Spotykamy się wieczorami w każde dni nieparzyste tygodnia. Adres jest na ulotce.
Wampirzyca najwyraźniej nie zwróciła uwagi na fakt, że CG jedną ulotkę już wzięła sobie sama.

- W zasadzie chciałam zapytać cię o wieczór sprzed tygodnia. Z 28 na 29 lipca. Wydarzyło się tu coś... niezwykłego? Byłaś wtedy w Krwawiącym Lotosie?
- Często nawracam w tej okolicy. Buduję właściwe relacje między wampirami i ludźmi. Tym bardziej, że wielu ze śmiertelników postrzega nas tak - spojrzała w stronę ubranej w kusą spódniczkę wampirzycy wyczekującej w bramie na klienta. Seks za krew. Bez łamania prawa. Dawca był dobrowolny.
CG przypomniała sobie postulat jednego z wampirzych radykałów walczących o prawa dla nieumarłych. Tak skomentował konieczność uzyskania zgody na picie krwi z ludzi.
Szanowni państwo. Czy ludzie pytają krowy o zgodę, kiedy ubijają je na mięso Jeśli nie, to może powinni zacząć?!”.
Nazywał się sir Roland. Tak. Ciekawe, czy nadal głosił te swoje kontrowersyjne brednie.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Czy byłaś tu tamtej nocy? - CG nie lubiła zbaczać z tematu.
- Tak. Byłam. Nie. Nie widziałam nic niezwykłego.
- Mnie pewnie też nie?
- Pewnie bym cię nawet nie poznała. Z tego co sobie przypominam w Sztolni wyglądałaś bardziej … wyzywająco? Bardziej ghotycko? Tak się to chyba mówi. Pamiętam, że napadł na ciebie Hammer. Tak. Dureń. Zawsze psuł relacje między nami a wami.
- Racja... - CG czuła się jakby akcja w sztolni była zaledwie wczoraj ale dla reszty ludzkości upłynął ponad rok, nie mogła się dziwić, że Tabicie część mogło wylecieć z głowy. - Poza tym w Sztolni wyglądałam istotnie bardziej... gotycko. A. co do nocy z 28 na 29... jakaś naga blondynka nie wzbudziła wtedy sensacji w okolicy?
Tabita uśmiechnęła się lekko.
- Rzadko bywasz na Canal Street, prawda? - CG wiedziała do czego zmierza. To był pigalak. Miejsce świadczenia usług przez prostytutki obojga płci. - Tutaj nagie lub prawie nagie panienki latające po nocach to niemal codzienność. Anglia już dawno temu porzuciła wiktoriańskie zasady, jak sądzę.
- A moc? Nikt nie odczuł tu tamtej nocy jakiegoś dużego zawirowania mocy? Może efekt silnego zaklęcia?
- Moc? - spojrzała na nią nic nie rozumiejącym wzrokiem.- Jaka moc?
CG wiedziała, że starsze wampiry odczuwają zawirowania bądź wyładowania mocy będące efektem zaklęć czy rytuałów. Jeśli Tabita nie wiedziała do czego Lawrence pije to albo należała do młodych i słabych krwiopijców albo zgrywała głupią. Niemniej postanowiła porzucić temat.
- Co robicie na spotkaniach? - pomachała ulotką. - Powiesz mi coś o tym waszym kościele. Kto wam przewodzi?
Jej oczy zalśniły jak u typowego fanatyka sprawy.
- Na spotkaniach przełamujemy lęki śmiertelników do naszego gatunku. Pokazujemy, że jesteśmy tacy sami. Zacieramy różnice. Próbujemy budować dialog oparty na poszanowaniu, zrozumieniu i tolerancji głosząc słowa Wielebnego Willhelma Yorkshire. To biskup naszego zgromadzenia na Londyn. Wampir stary, mądry i niezwykle ludzki w swych dążeniach i poczynaniach. Spotkanie opiera się na wspólnych rozmowach, modlitwie do Jezusa Chrystusa, ojca nas wszystskich. Na wspólnych śpiewach i liturgii krwi.
- Liturgii krwi? - to CG zaciekawiło. - Wymieniacie się nią?
- To obrządek prawie katolicki. Wiesz, że Jezus był jednym z nas. Był wampirem. Dlatego podczas ostatniej wieczerzy obdarzył swoją krwią, swoją mocą, swoją Vitae swoich uczniów. Podczas liturgii krwi mieszamy ze sobą krew, a potem spożywamy ją uroczyście. Biorą w niej udział jedynie chętni. Nie każdy przełamuje swoje lęki z tym związane. A my nikogo, nigdy do niczego nie skłaniamy. Jesteśmy zarejestrowani jako zgromadzenie religijne i mamy prawo wymieniać się krwią - dodała szybko, jakby przypominając sobie, że CG była w jakiś sposób związana z MRem.
- Czy wampirza krew nie jest aby uzależniająca? Wówczas czy nie kończy się wolna wola a zaczyna przymus? - pamiętała, że Brewer opowiadał jej, że niedawno udowodniono jakoby krew starych wampirów działa jak silne narkotyki. Taka sekta musiała być dla jej przewodnika łakomym kąskiem. Wielu wyznawców, których można paść na swojej krwi pod pretekstem wzniosłych religijnych idei i koniec końców przerobić na bezwolne roboty.
- Owszem. Słyszy się takie zarzuty i obawy. Ale przecież to co pijemy podczas liturgii to nie jest krew jednego wampira. To mieszanka krwi wielu wampirów i wielu śmiertelników. Nie potwierdzono właściwości uzależniających tak zmieszanej krwi. Tak wiec zarzut wielu naszych przeciwników, nie tolerujących koegzystencji wampirów i ludzi, nie ma racji bytu. Zresztą, tak jak powiedziałam, udział w liturgii jest dobrowolny.

- Za pierwszym razem pewnie jest... - CG mruknęła do siebie pod nosem ale zaraz uśmiechnęła się lekko do wampirzycy. - Dzięki za twój czas. Może się u was pojawię. Z ciekawości.
- Zapraszam serdecznie. Pamiętaj. Każdy nieparzysty dzień miesiąca po zmierzchu.
CG zachodziła w głowę w jaki w ogóle sposób sekciarze otrzymali pozwolenie na taki proceder. Czy Ministerstwo nie widziało w tym zagrożenia? A może nie miało czasu aby przyjrzeć się sprawie? Porzuciła na razie te myśli.

W dalszej kolejności postanowiła zasięgnąć języka u barmana. Co by nie patrzeć to oni zawsze widzieli najwięcej. Zamówiła bourbona z lodem i ponowiła pytanie.

- W nocy z 28 na 29 lipca, nie działo się tu nic niezwykłego? Słyszałam coś o nagiej blondynce biegającej w waszym lokalu.
- Serio? - uśmiechnął się barman. - Pewnie bym zauważył. O której?
- W godzinach nocnych - zrozumiała, że nawet jeśli coś widział to powie o tym niechętnie. Jakaś kurwa zmowa milczenia czy może ona sobie coś ubzdurała?

Sam lokal to był dość przyjemny bar. Wystrój wnętrza z gatunku tych przytulnych. Sporo luster, miękkich puf, skórzanych siedzeń. W powietrzu unosił się zapach tytoniu oraz płynu do polerowania drewna, ulotna woń lawendy. To, że lokal prowadzą wampiry lub że wampiry w jakiś sposób mają w nim udziały zdradzało dwóch wampirzych ochroniarzy - zapewne Nowej Krwi oraz nazwy drinków. Od “tradycyjnej” “Krwawej Mary” po “Rh+”, “Bloodbag”, “Pocałunek wampira”, “Nosferatu”’ “Kieł w szyję”, “Ssący kochanek” i równie fikuśne jak i czasami dość zabawne. Muzykę zapewniał kwartet smyczkowy dyskretnie przygrywający na scenie w rogu. CG od razu zwróciła uwagę na elegancko ubranego mężczyznę siedzącego w loży honorowej i obserwującego lokal, jak swoją własność. To był wampir. Stara Krew. Była tego pewna. Najprawdopodobniej o statusie barona. Jeden z tak zwanych “władców dzielnic”.
Przystojniaczek.

- To właściciel? - CG pociągnęła ze szklaneczki i ostentacyjnie wskazała palcem mężczyznę w rogu sali.
Uznała jednak, że pytanie jest retoryczne wobec czego złapała swój trunek i podeszła prosto do jego dyskretnej loży z miną osoby, która całe życie rozmawia z ważnymi ludźmi i nie potrzebuje do tego ich łaskawego zaproszenia.
- Jest pan baronem, prawda? I właścicielem tego lokalu - posadziła swoje cztery litery na przeciwko przystojniaka. - Chciałabym zadać panu parę pytań - nie zwlekając przystąpiła do rzeczy. - Byłam niedawno w tym lokalu. W nocy z 28 na 29. Chciałabym wiedzieć dokładnie w jakich okolicznościach bo mam pewne luki w pamięci. Czy mógłby pan użyczyć mi systemu monitoringu? Aha, nazywam się... - zawahała się. - Coco. I tak, wiem. Idiotyczne imię.
- Francja. Tam wiele rzeczy jest dziwne. Zawsze było - mężczyzna obserwował ją oczami, w których migotały iskierki zdziwienia. - Ja nazywam się Godfryd. Tak. Jestem baronem tej dzielnicy i panem większości nieumarłych na tym terenie. Nie. Nie było tu pani przed tygodniem. Zaręczam. Nie, nie mógłbym pani użyczyć systemu monitoringu. Po pierwsze. To byłoby łamanie prawa moich klientów do prywatności. Po drugie. Nie mamy tutaj takich rzeczy. Nie przepadam za nowoczesną techniką.
Wyczuwała go bardzo silnie. Dużo silniej niż czarnookiego Gavryjela. Ten wampir był stary. Brardzo stary. Szacowała jego wiek na tysiąc, może nawet tysiąc pięćset lat. Otaczała go aura pewności siebie i powagi. Te ciemne oczy najprawdopodobniej patrzyły, jak powstają podwaliny większości znanych jej z map państw. Mógł sobie pozwolić na taki stoicyzm.
- Przykro mi Coco.
- Mnie tym bardziej przykro - wbiła się głębiej w fotel i odpaliła papierosa. Po fakcie zapytała grzecznie - Mogę? - ale przecież nie oczekiwała odpowiedzi. - Jestem pewna, że tu byłam. Jeśli nie w środku to przed lokalem. Wyraźnie rozpoznaję neon. Czy... nie wyczuł pan wtedy silnego użycia magii gdzieś w pobliżu? Zaklęcie, może rytuał? Byłabym wdzięczna za pomoc.
Uśmiech w kącikach ust pogłębił się.
- Zawsze jest pani taka … bezpośrednia?
- Zawsze - odparła zaciągając się papierosem. - Przywykłam, że ludzie odpowiadają na moje pytania choć teraz sytuacja nieco się zmieniła i oczywiście może pan odmówić. Nic to jednak nie zmienia bo ludzie, którzy muszą odpowiadać często uciekają się do kłamstwa. Z tym, że ja mam talent aby je rozpoznać. Oczywiście z wampirami nie jest to takie proste, tym bardziej tak starymi jak pan. Mimika jest praktycznie zerowa a i naturalne odruchy maskujecie z przerażającą łatwością - pociągnęła łyk burbona. - Wobec tego panie baronie, czy wyczuł pan owej nocy, przed tygodniem jakieś echo użytej w pobliżu magii? Te informacje są mi dość niezbędne. Nie bardzo wiem jak mogłabym się zrewanżować... Jeśli ma pan jakiegoś upierdliwego ducha, którego chce się pozbyć chętnie w zamian się nim zajmę.
- Tak właśnie myślałem, że jest lub była pani Regulatorem. Stąd ten brak oporu z patrzeniem mi prosto w oczy, które inny wampir, mniej kulturalny, zapewne wykorzystałby na pani niekorzyść.
Pociągnął nosem.
- Niech pani tego nie pije, proszę. Zaraz Jim przyniesie coś specjalnego. Na rachunek firmy, rzecz jasna.
CG nigdy nie należała do cierpliwych. Nie lubiła marnować czasu, szczególnie na wymianę uprzejmości z nieznajomymi. Do kurwy nędzy, nawet jej dziewczyna zarzucała jej bezduszność, chłód i interesowność. Nie będzie zgrywała sympatycznej przed sztywnym królem dzielnicy lachociągów. Nie jest kurwa sympatyczna. Nigdy nie była.
Westchnęła ściągajac brwi.
- Nadal nie odpowiedział pan na moje pytanie. Czy coś się tu jednak wydarzyło przed tygodniem? Coś co zwróciło uwagę takiego starego znudzonego życiem wampira jak pan?
Jakiś niepokojący cień przemknął w oczach Godfryda ale było to tylko mgnienie oka, ulotny moment.
- Nie. Nic się nie wydarzyło - powiedział z wystudiowaną elegancją. - Kompletnie nic.
CG wstała z miejsca, rzuciła na stół pojedynczy banknot. Ostatni jaki jej został z zasiłku od Brewera.
- Dziękuję za poświęcony mi czas.
- Panno Coco - zatrzymał ją jego głos. Męski i władczy. Gdyby tym tonem kazał jej zedrzeć z siebie majtki przez głowę pewnie by posłuchała. Na szczęście nie gustował w pozornie żywych farbowanych brunetkach.
- Płaci się przy barze, albo w ogóle. To mój stolik i nie przywykłem do tego, aby ludzie do niego się dosiadający płacili za jakikolwiek towar z tego baru. Nie chce mnie chyba pani urazić?
- Oczywiście, że nie - podniosła banknot i uśmiechnęła się lekko. - Gdybym chciała pana urazić zarzuciłabym panu, że mydli mi oczy tanimi kłamstwami. Nic w takim lokalu nie może się dziać bez wiedzy barona a ja wiem, że tu byłam i coś się tu zdarzyło. Jeżeli więc nie chce się pan się z tym zdradzić to na pewno macza w tym palce co w zasadzie nie powinno dziwić bo wampiry zawsze knują coś niedobrego. Gdybym chciała pana urazić to pewnie bym to właśnie powiedziała. Ale spójrzmy prawdzie w oczy, kto śmiałby urazić wampirzego barona na jego własnym terenie? Ja nie.
Upiła ostatni łyk ze szklanki i ją także wzięła. A nóż pozostawianie pustych szklanek to też jakaś obraza majestatu. Odwróciła się z zamiarem zapłacenia w barze. Tutaj niczego się nie dowie co nie znaczy, że mają czyste sumienie. Wręcz przeciwnie. Była pewna, że on coś o tym wie. I była idiotką, że mu to zarzuciła i dodała kilka niezbyt eleganckich epitetów. Teraz gdy nie ma już legitymacji powinna częściej gryźć się w język.

Baron nic nie opowiedział na tą tyradę. Obserwował z niewzruszonym spokojem jej działania. Lecz uśmieszek zniknął z jego ust. Już nie udawał miłego. Raczej gotowego na reakcję, gdyby CG zechciała zrobić coś, co miałoby go znów obrazić. Dopiero teraz zorientowała się, że w pobliżu - w zasięgu wzroku i zapewne słuchu - siedziało kilku innych krwiopijców. Czyżby właśnie podważyła jego autorytet? Jeżeli tak, mogła mieć kłopoty. Wiedziała, że swoją pozycję wampiry zyskiwały dzięki bezwzględności, przemocy i łamaniu woli oponentów. Godfryd spojrzał w ich stronę, a wampiry szybko wróciły do swoich drinków.

Lawrence ulotniła się szybko. To było głupie z jej strony, szczeniacka pyskówka do wampirzego króla dzielni, ale nie mogła się powstrzymać. Dopiero co wylazła z grobu a już przykładała starań aby tam wrócić. Zaczęła snuć teorię, czy aby nie za dużo razy otarła się o śmierć (raz zresztą autentycznie wyciągnęła kopyta) i zatraciła zdrowe odruchy i instynkt samozachowawczy. Właśnie podrażniła kijkiem drapieżnika. Nie żeby nie spodziewała się konsekwencji. Pewnie baron się zezłościł, a zezłoszczony baron oznacza dwie dziury w szyi i obniżony hematokryt. W wersji optymistycznej.

Postawiła kołnierz płaszcza i ruszyła w stronę bramy, w której obrotne bizneswomen prowadziły po zmroku swoje przedsiębiorstwa usługowe. Musiała je wnikliwie przepytać. A później odwiedzić jeszcze ulokowane przy Canal Street sklepy i kluby. Może jakieś kamery coś jednak zarejestrowały.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 31-01-2012 o 10:25.
liliel jest offline