Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-09-2011, 11:12   #72
Latilen
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Fever Ray 'If I Had A Heart' - YouTube

"Cóż teraz wiem? Niewiele więcej. Jak irytująco! Drażni to moje wewnętrzne struny, które ostrzegawczo wibrują w mojej głowie. Lista spraw również nie uległa skróceniu. Z łatwością przywołuje ją z pamięci - przez ostatnie kilka dni wpatrywałam się w nią zbyt długo."

Dziewczyna rozglądała się dokoła bez większego zainteresowania. Dom krasnoluda był dość skromny, w oknie wisiało pranie susząc się na delikatnym wietrze. Zasłony na parterze szczelnie zaciągnięto. Na drzwiach powieszono kawałek nieco wyblakłego muślinu na znak żałoby. Ściany natarto wapnem, aby nadać im bielszego odcienia. Niestety deszcze tutaj nie obchodziły się łagodnie z domami - przez cały parter ku górze ciągnęło się głębokie pęknięcie w ścianie, a zaraz pod dachem straszyły brudnordzawe nacieki. Sąsiadka trzepała dywan.
Przechodnie mijali kamienicę bez zatrzymania, jakby tragedia, która dotknęła tej rodziny, została już zapomniana. Starta z pamięci. Jakby się nie zdarzyła.
Tavi zagryzła dolną wargę.

Cytat:
„Kim był/jest Haughrald z Domu Thaloss?”
„Ściągnąć Darantima. Poprosić o opis wszystkich ostatnich akcji RO (ruchu oporu) /na miejscu.”
„Zdrajcy? Podejrzenia. Wersja wydarzeń. Wuj wie o RO? Członkowie RO. Jak jest zorganizowane RO.”
„Zobaczyć miejsce śmierci. Poszukać papierów.”
„Potrzebna uliczna siatka informacyjna. Dzieciaki? Aljarina.”
„Ostatnie sprawy, goście, interesy Dasarika.”
„Plotki o Dasariku. Plotki o RO.”
„Zorganizować przyjęcie dla dobrze sytuowanych współpracowników. Rodzinny obiad dla pracowników.”
„Zebrać informacje o Laetici el’Kharim albo Lorraine Silversong."
Na dłużej zatrzymali się dopiero przy hangarze. Tavi przesunęła swoimi długimi palcami między pasmami włosów odrzucając je zamaszystym ruchem do tyłu. Pochyliła się nieco do przodu, opierając się policzkiem na kosturze, palcami badała jego drewnianą powierzchnię. Zmrużyła oczy. Pokrzykiwania.
Mrowisko.
Orczy i trollowi tragarze wnosili lub wynosili towary. Lawirowali między sobą, jakby szli jakimś niewidocznym śladem pozostawionym po swoich poprzednikach. Wszystkim się spieszyło, aż dziwne, ze w siebie nie wpadali. Dziewczyna wybrała sobie jednego orka o zgniłym kolorze skóry, który właśnie pojawił się w wejściu. na plechach targał wielki, bezkształtny wór. Pot zrosił obficie jego czoło i tors, którego nie okrywała nawet kamizelka. Muskuły przy każdym jego zamaszystym kroku prężyły się po skórą. Oddychał przez na wpół uchylone usta. Jeden z jego kłów ledwo sterczał ponad wargi. Widziała oczyma wyobraźni jak traci go w bójce albo podczas ataku piratów. Następnie wstawia sobie kolczyk z kryształem zdobytym na przeciwniku, który obecnie kołysał się w złotej oprawie w takt niesłyszalnego rytmu jego kroków.
Kiedy minął Thorvila stojącego w towarzystwie trzech osobników czekających z listami na jego podpis, straciła zainteresowanie tragarzami.
Oto królowa, którą interesują się jedynie nadzorcy robotnic. Krasnolud krzyknął w stronę ukrytej przez Tavi postaci gdzieś w tłumie i machnął na nią ręką. Potem zniknął w biurze. Zastukała w podłoże kosturem. Powietrze drgało zawirowane ciągłym otwieraniem szerokich odrzwi. Przepełniał je ostry aromat potu z tępym posmakiem brudu naniesionego długą podróżą. Kucnęła przesuwając dłonią po ziemi. Przyjrzała się jej wnętrzu pokrytej drobnoziarnistym piachem.


"Krasnolud okazał się mało pomocny. Może jestem okrutna. Ale nie interesuje go, kto zabił jego brata? Na bogów, wierzy w tę bajkę o kochance?! Ślady dawno zniknęły, materialnie niewiele pozostało, nawet słowa ulicy umilkły...

Materialne ślady, a niematerialne? Trzeba się będzie wybrać do Czerwonych."

Twarz spociła się pod maską. Ilość nowych informacji przytłaczała, huk miasta przemieniał się na granicy świadomości w migrenę, a kolejne pytania drążyły jej myśli.
Szli dalej, kierując się do Willi Omasu.
Dopiero zmieszanie Thorvila z powodu, zwykłego jakby się zdawało, pytania ściągnęło ją z powrotem do Vivane.
Zaśmiała się wesoło.
- Proszę się nie obawiać Thorvilu. Miałam na myśli wyłącznie rozmowę z polecenia naszego pracodawcy, nic więcej. - uśmiechnęła się najpiękniej jak umiała.

"Tak, brakuje mi jeszcze nieporozumień rasowych. Chyba zaszyję się na resztę mojego krótkiego żywota w tej jaskini jaką jest villa Omasu - przy okazji świetne miejsce na bankiet, ma swój klimat i przynajmniej jest chłodno, tylko stoły należy postawić, jakieś lampiony i gotowe - ... Może nie powinnam tyle myśleć, a raczej działać."

Po wydaniu poleceń i skupieniu się na tym, co należy znaleźć na targu, dała się wciągnąć w wir zakupów. Oczywiście zmęczyła się zaraz na początku i szła tylko dlatego, że orczyca ciągnęła ją dalej. Mimo to zaopatrzyła się w elegancki kolorowo zdobiony płaszcz próbując nie rumienić się, kiedy Dammi ponownie proponowała przymierzyć go nago. Udało jej się też dostać mapę Vivane. W momencie kiedy studiowała ją usilnie, próbując zorientować ją w terenie, co magicznie utrudniała jej była-głosicielka, z jej myśli wyrwały ją kolejne brzmienia liry.

Stanęła na środku przejścia, potrącana to z jednej to z drugiej strony. Wpatrywała się jak zaczarowana w dziewczynkę. Jakieś zimne, mrowiące uczucie zagnieździło się w okolicy jej serca promieniując w stronę krtani. Wnętrza dłoni spociły się, a usta stały się suche. Cóż to takiego? Znajome wrażenie. Uśmiechnęła się.
- Hej, jak się nazywasz? - podeszła do dziewczynki wrzucając jej do miedzianego kubeczka kilka drobnych monet.
Dziecko niepewnie spojrzało w stronę opiekunki, a kiedy ta przyzwoliła jej ruchem głowy, śpiew się urwał. Lira spoczęła na jej kolanach.
- Zonder. - zdawała się wdzięczna za tą chwilę przerwy.
Tavi kucnęła.
- Piękny masz głos, Zonder. - pokiwała głową. - Jak długo się uczysz?
- Od czasu, kiedy byłam taka.
- dziecko podniosło rękę, odcinając około 30 centymetrów nad ziemią. - Ale zawsze grałam i śpiewałam dla mamy.
Wróżbitka pokiwała głową.
- Ach tak. -
postukała się po policzku. - Więc babcia wzięła cię, żebyś ćwiczyła?
Dziecko pokręciło energicznie główką.
- To moja mistrzyni. Ciężko tak występować przed dużą ilością osób. To ma mi pomóc.
- Zwalczanie tremy? -
Tavi odwróciła się i kiwnęła w stronę mistrzyni.
Ta odpowiedziała jej tym samym.
- Yhy. - dziewczynka potaknęła.

Zimny pajączek w ciele wróżbitki rozszedł się szerzej. Ach tak, trema. Jakby ktoś przestawił jej przełącznik. Tak dobrze znała ten strach, kiedy staje się przed dużą grupą istot. Cała uwaga zostaje skupiona na niej, zniecierpliwiona cisza jeszcze potęguje uścisk w krtani. Usta drżą, kiedy nabiera ostatniego wdechu próbując nieznacznie rozluźnić przeponę. I gdy po chwili równej mrugnięciu powieki a trwającej biliony lat wydobywa z siebie czysty głos, w drgającym ciele rozlewa się parząca błogość. Już nic się nie liczy.

Jej ciało wiedziało od zawsze, tylko umysł potrzebował nieco czasu.
- Też zdarza mi się śpiewać przed publiką. - pogłaskała dziecko po główce.
- Tak? - oczy dziewczynki zrobiły się jak spodki.
- Dać ci dobrą radę?
Potaknięcie.
- Kiedy zaczynasz śpiewać, wyobraź sobie, że ludzi już nie ma. Istnieje tylko wiatr, drzewa i budynki i to dla nich śpiewasz. Dla świata. Przestworzy i ziemi. Wtedy nieważne od tego, jak będziesz stremowana, nawet potknięcie zdaje się tak malutkie w porównaniu do wielkości świata, że nie ma znaczenia. W końcu stoi za tobą całe niebo.
- Dziękuje. -
czoło nieco się zmarszczyło, jakby mała poważnie zajęła się analizowaniem rady.
Tavi zostawiła ją samą i podeszła do starszej krasnoludzicy. Wzięła od niej adres, gdzie może znaleźć tą małą artystkę i kilka innych. W końcu musi podczas przyjęcia być jakaś oprawa muzyczna.
Kiedy ruszyła znów ulicą, za jej plecami ponownie rozległ się śpiew.

Obejrzały stoisko z biżuterią. Tavi kupiła byłej-głosicielce piękny wisior z pasiastym kamieniem szlachetnym. Jego ziemista kolorystyka podkreślała oczy orczycy.
Potem natknęły się na sklep Gerissy.

"To jak poszukiwanie kawałków zbitego lustra, które ma podwójną taflę"


Przeniosła wzrokiem po rzeczach, w końcu skupiając się na właścicielce.
- Gdybym kogoś szukała to dałabyś radę mi pomóc? - zwróciła się do kobiety podchodząc do ściany i dotykając palcem zakurzonych grzbietów woluminów tworzących chybotliwą wieżę.
-Nie zajmuję się poszukiwaniami. Szyld głosi z czym można się zgłaszać.- stwierdziła kobieta, nie zamierzając wstawać na widok nowych klientów, jedynie... przyglądała się z pewnym zaciekawieniem wróżbitce.
- Nawet jeśli obie znamy tę osobę? - Tavarti roztarła w palcach kurz, który utworzył małe grudki zmieszany z jej potem.
-Tym bardziej... znałam parę osób, które nie chciały być znalezione.- rzekła w odpowiedzi mistrzyni żywiołów.
- Nawet gdyby od tego zależałoby ich życie? - dziewczyna wzięła do ręki najbliższa jej książkę i zaczęła ją przeglądać.
Kobieta przekrzywiła głowę na bok zastanawiając się nad odpowiedzią.-A komu miało by coś grozić?
Tavi w myśli prześledziła wszystkich wrogów, których do tej pory zdążyła sobie zrobić. Trochę tego było. Westchnęła.
- "Ze wszystkim sobie poradzę, prócz śmierci." - wyrecytowała cytat, który kiedyś musiał obić jej się o uszy.
Odłożyła książkę na półkę. Podeszła do Gerissy. Nie wiedziała czy może jej ufać. Fragmenty wspomnień nie wskazywały na wrogość między nimi. Z drugiej strony z części nie sądzi się całości.
- Wydaje mi się, że źle zaczęłam. - ukłoniła się nisko. - Nazywają mnie Tavarti Amberheart, jestem namiestniczką Omasu wysłaną z Tarvaru.
Kobieta przymknęła oczy i dodała.-Głos jakby... znajomy.
-Jak to mówią, stary miecz w nowej pochwie. -wtrąciła mimochodem Damarri z lekkim chichotem.
Postanowiła zaryzykować. Jeśli rozejdzie się plotka o jej powrocie, to źródło będzie łatwo wytropić. Uniosła maskę uśmiechając się prawym kącikiem ust.
-Nie widziałam cię kawał czasu. Mówisz i poruszasz się nieco inaczej.- rzekła z lekkim zdziwieniem kobieta.-A więc nazywasz się Tavarti? Przedtem byłaś bardziej tajemnicza.
Dziewczyna ponownie założyła maskę.
- Wiesz może jak nazywałam się wcześniej? - zaczynała mieć wrażenie, że popełniła błąd.
-Wcześniej?- zdziwiła się kobieta marszcząc brwi.- Nie. Nigdy nie podałaś imienia. Mówiłaś że potrzebujesz azylu... Miejsca w którym nie musisz nosić masek. Masek metaforycznych. Wydawałaś się rozdarta wewnętrznie. Ale... nie lubiłaś zdradzać swych sekretów. Były zbyt ciężkim brzemieniem i mogły mnie narazić na nieprzyjemności. Tak twierdziłaś. Dopadli cię?
- Dopadło mnie coś innego.
- Tavi zaśmiała się. - Długa historia. - machnęła dłonią w bliżej niezdefiniowanym geście, po czym pogładziła łeb kostura. - Miałabym prośbę, żebyś nikomu nie mówiła, że wróciłam. - postukała się po masce. - Chciałabym nieco poczekać, aż ciężkie brzemię znów mnie nieco przytłoczy.
-Dotąd przychodziłaś sama, Theranko. Nie mówiłaś kim jesteś, ni skąd jesteś. Nawet nie wiedziałabym komu powiedzieć, że wróciłaś. Za to przychodziłaś z bukłakiem wina zamiast z...- wskazała ruchem stopy rozglądającą się orczycę.- towarzystwem.
[I[- Postaram się naprawić mój dzisiejszy błąd jak najszybciej.[/i] - Tavi przyłożyła koniuszki palców wskazującego i środkowego do warg, które dalej barwił wesoły uśmiech. - Chodź Dammi nie będziemy przeszkadzać.
-Wpadnijcie wieczorem.- odparła kobieta, acz bez entuzjazmu w głosie.

Pożegnały się i wyszły. Gdy wróżbitka znalazła tylko stoisko z dobrym winem, kupiła bukłak i dopłaciła synowi właściciela stoiska, aby zaniósł Mistrzyni Żywiołów.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline