Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2011, 22:01   #15
Zekhinta
 
Zekhinta's Avatar
 
Reputacja: 1 Zekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie coś
Wszystko było nie tak, jak powinno.

Deirdre czuła irytację, która powoli ustępowała miejsca zaniepokojeniu. I to naprawdę poważnemu. Co tu się dzieje? Rozpoznawała szpital, była pewna, że to ten sam budynek, do którego przyjechała jakiś tydzień temu z polecenia swojego lekarza. Jeśli tak, to co tu się stało? I kiedy? Przecież nie mogło upłynąć zbyt wiele czasu... a może właśnie tak było? Może wpadła w jakąś śpiączkę i przez kilka dni nie było z nią żadnego kontaktu? Tygodni może?

Nie, nie, zaczynała panikować a to ostatnie, na co mogła sobie pozwolić. Musi zachować spokój. Nie ze względu na siebie, ale ze względu na dziecko. Na pewno cała ta sytuacja ma jakieś logiczne wytłumaczenie. Może, to nawet tylko sen? Jakiś okropny koszmar, z którego nie może się wybudzić. Ale przecież, każdy sen się w końcu rozwieje i rano wszystko będzie wyglądać lepiej.

Jak na złość, gdy tylko zaczęła odzyskiwać równowagę psychiczną znowu rozległ się ten krzyk. No i cień, który mignął gdzieś w okolicach okna. Deirdre poczuła zimny dreszcz. Była przestraszona. Ale, nie tylko ona.

Eddy rozwalił gały i powiedział już trzęsącym się głosem:

- Mniemam, że wolicie iść prosto? Za cholerę nie chcę wiedzieć co to było.

Jerry szybko wyjrzał przez okno zobaczyć co wyskoczyło i co się z tym stało. Ciężko było powiedzieć, czy cokolwiek dojrzał, poza ogrodem, który znajdował się przecież na terenie szpitala, ponieważ wkrótce spojrzał na Eddiego i przez chwilę zastanowił się po czym z uśmiechem odparł:

- No ja bym postulował za sprawdzeniem kto krzyczy i czy nie potrzebuje pomocy. Nie będę jednak się upierał i sam z pewnością tam nie pójdę.

- I myślisz, że ten ktoś będzie wobec nas pozytywnie nastawiony? Tu się dzieją różne, dziwne rzeczy... – Eddy mruknął ostatnie zdanie wymiawiał udając głos Sherloka.

- Jeśli rzeczywiście potrzebuje pomocy i mu jej udzielmy, to może być pozytywnie nastawiony - rzekł Frank.

- Jak dla mnie, nie powinniśmy nie potrzebnie zbaczać z kursu. - Rzuciła ostrym tonem Deirdre. I chociaż minę miała obojętną a ton głosu lodowato zimny, to jednak nieznaczne drżenie całego ciała wskazywało, że to tylko poza.

- Frank widać, że jeszcze nie dorosłeś. Pamiętaj: w pustych szpitalach, gdzie na podłodze jest pełno krwi, a przed nosem latają ci ufoludki nikt ani nic nie będzie nastawione do ciebie pozytywnie - powiedział Eddy tonem psychologa i zamyślił się. Po chwili mruknął:
- Ale coś mi jednak mówi, że powinniśmy to sprawdzić.

- Tak więc? - Zapytał po chwili milczenia Franky.

- No, młody się o coś zapytał - King spojrzał po reszcie oczekując podjęcia decyzji - Nie tylko ja mam tu mózg więc oczekuję od was pomocy.

- Ja się wypowiedziałam raz i to powinno wystarczyć - odparła ruszając powoli prosto, czyli tam, gdzie spodziewała się w końcu dotrzeć do wyjścia.

- A mówią, że kobiety są słabe - mruknął Eddy do Franka i ruszył za Deirdre.

Jerry w tym czasie obserwował wciąż co się dzieje za oknem i choć nic się nie działo to jakby wyłączył się z dyskusji. Na ponaglenie machnął ręką i pod nosem coś powiedział. Bez usłyszenia głosu wszyscy zrozumieli, że miał na myśli “wisi mi to”.

Po otwarciu i przekroczeniu szklanych drzwi znowu po chwili zanużyli się w ciemność. Szli tak przez chwilę kiedy nagle po lewej zobaczyli źródło krzyku. Mimo, że powinno znajdować się zupełnie gdzie indziej. Rząd szklanych, szczelnych cel. Izolatki dla pacjentów z chorobami zakaźnymi. W jednej z tych cel, środkowej, kulił się stary, osiwiały mężczyzna w fartuchu lekarskim. Płakał i przecierał sobie oczy pomarszczonymi dłońmi. Coś mruczał pod nosem rozpaczliwe, zdawał się nie dostrzegać czwórki pacjentów, mimo iż przed celami stał rząd lamp, które oświetlały część holu.
 
__________________
"To, jak traktujesz koty, decyduje o twoim miejscu w niebie." - Robert A. Heinlein
Zekhinta jest offline