Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-09-2011, 14:10   #145
Zekhinta
 
Zekhinta's Avatar
 
Reputacja: 1 Zekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie coś
Gdy Dearbhail rozpoznała Theodwyn nie mogła się nie uśmiechnąć.

- Witaj - rzuciła ze śmiechem. Chciała palnąć coś głupiego, ale w porę ugryzła się w język - młodzieńcze. - Zakończyła kulawo. - Cieszysz się na powrót do Rohanu?

- Witaj Dearbhail. – odpowiedziała modulowanym głosem parodiując mężczyznę. - Byłam wielokrotnie w mojej drugiej ojczyźnie. - rzekła już normalnie choć smutno. - Gdyby okazja była inna to pewnie radowałabym się bardziej. Teraz tylko cieszę się, że będę mogła walczyć ze złem. Jak moja wielka praprababka. - zakończyła z dumą lecz ściszonym tonem.

- I tak, jak ona chcesz pani prowadzić walkę w przebraniu? - Dearbhail również mówiła cicho. Ta rozmowa nie była przeznaczona dla postronnych osób. - Walka, która nas czeka będzie bardzo ciężka. - Rohirka nie wiedziała, czy mówi do siebie czy do Theodwyn. - Pani, proszę się trzymać blisko mnie. Postaram się panią chronić za wszelką cenę. - Dopiero po chwili zrozumiała, że zabrzmiało to zarozumiale, więc szybko dodała: Możemy być sobie nawzajem oparciem.

- Dziękuję ci. Mów mi po prostu Theodwyn. Mój ojciec najchętniej zamknąłby mnie w zielonej klatce Ithilien... -mruknęła gorzko.

Dearbhail uśmiechnęła sie, ale tym razem półgębkiem i do swoich myśli. “Czyżbyś dzieliła, a nie, przepraszam, chciała dzielić los swojej prababki?” zapytała, chociaż nie na głos.

- Oczywiście - odparła szybko, gdy dziewczyna zaproponowała jej przejście na ‘ty’. - Ale dlaczego? Przecież żyjemy w czasach, gdy kobieta nie musi siedzieć w domu. Co prawda nadal to dość dziwny widok - poklepała swój hełm - ale przecież to się zmienia. Dzięki Eowyn, tak naprawdę.

- Tak. Od kiedy moja mama zginęła od upadku z konia podczas ćwiczeń woltyżerki to... Mój ojciec... Słyszeć nie chciał o mojej karierze wojskowej... Mama była moim najlepszym nauczycielem. I wuj. Nie mam braci niestety. Ehh... A ojciec nigdy nie doczekał się syna... Powinien się cieszyć, że chcę godnie go zastępować... A on? Woli mieć zięcia i wnuka chyba... Nawet nie wiesz jak się ciszę, że cię poznałam! - uśmiechnęła się weselej zmieniając temat, choć oczy nadal miała smutnawe.

W drodze do głównej bramy Dearbhail zauważyła, że w mieście musiało cos się stać, bo było niesamowicie dużo straży a na wielkim dziedzińcu drugiego kręgu ustawiono szubienicę z trzema powrozami i mały tłumek gapiów który się zbierał pod nią.

- I mnie to raduje - odparła szczerze na słowa Theodwyn. Nigdy nie miała żeńskiego przyjaciela, to miła odmiana. Jej wzrok spoczął na szubienicy. Czyżby jednak złapali tych złodziei?

- Theodwyn - odezwała się ponownie - nie wiesz może, czy coś się nie stało? - Wskazała na straż i podest z powrozami.

- W nocy złapali złodziei. Podobno zabili strażników i plądrowali Rath Dinen... - odrzekła z powagą. - Przed chwilą zaś podsłu... dowiedziałam się, że krasnoludy nie są bezpieczne w mieście. Dwóch zaginęło. A ojciec przy śniadaniu - dodała ściszonym głosem - powiedział że ciało jednego, a raczej to co z niego zostało, ludzie króla znaleźli... Mówię ci, to wszystko okultysci. Oni wyznają wiarę ciemnych mocy Morgotha i Saurona. Ojciec mówił, że wszystkich Easterlingów i Hardrimów winno się wypędzić z królestwa, bo to oni tę zarazę przywlekli... Ale ja sama nie wiem. Znam jednego kupca z Rhun. Bardzo miły człowiek. Świetne wyroby zawsze ma i tak strasznie śmieszny jest. Musze z nim targować się za każdym razem, bo dla niego ważniejsze jest od ceny za która sprzeda towary. - uśmiechnęła się wzruszając ramionami i kręcąc głową. - Nie wszystko co inne jest od razu złe.

Dearbhail odetchnęła z ulgą słysząc o tym, że złodziei złapano. Jednak na wzmiankę o krasnoludach zbladła wyraźnie. Przecież przyjaciel Kh’aadza zniknął bez wieści! To jeden kransolud. A mówi się o dwóch... czyżby jej przyjaciel próbował szukać na własną rękę?
Momentalnie zatrzymała konia i już ściągnęła cugle, aby go zawrócić, gdy zamarła w pół ruchu. Jadący za nią jeździec prawie wpadł na nią i wymijając ją zaklął i wyzwał ją od idiotów. Rohirka nie wiedziała, co ma robić. Biła się z myślami dłuższą chwilę a potem, mając wrażenie, że znienawidzi się za to do końca swojego życia ponownie skierowała konia do przodu i wróciła na swoje miejsce w szeregu.

- Bogowie, miejcie w opiece Kh’aadza... - mruknęła do siebie. Zapomniała zupełnie o otaczających ją rodakach a zwłaszcza o Theodwyn. Jej myśli krążyły tylko i wyłącznie wokół krasnoluda. Przecież to wcale nie znaczy, że plotki mówią o nim. Kto wie, może to jakiś inny krasnolud?

- Już dzisiaj słyszałam to imię. - powiedziała Teodwyn przyglądając się dziwnemu zachowaniu Dearbhail. - Czy powiedziałem cos nie tak? - zapytała skonsternowana.

Rohirka wyglądała, jakby ktoś wyrwał ją z transu.

- Słyszałaś? Gdzie, kiedy? - zapytała zapalczywie.

- No padło jak ojciec mówił o napadnięciu i uprowadzeniu krasnoluda przez Haradrimów. Podobno zdradził go przyjaciel. I w dodatku elf. - dodała. - Znałaś go? - zapytała niemal retorycznie widząc zmienioną twarz Rohirimki.

Dearbhail wyraźnie zbladła. Andaras... Andaras zdradził Kh’aadza? Nie, nie, nie, to niemożliwe!

- Znam... - odparła słabo. Poczuła, że łzy spływają jej po policzkach, chociaż sama nie wiedziała, dlaczego. Wściekłość, niezrozumienie i ból wypełniły jej umysł. Jak to się mogło stać? Andaras? Ten dobry Andaras który pomógł jej z ranami Hazelhoofa? Ten sam, który zawsze pilnował pleców Kh’aadza i zachowywał się, jak jego najlepszy przyjaciel? Nie mogła w to uwierzyć.

Nagle zawahała się. Czy nadal powinna jechać do Rohanu? Czy może powinna zostać ze swoimi przyjaciółmi? Była rozdarta, nie wiedziała, co ma zrobić. Przecież nie mogła zostawić takiej niegodziwości! Żeby Andaras zdradził, wydał jednego ze swoich towarzyszy, przyjaciela!

Theodwyn aż zakryła dłonią usta wydając jęk zdumienia i ze współczuciem wymierzanym ze zgrozą patrzyła dla dziewczynę.

- Przykro mi. - wydusiła. - Czy mogę ci jakoś pomóc?

Dearbhail pokręciła głową.

- Dziekuję, ale nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek mógł tu pomóc. Prawdę mówiąc, zastanawiam się nad tym, czy nie zawrócić konia i nie udać się z powrotem. Serce moje jest rozdarte. Z jednej strony chcę wrócić do ojczyzny - jestem Rohhirimem i mam obowiązek jej bronić. Ale z drugiej... moi przyjaciele są w tak tragicznej sytuacji...

- Jeśli jest jak mówisz i nikt nie może w tym pomóc, to może nie powinnaś mieć rozdartego serca? - zapytała Theodwen unosząc brew.

Dearbhail milczała długą chwilę, po czym spróbowała przywołać na twarz obojętny, spokojny wyraz.

- Tak, zapewne masz rację...
 
__________________
"To, jak traktujesz koty, decyduje o twoim miejscu w niebie." - Robert A. Heinlein
Zekhinta jest offline