Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-09-2011, 23:52   #90
Bogdan
 
Bogdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Bogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie coś
.
Ale pieprznik! Apacz, widząc poczynania Jerome, złapał za jedną z nóg Klawisza, tę od strony bujającego się na łańcuchu towarzysza i darł się wniebogłosy.
- Podnieś drugą nogę, może razem z Jerome go przewrócimy!- wrzeszczał. Tak się Tolgy’iemu wydawało. W tej chwili niczego nie mógł być pewny. Wszystko było jakieś rysunkowe i nierealne. Choć nie był ato najlepsza ku temu chwila, zdaje się, że zawarty w obrazku psychoaktywny badziew właśnie wywijał go na nice. Zdawało mu się, że według Apacza nawet jeśli nie uda im się zrzucić maszyny z platformy, to przewrócona na bok będzie nieszkodliwa. Chyba widział nawet jak Indianiec obejmując nogę zajrzał jeszcze pod spód robota, w poszukiwaniu słabego punktu.
W końcu każdy skrawek wiedzy o robotach Strażnika był na wagę złota.
Podskakującemu niczym bokser na spidzie cyganowi histerycznie próbującemu uniknąć namierzenia przez któreś z ramion robota bynajmniej nie było łatwo spełnić sugestii Apacza, za to korzystając z sytuacji że Klawisz właśnie znalazł się w przechyle, rąbnął całym impetem swego nielekkiego cielska na maszynę, licząc że może zdoła przewrócić, a przynajmniej przepchnąć blaszaka w stronę krawędzi platformy. Krótkie, porozumiewawcze spojrzenie miało świadczyć jednak, że pojął na czym ma polegać ich wspólny plan.

Zaatakowali wściekle czując, jak płuca palą już w wysiłku. Apacz chwycił nogę maszyny próbując, ale z mizernym skutkiem, przechylić robota. Cygan walnął Klawisza z impetu - z siłą, która zdołała by zapewne wywalić za krawędź barierki ochronnej każdego człowieka. Ale to skurwysyństwo zdawało się być, niczym głaz. Ledwie drgnęła, a Cygan poczuł, jak ramię drętwieje mu od zderzenia z metalowym korpusem.
A maszyna waliła dalej jak oszalała. Właśnie wystrzeliła kolejny impuls - tym razem celując w próbującego się rozbujać Jerome. Ładunek co prawda nie trafił w cel, przeleciał za wysoko, jednak na tyle blisko, że prąd przeskoczył na metalowy łańcuch. Sypnęły iskry a Jerome z wrzaskiem odleciał od swojej huśtawki. Wrzeszcząc przeraźliwie poszybował w dół okalającej Trzpień przepaści. Obu więźniom wydawało się, że usłyszeli jak ciało uderza o metalowe wsporniki i krzyk ucichł.

Na złorzeczenia przyjdzie czas. Tolgy widząc marne efekty poprzedniej taktyki spróbował nowej. Chwycił wirujący wokół łańcuch i uwijając się jak w ukropie próbował okręcić przynajmniej jego część wokół któregoś z ramion robota. Wszystko wirowało, oni, maszyna, łańcuchy. Cygan liczył że Klawisz albo sam zaplącze się w łańcuch, albo przy odrobinie szczęścia, ich szczęścia znów trafi w żelazo i pośrednio przyłoży sam sobie.
Teraz nie było już wyjścia. Albo oni, albo... toto. Musieli jakoś znaleźć choćby jeden słaby punkt robota. Niestety, nadal nie dawali rady przewrócić maszyny, a Jerome, odleciał. Apaczowi pozostawało spróbować zająć czymś maszynę. Najlepszym z możliwych był atak na mechaniczne oko, nawet nieudane próby powinny odwrócić i odwróciły uwagę od Tolgy’iego.
Maszyna zostala oplątana łańcuchami. Jeden z nich owinął się wokół ramienia robota. Gwałtowne szarpnięcie, które miało na celu skierowanie emitera w stronę Apacza spowodowało, że łańcuch napiął się i przeciągnął Klawisza w bok, pod samą krawędź, gdzie od upadku w dół oddziałała maszynę jedynie niewysoka barierka.

To przesądziło o dalszych działaniach Dębowego. Ramię bolało jak skurwysyn, wydawało się nawet, że znów otworzyła się przyschnięta rana, ale cygan miał to gdzieś. Sam dziwiąc się sobie, jak bardzo można nienawidzić w końcu martwy przedmiot jakim był Klawisz z całej siły wyrżnął z kamasza w chwiejący się na krawędzi korpus robota. Aż stęknął, bo siła uderzenia niemal odbiła mu piętę, w nadziei jednak pokuśtykał i obserwował efekt ostatniego desperackiego ataku.
Apacz tymczasem natarł na maszynę całym swoim ciężarem razem z cyganem, próbując wypchnąć ją lub choćby całkowicie przewrócić. Zdawało się, że chwilowo jeden bok maszyny jest niekryty przez ogień z jej ramion. Charcząc z wysiłku i wypluwając jakieś niezrozumiałe przekleństwa parli na stalowego golema. Jeszcze centymetry.... tylko krucha barierka.... i…
- Aaaaaa.... zdychaj ty skuuur... - oddech cygana rwał się z wysiłku.

Połączona akcja obu skazańców dała oczekiwany rezultat. Robot połamał swoją masą barierkę i poleciał w ślad za Jeromem. Obaj więźniowie mieli szczęście. Udało im się w porę chwycić szczątków barierki, gdy Klawisz leciał już w dół.
Z dziury wokół Trzpienia dało się słyszeć rumor i metaliczne klekoty. Ujrzeli także snop energii przecinający przestrzeń.
Załatwili skurwysyna. Udało im się i to nawet bez większych strat.
Razor w tym czasie uwolnił bełkocącą coś o parówkach Spook i zrzucił ją na rampę. Druga maszyna, jakby nie zauważając, że nie ma już swojego ładunku dotarła do drzwi, które zaczęły powoli się otwierać.
- Razor, dasz radę utrzymać się na łańcuchu z nią na ramieniu? My wciągniemy was oboje na górę, co wy na to?- wysapał Apacz i zaczął przenosić Spook pod łańcuch najbliższy przejściu z którego przyszli.
- Powinienem dać radę.
Drzwi zaczęły się otwierać, maszyna zatrzymała się, czekając aż będzie mogła przez nie przejechać.
- Dawaj! - rzucił Indianin, kiedy Tolgy właśnie cały ten czas przeleżał plackiem tam gdzie padł po strąceniu Klawisza i z niepokojem wypatrywał najgorszego zza rozchylających się drzwi. Plan Apacza był w sumie niezły, jednak jego realizacja z góry przekreślała dalszą próbę dostania się do fantów. Teraz, po całej drodze i z wszystkimi siniakami i otarciami... kiedy już już witali się z gąską... Nie chciało się wprost wierzyć staremu cyganowi, że szczęście się aż tak odwróciło.

Drzwi otworzyly się i maszyna wjechała na pusty, dobrze oświetlony korytarz po drugiej stronie. Nie! Nie był pusty! Zza zakrętu wyłonił się dobrze im znany kształt drugiego Klawisza. Chuj! Dupa!! Palec!!! Tolgy zerwał się na ten widok z podłogi i rzucił do pomocy Razorowi.
- Prędko kurwa z tą lalką, zaraz będzie tu drugi! - rzucił w międzyczasie do Rippersów i trzepnął słaniającą się Spook otwartą dłonią po serduszku. - Budź się dziunia! Bedzie tego opierdalania!
 
Bogdan jest offline