Droga, wbrew pozorom, wcale się nie ciągnęła. Daniel czuł się trochę jak jeden z tych młodych gnojków ze szkół podstawowych na wycieczce.
Myślał sporo.
I naprawdę chciał się powstrzymać. Wiedział, że z Tomem nie da się pogadać o takich rzeczach. Trzymał się dzielnie. Ale w końcu nie wytrzymał. - Hej, panie Tom, co pan sądzi o jaskiniowej analogii Platona wobec postawy dzisiejszego społeczeństwa, w którym...
***
Podobnie było podczas postoju w hotelu. Daniel lubiał podróżować, zwłaszcza wtedy, kiedy chciał, a nie musiał. Ich zadanie nie było dla Daniela przykrą koniecznością. Bo mógł ze swoimi talentami pracować gdzie indziej. W firmie marketingowej. W bibliotece. W biurze, może nawet jako prawnik.
Ale Daniel nigdy nie przyznał się przed samym sobą do tego, że trzymała go w tej branży potrzeba adrenaliny. Nie takiej "gówniarskiej" adrenaliny, jak na przykład skakanie na spadochronach (a przynajmniej Daniel uważał ją za taką), ale takiej "elitarnej", podniecenia, gdy plan działa o włos, gdy coś właśnie idzie nie tak, gdy zaraz będzie kaplica. Daniel uwielbiał to uczucie. A gdy wszystko działało, a on oddalał się, nie wzbudzając podejrzeń - to było to. Moment, dla którego warto było żyć.
Zawsze powtarzał sobie, że tak naprawdę chodzi o kasę. Ale gdy był ze sobą przynajmniej odrobinę szczery, maskował to, nazywając siebie koneserem.
Cholera jasna, co za hipokryzja.
***
Gdy Daniel wstał, Fizzy już był na nogach. Westchnął głośno - nie przeszkadzał mu sam murzyn, raczej jego gadatliwość. Przeciągnął się powoli i spojrzał na resztę. Ciekawe, jak im pójdzie. Najpierw będą musieli zrobić rozeznanie. To było pewne. |