Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-09-2011, 17:39   #21
Piszący z Bykami
 
Piszący z Bykami's Avatar
 
Reputacja: 1 Piszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znany
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=sMqNFAU0tOw[/MEDIA]

Kostucha; Skały.

śmierć #5:


Po tym, co stało się z Silvą Rablack, Król Alistar postanowił złożyć wizytę księciu Anleanowi var [pierdoły-pierdoły] i osobiście posłać go na stryczek. Ewentualnie spróbować wyjaśnić sprawę, a dopiero następnie posłać go na stryczek. Niestety, po tym jak w umyśle rzeczonego Anleana zagnieździła się zjawa templariuszki, książę doszczętnie postradał rozum, zaczął biegać nago po pałacu i straszyć poddanych wywalonym fajfusem. W końcu, usłyszawszy, że Król nadciąga z wizytą i z wiadomymi zamiarami, Anlean var (…) postanowił salwować się ucieczką. Przebrany za żebraka, wymknął się z zamku, zaciągnął na najbliższy odpływający okręt i zwiał z własnych włości. Niestety okręt natknął się na burzę i biedny Dalauteilus zatonął, a jego truchło fale wyrzuciły na brzeg jakiejś nieznanej nikomu wyspy.

*

Trup był wyrzucony głową w piasek. Wszędzie piasek. Pełno złocistego piasku. Promienie słoneczne wdarły się już na niebo oświetlając owe cielsko. Było na nim mnóstwo wody i przemokniętych łachmanów. Wszystko wilgotne i nasączone. Skóra złuszczona i strasznie blada. Prawdopodobnie była to plaża lub mniejsza wysepka z wyrzuconym ciałem topielca.


śmierć #9

Biedny Argyle. Po tym jak postanowił odpuścić sobie przygody i polowania, zaszyć się w jakiejś zatęchłej mieścinie i ustatkować, zakładając wielodzietną rodzinę, spotkało go potworne nieszczęście. Zaszedł do zatęchłej dziury gdzie pewien moczymorda pomylił go ze stryjecznym siostrzeńcem brata swojej pierwszej matki, czyli podłym dzieciobójcą, który ongiś straszył w tych stronach. Doniósł o pojawieniu się rzeczonego jegomościa w wiosce i władze już zadbały o to, by spotkała go zasłużona kara.

*

Gnijące ciało nie miało dla siebie zbyt wiele miejsca, wystające spod cuchnącego ciała kości układały się w pokracznej pozycji. Paskudna sprawa. Mięso wciąż oblekające truposza wydziobywane było przez ptaki, konsumowane przez robactwo delektujące się w tej parszywej pożywce. Świtało, ciasna klatka, w której znajdował się trup dyndała złowieszczo przy delikatnych podmuchach wiatru, który unosił odór hen daleko. Przechodzący pod klatką zatykali nosy, odwracali wzrok. Niektórzy wymiotowali. Widok był paskudny…


śmierć #6

Godryk de Artois i Ahal Tarsyn stali przez chwilę w szumiącym lesie i gapili się na siebie. Po chwili ten pierwszy uznał jednak, że dość ma już tych ciągłych bitek i wpadania z deszczu pod rynnę. Oskarżywszy biedną Ahalową o przynoszenie nieszczęścia, wskoczył na koń i pognał daleko, wytykając jej środkowy palec, oświadczywszy przy tym, że idzie jaką dziewkę w solidnym burdlu wyłomotać, by ulżyć sobie i trochę wreszcie odpocząć. Po drodze postanowił wstąpić do swego z dawna nie widzianego stryja i opowiedzieć mu o swej niedoli. Niestety stryj okazał się niespełna rozumu i podając nieszczęsnemu gościowi posiłek, pomylił puchar z winem z zatrutą karmą przeznaczoną dla ujadającego wiecznie psa sąsiadów.

*

Leżał sobie w jakiejś komnacie na murowanych płytach. Zimnych płytach. Jedynym specyficznym przedmiotem był puchar. Srebrny wyglądający na drogocenny puchar. Zwłoki były nieruszone nie było widać żadnej krwi czy większych ran. Co zabiło tego nieszczęśnika? Trucizna.

*

Kostucha spojrzała tymczasem na Ahalową, następnie w swój notesik. Nie, tego nazwiska nie miała na dzisiejszej liście. Machnęła więc ręką i poszła w swoją stronę. Tymczasem panna Ahal Tarsyn dosiadła konia i ruszyła w dalszą drogę.


śmierć #1

Jens wygrzebał się z zaspy i nie dość, że wieczność mu to zajęło albo nawet jeszcze dłużej to na dodatek każdy zakamarek jego ubioru został spenetrowany przez śnieg, który teraz zajadle kąsał ciało Strażnika swoimi mroźnymi zębiskami. W myślach zdążył już przekląć stwórcę, resztę bogów ludzkich i elfickich, a nawet samego siebie za pomysł wkładania zbroi w taką pogodę, lecz najbardziej starał się skupić na tym skubańcu, który choć z jednej zaspy go wyciągnął to zaraz w następną postanowił wpierdzielić, dziad jeden elficki, templariusz ukryty, gdyby nie zniknął już w śnieżnej zawierusze to pędem by się za nim rzucił by żelazem zweryfikować te jego spaczone poczucie humoru, ale skoro szans na to nie było to tylko poprzysiągł mu zemstę przy najbliższej okazji – choć do spełnienia tej obietnicy przydałoby się w ogóle wiedzieć jak on wygląda… tymczasem jednak drobiazgami się nie kłopocząc zajął się wygrzebywaniem sobie śniegu spod koszuli, gdy skończył, a raczej sprawę porzucił gdyż była niemal tak daremna jak jego wcześniejsze przyrzeczenie w końcu przyjrzał się ruderze, która przed nim od jakiegoś czasu stała – nie tak to pamiętał. Skrzywiła mu się gęba na tym mrozie jeszcze bardziej i nie widząc innej opcji pchnął w końcu drzwi licząc, że do końca się z zawiasów nie zerwą po czym wkroczył do środka niepewnie, co w jego stylu nie było. Wewnątrz zastało go jednak ogromne zdziwienie… jadła poczuł zapach i przyjemne ciepło bijące od kominka, lecz prędko się zorientował, że tak dobrze być nie może. Karczmarze nie było, żarcia nie było, w kominku ledwo dwa drwa były niepłonące, a nawet piwa nie uświadczył – a przyrzekłby na swoje życie, że w nozdrzach jego woń poczuł. Przestraszyć się jednak nie przestraszył, to nie pierwszy raz kiedy jego umysł gra sobie z nim w jakieś gierki, bo przecież od kilku dni robił to bez przerwy. Miast uciekać, więc podniósł rękę do góry powoli by w końcu zacisnąć ją na rękojeści przewieszonego przez plecy miecza i wtem pojawiła się ona, kobieta, duch kobieta… zmierzył wzrokiem jej niewielką, na ćwierć przezroczystą sylwetkę.

- Witaj, zbłąkany wędrowcze. Miło, że zdecydowałeś się do nas dołączyć – odezwała się, a kiedy to zrobiła On nic nie odpowiedział tylko patrząc na nią trochę krzywo usta lekko rozchylił, nieco też przy tym jedną brew unosząc.

Dziewczyna podeszła bliżej, zajrzała Jensenowi w oczy i rzekła ciepło:
- Nie bój się, tutaj nie grozi ci chłód ani śnieg. Ogrzej się przy kominku.

Nadal milczał, brew podniosła się wyżej i druga do niej zaraz dołączyła, usta się zamknęły. Nie miał niczego do powiedzenia co mogła by chcieć usłyszeć, a że denerwowanie ducha nie było w jego interesie toteż się na razie postanowił nie odzywać, wolał poczekać i zobaczyć co się wydarzy.

Dziewczyna też się już nie odezwała. Posmutniała jedynie, nie usyszawszy odpowiedzi i odeszła, przenikając przez ścianę.

Przez chwilę twarz Jensa pozostawała zawieszona w swoim grymasie, ale w końcu się On otrząsnął i powróciła ona do swojego zwyczajowego wyglądu, dłoń też zdecydował się opuścić, a kiedy duch zniknął Adavarus mruknął coś do siebie pod nosem dość niezrozumiale, po czym ruszył by rozejrzeć się po karczmie, miał tu przecież spędzić kilka następnych godzin.
Karczma miała rozległą izbę i pokaźny szynk, niestety nie zaopatrzony w żaden prowiant. Obok szynk znajdował się korytarz na zaplecze, które musiało zajmować mniej więcej tyle samo miejsca co główna izba. Były jeszcze schody na górę i Adavarus wcale nie musiał po nich wchodzić, żeby przez dziury w podłodze pierwszego piętra, dorzeć że ponad nim znajdują się pokoiki do wynajęcia. W rogu, przy wejściu, znajdowała się sterta drewna, nad którą widniała pokaźna dziura, jakby jeden z górnych pokoi w całości się zawalił. Brakowało też kawału dachu, ale z perspektywy partetu było to niemal niezauważalne. Schody nie wyglądały zbyt obiecująco, poręcz połamana, a conajmniej połowa stopni podziurawiona. Wszędzie było ciemno. W oknach brakowało szyb, jednak w jakiś cudowny sposób, śnieg wirujący na zewnątrz nie dostawał się do środka. Było też kilka stolików i masa połamanych krzeseł. Zbadał całą izbę dosyć dokładnie, górę natomiast tylko tyle na ile pozwalały dziury w suficie bo schodom nie zaufał, nie chciał się zawalić razem z nimi, o wiele ciekawszą opcją wydawało mu się zaplecze, i tam jednak nie znalazł niczego co można by było zjeść lub wykorzystać w jakikolwiek inny sposób, ale za natrafił na spróchniałe drzwiczki, które po ich pchnięciu odkryły przed nim wąskie kamienne schody prowadzące w dół do ciemnej jak dupa pomiota piwnicy – jeśli cokolwiek tutaj jeszcze było to właśnie tutaj. Jens zbadał mrok krytycznym spojrzeniem, nie miał go czym rozświetlić, żadnej pochodni, świeczki, niczego, a rozpalanie ognia z jakiś śmieci w tej ruderze to jak proszenie się o pożar, więc porzucając nadzieje o świetle chwycił kilka najbliższych rzeczy jakie były pod ręką i cisnął nimi ciemność, licząc, że jeśli cokolwiek lub ktokolwiek tam by było przestraszyło by się hałasu i uciekło lub schowało. Tymczasem on dobył miecza i ruszył powoli na dół mając nadzieję, że coś uda mu się wymacać. Rupiecie huknęły z łoskotem o zdezelowane schody i zatrzymały się gdzieś na dole bez żadnego dodatkowego efektu. Piwnica wydawała się być opuszczona. Zresztą, jak cała karczma. Gdy tylko jednak noga Jensa stanęła na niepewnych stopniach, przed nim pojawiła się znikąd półprzezroczysta postać, i to tak nagle, że Adavarus ledwie sam nie spadł z tych schodów.
- Czego tu szuka?! Kraść przyszedł?! - wykrzyknęła zjawa. Był to niewysoki staruszek o kwadratowej głowie i kilkudniowym zaroście. Barczysty, z grubymi paluchami, czemu Jens mógł przyjrzeć dokładnie, gdyż staruch wymachiwał właśnie jednym z nich w jego stronę.
- No, już, już! Wynocha! - zaskrzeczał starczym głosem, próbując trącić paluchem pierś przybysza, z czego nic jednak nie wyszło, jako że starzec był duchem i przenikał przez jak najbardziej materialnego Jensena. Strażnik z trudem złapał równowagę i zaraz o mało znowu by się nie przewrócił odskakując do tyłu, lecz zamiast spaść na dół szczęśliwie wylądował w pozycji siedzącej na jednym ze schodków jednocześnie odruchowo tnąc widmo staruszka trzymanym w ręku ostrzem. Wszystko trwało kilka sekund, więc nie zdążył nawet dobrze ogarnąć co się dzieje. Duch pochylił się nad nim, roześmiał i po chwili odwrócił, krzycząc w dół:
- Te, synek, widział ty takiego! Hehehe! Płochliwy jak panienka, istnie cipuchny chłopoczek nam się trafił, hahaha! - po czym odwrócił się z powrotem do Jensena - Cóżeś ty za jeden?
- Kraść przyszedłem – Jens odparł chłodno. – A ty kto, że cię nawet w pustce nie chcieli? – Zapytał zaraz, po czym nie czekając ani chwili na odpowiedź przeszedł przez zjawę ruszając w dół schodów, do piwniczki, nadal mając nadzieje znaleźć tam coś przydatnego.
Nie przejęty tą rewelacją duch, odwrócił się tylko na schodach i popatrzył z namysłem na plecy Jensena, po czym zawołal za nim ucieszony: - Hehe, a tu ni mo, co kraść!
I faktycznie, prawdę mówił, bo w piwniczce, poza kilkoma pustymi beczkami i skrzyniami, niewielką górką wilgotnego drwa i spleśniałym chlebem, nie było nic. Jedynie duch jakiego młodziaka pochrapujący w kącie, do połowy wniknięty w ziemię.
- Lepiej nasz szacowny gość raczy powiedzieć, jak długo zamierza tu zostać. Bo ni wiem, jak to w waszych stronach, cipuchny królewiczu, ale w noszych to trza płacić za lokal. - rzekł duch starucha z uśmiechem, schodząc na dół (zlatując właściwie i przenikając po drodze przez drewniane stopnie). Jensen zignorował ducha. Błąd, bo duchy bywają bardzo nerwowe, gdy się je ignoruje. Staruch zmaterializował się na krótką chwilę i wyciągnął nóż.

*

Wiotkie już bez energii ciało, leżało pozostawione samo sobie, spokojnie oparte o drewniane dechy jak gdyby nigdy nic nie miało się mu stać. I z daleka wyglądało niczym moczymorda śpiący sobie niewzruszenie, oparty o dechy karczmy. Dopiero gdy podeszło się bliżej można było dostrzec twarz, której rysów już nie było widać. Była ona bowiem zaszlachtowana niczym bydlę. Z jego paszczy wydzierał nieznośny odór a ciało pokryte było zaschniętą już posoką i siną skórą.

***

Kostucha wrzuciła wszystkich nowicjuszy w czeluść i zatarła ręce. Dość roboty na dziś. Ziewnęła, przeciągnęła się. Napracowała się, a jakże. Spojrzała w kalendarz. Jakaś robota u Byków się szykuje, mhm. No dobrze, ale to już kiedy indziej, pomyślała. Dzisiaj – fajrant.

*

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=u2YlBb49Qn0&feature=related[/MEDIA]
 

Ostatnio edytowane przez Piszący z Bykami : 10-09-2011 o 15:44.
Piszący z Bykami jest offline