Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-09-2011, 10:50   #141
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Andaras rozsiadł się na statku. Szykowali się już do wypłynięcia. Elf postanowił zajrzeć do księgi. Była zabezpieczona elfim hasłem runicznym co go trapiło. Jednak wcześniej nie miał okazji przysiąść do niej spokojnie.

"Korzenie głębokie
Wyższe od drzewa
Do nieba sięga
A wcale nie rośnie"

Andaras kładąc ręce na runach skupił się.

- Orod! - powiedział uroczyście, co znaczyło w westronie “góra”.

Runy Czarnej Księgi zabłysły blado błękitnym blaskiem a ich poświata emanowała na kilka cali w powietrzu nad wiekowym tomem. Potem zgasły.

Andaras w napięciu ujął skórzaną oprawę i otworzył księgę.

Elf patrzył z niedowierzaniem na pierwszą stronę. Kończyła się ona podpisem autora. Frodo Baggins... To nie była czarna księga! Czerwona księga Zachodniej Marchii. W zmienionej oprawie oczywiście.

Chwile później krzesło ciśnięte przez Andarasa roztrzaskało się o ścianę. Przeklęty starzec! Niech go licho...

Do komnaty wparowało natychmiast dwóch gwardzistów z obnażonymi mieczami. Widząc jednak brak zagrożenia i humor ich pana wyszli niemal równie prędko jak weszli.

Elf zagryzł zęby. Skoro tak musiał powiadomić kogo trzeba. Natychmiast usiadł skreślił kilka słów i z pomocą ojca dobrał zaufanego człowieka by go dostarczył. Kurier zdążył jeszcze przed wypłynięciem....
Andaras usiadł musiał pomyśleć co dalej... Przypomniała mu się kolejna rozmowa z ojcem poprowadzona stosunkowo niedawno. Jednak jeszcze przed porwaniem Khaaza. Okazała się już mocno nieaktualna..

- Ojcze mam wiele niejasności jak również i wniosków. W tym natłoku zdarzeń ciężko nam rozmawiać chciałbym skorzystać z chwili.
- Mów Andarasie.
- Pierwsza sprawa to pytanie. Skoro zdobyłeś już kontrolę nad północą co będzie z południem. Również staną się naszymi terenami? A może są jedynie pod twoją chwilową komendą? Co z Khanadem? Idą z nami na południowy Gondor a może w innym kierunku?
- Daleki Harad razem z Variagami uderzy na Gondor. Najpierw Ithilien, potem Osgiliath. W tym czasie ja zajmę Umbar i Harondor. Potem razem z Khandem zaatakujemy Minas Tirith.
Elf pamiętał że już wtedy ta odpowiedź go zdziwiła. Południowcy wraz z Variagami? Nasi kuzyni nie w naszych szeregach. Wiedział że to gra Herumora...
- Druga sprawa to wniosek i prośba ojcze. Ta wojna może się wielokrotnie komplikować. Wiem to będąc tak blisko Eldariona. Oszczędzaj naszych ludzi. Jeśli będzie okazja niech do najgorszych zadań zawsze idą orkowie a jak nie to Khadczycy czy choćby i południowcy. Niech wykrwawiają się bardziej inni niż my. Nasze siły będą nam potrzebne w przyszłości bowiem nie wiadomo do końca co będzie dalej. Wiem że to pewnie jest dla ciebie oczywiste jednak siedziało mi to na duszy. I musiałem uwolnić me słowa z wiatrem.
- Nie ja dowodzę orkami. Ani Variagami. Pod moją komendą będą prócz naszych lojalne zastępy Umbardczyków. - odrzekł Mutthan.
- Czy po mojej akcji wracamy razem do Haradu ojcze? Przemyślałem sobie wszystko. Jeśli mam być mężem Xante i twoim synem muszę w końcu przestać bawić się w podchody. Król zapewne odrzuci twe żądania lub zagra na czas. Daj mi ludzi i pozwól ruszyć na Umbar. To kluczowe miasto i ważna misja. Chciałbym stanąc na czele wojsk idących tam. Spróbuję zdobyć miasto z minimalnym rozlewem krwi.
- Tak wracamy zaraz po przekazaniu krasnoluda w ręce okultystów. Będzie za gorąco w mieście. Zajęciem Umbaru zajmuje się Skała. Ale ja chcesz możesz mu pomóc.
-Ojcze miałem dostać krasnoluda po ich przesłuchaniach z powrotem w swoje ręce żywego. Jak to będzie zaaranżowane? Można by powiedzieć kultystom że jest nam potrzebny.
- Obiecali oddać go żywego jeśli przeżyje przesłuchanie. I na swoja głowę biorę jeśli to później obróci się przeciwko Herumorowi, więc mam nadzieję, że wiesz co robisz. - wyraźnie nie podobało się to ojczymowi. - W tym momencie Andarasie to nie my mamy kartę przetargową. Nie ja je rozdaję. - przypomniał synowi.

Tak ojciec tu miał wybitną rację. Z analizy Andarasa wynikało kilka rzeczy. Pierwsza pozytywna 80% ich sił to jazda. Będą też mieli trochę swojej piechoty i Umbardzkie siły. Dobre do osłony jazdy podczas marszu przez choćby niekorzystny teren. Którego należało unikać jak ognia... Na szczęście pewnie było to wykonalne. A jego ojciec z pewnością dostrzega ich słaby punkt. Przy dobrze dobranych trasach przemarszu, czyli takich po otwartym polu będzie ich bardzo ciężko pobić. Musieli zacząć gromadzić atuty. I w przekonaniu Andarasa musi to robić on sam. Pierwszym była jego moc. To na przyszłość dawało pewne możliwości... Drugim niewątpliwie byłoby zdobycie Umbaru. Pozyskanie tamtejszych zasobów ludzkich i floty. To wzmocni ich pozycje.... To jednak było za mało... Teraz myśląc o tym wiedział że jeszcze brakuje mu atutów. Sprawa miecza i klątwy była ważna ale mogła się ułożyć różnie. Zresztą wolał się trzymać od tego miecza z daleka. Należało zadbać by go wydobyto i by był w rękach Eldariona badź Endymiona. Da im to wtedy szansę na zabicie Herumora i Głosu. Jednoczesnie cenę za władanie mieczem poniesie nie on... Wrócił myślami do rozmowy z ojcem pamiętał że wtedy też chciał go wybadać... Co sądzi o pewnych rzeczach.

- Co do Umbaru jestem twoim synem. Kocham Skałę ale jeśli mam się wykazać to powinno być moje zadanie. Naturalnie z chęcią przyjmę jego pomoc.
- Chcesz żebym miał pozbawić go dowództwa nad jego ludźmi? To raczej niewykonalne. On już działa i byłby to afront. - odpowiedział.
- On poszedł na Umbar tylko z dawnym klanym Nizara? To 5.000 ludzi kogoś jeszcze mu powierzono? I na jakim etapie stoi jego wyprawa? Niechce mu wyrządzić żadnego afrontu. On dowodzi swoimi ludźmi.
- Nie tylko. Ma pod sobą również cześć klanów zjednoczonej północy, które odpowiadają nam obojgu. Mnie i po części jemu. Za dwa tygodnie wojsko stanie na granicy Umbaru. Cześć wysiądzie po osłoną nocy z naszych statków. Liczymy tez na wiernych nam Umbardczyków. To w sumie siła około dziesięciu tysięcy zbrojnych.

- Chciałbym się dowiedzieć również tylko bardzo ale to bardzo dyskretnie. Kto obecnie stacjonuje w barad-dur. Księga z której nauczyłem się nowych mocy ojcze pochodzi właśnie stamtąd. Amulet również. Co oznacza że mogę tam trafić na pewne interesujące mnie zapiski. Trzeba by to jednak zrobić w tajemnicy przed Herumorem, ostrożnie wybadać możliwości eksploracji. Jeśli stacjonowaliby tam orkowie czy uruk-hai można by znaleźć jakiś pretekst.

- Z tego co wiem, Barad-dur jest teraz w rękach Variagów. Ale to ruina. Żaden punkt strategiczny. Nawiedzona duchami zresztą. Nie zdziwiłbym się, gdyby w jej podziemiach gnieździły się orki i jeszcze inne jakie plugastwo. - splunął na ziemię.

Oczywiście duchy jak przystało na nekromantę... I standardowi orkowie. Idealne miejsce by się ukryć i pociągać za sznurki z oddali. Z pomocą palantira.. Elf wiedział o nich niewiele. Tak do końca nawet nie był pewien jaką moc ma ten znajdujący się Barad-dur. Ale skoro używał go Sauron uznał że zapewne był najsilniejszy... Zresztą władał nim obecnie Głos. Którego moc co prawda nigdy nie dorówna potędze Saurona... Jednak stosunek mocy między głosem a choćby Tequillanem był zatrważający.... Wrócił do wspomnień

- Dobrze wiedzieć. To może być hmm korzystne. A co z Xante i moim ślubem tyle już czekamy wojna przed nami... Nie wiadomo co przyniesie jutro a taki ślub sam rozumiesz.

- Masz moje błogosławieństwo. Przecież wiesz. Możecie pobrać się kiedy chcecie, choć teraz nie jest to chyba sprzyjający czas ku temu. - westchnął ojczym.

- Wiem ojcze. Ale zginąć mogę w każdej chwili. Więc gdy tylko nadarzy się okazja spróbujemy. Tak za nią tęsknię... A te wszystkie gry podchody to nie dla mnie. Dlatego ruszę pomóc Skale.

- Jak sobie życzysz. Możesz też zostac przy mnie. Póki co przy mnie jestes najbardziej bezpieczny do czasu jak rozwieją się wszystkie oskarżenia twojej zdrady...

- A co miałbym robić zostając przy tobie? Skale wiem że się pomogę wyraźnie ze swoimi mocami i umiejętnościami. A Umbar ojcze to punkt strategiczny ale i "kopalnia złota". Która się nam z pewnością przyda.

Ojczym nic nie odpowiedział. Popatrzył tylko tak jakos trochę dziwnie na półelfa.

Elf tylko się uśmiechnął szczerze i dosadnie.
- Nie zrozum mnie źle ojcze. Skała ma 10.000 ludzi na przeciw podobnym siłom Umbaru albo niewiele mniejszym ale za to broniącym się. Wydaje mi się że Umbar można zdobyć z minimalnym rozlewem krwi. Wiesz jaki jest Skała nie będzie szturmował miasta jak idiota. Znajdzie jakiś sposób by zaskoczyć obrońców. Jeśli się nie poddadzą od razu z pewnością będzie im miał to za złe. Delikatnie rzecz ujmując. A to może się źle skończyć. Tam się przyda trochę subtelności nie tylko taktycznego wyrafinowania. Umbar może zostać zajęty od środka - politycznie. Moja obecność przy tobie zaś jest bliska memu sercu.- tu popatrzył ojcu w oczy. Jednak mimo iż to mniej bezpieczne wolałbym spróbować swych sił samodzielnie. Pytałem co miałbym robić przy tobie, bo jeśli masz dla mnie jakąś ważna misję. To naturalnie z olbrzymią chęcią ją wykonam.

- W zasadzie to sprawa tego artefatu o który mnie pytałeś zaczyna wracać do mnie myślami... Ale o tym dalej. Andarasie twoja obecność w Umbarze możne pomóc. Może też zaszkodzić. Wolałbym trzymać cie na razie w cieniu. Sam twój widok niektórym Haradriom może dzisiaj psuć krew. Zwłaszcza w przededniu bitwy o Ithilien i teraz gdy moi cisi wrogowie trąbią o twojej zdradzie i gdyby mogli, to wydrapaliby mi oczy za to że przymknąłem je na twoją krew, gdy brałem cię pod skrzydła. Myślisz, ze mógłbyś udaremnić wyprawę Eldariona na te wyspę lub przejąc ten artefakt dla nas? Dla Haradu? Może lepiej byłoby... Zwłaszcza dla naszej przyszłości... Gdyby jednak on spoczął w naszych rękach? Co wiesz o tym przedmiocie?

To dość zawiłe ojcze. Ma ponoć wielką moc... Podobno jest to legendarny miecz Durina. Z tym że ojcze istnieją pewne haczyki. Pierwszy jest taki iż każdy chciałby ten miecz zdobyć. Herumor to raz. Ale i Głos Saurona. Ponoć jest on Czarnym Numenoryjczykiem a jego moce są jeszcze większe niż moce samego Herumora. Co prawda nie posiada armii ale może należy tu dodać słowo “”jeszcze”. Sam Eldarion był wystraszony wizją jego powrotu. A ja ojcze wiem że on wrócił. To przez amulet nawiązywał ze mną kontakt. Jednak jego moc i siła są tak wielki że zaprzestałem tego procederu. To dla mnie za dużo. Mógłby być może cennym sojusznikiem jednak to on rozdawałby karty. Każdy z nich gdy dowiedziałby się że mamy miecz próbowałby go nam odebrać. Kolejna sprawa to klątwa. Ponoć gdyby artefakt został wydobyty nastąpił by kataklizm wielka powódź ojcze zdaniem jednego z mych towarzyszy. Może nie byłaby to dla nas złe jednak pochłonęłoby również Umbar. Przynajmniej teoretycznie. Osobiście zastanawiam się czy ta klątwa rzeczywiście istnieje. Może to tylko wybieg. Ponoć ten kto go wydobędzie zginie. To również jest ponoć efekt uboczny. Dla mnie brzmi to dość nieprawdopodobnie. Jednak wróżbita i mędrzec Eldariona tak twierdzi. Powiem szczerze że jeśli jesteśmy w stanie zaryzykować istnienie Umbaru sam jestem gotów zaryzykować drugą cześć klątwy. Ten wróżbita ojcze moim zdaniem coś kręci.... Z drugiej jednak strony Eldarion mu ufa a to nie jest pierwszy z brzegu naiwniak. Z trzeciej brakuje mu przebiegłości dał urosnąć kultystom i Herumorowi w tak wielką siłę. Tuż pod swoim nosem... To nie na moją głowę ojcze. Wiem jedno jeśli mamy liczyć się w grze trzeba zacząć zbierać jakieś atuty. Wojna będzie długa jeśli wygramy boję się o naszą przyszłość. Herumor to nasz sojusznik jednak te wszystkie bestie Orkowie, Uruk-Hai nie napawają mnie optymizmem. A ze wszystkich jego sojuszników my jesteśmy jednym z mniej licznych ludów. W nowym porządku słabi również padną ofiarami. Niby zabezpiecza nas pustynia. Ale byśmy sami się liczyli w grze niezbędne są jakieś atuty. Moje moce będą się rozwijać ale to za mało... Może właśnie ten miecz? Z drugiej strony jeszcze gorszy scenariusz jeśli przegramy Eldarion nam nie podaruje będziemy wasalem Zjednoczonych. Rozmawiałem z nim będzie chciał się z nami policzyć. Na razie skupia się na większych problemach takich jak Herumor. Jednak gdyby czarnoksiężnika zgładzono nie znajdzie dla nas litości. Wtedy miecz też byłby dla nas szansą.... Pytanie czy jesteśmy w stanie zaryzykować. Moje życie i Umbar? Dla Haradu jestem gotów spróbować a co z miastem?

- Muszę się nad tym zastanowić. Jeśli klątwa ma zmienić oblicze ziemi, to decyzja musi zostać podjęta po dokładnym namyśle. Bez pospiechu, który jest złym doradcą. - odrzekł Muthann. - Twoje życie jest równie cenne jak wszystko inne.

Elf co prawda nie był zbyt skory do oddawania w życia z powodu jakiejś klątwy. Ale szczerze w nią nie wierzył. Wiedział natomiast dzięki tamtej rozmowie jak zapatruje się na to ojciec....

Cóż na cwaniactwo wieszcza już i tak nic nie poradzę. Ale mam tu sporo ksiąg. Jeśli mam szukać jakiś atutów dla siebie to tylko tam. Miejmy nadzieję że to całe ryzyko i trudy były tego warte.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 19-09-2011 o 15:25.
Icarius jest offline  
Stary 09-09-2011, 00:15   #142
 
Wroblowaty's Avatar
 
Reputacja: 1 Wroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znany
- Przykro mi, że w tak niesprzyjających okolicznościach dane jest nam sie spotkać mości Kh’aadzu Żelaznoręki z Morii. Synu Kh’urima i D’ory. – Spokojny, opanowany i teoretycznie wyzuty z emocji głos przedarł się przez ustępującą zasłonę mroku nieświadomości. Zmysły krasnoluda budziły się szybciej niż by sobie tego życzył, przyprawiając o zawroty głowy i nudności.

- Wybacz mi twarde deski gościny surowego łoża. Oraz mało wyszukane, żelazne obrączki. Doprawdy założone zostały dla twojego dobra, abyś w złości swojej nie zrobił sobie krzywdy, która niewątpliwie spadłaby na twą głowę w trakcie poskramiania krasnludzkiego wzburzenia przeze mnie. Rękoma moich sług. – zamaskowana twarz zatrzymała się przy obliczu Kh’aadza przekrzywiając głowę. – Bardzo ciekawa fryzura. Oryginalna. – westchnął przyglądając się krótko ostrzyżonym brązowym włosom Khazada.

– Porozmawiamy grzecznie, czy niegrzecznie? – zapytał ze zjadliwą uprzejmością, wcale nie kryjąc groźby w swym głosie.

Khaadz nie odpowiadał nic przez dłuższą chwilę koncentrując wzrok w punkcie gdzieś na kamiennym stropie, jak gdyby manifestując gospodarzowi swoją nieobecność. W tym czasie wróciła mu jako taka ostrość widzenia, choć świat nadal miał tendencje do wirowani.
Przez pulsujący ból pod czaszką przebiły się pierwsze w miarę klarowne myśli. Ich niedoszli interesanci wystrychnęli ich na dudka, a obecny w pomieszczeniu mężczyzna zgrywa się na kulturalnego jegomościa, w rzeczywistości pozostając najzwyklejszym w świecie bydlakiem. Obszerna wiedza co do jego osoby, włączając w to imiona rodziców , którą obecny “najzwyklejszy bydlak” nie omieszkał się pochwalić wzbudziła w krasnoludzie pewien niepokój. Imię ojca Kh’aadza zostało parokrotnie wymienione publicznie czy to na zamku czy przy kilku innych okazjach, natomiast nikomu nie wspominał jak nazywa się jego matka. Tą wiadomość mogli pozyskać tylko w jeden sposób... Dzuin. Na myśl o przyjacielu świat znowu niewyraźnie zamigotał i jakby stracił ostrość kształtów i form.

W tej chwili doszło do niego, że nie ma praktycznie żadnego pola manewru, jeśli zamknie gębę na kłódkę i nie nawiąże rozmowy, od razu zaczną od bicia i tortur, a skoro, jak zakładał, złamali Dzuina, to na jego nieszczęście znaczyło, że znają się na robocie aż za dobrze, taka psia ich mać... Dzuin nie był mięczakiem. Dla tego Kh’aadz postanowił spróbować zagrać w grę, choć w myślach, przeczuwał do czego może zmusić go ta sytuacja... A jeśli do tego dojdzie, będzie potrzebował całej swojej silnej woli aby się do tego zmusić, bo drugiej szansy, na pewno nie dostanie.

Odwrócił powoli obolałą głowę w stronę swego rozmówcy, utkwił swoje spojrzenie w jego oczach, pokazując mu tym samym, że, aby złamać ducha i serce Khazada trzeba czegoś więcej niż stół do rozciągania. Wpatrywał się tak chwilę po czym wziął głęboki oddech i powiedział zachrypłym głosem. Każde jego słowo ciągnęło za sobą własne echo, nadając sytuacji surrealistycznego zabarwienia.
- Dużo o mnie wiesz panie... - tutaj krasnolud nie czekał na żadną odpowiedź, samemu kontynuując zadziwiająco spokojnym i niemal łagodnym i przyjacielskim tonem. - … No właśnie, nie przedstawiłeś się, tak więc pozwól łaskawie, że będę zwracał się do Ciebie per “Orczy fajfusie” - głos Kh’aadza już nie był ochrypły, za to stał się czysty, spokojny i ugodowy, choć treść wypowiadanych słów mogła sprawiać, ba, sprawiała zgoła inne wrażenie.

- Bardzo oryginalnie. - odrzekł tamten jak gdyby prawił towarzyski komplement.

Podniósł rękę i lekko nią skinął nie odrywając wzroku od krasnoluda.
Drzwi otworzyły się z chropowatym zgrzytem i do pomieszczenia weszły dwie postacie w takich samych szatach jak rozmówca Khazada. W rękach jednego był dzban.

- Umowa była – słowa krasnoluda nadal wybrzmiewały wielokrotnym echem.
- My swojej części dotrzymaliśmy,macie książki, ale widać jesteście zwykłe gnidy, bo wasze słowo nic nie znaczy... Gdzie jest Dzuin i Andaras?

Zakapturzony mężczyzna roześmiał się jakby szczerze rozbawiony usłyszeniem dobrej anegdoty a nie wywodu lub pytania Kh’aadza. Albo jednego i drugiego.

- Wypijesz sam, czy skorzystasz z pomocy? - zapytał stalowym głosem.

Skała nie ma serca, które mógłby przeszyć lęk...- Khaadz powtarzał w myślach patrząc w zimne oczy swojego oprawcy

- Chętnie sam wypiję - skłamał gładko.

... Skały nie można zastraszyć ani spętać w kajdany trwogi ...- kontynuował bezgłośnie

- Ale - tutaj poruszał rękami tak żeby zadźwięczały kajdany - w tej biżuterii moje chęci nie pomogą. - wiedział, że na oswobodzenie nie ma szans i przeraziło go to, że rzecz której się tak obawiał nadeszła tak szybko. Dzuin nie pękł by tak po prostu, musieli mu coś podać, jakiś specyfik, który otumania umysł. Za pewne ta sama substancja była zawartością dzbana.

... My jesteśmy Khazadami, ludem ze skały...

- Może darujmy sobie konwenanse - Kh’aadz spuścił z tonu.

- Tak jak nikt już nie zobaczył Dzuina, mnie najprawdopodobniej też nikt już nie zobaczy.

…Ludem jak skała twardym, której nie skruszy wróg!

- Czego chcesz? Tylko bez ogólników proszę, szkoda Twojego cennego czasu... Bądźmy konkretni. - głos Kh’aadza nie był już ani zaczepny ani hardy, był zmęczony i prawie ugodowy.

Zakapturzona postac ruchem głowy dała znak towarzyszom. Naczynie zbliżyło się do ust ofiary podane do wypicia jego zawartości.

- Skały nie mają języka!!! - zagrzmiał Kh’aadz a jego twarz wykrzywił grymas wysiłku pracujących szczęk i mięśni policzków.

Silne ręce uchwyciły głowę ofiary i zawartość dzbana wypełniając usta zaczęła lać się prosto do gardła więźnia. Ostra, dobrze przyprawiona gorzałka. Po chwili przezroczysty płyn, który spływał po policzkach i brodzie Kh'aadza wymieszał się z czerwienią. Krew buchnęła mu z ust a on sam zaczął się dusić. Oprawca zdjął rękę z nosa krasnoluda.

- Ten dureń odgryzł język! - zdziwił się.

Oczy Khazada wyskakiwały z orbit kiedy dławił się własnym mięśniem, krwią i wódką.
Drugi z katów spontanicznie sięgnął w głąb gęby krasnoluda chwytając za odgryziony fragment języka.

Krasnolud widział siebie, swoje ciało w okowach i ludzi nad nim, jak gdyby lewitując pod kamiennym sklepieniem celi. Otoczenie rozmazywało się w wirujących smugach, wstrząsane torsjami ciało, Jego Ciało! Miotało się jak ryba wyciągnięta na brzeg, rozpaczliwie próbująca złapać oddech, zanim nie odejdzie w niebyt.

Kh’aadz widział jak oprawca wyjął odgryziony mięsień z jego ust. Drugi chlusnął mu w twarz zawartością dzbana. Krasnolud, pomimo, że zawieszony dobre pięć stóp nad ziemią poczuł jak zimna ciecz uderza o niego jak wodospad. Woda zaczęła ogarniać go całego i zaczął z trudem łapać powietrze, bo to już nie gorzałka ale woda wypełniała całe pomieszczenie, zalewjąc stół, jego ciało i na koniec jego samego. Wszystko zniknęło pod powodzią, pochodnie nie zgasły żarząc się blado niebieskim blaskiem pod wyraźnie falującą wodą.

Krasnolud spróbował poruszać kończynami i powoli jak gdyby był zanużony w smole, przekrzywiał głowę z jednej strony na drugą nawet nie obserwując a chłonąc surrealistyczne, zanurzone pod wodą otoczenie.

- No więc porozmawiamy grzecznie, czy niegrzecznie? – wyraźny głos, niczym dzwon wybudził go z jakiegoś dziwnego snu. Leżał dalej na stole ze skrępowanymi rękami i nogami zakutymi w stal. Był mokry, obok stał jeden z oprawców z dzbanem, musiał widocznie chlusnąć w niego wodą. Krasnolud ze zdziwieniem stwierdził, że język choć niemiłosiernie wysuszonu ma na swoim miejscu.

W głowie dalej szumiało a strop lekko się chwiał kiedy patrzył przed siebie. Nie czuł bólu w swoim ciele z uda lub placów a wiedział, że zanim stracił przytomnosć był ranny. Wody nie było już w kamiennej celi i zaczynała przychodzić świadomość. Wspomnienie przeżycia było tak realne lecz odległe zarazem jak sen.

- To nie dzieje się na prawdę.... - pomyślał coraz bardziej skołowany krasnolud.
- Zmysły płatają mi figle...To nie może być rzeczywistość... To koszmar...- Kh’aadz ospale kręcił przecząco głową. Nadal nie odważył się otworzyć ust i poruszyć językiem. Pamiętał fizyczny ból, pamiętał odruch swojego ogranizmu wrzeszczącego “Przestań!” z całych sił gdy raz po raz, wbrew sobie zaciskał mocno zęby. Pamiętał wielkie jak źarna fasoli łzy fizycznego cierpienia, wyciskane z jego oczu przez niewyobrażalny ból. To było prawdziwe, tak samo jak rozharatana bełtem noga i jak piekąca rana w plecach. Ból był rzeczywistością.

Pytanie drążyło umysł krasnoluda i czuł, że musi na nie odpowiedzieć. Jakas siła wewnątrz głowy kazała mu reagować posłusznie jak refleks bezwarunkowy uderzonego młotem kolana, które podrywa nogę do góry.

- Nieeee !!! - krzyknął, niemal łkając tak w rozpaczliwym proteście przeciwko otaczającej go rzeczywistości jak i chcąc dać odpór nasilającemu się w jego głowie wezwaniu do udzielenia odpowiedzi.

- Skała nie ma języka! Skała nie ma serca, które strwoży lęk! Nic wam nie powiem psy zawszone! – gdy tylko wykrzyczał swoją bezradną złość, przyszło ogłuszające umysł uderzenie. Ale nie z zewnątrz, a od środka, czuł, że nie kontroluje do końca swoich myśli, że te galopują jak stado dzikich rohirrimskich koni po przepastnych stepach marchii.

- A to się jeszcze okażę - odrzekł mężczyzna niewzruszony obelgą.

- Dlaczego zapieczętowano wschodnią bramę Morii? - zapytał.

Przed oczami krasnoluda momentalnie stanęły obrazy wielkich, zaczopowanych granitowymi pieczęciami tuneli, które do tego na wszelki wypadek zostały przygotowane do możliwości szybkiego ich zawalenia.

- Nie znam dokładnych powodów, to decyzja starszyzny i rady klanu, obawiali się wojny na dwa fronty. - Przeraziło go to, że słowa wyleciały z jego ust zanim zdążył pomyśleć o zatrzaśnięciu zębów, został upokorzony i to bolało go bardziej niż jakakolwiek fizyczna rana.

- Czy Andaras jest szpiegiem Eldariona? – szybko padło kolejne pytanie.

- N--nie wiem. - i znowu to samo - łzy rozpaczy i poczucia winy za brak oporu przeciwko prześladowcy dobijały krasnoluda bardziej niż tortury.

- Jakie fakty uniemożliwiają ci rozeznanie w tej materii? – następne drążące temat suche pytanie.

Krasnolud zaciskał zęby i stękał z wysiłku rzucając głową na lewo i prawo, chcąc odzyskać swój umysł i zamknąć go tylko dla siebie. Wezwanie do wyjawienia prawdy niebyło już tak silne jak jeszcze chwilę temu, być może krasnoludzki organizm zwalczał toksynę... Milczenie, utwierdzi w tym kata, wtedy każe znowu go napoić tym świństwem... Kh’aadz postanowił uciec się do wiarygodnych półprawd poprzetykanych drobnymi kłamstewkami. Stęknął ostatni raz, po czym znowu wypalił szybko i jakby bezwiednie.
- Andaras stawał po naszej stronie pod Ostatnim mostem i w oblężeniu Tharbadu, ale król mu za grosz ni ufa, nie zapraszał go na ostatnie audiencje i ograniczył dostęp do magicznych ksiąg! Podawał mu informacje inne niż nam! - gdy skończył znowu zaczął wiercić głową i szlochać, jak gdyby to wyznanie wypłynęło z niego tak bezwiednie jak poprzednie.

- Co było przedmiotem ostatniej audiencji na którą Andaras nie był proszony? - zapytał.

W tym momencie cały świat ogarnęła ciemność, Kh’aadz poczuł, że nie leży już na twardej łąwie lecz na miękkim łożu a nad sobą ma dobrze znane sklepienie.
- Jak to możliwe…? – wyszeptał pytanie.
- Odbiliśmy Cię, długo byłeś nieprzytomny, poili Cię mieszaninami opium i wyciągu z mandragory. Ale odbiliśmy Cię…Jesteś w domu…

Ten głos! Tak dobrze go znał, twardy i mocny niczym toczący się głaz był donośny i pełen godności.
-Ojcze! – Kh’aadz wysapał podrywając się na równe nogi i zrzucając okrywające go skóry i koce.
- Jesteś w domu mój synu. – To krótkie zdanie podziałało na zbolałe krasnoludzie serce lepiej niż najlepszy balsam. Khaazad uściskał mocno ojca, z trudem hamując łzy radości. Oczy starszego krasnoluda też szkliły się od wilgoci. Chodź teraz ze mną, twój powrót to nie jedyna radosna wieść dzisiejszego dnia, stary khaazad pociągnął syna do wyjścia, razem przemierzali tak dobrze znane i tak piękne, zwłaszcza po długiej rozłące galerie i promenady Morii, rozświetlone blaskiem tysiąca pochodni i świeczników zawieszonych na najpiękniejszych kutych kandelabrach zdobionych błyszczącymi kryształami, których świetliste refleksy sprawiały, że ściany i kolumny mijanych komnat i hal zdawały się iskrzyć żywym srebrem.
Przemierzali właśnie wielką halę królów, której kolumny wznosiły się tak wysoko, że nie sposób było dostrzec stropu, wszystkie skąpo, acz z wielkim smakiem zdobione, sprawiały, że miejsce to przytłaczało swoim majestatem każdego, kto postawił tu kiedykolwiek swoją stopę. Zatrzymali się przed wejściem do sali tronowej.
- On chce się z Tobą widzieć. – powiedział ojciec niemal z dumą w głosie.- Idź.
Kh’aadz podszedł do ogromnych wrót, które jakby same uchyliły się przed nim, pozwalając mu wejść. Gdy tylko przekroczył próg, bezgłośnie zamknęły się za jego plecami pozostawiając pomieszczenie w całkowitej ciemności. Mimo, że nic nie widział, szedł powoli przed siebie, jak wiedział, w stronę kamiennego tronu, po bokach, choć skryte w mroku znajdowały się liczne ułożone w półokrąg ławy, w których zasiadali starsi klanu. W tej nieprzeniknionej ciemności, Kh’aadz poczuł najpierw żar bijący od centrum pomieszczenia, z każdym przemierzonym krokiem, coraz bardziej intensywny.

I wtedy ciemność się rozwiała…
- NIeeee!!! – krzyknął Kh’aadz padając na kolana. Zobaczył przed sobą spowitą w gęsty, nienaturalnie czarny dym, masywną sylwetkę bestii z ognia i mroku. To jej cieniste skrzydła do tej pory obejmowały całą salę, teraz zciągnięte na plecach demonicznej sylwetki parowały i pulsowały gęstymi obłokami atramentowej nocy. Rogaty pysk bestii i nieskończenie złe paciorki lawy zaklęte w źrenicach demona obróciły się w jego stronę, żar i gorąc stały się nie do wytrzymania, paliły skórę i włosy.

- Czyż to nie wspaniale, że wrócił? – Niewiadomo skąd i jak, ojciec Kh’aadza stał obok swego syna i z wyrazem uwielbienia wpatrywał się Zło. Dopiero teraz Kh’aadz spostrzegł, że ławy Sali tronowej rzeczywiście zapełnione są starszymi wszystkich klanów, ale i nie tylko, również jego znajomymi i przyjaciółmi, był tam Fain, Dzuin, Endymion, Dearbhail… Nawet sam Eldarion! Wszyscy stali i z obojętnością w oczach patrzyli się na urzędującego w Mithrilowych Halach Morii nowego władcy.

Balrog rozpostarł swoje skrzydła, z ich mroku zaczęły wyłaniać się kolejne zastępy orków, były ich tysiące, wkroczyły między marmurowe ławy i metodycznie zaczęły podrzynać gardła wszystkim po kolei. Najgorsze było to, że wszystko to działo się bezgłośnie, bez krzyków orków ani wrzasków bólu czy strachu, kolejne znajome twarze, w jednej chwili beznamiętnie patrzące przed siebie, w drugiej chwili uderzały bezgłośnie o podłogę, dołączając się, do rosnącej kałuży krwi, która strumieniami, niczym przyciągana magnesem płynęła w stronę pozostającej na środku pomieszczenia Bestii. Kh’aadz chciał wstać z klęczek, chwycić broń i ruszyć do walki, ale jakaś potężna siła trzymała go w miejscu, orkowie bezgłośnie i powoli przesuwali się w głąb Sali nadal bezustannie i beznamiętnie otwierając kolejne gardła… W końcu doszli i do nich, krasnolud z przerażeniem patrzył jak stalowe ostrze przesuwa się po szyii stojącego obok ojca, a ten z uśmiechem, pomimo rozpłatanego gardła powiedział wyraźnym głosem.
- Czyż to nie wspaniałe? – Kh’aadz nie zobaczył podchodzącego z tyłu rosłego Uruk-Hai, że coś jest nie tak, poczuł dopiero gdy jego własna krew zaczęła obficie spływać po brodzie w dół na posadzkę. Prawdziwa rzeka krwi.

- ZzzzzzGuuuuuBaaaaa ! – głos demona wyrwał krasnoluda z osłupienia, to jedno słowo miało przytłaczającą moc, poczuł chłód posadzki, gdy upadł na twarz i ostry zapach krwi. W gasnącej świadomości nieoczekiwanie, niczym słońce, rozbłysła jedna, wyraźna myśl.

- Ja znam ten głos…
Był to głos jedynego z towarzyszy, którego nie dopatrzył się pośród marmurowych ław…

Powrót do rzeczywistości był jak uderzenie obuchem,

- Zmiana planów, palantiry! Doooość !!! - krasnoludem owładnęła biała gorączka, wił się i rzucał targany ostrymi torsjam, z ust pociekła gęsta piana, Kh’aadz wył niemiłosiernie, jak gdyby samą jego duszę rozdzierano na drobne kawałeczki.

Woda obudziła zmysły Kh’aadza. Kiedy otworzył oczy mężczyzna w kapturze stał z innej strony drewnianego łoża a drzwi zamykały się.

- Jakie były wczesniej plany Eldariona? - zapytał.

Znowu jestem tutaj? Co się dzieje? Dom! Co z domem! Pytanie zadane przez oprawcę ponownie rozbrzmiało w jego umyśle, ale ten o dziwo, nie wyrwał się wbrew woli krasnoluda z odpowiedzią, tym razem, Kh’aadz przezwyciężył zew narkotykowego transu.

- Połączonymi siłami z Rohanem i resztką khazadów z Ereboru zadać decyduący cios na północy, zabezpieczając południowe granice tylko oddziałami odwodowymi, ale Harad stał się zbyt niepewny, dla tego król potrzebuje palantirów zanim wyruszy na północ, aby słabe siły na południu mogły dać silny odpór ewentualnemu atakowi Haradczyków. - krasnolud zmuszał swój umysł do szybkiego sklecenia bardzo wiarygodnej i popartej faktami bajki, która w swojej istocie było dogłębnie fałszywa.

- A teraz jakie ma plany? - pytanie podało po dłuższej chwili.

Nie wiedząc jak długo jeszcze jego umysł pozostanie nie zmącony, Kh’aadz odrzekł szybko.

- Do puki nie będzie miał palantirów, zatrzyma wojsko w twierdzach, żeby go niepotrzebnie nie wykrwawiać lub w wypadku fiaska misji odnaleznia kamieni móc bronić się jak najdłużej. Zciągne w głąb kraju wszystkich zbrojnych, patrole graniczne, strażnicy i będzie czekał. - Kh’aadz miał nadzieję, że snuta przez niego wizja ma dostateczne pokrycie w faktach oraz bieżącej sytuacji aby uchodziła za sensowną, a przede wszystkim realną i prawdziwą.

- Gdzie będzie szukał tych pantirów skoro ich jeszcze nie ma? - zapytał.

Na umysł krasnoluda znowu zaczęła spadać ciężka, otumaniająca kurtyna.

- Wróż.... wróż miał ustalić prawdopodobne miejsce pobytu kamieni, mieliśmy się o tym dowiedzieć jutro... zaraz, nie wiem jaki dziś dzień, to miało być następnego wiczoru po....- krasnoludowi słowa nie chciły przejść przez gardło
- Wieczór po tym jak złapaliście nas w pułapkę.

- Powiedź wszystko co wiesz o tunelach Morii. - zarządał. To pytanie, a raczej rozkaz, spiorunowały Krasnoluda. Resztkami sił starał się kłamać, ale wiedział, że przegrywa tą walkę, jego zdania traciły sens i często przeczył wcześniejszym opisom. Trucizna znowu zaczynała wygrywać… Koniec, zorientowali się, kat dał znak, aby wlać w krasnoluda kolejną porcję narkotyku. Gorzki smak, szybko przeszedł w słodkawy a potem metaliczny. Krew? Z ust krasnoluda buchał strumień czerwonej niczym wino krwi. Ociężała głowa opdła na twardą ławę, strumień krwi niczym fontanna wznosił się do góry, przed oczami krasnoluda migały z prędkością cwałującego konia kolejne obrazy z przeszłości, z jego poprzednich majaków, wiedział, choć to może nie najlepsze określenie, że tym razem fizycznie na pewno nigdzie się nie przeniósł, a obrazy walczących o Khazad Dum pobratymców, czy oblegających Srebrne Miasto orków i południowców choć niesamowicie realne, były tylko efektami toksycznych oparów, które owładnęły jego umysł. Jak przez ścianę słyszał dochodzące z pomieszczenie, gdzie leżało jego ciało głosy, czasami zagłuszane przez bitewny zgiełk, czy walące się mury obleganej twierdzy, ale jednak zrozumiałe.


- On chyba umiera. Podać antidotum? - zapytał jeden głos. Słowa brzmiały jak w zwolnionym tempie.

- Jeszcze nie. To khaazad. Muthann męczył tamtego kilka dni zanim organizm nie wytrzymał. Zostawcie go na kilka godzin. - rozkazał inny. - Ostatnią odpowiedzią kłamał. Jeszcze z nim nie skończylismy.

Woda jak lodowaty bicz orzeźwiła krasnoluda. Tym razem ze snu bez żadnych majaków.
- Co to za księgi o których majaczyłes? Księgi które miały być wymianą? - zapytał.

- Wy je macie, więc sprawdźcie na okładkach... Andaras miał listę i to on je wybierał, nie znam tytułów. – Niewidzialna siła wyciągająca prawdę z jego ust wbrew krasnoludzkiej woli, znowu zadała mu ogłuszający cios.

- Czy mówił o czym one są? I jaka wiedza w nich jest? - pytał z zaciekawieniem jakby usłyszał w końcu cos nowego lub interesującego

- Nie. – krasnolud odwarknął krótko znowu miotając się i przewracając głowę z boku na bok.


- Powiedź wszystko co wiesz o tunelach Morii. - zakapturzona postać powiedziała bez cienia emocji. – Lokalizacja tuneli ewakuacyjnych, hasła do bram, umiejscowienie wyrobisk i sztolni… Wszystko.

Kh’aadz napiął chyba wszystkie mięśnie swojego zmęczonego ciała, starał się zepchnąć demoniczną siłę otumaniającą jego umysł jak najgłębiej i o dziwo, udało mu się to, czuł, że ma kontrolę nad tym co mówi, że sam dobiera słowa i formułuje treść… Postanowił skwapliwie wykorzystać tą sytuację, tyle kłamstw o Morii i jej tunelach ile padło w przeciągu następującej pół godziny z ust krasnoluda chyba nigdy do tąd nie zostało wypowiedziane. Kh’aadz opowiadał o dawno zawalonych chodnikach kończących się gargantuicznymi szczelinami jak o aktywnych wyrobiskach rudy, tunele te od setek lat nie miały połączenia z właściwym kompleksem Morii, jednak w opowieściach krasnoluda malowały się niczym często używane i zatłoczone szlaki komunikacyjne. W tej rozpaczliwej chwili, gdy wiedział, że jego koniec jest bliski, czuł namiastkę satysfakcji, że udało mu się wprowadzić wroga w błąd, nakarmić go pierwszej wody kłamstwami, które w uszach odbiorców brzmiały jak najczystsza prawda. Radość ta jednak nie trwała długo… Kolejne uderzenie narkotykowego obucha przyszło niespodziewanie ze zdwojoną siłą w najmniej odpowiednim momencie…

- Podaj lokalizację wejść i wyjść z tuneli ewakuacyjnych. – słowa były suche, ale niosły w sobie czystą grozę. Jeśli dostaną tą informację, wszystkie dotychczasowe trudy pójdą na marne, zagrożone zostanie całe krasnoludzie królestwo… Umysł słabł, trucizna wygrywała.

- Nieeee…. – Jęknął niemal czując fizyczny ból, jak gdyby ktoś wbijał mu szpilki w oczy.

- Podaj lokalizację wejść i wyjść z tuneli ewakuacyjnych! – ton był ostrzejszy i podziałał na obezwładniający krasnoluda narkotyk jak podmuch świeżego powietrza na płomień. Wiedział, że jeśli tylko otworzy usta, wyjdzie z nich prawda… Prawda oznaczająca śmierć Morii. Śmierć krasnoludów. Nie mógł otworzyć ust, zacisnął mocno szczęki niemal krusząc zęby, ale ciemność była silna, niczym imadło, powoli, systematycznie, milimetr po milimetrze, miarka po miarce luzowała napięte postronki mięśni. Jeszcze chwila i przegra…

Wtedy to do niego doszło… Jest tylko jeden sposób, aby nie wyjawić katastrofalnej w skutkach prawdy… Pierwsza narkotyczna wizja… Czy to mógł być okruch przyszłości? Strzęp przeznaczenia?

Skały nie mają języka… My jesteśmy Khazadami, ludem ze skały!
Skały nie mają języka…
Skały nie mają języka…
 
__________________
"Lotnik skrzydlaty władca świata bez granic..."
Wroblowaty jest offline  
Stary 09-09-2011, 21:36   #143
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Finluin po raz pierwszy widział swego króla w gniewie i nie był to przyjemny widok.

- Panie księga została skradziona! - powiedział ze zgrozą Tequillian.

- Wiem. - odrzekł Eldarion. - Endymion już mi o tym doniósł.

- Jeden z moich asystentów został ograbiony z kluczy. Albo zgubił. Ale wątpię w przypadek, bo przecież dobrze wiemy komu tak bardzo zależało na tej księdze... - Tequillian zawiesił głos. - Zginęły również inne księgi o choćby tytularnych powiązaniach z tematyką magii.

- Andaras. - rzucił krótko król. - Mało tego. Wygląda na to, że uprowadził krasnoluda. Kh’aadza Żelaznorękiego. Razem z Haradrimami. Szykuje się wojna z Haradem. - powiedział posępnie. - A jednak nie dało się jej odciągnąć w czasie...

- W takim tempie członkowie wyprawy wykruszą się zanim ona ruszy z miejsca. - wtrącił prorok. - Panie trzeba wypływać jak najszybciej!

- Endymionie musisz poczynić kroki związane z wyborem składu oraz wszystkiego co jest potrzebne. Myślę, że Dorin lub Formir powinien płynąć z wami. - powiedział król a potem zwrócił się do elfa. - Jesteś gotowy do wyprawy Finluinie? Wyruszycie jeszcze dzisiaj.

-Tak panie jestem gotów - elf potwierdził swój udział w wyprawie.

- A Żelaznoręki? - zdziwił się strażnik na słowa króla - chcecie go zostawić samego sobie w nie wiadomo czyich rękach i gdzie!

- Wiadomo w czyich. - odrzekł smutno król. - Jeśli jest w mieście to wcześniej czy później zostanie znaleziony. Żywy lub martwy. - dodał cicho.
Do Wieżowej Sali wszedł Strażnik Królewski.

- Ambasador Muthann opuścił miasto o świcie zanim rozkaz o zatrzymaniu wszelakich Haradrimów doszedł do bramy. - powiedział wstając z kolana. - A szubienica jest już gotowa panie. Egzekucja złodziei będzie w południe.

Eldarion kiwnął głową.

- Nowe wieści w sprawie krasnoluda Formirze? - zapytał król.

- Znaleźliśmy ciało. Tyle co z niego zostało. - dodał spuszczając wzrok. - I mamy donos jakiegoś łapserdaka z Osgiliath, który twierdzi, że widział krasnoluda odjeżdżającego w stronę Czarnej Bramy Mordoru. Właśnie go przesłuchujemy.

Formir widząc Endymiona kiwnął głową w jego stronę nieznacznie uśmiechając się.
Na co Endymion również skinieniem odwzajemnił gest powitania.

- Zajmijcie się wyprawą. - Eldarion powiedział do elfa i Endymiona. - Chcę abyście wyruszyli najpóźniej w nocy. - i wyszedł z sali.

-Czemu porwano krasnoluda? Komu mogło na tym zależeć? -Finluin zapytał zafrasowanego strażnika.

- To już drugi uprowadzony krasnolud. To prawda, że Kh`aadz został wydany przez Andarasa ale raczej nie jest w rekach Haradrimów. Gdy w podziemiach rozmawiałem z Andarasem to jego ludzie prowadzili gdzieś krasnoluda ale nie udało mi się ich odnaleźć ani ustalić gdzie zmierzają, nawet Andaras tego nie wiedział, bo chyba nie wydałby swojego najlepszego przyjaciela, który mu uratował skurę w Tharbadzie. Gdy go widziałem ostatni raz był poważnie ranny.

- Finluinie mam do ciebie ogromną prośbę - strażnik ponownie zwrócił się do elfa - a w zasadzie dwie. Wiem że masz niemałą wiedzę o palantirach. Chciałbym abyś się ze mną nią podzielił. To pierwsza sprawa a druga to taka, że mam do załatwienia kilka bardzo ważnych spraw przed naszym wyruszeniem i potrzebuję na to trochę czasu. Czy dasz radę sam przygotować okręt do wyprawy?
Ja do tego czasu muszę rozstrzygnąć poważny dylemat od którego powinny zależeć nasze dalsze działania.

-Szczerze powiedziawszy to nie za bardzo się na tym znam. Pływałem już co prawda na okrętach, ale tylko jako pasażer i doświadczenie moje w przygotowaniach wyprawy morskiej jest niewielkie. Oczywiście pomogę jak będę mógł, tylko nie bardzo wiem jak.

- Potrzebny będzie szybki okręt z załogą, myślę, że z flotylli królewskiej jakąś jednostkę wraz z załogą się wybierze, sztandary królewskie zdjąć, powieść trzeba będzie jakieś inne na przykład gildii kupieckiej. Dzięki temu nie będziemy się tak rzucać w oczy, i pozostaje tylko kwestia zaprowiantowania i załogi. Poza mną, tobą Finluinie popłyną jeszcze Dearbhail, Kh`aadz też miał płynąć ale raczej tak się nie stanie no i Dorin bo ty Formirze powinieneś nadal działać tutaj w mieście. Oczywiście cel podróży należy utrzymywać w tajemnicy możliwie jak najdłużej, a jeśli trzeba jeszcze kogoś wtajemniczać to przekazywać możliwie jak najmniej informacji. Skoro nie chcesz się tym zająć zrobię to ja.

- Dobrze, choć jeśli w czymkolwiek mógłbym pomóc to jestem do twej dyspozycji. Endymionie pytałeś jeszcze o palantiry, co konkretnie chciałbyś wiedzieć?

- Najbardziej interesuje mnie palantir znajdujący się w ruinach dawnej wieży Saurona. Czy to prawda, że znajdował się tam najpotężniejszy z kamieni?

- Nie Endymionie, ten kryształ był jednym z najsłabszych. Najpotężniejszym palantirem był kamień z Osgiliath, który kontrolował wszystkie inne, mocą dorównywał mu tylko kryształ z Amon Sul, jeden z zaginionych w zatoce Forochel.

Endymion skinął głową, ale nic nie odpowiedział. Finluin nie bardzo wiedział jak zinterpretować to co się do tej pory wydarzyło. Krasnolud, czarnowłosy pół-elf, to były osoby, które nie dotyczyły go bezpośrednio, ale czuł że są ważne w tej rozgrywce z siłami ciemności. Finluin stwierdził w duchu, że skupi się na wykonaniu powierzonego mu zadania i nie będzie się zastanawiał nad tym rzeczami o których wiedział nie wiele. W czasie tych rozważań Gondorczycy zajęli się własnymi problemami.

- Przykro mi z powodu krasnoluda. - powiedział Formir do przyjaciela. - Chcesz przesłuchać tego świadka?

- Tak jak najszybciej - odparł strażnik - powiedz mi proszę wszystko co o nim wiesz, czy coś znaleziono w podziemiach?

- W tunelach nic co mogłoby naprowadzić na ślad krasnoluda. Ale rzeźnik przyniósł nam kości, które są ponoć krasnoludzkie. Były w brzuchu świń okolicznego farmera. Widać ktoś musiał jego knury i lochy nakarmić, żeby pozbyć się ciała... Albo to umyślna zniewaga... - stwierdził. - Ten cynk o krasnoludzie odjeżdżającym w stronę Mordoru przyszedł przed chwilą. Nie wiem jeszcze kim jest ten człowiek. Ale wygląda na żebraka. - dodał kierując się z Endymionem do wyjścia.

- Trzeba ich zatrzymać za wszelką cenę. Jeśli to Kh`aadz to będzie miał rany po bełtach. Czy wydałeś już polecenie ich zatrzymania?

- Oczywiście. Wysłałem na szlak pościg, ale tamci mają sporą przewagę czasu... - odpowiedział.

Elf pogrążony we własnych rozważaniach ledwie słyszał słowa strażników, z otępienia wyrwał go głos proroka.

- Finluinie bądź tak dobry i chodź ze mną. - westchnął Tequillian. - Jest coś o czym Eldarion musi usłyszeć a czego nie zdążyłem mu powiedzieć.
- Dobrze, już cię prowadzę mistrzu.

Elf poprowadził proroka prosto do komnat króla. Eldarion czekał już tam na nich jakby wiedział, że nie wszystko jeszcze zostało ustalone.

- Eldarionie nie mam najmniejszych wątpliwosci, że Czarna Księga był własnością Głosu Saurona. Czarna magia głównie. Nekromancja. Zdołałem ustalić, że amulet był wyrobem Saurona. Był źródłem długowieczności tego człowieka. Czy dzięki niemu wróg miał wgląd w serce i oczy Andarasa cały czas? Nadal nie wiem. - rzekł starzec.

- Andaras jest bardziej niebezpieczny niż myślałem. - powiedział Eladrion. - Nie dosyć, że wykradł wiedzę to jeszcze tę księgę.... Podobno jeden ze złodziei z Darth Dinen zarzeka się, że zlecenie wyszło od mężczyzny z Umbaru, którego widział w towarzystwie Haradrimów wcześniej... Jeśli to prawda a nie wybieg tonącego co chwytającego się choćby ostrza... To jeśli mu wierzyć... To była ta dywersja włamania do biblioteki...

- Dla tego pół-elfa może już być za późno. Jest zaślepiony pragnieniem wiedzy, mocy. Nie potrzebnie panie czytał tę księgę na statku. - zauważył starzec.

- Problem jest jeszcze z Endymionem. - rzekł król. - Andaras zmącił mu w głowie. Podejrzewa, że ty Tequillianie jesteś manipulowany przez Głos Saurona przez Palantir , który rzekomo tamten miał znaleźć w ruinach Barad-dur. - powiedział posępnie kręcąc głową z politowaniem.

- Bzdura panie. Przecież obecność Głosu zaglądającego w Palantir wyczułbym tak samo jak zresztą każdy elf w Minas Tirith i to na dużą odległość... - odrzekł prorok zdumiony i dotknięty oskarżeniem.

- Dlatego Finluinie będziesz musiał mieć oko na tego Strażnika. To dobry chłopak. Ale bardzo jak się okazuje naiwny. Zaprzyjaźnił się z Andarasem bardziej niż myślałem...
- król zwrócił się do elfa. - Twoja roztropność na tej wyprawie będzie nieoceniona.

- Zrobię wszystko co w mojej mocy by nasz cel został osiągnięty. Mam jeszcze jedno pytanie - tu elf zwrócił się do osoby proroka - Czy możesz mi mistrzu dokładnie opisać wizję dotyczącą palantiru, może być przydatny każdy najdrobniejszy szczegół.

- Hmm. Zastanówmy się... - starzec skupił się. Mrużąc oczy na zastygłej, pomarszczonej twarzy przyzywał obrazy z pamięci. - Nieoczekiwanie zobaczyłem w krysztale Palantri płatki śniegu wirujące w podmuchach wiatru. Obraz trząsł się niewyraźny. Z początku śnieżyca bieli zalewała widoczność, lecz kiedy mleczna kurtyna rozstępowała się w podrygach zmieniającego się wichru, duszy mej ukazywała się linia brzegu o sinej wodzie. Brudnej wodzie. Chlupotała o lód, przykryty grubą warstwą białej pierzyny upstrzonej czernią. Ostatnim widokiem były górskie stoki spowite dziwną smugą ciemnej mgły. Jakby śnieg sypiący z czarnego nieba był biały i czarny zarazem. Ściana morskiego urwiska była... Szaro-biała. Coraz bardziej czarna z upływem czasu. Potem przekaz obrazu urwał się nieoczekiwanie. Nasz Palantir nie sięgał nigdy tak daleko na północ. Bo to chyba tylko północ być może, jako że nabrzeżne wzburzone bałwany fal widziałem. Wiedząc jaki los spotkał okręt wiozący zaginione kryształy uznałem, że region Zatoki Forochel będzie pierwszym miejscem szukania artefaktów.

- Dziękuję Mistrzu, nie wiele tego, ale może na miejscu da nam to jakiś punkt zaczepienia.

Audiencja u króla się skończyła i Finluin udał się do swoich komnat, po drodze wysuwając wnioski. Wszystkie niebezpieczne wydarzenia, które tutaj miały miejsce niewątpliwie były powiązane osobą Andarasa i nawet kradzież konaru białego drzewa nabierała teraz głębszego sensu. Zaznajomiona z tajnikami magii osoba mogłaby wykorzystać drewno do stworzenia potężnego przedmiotu magicznego. Pół-elf miał do tego środki i wiedzę, a znając rodzaj jego zainteresowań, aż nazbyt łatwo można sobie wyobrazić jaki charakter miałby przedmiot gdyby jego plan się powiódł. Pośpiech z jakim Eldarion wyznaczył czas rozpoczęcia wyprawy, oznaczał tylko jedno, że wiedza o niej prawdopodobnie jest już w posiadaniu wroga. Być może to były tylko przypuszczenia, ale Finluin wiedział, że król nie może sobie pozwolić teraz na żaden błąd. Nie pozostało więc nic innego jak przygotować się do wyprawy, która po rewelacjach dzisiejszego dnia zapewne nie będzie spacerkiem po plaży.
 

Ostatnio edytowane przez Komtur : 09-09-2011 o 21:38.
Komtur jest offline  
Stary 09-09-2011, 22:59   #144
 
ThRIAU's Avatar
 
Reputacja: 1 ThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znany
DOM KRÓLA
obecni: Eldarion, Endymion

Sytuacja w jakiej się znajdował Endymion była podobna do tej z powiedzenia „być między młotem a kowadłem”. Czy Andaras był zdrajcą na rzecz swojego przybranego ludu jak twierdzi król. Czy król był manipulowany jak twierdził elf. To należało rozstrzygnąć w pierwszej kolejności. Oczywiście najpierw trzeba odnaleźć Kh`aadza i go uwolnić ale za to będzie można się zabrać po trudnej rozmowie z królem. Endymion cały czas wierzył w elfa i ufał mu czego dowodem były jego ostatnie czyny między innymi współudział w obrabowaniu biblioteki z czego ciężko będzie się wytłumaczyć.


- O co chodzi? Co się stało Endymionie? - zapytał Eldarion.

- Wiele złych rzeczy wydarzyło się tej nocy - rozpoczął strażnik, który miał zamiar powiedzieć prawdę ale już nie koniecznie całą - ale po kolei. Andaras uciekł z ksiegą a właściwie chyba z księgami, Kh`aadz Żelaznoręki jest w rękach nieprzyjaciela. Byłem blisko ale się nie udało. W tajemnicy udałem się za krasnoludem i elfem podczas jednej i ich tajemniczych wycieczek. Tak trawiłem do budynku gdzie znalazły mnie straże, tam też w podziemiach zgubiłem trop jednego i drugiego. Doszło tam do przedziwnej wymiany Andaras wydał Kh`aadza w ręce wrogów a sam odszedł ze swoimi pobratymcami. Trzeba jak najszybciej go odbić gdyż gdy ostatni raz go widziałem był ciężko ranny. Należy pamiętać jaką wiedzę on posiada i jak bardzo może zaszkodzić nam jeśli wyciągną to z niego. Jeśli chodzi o podziemia to wydałem już polecenia ich zbadania i może uda się rozpracować ludzi z nich korzystających i odnaleźć Kh`aadza. Czyn, którego dopuścił się elf jest dla mnie zupełnie nie jasny i bezsensowny, wydawało się że krasnolud jest mu najbliższa osobą tutaj. Czego oni chcą od Kh`aadza, czy jest coś, czego nie wiemy o tym krasnoludzie.

- Dlaczego nie udaremniłeś im włamania do biblioteki?! - zagrzmiał król wzburzony. - Ja mam cię uczyć twojego fachu? Masz do dyspozycji całe miasto a ty co? Meldujesz mi, że się temu przyglądałeś? Nie doszłoby do niczego więcej! Księga byłaby bezpieczna! Tak jak Kh’aadz! A haradzki szpieg w naszych rękach! - jeśli Endymion nie wdział jeszcze poważnie rozsierdzonego Eldariona, to był właśnie ten moment.

- Wiele można zarzucić Andarasowi ale nie to, że jest szpiegiem. Gdyby tak było to ja byłbym teraz w torturowany rekach Haradczyków. Zresztą jego wcześniejsze czyny też o tym świadczą, jego wadą jest tylko to, że nie potrafi z niczego zrezygnować. Koniecznie musi osiągnąć wszystko co sobie założy, przezt o Kh`aadz teraz cierpi. A co do księgi to pewnie Tequilian będzie bardzo mocno naciskał żeby ją odzyskać. Bo tak mu zapewne rozkaże Głos Saurona. Czy wiedziałeś panie o tym, że księga została zabezpieczona zaklęciami ochronnymi, które znacznie wykraczają poza możliwości wróża. On przecież nie czaruje, prawda? - Odparł spokojnie strażnik - a księgę i tak by skradziono, prędzej czy później. Jeśli się nie mylę to Głos Surona miał dostęp do księgi, wie że nie ma klątwy Tor Morwen bo sam ją podsunął wróżowi. Być może rywalizuje z Herumorem i chce go powstrzymać, odbierając mu księgę na rzecz Herumora uda się ich otwarcie skonfliktować. Bo wątpię żeby obie siły współdziałały. Herumor chce sprowadzić na świat Morgoha, który jest najpotężniejszą złą istotą. Drugi w kolejce jest odzyskujący siły Sauron, który nie koniecznie chciałby mieć jakikolwiek bat nad sobą. Bo gdyby tak było to miał wiele czasu aby tego dokonać do tej pory.

Król słuchał Endymiona z rozszerzającymi się oczami, co sprawiło, że ten zorientował się, że chyba za daleko zagalopował ze swoimi teoriami.

- Okazuje się, że jeśli można kimś skutecznie manipulować to tobą. Głupota przemawia przez ciebie niepomierna i tylko ona powstrzymuje mnie od myślenia, że ty też jesteś zdrajcą...- odrzekł król wzburzony. - Oczywiście, że Tequllian potraf dużo więcej jak dać się prowadzać po Minas Tirith dla przewodników przez jego ślepotę. To jest na bogów mój najbliższy doradca w tych sprawach! Nie bez przypadku powołany do urzędu przeze mnie! Zostałeś poinformowany o wszystkim co było potrzebne do wyciągnięcia wniosków, jeśli nie zamierzałeś słuchać moich rozkazów! To, że Andaras a dokładniej jego amulet rzuca cień wątpliwości na jego osobę. Teraz okazuje się on sam jest zwyczajnie tym, kim miałem nadzieję, że nie jest. Że nie tylko przecieku informacji mamy się obawia. I co to za głupoty z Głosem Saurona sterującym Tequillianem?

Eldarion przerwał na chwilę po czym dodał.

- Nie odpowiedziałeś na moje pytania. Dlaczego nie udaremniłeś kradzieży i porwania krasnoluda? I skąd wiesz, że księga była zabezpieczona runami?

- Wiedziałem o runach od elfa - skłamał strażnik - rozmawiałem z nim gdy Haradczycy mnie złapali w podziemiach. O porwaniu krasnoluda nie miałem pojęcia. Co do wróża apeluję o dokładne przyjrzenie się jego poczynaniom. jeśli z ruinach Barad-Dur jest Głos Saurona nie uwierzę w zapewnienia, że nie znalazł Palantira. A jeśli tak się stało bez trudu zmanipulował starca, który nawet nie ma pojęcia, że to co widzi w swoich wizjach jest podsunięte przez Głos Saurona. Nie sądzę by mógł się oprzeć sile, której nawet Saruman za czasów wojny o pierścień nie potrafił się przeciwstawić.


- Nie martw się o to. To jest wykluczone. - odpowiedział Eldarion zamyślając się. - Niech zgadnę. Złapali cię Haradrimowie a uwolnił Andaras mydląc ci oczy o Tequllianie? - powiedział pytanie retoryczne. - No tak. A tego jak zabił kuriera, zabójcę kultystów pod Ostatnim Mostem też nie widziałeś, tylko uwierzyłeś, że to był czarnoksiężnik rzucający w tego półczłowieka zaklęciami. Teraz nie wierzysz, że Tequillian ma moc. - przyjrzał się Strażnikowi. - A Zarisa puściłeś zapewne po namowie już wiadomo kogo. Zaris podobno miał sojusznika. Czy ja mam za ciebie kojarzyć fakty? - zapytał z politowaniem. - Na pocieszenie powiem tylko, że mnie też zwiódł. Dlaczego porwał Kh’aadza?

- Z tego co mi wiadomo ludzie nie czarują. Skąd u niego moc czarowania? - zapytał strażnik - a co do reszty to prawda ale fakty można różnie interpretować. Moje czyny tez nie świadczą o mojej lojalności najlepiej a mimo to całym sercem jestem za Królestwem.

- A co sprawia, że jesteś Endymonie ekspertem w dziedzinie magii, żeby wciągać wnioski w tej materii? Dar otwarcia na magię płynie w żyłach elfów oraz wielu ludzi, których potomkowie mają elfie korzenie. Wielu Dunedainów ma. Czarni Numenorejczycy też. Inaczej Głos Saurona byłby niegroźnym kuglarzem... Nie czas na lekcje Endymionie. Choć jedną naukę musisz wyciągnąć. Jesteś naiwny. A fakty można różnie interpretować kiedy są wyrwane z kontekstu. Ponawiam pytanie. Dlaczego Kh’aadz jest porwany przez Haradrimów? Wątpię, żebyś znał odpowiedź. Raczej interesuje mnie co powiedział ci syn Muthanna.

- Zapewniał że nie tak miało wyjść, prosił bym go odbił ale dlaczego go uprowadził nie wiem. A odnośnie magii to posiedziałem trochę w bibliotece i co nieco wyczytałem.

- Prosił abyś go odbił? - zdziwił się. - I co “nie miało tak wyjść”? – zapytał Król.

- Tego nie wiem, tak się wyraził.

Endymion wiedział że traci zaufanie Króla, i nie można było się temu dziwić. Swoim poparciem dla poczynań Andarasa narażał się na posądzenie o zdradę. Lecz w rzeczywistości daleko mu było od tego. Będąc w rozterce, której ze stron zaufać, postanowił wesprzeć w działaniach Aandarasa. Nie znaczyło to, że nie ufał swojemu władcy, któremu ślubował wierność, ale uważał, że bardziej prawdopodobne jest to, że król jest manipulowany. Podczas spotkania, które się odbyło zaraz po rozmowie Endymiona z królem odbyła się narada dotycząca wyprawy po palantiry. Ku swojemu niezadowoleniu król kazał mu się zająć przygotowaniami do wyprawy która miała ruszyć jeszcze tej nocy. Tymczasem Endymion chciał szukać krasnoluda oraz dowiedzieć się czegoś więcej o Tequilianie jak i samych kamieniach. W pewnym momencie zjawił się Formir i doniósł o jakimś żebraku, który coś widział i może coś wiedzieć o uprowadzonym Kh`aadzu.




PO SPOTKANIU W DOMU KRÓLA A PRZED PRZESŁUCHANIEM


Jako iż na głowę Endymiona spadł w znacznej mierze obowiązek dopilnowania organizacji wyprawy przekazał polecenia co do wyprawy dworskiemu urzędnikowi zajmującemu się załatwianiem takich spraw jak podróże królewskie wyjazdy itp.

- Po pierwsze wybierz szybki okręt z załogą z flotylli królewskiej i przygotuj go do rejsu. Wypłyniemy pod banderą gildii kupieckiej, tym też się zajmij. Do załogi dołączy około czterech lub pięciu osób. (dodatkowych zbrojnych Endymion nie przewiduje gdyż załoga statku flotylli królewskiej powinna sama w sobie stanowić eskortę). Zajmij się też zaprowiantowaniem. I mam nadzieję, że to, o co cię proszę pozostaje w tajemnicy, nikomu nie mów czym się zajmujesz. Czas na to wszystko masz do wieczora więc lepiej się spiesz.

- Dobrze. Zajmę się tym natychmiast – odparł lekko zdziwiony urzędnik.
- Zrób dokładnie to o co cię poprosiłem – rzekł na odchodne strażnik, po czym szybko z Formirem udał się do cel.

PRZESŁUCHANIE

Formir zaprowadził Endymiona do miejsc przesłuchania świadka.

- To ten człowiek - strażnik wskazał na mężczyzna.

Świadek był w średnim wieku, ale z pewnością wyglądającego na oko na dużo więcej lat niż pewnie miał. Był w dość prostym i podartym ubraniu. Niezbyt czysty. Wyglądał jak typowy żebrak.

- Jeszcze nie zdążyłem go wypytać. Podobno ambasador Muthann ruszył na zachód. W stronę portu. Kiedy wysłałem ludzi we wszystkich kierunkach, z Osgiliath przyszła wiadomość. Ktoś widział konnych o poranku odjeżdżających w stronę Mordoru. Dziwne to trochę bo zwiadowcy obserwujący Czarną Bramę niczego nie widzieli... Dlatego zatrzymałem go do wyjaśnienia. Wiem, że ten krasnolud był twoim kompanem... - powiedział Formir.

- Tak - odparł strażnik Formirowi - Poznałem go zimą w okolicach ostatniej przeprawy na Mitheithel. Endymion podchodzi do przesłuchiwanego.

- Zatem widziałeś konnych odjeżdzających w stronę Mordoru? Kiedy to było? Ilu ich było? Opisz dokładnie co widziałeś - szorstkim głosem zaczął Endymion.

- Kilku konnych ze snu mnie wybiło nad rankiem. Słonko już wzeszło ledwie, alem ja jeszcze był przed śniadaniem. - oblizał się. - Tera kilka godzin zleciało na tym czekaniu w kompaniji strażników. - A ja dalej nic na ząb nie dostałem, a jadam trzy razy dziennie panie... - mruknął poważnie. -- Nie licząc drugiego śniadania. Kiedym kimał pod drzewem przy trakcie. Już im naurągać chciałem, kiedy patrzę a z nimi krasnolud jadzie. - ciągnął dziadyga konspiratorsko. - I na dodatek wcale się nie ruchał, tylko do włosia konika gębę wtulił, jakoby spał.. snem wiecznym... No to myślę se, że cosik mnie tu nie gra. I tak dalej se myślę panie, że stary Jeremiasz to powie o tym komu ważnemu. Królewskiemu, bo pewno przysługę temu dobrodziejowi zapewne hojnemu i sprawiedliwemu wyświadczy. - ukłonił się na zakończenie niemal zamiatając brudnymi rękoma po ziemi.

- Życie mu ratujesz. Nagroda cię nie minie, mów prędko ilu ich było i w jakim kierunku jechali - domagał się wyjaśnień strażnik.

- Czterech konnych panie. Na Mordor jechali. Na Mordor. Jużem temu rycerzowi mówił przecie. - przeniósł wzrok na Formira. - A którędy panie ta nagroda będzie ku mnie zmierzać, cobym ja, stary i głupi nie zbłądził i się z nią nie minął po drodze nieszczęśliwie... A że wzrok już nie ten jak za młodu, to z głodną i złotą nadzieją ku kuchni za wskazaniem panów przejdę, że będzie ona wielce widoczna i obfita. – stary włóczęga kłaniał się niemal płaszcząc ku ziemi. - Nagroda rzecz jasna. - dodał szybko. - A nie kuchnia...

Endymion na te słowa wspomniał sobie wcześniejsze informacje od Formira o losie jaki spotkał pierwszego uprowadzonego krasnoluda. Jego nigdzie nie wywozili, zabili go tu w mieście a poza tym zwiadowcy wedle słów przyjaciela Endymiona nikogo nie widzieli, co poddaje w wątpliwość słowa żebraka. Skąd mu przyszedł do głowy pomysł żeby donosić gwardzistą o kilku konnych opuszczających miasto, pyzatym jego zachowanie zdradzało dużą podatność na przekupstwo. Za kilka miedziaków sam poleciał by do Mordoru. Pyzatym czy Kh`aadz był w stanie się samodzielnie utrzymać w siodle, pewnie nieprzytomny był, podróż do Mordoru w końskim siodle mogła by go zabić.

- Zatem powiadasz, że donosisz o każdym opuszczającym miasto? Czy tylko uznałeś, że o tych konkretnych jeźdźcach warto donieść. Przy trakcie ich widziałeś? A zwiadowcy nikogo nie widzieli, a skoro jechali traktem to raczej powinni ich dostrzec – spokojnie odrzekł Endymion – Ile ci zapłacili żebyś do nas przyleciał i tych gówien naopowiadał? Zastanów się co chcesz mi powiedzieć bo zamiast nagrody będzie bolesna kara. Kto do ciebie przyszedł z tym donosem?


- Panie. Czemuście tak? Gówien? Toć sam fakt krasnoluda jadącego na koniu to już jest widok niecodzienny. Wszak Khazadzi wolą piesze wędrówki. Tak czy nie? W stronę Czarnej Bramy gnali to wyglądało mnie to wielce podejrzanie. No a to, że był krasnolud niemrawy, to już przechyliło miarkę mego zdziwienia! Toć wiadomo, że te jeźdźcy wieźli go od miasta w niebezpieczne strony. A gdyby był chory to w przeciwną by tak się spieszyli. Dlategoż tom do was przyszedł. A wyście panie mnie tak traktujecie - powiedział cicho, obrażonym głosem. - Głodny jestem od urodzenia panie. I wynędzniały, schorowany i biedny jak ten przysłowiowy golum... Przecie ja donos przyniosłem. A nie za kogoś. Teraz nawet takie ważkie odkrycie chcecie mi odebrać i komu innemu przypiąć... A ja wzrok mam przedni jak elf. I słuch tysz.. Czasem tylko jak udaję, że niedowidzę i niedosłyszę... - bąknął. - to się ludziska zlitują i miedziakiem sypną...

Na te słowa strażnicy wyszli z małego pomieszczenia, a właściwie celi gdzie znajdował się przesłuchiwany i po krótkiej naradzie do celi trafił suty posiłek prosto z kuchni. Endymion przeprosił za brak wiary w zapewnienia włóczęgi i wyszedł. Co wyraźnie podbudowało morale włóczęgi. Teraz pozostało mu poczekać razem z Formirem aż eliksir prawdy weźmie w posiadanie jego umysł niczym młode wino.

Czekając aż to nastąpi ściskał w dłoni odkuty fragment stali wykonany przez elfach płatnerzy a znaleziony jeszcze pod Ostatnim Mostem. Takie same otrzymali Dearbhail, Kh`aadz i Andaras, który zażyczył sobie dwa wisiorki bo w takiej formie te magiczne przedmioty ostrzegające przed orkami zostały wykonane. Dzięki mocnemu skórzanemu rzemykowi mogły nie tylko wisieć na szyi ale równie dobrze mogły być przewiązane wokół nadgarstka, lub być przytwierdzone do zbroi. Ostatni fragment przypadł Finluinowi jak tylko okazało się, że weźmie udział w wyprawie po palantiry. Najbardziej z podarku ucieszyła się Dearbhail, która natychmiast zaczęła, jak to miała w zwyczaju, żywo opowiadać o zwycięskiej walce stoczonej z orkiem pod bramą Tharbadu. Endymion odebrał je od płatnerza i rozdał przed nocną akcją w bibliotece.
 
ThRIAU jest offline  
Stary 10-09-2011, 14:10   #145
 
Zekhinta's Avatar
 
Reputacja: 1 Zekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie coś
Gdy Dearbhail rozpoznała Theodwyn nie mogła się nie uśmiechnąć.

- Witaj - rzuciła ze śmiechem. Chciała palnąć coś głupiego, ale w porę ugryzła się w język - młodzieńcze. - Zakończyła kulawo. - Cieszysz się na powrót do Rohanu?

- Witaj Dearbhail. – odpowiedziała modulowanym głosem parodiując mężczyznę. - Byłam wielokrotnie w mojej drugiej ojczyźnie. - rzekła już normalnie choć smutno. - Gdyby okazja była inna to pewnie radowałabym się bardziej. Teraz tylko cieszę się, że będę mogła walczyć ze złem. Jak moja wielka praprababka. - zakończyła z dumą lecz ściszonym tonem.

- I tak, jak ona chcesz pani prowadzić walkę w przebraniu? - Dearbhail również mówiła cicho. Ta rozmowa nie była przeznaczona dla postronnych osób. - Walka, która nas czeka będzie bardzo ciężka. - Rohirka nie wiedziała, czy mówi do siebie czy do Theodwyn. - Pani, proszę się trzymać blisko mnie. Postaram się panią chronić za wszelką cenę. - Dopiero po chwili zrozumiała, że zabrzmiało to zarozumiale, więc szybko dodała: Możemy być sobie nawzajem oparciem.

- Dziękuję ci. Mów mi po prostu Theodwyn. Mój ojciec najchętniej zamknąłby mnie w zielonej klatce Ithilien... -mruknęła gorzko.

Dearbhail uśmiechnęła sie, ale tym razem półgębkiem i do swoich myśli. “Czyżbyś dzieliła, a nie, przepraszam, chciała dzielić los swojej prababki?” zapytała, chociaż nie na głos.

- Oczywiście - odparła szybko, gdy dziewczyna zaproponowała jej przejście na ‘ty’. - Ale dlaczego? Przecież żyjemy w czasach, gdy kobieta nie musi siedzieć w domu. Co prawda nadal to dość dziwny widok - poklepała swój hełm - ale przecież to się zmienia. Dzięki Eowyn, tak naprawdę.

- Tak. Od kiedy moja mama zginęła od upadku z konia podczas ćwiczeń woltyżerki to... Mój ojciec... Słyszeć nie chciał o mojej karierze wojskowej... Mama była moim najlepszym nauczycielem. I wuj. Nie mam braci niestety. Ehh... A ojciec nigdy nie doczekał się syna... Powinien się cieszyć, że chcę godnie go zastępować... A on? Woli mieć zięcia i wnuka chyba... Nawet nie wiesz jak się ciszę, że cię poznałam! - uśmiechnęła się weselej zmieniając temat, choć oczy nadal miała smutnawe.

W drodze do głównej bramy Dearbhail zauważyła, że w mieście musiało cos się stać, bo było niesamowicie dużo straży a na wielkim dziedzińcu drugiego kręgu ustawiono szubienicę z trzema powrozami i mały tłumek gapiów który się zbierał pod nią.

- I mnie to raduje - odparła szczerze na słowa Theodwyn. Nigdy nie miała żeńskiego przyjaciela, to miła odmiana. Jej wzrok spoczął na szubienicy. Czyżby jednak złapali tych złodziei?

- Theodwyn - odezwała się ponownie - nie wiesz może, czy coś się nie stało? - Wskazała na straż i podest z powrozami.

- W nocy złapali złodziei. Podobno zabili strażników i plądrowali Rath Dinen... - odrzekła z powagą. - Przed chwilą zaś podsłu... dowiedziałam się, że krasnoludy nie są bezpieczne w mieście. Dwóch zaginęło. A ojciec przy śniadaniu - dodała ściszonym głosem - powiedział że ciało jednego, a raczej to co z niego zostało, ludzie króla znaleźli... Mówię ci, to wszystko okultysci. Oni wyznają wiarę ciemnych mocy Morgotha i Saurona. Ojciec mówił, że wszystkich Easterlingów i Hardrimów winno się wypędzić z królestwa, bo to oni tę zarazę przywlekli... Ale ja sama nie wiem. Znam jednego kupca z Rhun. Bardzo miły człowiek. Świetne wyroby zawsze ma i tak strasznie śmieszny jest. Musze z nim targować się za każdym razem, bo dla niego ważniejsze jest od ceny za która sprzeda towary. - uśmiechnęła się wzruszając ramionami i kręcąc głową. - Nie wszystko co inne jest od razu złe.

Dearbhail odetchnęła z ulgą słysząc o tym, że złodziei złapano. Jednak na wzmiankę o krasnoludach zbladła wyraźnie. Przecież przyjaciel Kh’aadza zniknął bez wieści! To jeden kransolud. A mówi się o dwóch... czyżby jej przyjaciel próbował szukać na własną rękę?
Momentalnie zatrzymała konia i już ściągnęła cugle, aby go zawrócić, gdy zamarła w pół ruchu. Jadący za nią jeździec prawie wpadł na nią i wymijając ją zaklął i wyzwał ją od idiotów. Rohirka nie wiedziała, co ma robić. Biła się z myślami dłuższą chwilę a potem, mając wrażenie, że znienawidzi się za to do końca swojego życia ponownie skierowała konia do przodu i wróciła na swoje miejsce w szeregu.

- Bogowie, miejcie w opiece Kh’aadza... - mruknęła do siebie. Zapomniała zupełnie o otaczających ją rodakach a zwłaszcza o Theodwyn. Jej myśli krążyły tylko i wyłącznie wokół krasnoluda. Przecież to wcale nie znaczy, że plotki mówią o nim. Kto wie, może to jakiś inny krasnolud?

- Już dzisiaj słyszałam to imię. - powiedziała Teodwyn przyglądając się dziwnemu zachowaniu Dearbhail. - Czy powiedziałem cos nie tak? - zapytała skonsternowana.

Rohirka wyglądała, jakby ktoś wyrwał ją z transu.

- Słyszałaś? Gdzie, kiedy? - zapytała zapalczywie.

- No padło jak ojciec mówił o napadnięciu i uprowadzeniu krasnoluda przez Haradrimów. Podobno zdradził go przyjaciel. I w dodatku elf. - dodała. - Znałaś go? - zapytała niemal retorycznie widząc zmienioną twarz Rohirimki.

Dearbhail wyraźnie zbladła. Andaras... Andaras zdradził Kh’aadza? Nie, nie, nie, to niemożliwe!

- Znam... - odparła słabo. Poczuła, że łzy spływają jej po policzkach, chociaż sama nie wiedziała, dlaczego. Wściekłość, niezrozumienie i ból wypełniły jej umysł. Jak to się mogło stać? Andaras? Ten dobry Andaras który pomógł jej z ranami Hazelhoofa? Ten sam, który zawsze pilnował pleców Kh’aadza i zachowywał się, jak jego najlepszy przyjaciel? Nie mogła w to uwierzyć.

Nagle zawahała się. Czy nadal powinna jechać do Rohanu? Czy może powinna zostać ze swoimi przyjaciółmi? Była rozdarta, nie wiedziała, co ma zrobić. Przecież nie mogła zostawić takiej niegodziwości! Żeby Andaras zdradził, wydał jednego ze swoich towarzyszy, przyjaciela!

Theodwyn aż zakryła dłonią usta wydając jęk zdumienia i ze współczuciem wymierzanym ze zgrozą patrzyła dla dziewczynę.

- Przykro mi. - wydusiła. - Czy mogę ci jakoś pomóc?

Dearbhail pokręciła głową.

- Dziekuję, ale nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek mógł tu pomóc. Prawdę mówiąc, zastanawiam się nad tym, czy nie zawrócić konia i nie udać się z powrotem. Serce moje jest rozdarte. Z jednej strony chcę wrócić do ojczyzny - jestem Rohhirimem i mam obowiązek jej bronić. Ale z drugiej... moi przyjaciele są w tak tragicznej sytuacji...

- Jeśli jest jak mówisz i nikt nie może w tym pomóc, to może nie powinnaś mieć rozdartego serca? - zapytała Theodwen unosząc brew.

Dearbhail milczała długą chwilę, po czym spróbowała przywołać na twarz obojętny, spokojny wyraz.

- Tak, zapewne masz rację...
 
__________________
"To, jak traktujesz koty, decyduje o twoim miejscu w niebie." - Robert A. Heinlein
Zekhinta jest offline  
Stary 13-09-2011, 07:43   #146
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację





Okręt, czerwiec 251 roku



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=fIG8FcZKXso&feature=related[/MEDIA]




Andaras w podróżnym ubraniu, nerwowo przeglądał księgi skradzione w Minas Tirith. Choć nie zdobył tej o której marzył, to wszedł w posiadanie innych. Mniej lub więcej przydatnych. Nawet ciekawość jego została zaspokojona, kiedy z bieżących notatek Tequilliana doczytał się co mógłby w Czarnej Księdze znaleźć.

Stojąc przy burcie wzrokiem odprowadzał konnego, który wyszedł na ląd nim statek wszedł w ujście Anduiny do zatoki. Musieli z tego powodu przybić na chwilę do brzegu. Goniec nie oszczędzając konia galopował przez Lebenin. Do Minas Tirith.










Pogranicze Gondoru i Rohanu, czerwiec 251 roku



Dearbhail przejeżdżała przez piękne, zielone tereny Północnego Ithilien. Men Aran biegła wzdłuż Szarego Lasu a kiedy zobaczyła górujące nad knieją samotne kamieniste wzniesienie Amon Din wiedziała, że jest w pobliżu lasu Lasu Druadan. Gdzieś tam, u stóp Eilenach mieszali tajemniczy leśni, Dzicy Ludzie, o których tyle słyszała w legendach ludowych Rohanu. Choć wszyscy ludzie Śródziemia nazywali ich Wosami to Jeźdźcy Koni używali raczej swojej nazwy Róger.




Kiedy pod koniec dnia wielotysięczna armia Gondoru zatrzymała się na postój u stóp twierdzy rozbudowanej na planie umocnienia obserwacyjnego Amon Dim. Przy blasku obozowego ogniska siedziała zapatrzona w tańczący ogień. Zostawiła za sobą przyjaciół. Hazelhoofa. Przed sobą miała ojczyznę.

Gondorczycy byli nad wyraz życzliwi. Wielu prawiło Dearbhail żołnierskie komplementy. Jeden młodzieniec nawet przyniósł jej nieśmiało, świeże polne kwiaty. Na brak popularności nie mogła narzekać. Mimo wszystko czuła się w tym tłumie chyba trochę samotna. Uśmiechała się rzadziej jak zwykle, jak ktoś co ma coś na sumieniu. Nawet niesłusznie. Na szczęście rozdarcia wewnętrznego nie miała wymalowanego na twarzy, więc kto jej nie znał, nic nie zauważył, że dziewczynie mimo wesołych śpiewów wojaków, nie było za bardzo do śmiechu. Kiedy Deor przysiadł się do niej, młody Gondorczyk o imieniu Theodwyn, dyskretnie usunął się w cień a wraz z nią reszta siedzących obok, kilku zbrojnych. Widać za przykładem pierwszego, czyli córki Barahira, pozostali stwierdzili, że nie należy przeszkadzać księciu Rohanu, który z nimi podróżował. Towarzystwo syna Deorhelma było przyjemne. Zwłaszcza możliwość rozmowy w ojczystym języku oraz obcowanie z rodakiem dawało ten przedsmak Rohanu, za którym tak się stęskniła. Rodzina. Narzeczony. I armia Uruk-hai.

Dowiedziała się, co nie było wielką tajemnicą, lecz i zapewne nie wszyscy zbrojni znali rozkazy i trasę przemarszu, że zmierzają prosto do Edoras. Tam razem z Rohirimami i częścią armii Północnej uderzą wspólnymi siłami na północ. Ku Samotnej Górze.

Noc zapowiadała się dość chłodna jak na wczesne lato. Na niebo wysypały się chyba wszystkie gwiazdy kiedy przy namiocie generała, Jednookiego jak go z przestrachem nazywali za plecami podwładni, powstało jowialne zamieszanie. Ktoś przybył do obozu ku radości Gondorczyków. W oddali poznała przystoją twarz siostrzeńca Eldariona Argara, którego poznała w Tharbadzie. Nim oderwała od niego wzrok do jej uszu dobiegł donośny głos. Dziwnie znajomy.

- Prawdziwe szczęście jest na twardo ubitej ziemi! – gromko zagrzmiał łysy krasnolud wchodząc w blask ogniska dziewczyny. – W zastępstwie skały... – zrzędził idąc przez trawę jakby tydzień siedział na beczce, przez co jego krótkie i krzywe, acz potężne nogi były jeszcze jakby bardziej niezgrabne. – A jak kto się nie zgadza, to niech lepiej cicho siedzi! – dąsał się rozeźlony pod nosem. – Ale winem częstuje. – dodał już ni to mniej, ni to bardziej poważnie.

Wtedy zobaczył Dearbhail i zatrzymał się.

- Patrz no! Góra z górą się nie zejdzie! A tu kogo ja widzę! Pierwsza Pani Rohanu w swej zakutej, tfu... ślicznej główce! – zagrzmiał wesoło idąc ku niej.

Dopiero teraz teraz dziewczyna zdała sobie sprawę, że z tego wszystkiego nawet hełmu jeszcze zdjęła, ani nie zmyła z twarzy i ciała trudu podróży. Nie ma co. Krasnolud miał oko nie od parady.










Minas Tirith, czerwiec 251 roku



Endymion z Formirem zrobili tak jak postanowili.
Żebrak przedstawiający się jako Jeremiasz, z zawzięciem pałaszował gulasz. Strażnicy odczekali pół godziny zanim dodany do jedzenia specyfik zacznie działać. Ani jeden ani drugi nie mieli skrupułów przed dodaniem do jedzenia staruchowi trucizny. Jej skutek uboczny był dobrze im znanym serum prawdy, którego używali kiedy uważali to za słuszne, choć wiedzieli, że oficjalnie nie podoba się to wcale nikomu na dworze. Zwłaszcza Eldarion był zagorzałym przeciwnikiem takich metod. Ludzie padali po tym jak ludzie. Żadko kiedy ratowało ich antidotum. Przekonał się o tym Lord Derufin i Lord Marroc. Nawet krasnoludy Ginar i Bofur nie dały rady. A Lord Adrahilas ozdrowiał cudem dzięki odtrutce. Cudem, który kto wie, może i przechyliła szala leczniczej magii pewnego mieszanej krwii animisty.

Po pół godziny weszli do pomieszczenia.

- Czemu powiedziałeś, że widziałeś krasnoluda na trakcie? – zapytał Formir.

Na zadane pytanie człowiek zamrugał i wypalił jak na spowiedzi.

- Nikogo nie widziałem. Haradwith kazali mi tak powiedzieć... - odpowiedział niemal ze złami w oczach.

- Czy wiesz coś więcej o tych ludziach? Gdzie można ich spotkać, rozpoznałbyś ich? Czy już odebrałeś czy dopiero masz odebrać zapłatę? – drążył Endymion.

- Zlecenie dostałem od człowieka, którego znałem już wcześniej. Kilka dni temu. Dokładnie dwa . W Minas Tirith. Jego się nie spotyka to on spotyka mnie. Poznam go jak zobaczę. Opłatę dostałem. – wyrecytował Jeremiasz po czym ciężko przełknął slinę.

- Czyli nie wiesz gdzie go można znaleźć... Hmyy skąd go znałeś wcześniej? - zapytał strażnik przesłuchiwanego po czym zwrócił się do Formira - Czy sadzisz, że zabranie go do dzielnicy haradzkiej coś da?

- Nie. Nie wiem gdzie go znaleźć. Nigdy nie szukam. Przedstawił mi go ambasador Muthann. - odrzekł mężczyzna cicho a jego twarz wykrzywił grymas. Za kilka sekund drugi. Był blady i pot zaczynał występować mu na czoło.

- Może. - mruknął Formir. - Choć wątpię, żeby podejrzani czy winni chadzali teraz po Minas Tirith... - I co ty na te rewelacje? - zapytał Endymiona patrząc obojętnie na żebraka kiedy wyszli na korytarz.

- Zdaje mi się że nigdzie nas to nie zaprowadzi, trop się urywa - odparł strażnik.

- Co z nim robimy? Jak król się dowie, że używamy trucizny na ludziach to nie będzie zachwycony... - zauważył cicho odwracając wzrok od włóczęgi.

- Poczekamy aż dojdzie do siebie i wypuścimy. Można go wtedy obserwować, może zechcą się z nim kontaktować. Do niczego więcej się nam nie przysłuży - odpowiedział Endymion.

Potem Formir podał żebrakowi kielich.

- Zasłużyłeś na dobre wino Jeremiaszu. – podał mu naczynie. – I chłostę. – dodał. – Ale dzisiaj jest twój szczęśliwy dzień.










Harlond, czerwiec 251 roku


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=-VuRIOj28FU&feature=related[/MEDIA]


Tymczasem Finluin całkiem nieoczekiwanie znalazł się w środku wydarzeń, które wytrąciły z równowagi jego całkiem spokojne jak dotąd życie. Choć nie było to nic wesołego to z pewnością spędzało na dalszy plan zalążki melancholii, która czasami wkradała się zwłaszcza po dziesiędzioleciach spokoju. Jak to ludzie zwali nudy. Lecz ludzie nudzili się byle czym, byle jak i byle kiedy, często szukając pasji i wrażeń może tam gdzie nie powinni. Czasy były niespokojne i choć nie było z tym elfowi do śmiechu to chyba nie mógł narzekać na marazm. Sprawy ludzi, już nierozerwalnie sprawami Śródziemia, były i jego. Jadąc w stronę portu minął w szubienicę z dyndającymi trzema trupami.

Wieczorem pojawił się Harlond tuż przed Endymionem, który długo szukał Dearbhail. Podobno dziewczyna opuściła miasto wraz z armią idącą na północ. Jeszcze dłużej rozglądał się za Kh’aadzem. Rozkład domu ambasadora Muthanna znał już niemal na pamięć. Haadrim w pospiechu opuścił miasto o świcie. Nigdzie śladu krasnoluda. Szukał bezowocnie. Przeszukane domy, które miały połączenie z kanałami nie przyniosły żadnych nowych tropów. Kiedy elf stał wraz Endymionem w porcie przyglądając się ostatnim towarom wnoszonym na statek, strażnik oglądał się w stonę Minas Tirith. Wiedział, że ma z nimi płynąć Dorin. W zasadzie mieli jeszcze trochę czasu, ale przyjaciel zazwyczaj był punktualny.

Finluin wyczuł na sobie czyjś przeszywając wzrok. Nieopodal młody mężczyzna przyglądał się im, choć kiedyelf obrócił głowę, tamten udał, że nie zwraca na nich uwagi. Wtedy i ranger obejrzał się, a człowiek zdając sobie sprawę, że został zauważony wcale nie uciekał. Wręcz przeciwnie. Ruszył w ich kierunku wolnym lecz zdecydowanym krokiem. W dłoni Endymiona pojawił się wypuszczony dyskretnie z rękawa nóż do rzucania.

- Dla ciebie panie. – powiedział wręczając strażnikowi zalakowany pergamin. – Od informatora z Tharbadu. – dodał ciszej nie zwracając kompletnie uwagi na elfa, któremu tylko skinął grzecznościowo głową gdy podszedł ku nim.

Potem odwrócił się na pięcie bez pożegnania odchodząc skąd przyszedł.

Wtem na plac wpadł koń galopem.
Zeskoczył z niego mężczyzna o nieprzeciętnej urodzie o pociągłej szlachetnej twarzy o wyraźnych rysach. Mimo kilkudniowego zarostu i śladów niedawnego mordobicia był przystojny i mógł podobać się kobietom, co dobrze wiedział Endymion. Miał krótko obcięte ciemne włosy. Był wysoki lecz pod skórzaną zbroją z metalowymi wstawkami pancerza kryła się dość przeciętna budowa ciała. Nie był ani gruby, ani chudy. Ot, w sam raz. Minę miał zatroskaną. Spiętą.





- Endymion! – krzyknął kiedy tylko jego nogi wylądowały na ziemi niemal ich tratując, tak, że musieli odejść kilka kroków przed hamującym koniem. – Chyba mam twoją zgubę! – kiwnął głową na przewieszoną przez siodło postać. – Żyje. Ale...

Kiedy zdjęli krasnoluda na ziemię tamten otworzył oczy. Twarz miał spuchniętą a usta i broda zlepiona była w jeden wieki strup. Błędnym wzrokiem omiótł otoczenie a widząc Endymiona i Finluina spróbował stanąć o własnych siłach. Chwiejąc się odtrącił rękę chcącego podtrzymać do Dorina, który go przywiózł. Nie było wątpliwości, że to był Kh’aadz. Zmaltretowany, ale ten sam. Po oczach widać było, że cierpi choć z jego ust póki co nie padła ani jedna skarga. Był raczej wściekły.






 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 19-09-2011, 15:59   #147
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Andaras przeglądał księgi przez całą niemal podróż. Były to księgi w większej lub mniejszej mierze prawiące o magi. Żadne z nich podręczniki dla domorosłych czarnoksiężników- pomyślał Andaras. Odkrył ostatnio w sobie sporo sarkazmu i ironii. Wszystkie sprawy i wydarzenia zmierzały po takich torach... Bez solidnej tarczy wokół własnego ja, nie było możliwości funkcjonowania. Musi też nauczyć się zamykać oczy na pewne rzeczy... Inaczej zwariuje. Liczy się cel, cel na końcu drogi. Wszystko co robi bądź robić będzie musi być dostosowane do tego.

W księgach jednak to tu to tam znajdywał jakieś zaklęcia. Czasami było ich kilka czasami tylko jedno na tom. Gorliwie je sobie spisywał do własnego tomu. Dzięki swej elfiej naturze pracował niemal bez przerwy. Trzy godziny medytacji wystarczała by czuł się jak nowo narodzony. Jednocześnie pozostały czas poświęcał na badania. Dla zwykłego człowieka maraton nie do pomyślenia. Dla niego zaś, normalny tryb. Wśród ksiąg natrafił na jedną szczególnie interesującą. Był to dziennik Tequillana. A w nim wiele ciekawych rzeczy..... Bardzo interesujące było na przykład to że "konikiem" i główną pasją była osoba Sarumana. Autor poświęcił jej naprawdę wiele miejsca. I nie były to tylko losy samego Sarumana. Również jego osiągnięcia. Opisano chociażby jakim sposobem Saruman rozmnażał Pół-orków. Krzyżowano Dunlandczyków z orkami. Proces był wzmacniany pewnymi eliksirami. W ten sposób powstawali silni i zdrowi pół-orkowie. Którzy później byli swoistą bazą w tworzeniu Uruk-Hai. Drugi z procesów nie został opisany... W pierwszy zaś dość szczegółowo. Brakowało jedynie dokładnego składu owych wzmacniających eliksirów. A był to dopiero wstęp do wiedzy jeszcze straszniejszej i już szczegółowo opisanej... Takiego atutu szukałem- pomyślał uradowany elf gdy zakończył lekturę. Ciekawa swoją drogą dlaczego ktoś taki jak Tequillan pasjonuje się akurat kimś takim jak Saruman. Był to co prawda najpotężniejszy z Istarich jednak jednocześnie najbardziej zawędrował w stronę ciemności. Czemu nie Gandalf? Nie Radagast Bury który wszak wciąż kroczył po śródziemiu? Odpowiedź w głowie elfa była jedna Moc. Był najpotężniejszy. Najbardziej zepsuty ale i najsilniejszy. Czyżby to właśnie moc tak ciągneła starego wieszcza... Zaśmiał się cicho dochodząc do takiego wniosku. A jednak nas coś łączy... Zafrapowała go również wzmianka o tym iż duch Sarumana wciąż krąży po śródziemiu.... W sytuacji gdy zarówno Głos Saurona jak i Herumor pałali się nekromancją mogło to oznaczać tylko kłopoty.... Saruman choćby będąc duchem i w dodatku osłabionym mógłby zdrowo namieszać. Inna rzeczą było że tylko dureń mógłby myśleć że ktoś taki podporządkowałby mu się... Nawet po śmierci i nawet osłabiony starałby się wbić przeciwnikowi sztylet w plecy. Zabawne mogłby się okazać implikacje pozyskania takiego sojusznika przez siły mroku...

Elf zamknął księgę. Czekała go kolejna rozmowa z ojcem. Ostatnio w końcu mógł się nim nacieszyć... Miał kilka projektów które chciał wprowadzić w życie. Postanowił myśleć długofalowo... Dowiedział się od ojca że dostanie wszystko co będzie mu potrzebne. Finansowanie, żołnierzy dostęp do tego czego będzie potrzebował a co będzie w ich zasięgu. W końcu czuł się jak następca. Nie będzie już musiał porywać, szpiegować, szantażować, węszyć. A jeśli nawet to z własnego wyboru nie musu... W końcu dostał "własne karty i własny stolik do gry". Co prawda w porównaniu do "stolika" przy którym grali czarnoksiężnicy i Eldarion ten był znacznie biedniejszy. I do tego w rogu... Ale od czegoś trzeba zacząć. Każdy zaczynał....
 
Icarius jest offline  
Stary 19-09-2011, 17:26   #148
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Port

- Kh`aadz na bogów - wykrzyknął Endymion - żyjesz! Co oni z tobą zrobili.
Po czym wstając od pokancerowanego towarzysza zwrócił się do Dorina.
- Dobrze cię znowu widzieć - tu podał mu rękę w geście powitania - Gdzie go znalazłeś?
- Formir go znalazł. Nie ja. Podobno odbili go z karczmy, gdzie leżał przywiązany do łoża... - odrzekł mężczyzna mocno uściskując prawicę Endymiona. - Chyba w końcu rozbił tych okultystów. - wtrącił wzruszając ramionami. - Nalegał, żeby z nim do portu od razu...

Przyjrzał się Kh’aadzowi, który chwiał się niebezpiecznie z mętnym wzrokiem. Potem dla elfa, któremu również podał dłoń. Z wielkim szacunkiem.

- No to teraz jest w waszych rękach. - co rzekłszy minął ich i wszedł na trap wprowadzając za sobą konia.

- Pomóż mi Finluinie wprowadzić go na statek i do kajuty - zwrócił się Endymion do elfa - to jest mój dobry przyjaciel po fachu Dorin, popłynie z nami.

- Król wspominał mi, że mogę popłynąć. - powiedział niezbyt zadowolony. - Ale mówił, że jako okręt floty do Tol Morwen pod szatami pielgrzymów... - rozejrzał się po pokładzie i załodze poprawiając plecak.

Po czym łapiąc ostrożnie krasnoluda pod rękę zaczął wprowadzać go na trap.

- Choć uparciuchu, zaraz znajdziesz się na wygodnej leżance, powinien cię obejrzeć jakiś medyk. Niestety nasz podręczny uzdrowiciel dał nogę - dodał półżartem.

Krasnolud mimo, że ledwo trzymał się na nogach uparcie odmawiał przyjmowania jakiejkolwiek pomocy, co z resztą wychodziło mu niezdarnie i raczej z mizernym efektem. Na wpół potykając się na wpół wlokąc nieposłuszne nogi, które jeszcze wydawały się być jak z waty, wszedł, lub może bardziej precyzyjnie - został wniesiony na pokład okrętu, choć nadal nie do końca zdawał sobie z tego sprawę. Świat nadal miał przykry zwyczaj wirować w najmniej oczekiwanych momentach.

Finluin nie podzielał entuzjazmu Endymiona i choć był oczywiście zadowolony z uwolnienia krasnoluda to jednak wydawało mu się ono zbyt cudowne, zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach.
Elf pomagając wnieść Kh’aadza na statek zwrócił się do Dorina:
- Jak właściwe udało wam się wpaść na trop kultystów?

- Szczegółów panie elfie mogę się tylko domyślać. - odrzekł strażnik. - Pewna karczma była pod obserwacją od niedawna. Zawsze pusty pokój na hasło najmowany. Z ukrytą skrytką na wiadomości... Ponoć po tym krasnoluda odnaleźli. Ktoś miał go przejąć. - kiwnął głową na Kh’aadza. - Formir był pierwszy. - potem przeniósł wzrok od Finluina do Endymiona. - Co to za misja? Król ze starym mówili, że powiecie. Zakazane księgi wykradziono. Szpieg albo zdrada... Nie mieli czasu niczego wyjaśniać.

-Wszystko się dowiesz w swoim czasie Dorinie, jedyne co w tej chwili możemy ci rzec to tylko to że płyniemy na północ. - Finluin nie zamierzał na razie nic mówić, trzeba było działać bardzo ostrożnie im mniej ludzi wiedziało o celu wyprawy tym lepiej.

- Wszystkiego się dowiesz w wkrótce. Ja teraz nie mam czasu. Muszę jeszcze wrócić do miasta, mam tam sprawę do załatwienia. Mam nadzieję, że nie opóźnię za bardzo wypłynięcia, postaram się wrócić najszybciej jak to możliwe. Zaopiekujcie się nim - powiedziawszy to Endymion czym prędzej chciał zejść z pokładu statku.

Gdy krasnolud usłyszał, że Endymion wraca jeszcze do miasta, w głowie zaświtała mu jedna myśl. Zawołanie, którym zwrócił uwagę Endymiona brzmiało bardziej jak głośny jęk.
- Eeź Moh Uyna! - z jego skrwawionych i zlepionych strupami ust wydobyły się dźwięki, które trudno było by przypisać do jakichkolwiek sensownych słów. Szanse, że strażnik zrozumie jego postękiwania były marne, widząc jego pytający wyraz twarzy zdenerwował się jeszcze bardziej, że nie jest w stanie zrozumiale sformułować tak prostej prośby...

- Moh! - powtórzył jeszcze raz wykonując rękami gesty, jakby wbijał gwoździe.
- Moh Uyna. - wskazał w stronę zamku. Znowu przyszły zawroty głowy, osłabł na tyle, że musiał podtrzymać się relingu.

Dorin trzasnął drzwiami od kajuty, którą sobie zajął. To zachowanie nie uszło uwadze elfa, choć na razie nie pokusił się o jego interpretację.

Trzymając się dalej lin takielunku zwrócił zmęczoną twarz w stronę mglistej sylwetki Finluina, przez chwilę stał tak z pół otwartymi ustami, świszcząc niewyraźnie, jakby zastanawiając się jak się wyrazić. W końcu z niemałym bólem, wydusił z siebie.
- O eh Muham?

- Nie rozumiem mości krasnoludzie - odrzekł Finluin - ale lepiej oprzyj się na mym ramieniu. Poszukamy miejsca do spania, potrzeba ci dużo odpoczynku.

- Ambasador Muthann? - pytającym głosem dopowiedział strażnik.

Zmęczony Khazad przytaknął skinieniem głowy.

- Opuścił już miasto. O niego ci chodzi? - po czym zaczął się zastanawiać gdzie na pokładzie znajdzie kawałek papieru i coś do pisania - chcesz nam coś ważnego przekazać? Poczekaj zaraz rozejrzę się za czymś do pisania.

Na moment Endymion zniknął z pola widzenia elfa jak i krasnoluda po czym zjawił się z kawałkiem pomiętej kartki i piórem pożyczonym z kajuty kapitana.

- Muham... Muham aył Uyna. Ayaah uał eyegeh... - krasnolud wziął kartki i pióro od strażnika, teraz uświadomił sobie, że nie ważne czy to co pamięta to prawda czy tylko narkotyczne wizje... musi wszystko spisać, wszystko o co pytali i co z niego wyciągnęli. Nie był w stanie przekazać tych wieści ustnie, a przynajmniej nie w zrozumiały sposób... Postanowił, że spisze wszystko i przekaże przede wszystkim przedstawicielstwu krasnoludów w Minas Tirith, aby ostrzegli na czas starszych z Khazaad Dum i być może po przetłumaczeniu również Eldarionowi, choć jeśli dwór króla jest tak przesiąknięty kultystami, że ci porwali zeń Dzuina, to nie wiadomo, czy te informacje bardziej by pomogły czy zaszkodziły. Ale o tym niech już decyduje ambasador. Tak więc Kh’aadz z kilkoma pustymi kartkami i piórem z zapasem inkaustu odtrącając jakąkolwiek pomoc, zataczając się i o mało co nie przewracając trzy razy jakimś cudem dotarł do kajuty kapitańskiej i tam z trudem siadł przy biurku i zmęczoną ręką zaczął kreślić kolejne runy... Przez myśl przechodziło mu tylko jedno, krasnoludy jak zwykle zostaną bez pomocy i będą musiały zadbać o siebie same... Przyswojenie tej lekcji drogo go kosztowało...

Endymion spoglądający przez ramię piszącego uparcie krasnoluda już wiedział, że nie będzie łatwo rozszyfrować pisma jakim Kh`aadz się posłużył.

Gdy skończył złożył dwie zapisane maczkiem kartki, zapieczętował używając laku pozostawionego na kapitańskim biurku. Podniósł wzrok na towarzyszy, znowu przez dobrą chwilę zbierał się do wydania z siebie jakichkolwiek dźwięków, nieświadomie poruszając bezgłośnie ustami.
- Yooaye hahnoya.

Znowu ogarnęła go frustracja gdy zobaczył pytające wyrazy twarzy Endymiona i Finluina. Zamiast warknięcia z jego ust wydobył się przeciągły świst, co chyba zdenerwowało go jeszcze bardziej. Na kolejnej pustej kartce naszkicował uproszczony symbol statku, miasta i brodatą postać ze strzałką w kierunku od miasta na statek. To wybitne arcydzieło podetknął pod oczy zgromadzonych kompanów.
-Mmmm?! - dźwięk przypominał intonacją zapytanie z rodzaju - Rozumiecie?!

Sękatym palcem wskazał na rysunek brodatego ludzika.
- Hahnoyuh.

- Wybacz ale kompletnie nie mam pojęcia o co ci chodzi - z zafrasowaną miną stwierdził strażnik - napisz na wierzchu do kogo ma to trafić, a ja postaram się to rozszyfrować w bibliotece albo może spotkam po drodze jakiegoś krasnoluda.

- E-e - Krasnolud pokiwał przecząco głową.
- Youah hahnouha uay. - krasnolud wskazał palcem na podłogę deski pokładu.

Strażnik widząc że nie dogada się z K'haadzem, postanowił poszukać wsparcia gdzie indziej.

- Poczekaj! - elf zawołał do Endymiona- A ty - wskazał palcem na krasnoluda - napisz komu ma zanieść ten list!

Ostatnie zdanie Finluin wypowiedział w języku krasnoludów, czym zapewne wielce ich zaskoczył.

Kh’aadz wzdrygnął się z zaskoczenia, słysząc mowę swego ludu wypływającą z ust elfa z typowym dla tej rasy zmiękczonym akcentem. Szybko jednak zdał sobie sprawę, że ta niespodzianka, może mu pomóc. Szybko naskrobał na kartce po której szkicował krótkie zdanie.
“List zostaje na razie przy mnie, sprowadźcie przedstawiciela krasnoludzkiej ambasady tutaj.”

- Kh’aadz chce byśmy sprowadzili przedstawiciela krasnoludzkiej ambasady - Finluin zwrócił się do Endymiona. - Chyba osobiście chce mu przekazać list.

Krasnolud na potwierdzenie kiwnął głową. Po czym znwou naskrobał kilka szybkich słów i podetknął pod nos elfowi. Wolał mieć pewność, że i ten przekaz dotarł jak należy.
“Weź młot D’zuina”

- I chce żebyś wziął młot D,zuina.
 

Ostatnio edytowane przez Komtur : 21-09-2011 o 22:13.
Komtur jest offline  
Stary 19-09-2011, 18:33   #149
 
ThRIAU's Avatar
 
Reputacja: 1 ThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znany

Po odczytaniu w porcie wiadomości od Andarasa strażnik jak tylko mógł ruszył do przedstawicielstwa krasnoludów w mieście gdzie przedstawił zaistniałą sprawę, co zajęło mu trochę czasu, po czym ruszył do biblioteki być może uda mu się zdobyć Czarną Księgę. Szanse były nie małe, przecież nikt nie mógł się spodziewać, że informacje między strażnikiem a elfem przepływają tak szybko.

BIBLIOTEKA

Endymion w bibliotece chce zajrzeć do Czerwonej księgi Marchii. Ale w odpowiedzi usłyszał tylko
- Nie ma żadnej – powiedział jeden z bibliotekarzy.
Po krótkiej wymianie zdań dowiedział się, że jest tylko jedna kopia oryginalnej księgi przepisana na życzenie Eldariona przez Hobbitów na oczątku II ery. Ona to znajduje się w bibliotece w bardziej strzeżonych działach archiwum, bo jest zbyt ważna żeby była dostępna dla wszystkich na sali ogólnej. Endymion uporczywie nalegał aby mu ją pokazano. Bibliotekarze twierdzili jednak, że nie mają uprawnień. I Król po włamaniu do archiwum zabronił komukolwiek z wyjątkiem Tequilliana tam wchodzić.

PRACOWNIA TEQUILLIANA W BIBLIOTECE

Obecni: Endymion, Tequillian, Elagar

- Jeszcze nie wypłynęliście Endymionie? - zdziwił się starzec.
- Przed wypłynięciem chciałem jeszcze zamienić z tobą kilka słów - zaczął strażnik - Chciałbym się dowiedzieć co jest w tej księdze takiego, że Andarasowi na niej tak zależało? Studiowałeś ją więc zapewne domyślasz się o co mu chodzi? Co w niej takiego znajdzie?

- Nekromancję Endymionie. Jak wychodować Uruk-hai... Oraz wiele innych zgubnych dla dobra i mrocznych, wypaczonych zaklęć. Czarną magię. - odrzekł starzec. - Teraz już jestem tego pewien, a tajemnicą też już nie jest, kiedy księga skradziona...

- Wydaje mi się, że nie będzie miał z niej wielkiego pożytku, puki co, ponieważ nie poradzi sobie z takimi czarami. Chyba że Haradczycy jako sojusznicy Herumora przekażą mu księgę. Czy księga była zabezpieczona w jakikolwiek sposób przed skradzeniem jej.

- Była. Runami. - odrzekł. - Księga znajdzie sobie drogę przez Andarasa do Głosu Saurona. A ten półelf stoczy się w ciemność, z której jak pokazała historia, się nie wraca. Skąd nagłe zainteresowanie księgą? Król mówił mi, że pierwszy wiedziałeś o jej skradzeniu. - dodał ostrożnie. - Czy ty przypadkiem Endymionie nie zrobiłeś jakiegoś głupstwa? - zapytał cicho.

- Może tak może i nie. Mam nadzieję, że te kwestie wkrótce się wyjaśnią. Nie znam się za bardzo na przedmiotach magicznych ale czy to możliwe, że Głos Saurona wie dokładnie o każdym kroku Andarasa dzięki naszyjnikowi jaki ten ma na szyi.

- Niewykluczone. Bardzo możliwe. Dlatego półelf został odsunięty od wyprawy i wiedzy o Palantrii. Za duże ryzyko. Przecież razem z królem mówmy ci o tym od kilku dni... - zauważył Tequillian.

- Tak mówicie... mówicie. Ale pewności nie macie. Mimo, że go odsunęliście od wyprawy on i tak o niej wiedział - Endymion przypomniał sobie słowa elfa wypowiedziane w tunelu.

- Co takiego? O niej wiedzieliście tylko wy. Ja, król i Elagar... Nikt więcej. Skąd wiesz, że Andaras wszedł w posiadanie tej wiedzy? - zapytał podejrzliwie odsuwając się od strażnika.

- Ludzie Andarasa mierzyli we mnie z łuków ale to długa historia w każdym razie miałem okazję zamienić kilka zdań z nim. Ktoś się wygadał i zapewniam, że nie byłem to ja - stwierdził strażnik.

- Skoro wróg zna już nasze plany, to nie ma czasu do stracenia. Czy mówił też o Tol Morwen? - zapytał z przestrachem. - Tylko po co dzieli się tym z tobą. To jest nielogiczne... Dlaczego odkrywa atut zaskoczenia?

- Skoro on wie to i jego ojciec wie a skoro on wie to i Herumor wie. A co do grobu to prawie jestem pewien że coś wie - powiedział Endymion.

- Przekażę to wszystko królowi. Miej się na baczności. Wśród wąskiego grona wtajemniczonych jest zdrajca. Pomiędzy audiencją a wydarzeniami w nocy Andaras został poinformowany o wszystkim... - prorok aż usiadł z wrażenia.

Elagar podbiegł do starca.

- Mistrzu, pomogę ci. - powiedział usłużnie z oddaniem.

- Będę miał się na baczności - Endymion uświadomił sobie, że dostęp do księgi miały dwie osoby poza królem. Praktycznie każda z nich mogła podmienić księgę. Może Andaras się mylił i to nie o starca chodzi pomyślał strażnik, nie dopuszczając lub nie chcąc dopuścić myśli, że elf jest na prawdę zdrajcą .
- Mam jeszcze jedną prośbę mistrzu a mianowicie chciałbym zajrzeć do Księgi Marchii podobno jest tam wzmianka o palantirach - w tym momnencie kłamał chcąc tylko zajrzeć do księgi- podobno po włamaniu trafił do bardziej strzeżonych działów.

Tym razem uważnie obserwował reakcję obydwu, szukając jakiej kolwiek oznaki nienaturalnego zachowania.

- Księga Marchii? Jaka Księga Marchii? - zapytał Tequillian ze zdumieniem.

- No ta mówiąca o wydarzeniach z wojny o pierścień zresztą spisana chyba przez hobbitów.

- Aaaa... - starzec potrząsł brodą. - Czerwona Księga Marchii Zachodniej. Tak... Ale tam wiedzy o Palantrii nie ma zbyt wiele. Ot, tyle co każdy wie, kto historię lubi.

- Mimo wszystko chciałbym do niej zajrzeć - Endymion robił się nieustępliwy.

- O ile mnie pamięć nie myli, powinna ona być w archiwum. To jedyna kopia na dworze. Cenna Eldarionowi, który jako dziecko jeszcze miał okazję znać bohaterów o której ona traktuje. - westchnął Tequillian. - Skąd zainteresowanie nią Endymionie? Czy nie masz ważniejszych rozkazów i spraw na głowie? Czarną Księga powinieneś się zająć a nie Czerwoną... - powiedział grobowym głosem.

- Tylko na momęcik nic więcej – zapewnił Endymion
PODZIEMIA BIBLIOTEKI
Przeszli z pawilonu jego pracowni do podziemi biblioteki.

- Elagarze, pokaż księgę Endymionowi, o którą prosi. - rozkazał prorok.

- Dobrze Mistrzu. - odparł tamten.

Wyszedł z pomieszczenia. Potem wrócił po kilku minutach.

- Obawiam się, że ta księga została również skradziona tej nocy. - powiedział rozkładając ręce. - Nie ma jej w księgozbiorze.

Tequillian westchnął słysząc te słowa.

- Teraz możesz powiedzieć czemu chciałeś ją widzieć? - zapytał strzec smutnym głosem.

- Bo jej zawartość w okładce Czarnej Księgi jest teraz w posiadaniu Andarasa. Miałem nadzieję, że tu będzie ukryta Czarna Księga. Jeśli któryś z was maczał w tym paluchy to i tak już się domyślił że wiem więc nie będę tego ukrywał - Zrezygnowanym głosem stwierdził Endymion. Przetarł dłonią czoło i po chwili przerwy dodał - Kto ma klucze do tych pomieszczeń, kto mógł tu wejść bez większego problemu i wziąć tę księgę. Jeśli chodziło o tą konkretna księgę to musiał też wiedzieć gdzie ona jest przechowywana. A to by oznaczało tylko jedno....

- Zaraz, zaraz. - wyszeptał Tequillian. - Najpierw pierwszy wiesz, że Czarna Ksiega zginęła. Potem mówisz , jeszcze tego samego dnia, że Andaras jej nie ma... O co ci chodzi strażniku? - powiedział Tequillian zdezorientowany. - Że Czarna Księga nie jest w rękach tego półelfa? A to niby skąd wiesz, pomiędzy jednym a drugim meldunkiem? Zatem on jest w mieście? I masz z nim kontakt? - dopytywał się starzec. - Król nie będzie zachwycony takim załatwianiem spraw... Gdzie jest zatem krasnolud, bo i to pewnie też wiesz? - zapytał podejrzliwie.

- O przepraszam zapomniałem powiedzieć, jest na statku przecież miał płynąć na wyprawę po palantiry. A gdzie miałby być? - odrzekł z przekąsem Endymion - więc kto miał dostęp do tych podziemi?

- Miał być na wyprawie zanim został porwany, co sam przyniosłeś jako raport dla Eldariona. - odrzekł Tequillian. - A teraz jest na pokładzie statku? - dodał z konsternacją. - Do podziemi wstęp mam ja. Klucze miał również Elagar, Eladrion oraz bibliotekarz, który został ograbiony z tychże kluczy. - odrzekł chłodno Tequillian. - Nie podoba mi się ton z jakim rozmawiasz ze mną młody człowieku. - odrzekł z nieukrywaną niechęcią.

- Tak dokładnie tak było - odparł Endymion - Kh`aadz jest już bezpieczny. Zatem ktoś z tych osób musiał podmienić księgę.

- Lub ktoś bardzo zmyślnie manipuluje tobą Endymionie. - westchnął Tequillian. - Trzeba trzymać się faktów. Obu ksiąg nie ma. Zaś wiedza twoja nie poparta jest niczym co wskazuje na to, że Andaras nie jest w posiadaniu tejże zakazanej. - odparł z politowaniem. - Cieszy mnie, że krasnolud jest w bezpiecznych rękach. Żałuję, że Czarna Księga nie jest... W czyichkolwiek rękach jest. - dodał. - A teraz nie ma co roztrząsać tego. Lepiej królowi o tym trzeba złożyć doniesienie. Tylko właściwie o czym? Że Czerwonej Księgi Marchii Zachodniej też w archiwum nie ma? - głośno myślał wstając z ławy. - Nie wiem jaką grę prowadzisz Endymionie, ale owoce jej nie są zbyt dobre , jeśli jeszcze tego nie zauważyłeś. - dodał, po czym zwrócił się do Elagara. - Szykuj konia. Zawieź mnie na zamek.

- Dobrze Mistrzu. - ze spokojem odparł asystent posyłając Endymionowi dziwne spojrzenie.

Endymion przegrodził drogę starcowi i jego asystentowi.
- Nie tylko o kradzieży czerwonej księgi ale przede wszystkim o tym że ktoś w bibliotece zamienia księgi jak i kiedy chce a ty nic o tym nie wiesz?

- Ty jesteś Endymionie źródłem tych rewelacji. Ja o niczym takim nie wiem. I nie wiem czy w to wierzę. Choć ty niewątpliwie. Nie znaczy to jeszcze, że to jest prawda... - powiedział idąc w stronę drzwi. - Ja wiem tylko, że księgi zostały skradzione. To akurat jest oczywisty fakt, którego wszyscy jesteśmy świadkami .

- Mam nadzieję, że wiesz co robisz Endymionie. - powiedział i obrócił swoje niewidzące czy gdzieś daleko w przestrzeń.

Endymion Analizował sytuację w myślach. Jeśli to co napisał w wiadomości Andaras jest prawdą oznacza to, że starzec wiedział na jaką księgę rzuca zabezpieczający czar. Więc kto jak nie on mógł podmienić zawartość okładek, nikt inny nie był w stanie tego zrobić. Nit poza nim nie mógł zdjąć czaru podmienić zawartości okładek i nałożyć go ponownie. Poza tym bibliotekarze powiedzieli, że Czerwona Księga trafiła do utajnionego księgozbioru z rozkazu króla, więc jej okładka była jeszcze w bibliotece. Podmiana miała sens tylko w przypadku gdy podmieniający wiedział, że tej nocy księga zostanie skradziona. Tylko kto jeszcze wiedział o naszym nocnym wypadzie. Poza tym ktoś musiał ją przenieść, zrobić to fizycznie, wziąć, ją do ręki i przynieść tu do podziemi. A stąd ukradł ją ktoś kto ma do tego miejsca dostęp, i wiedział gdzie była ona przechowywana. Zatem któryś z bibliotekarzy powinien poświadczyć, że Czerwona Księga a raczej jej okładka była tu po kradzieży. A poza tym Andaras nie mógł jej zabrać, przecież byłem tej nocy z nim tutaj.

- Rozważmy wariant, w którym Andaras mówi prawdę, bo ten prowadzi do bardzo niepokojących wniosków w drugim przypadku gdy kłamie to tylko ja wychodzę na durnia i nic poza tym. Kto poza tobą mógłby zdjąć czar zabezpieczający księgę?- zapytał strażnik spoglądając na starca – gniewasz się na mnie? I gniewaj się ile chcesz nie dbam o to. Ale chyba rozumiesz, że Andaras nie zadał sobie tyle trudu żeby wynieść okładkę upragnionej księgi.

- Elagarze zawołaj straże! - odezwał się Tequillian surowym głosem. - Dosyć tej farsy.
- Straaaaaaaaż! - wydarł się asystent wniebogłosy.
Po chwili słychać było nadbiegające kroki. Otworzyły się drzwi.
- Co się stało Mistrzu? - zapytał strażnik pospiesznie.
- Jeszcze nic. Niech nikt nie opuszcza piwnic. Również ten człowiek. - wskazał głową w kierunku gdzie stał Endymion. - Ten Strażnik Królewski. -dodał z naciskiem. - A ty idź po króla i Kapitana Rycerzy Fontanny. Natychmiast! - powiedział starzec zagniewany. - I nie oszczędzaj konia!
 

Ostatnio edytowane przez ThRIAU : 19-09-2011 o 21:23. Powód: tajne....
ThRIAU jest offline  
Stary 19-09-2011, 22:40   #150
 
Wroblowaty's Avatar
 
Reputacja: 1 Wroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znany
Kh’aadza zaskoczył fakt, iż Finluin, którego na dobrą sprawę w ogóle nie zna, przemówił w jego ojczystym języku. Elf miał ten charakterystyczny dla większości przedstawicieli swojego gatunku zmiękczony, lekko śpiewny akcent, ale mówił jak najbardziej zrozumiale. Krasnolud szybko doszedł do wniosku, że ta niespodzianka, jest jak najbardziej pożądana. Chwycił za pióro, i na kartce, na której uprzednio nabazgrał schemat miasta i statku po czym skreślił szybko jedno zdanie.

Elf przeczytał, po czym przetłumaczył Strażnikowi, krasnolud ukontentowany, że wreszcie przekazał to co z takim trudem starał się wydusić z siebie przez ostatnie 10 minut, westchnął głęboko, dopiero teraz przypominając sobie jaki jest słaby. Podpierając się rękami o blat stołu wstał ociężały, postanowił zgarnąć ręką kilka niezapisanych jeszcze kartek oraz pióro z glinianym pojemniczkiem na inkaust. Kapitan nie powinien się obrazić, zwłaszcza, że na stole stało takich jeszcze trzy. Nadal odtrącając każdą wyciągniętą w jego stronę pomocną dłoń, doczłapał podpierając się ścian do pustej kajuty. Być może Finluin miał dobre chęci chcąc go podtrzymać, ale krasnolud, pomimo iż świadomy swojej niedawnej porażki, chciał zachować jeszcze te resztki godności, które mu zostały. Poza tym, jak sam siebie przekonywał, dostał bolesną lekcję… Polegać, można tylko na sobie samym, nie wiedział dla czego został przy życiu, nie miał pojęcia kto go znalazł, czy wyciągnął z tamtej śmierdzącej dziury, która jak teraz był tego niemal pewien, była miejscem kaźni nie tylko jego samego, ale też D’zuina, któremu nie mógł w żaden sposób pomóc. Ale to kto i dla czego zupełnie go nie interesowało… Z jednym wyjątkiem.

Muthan… To imie brzmiało głośno i wyraźnie wśród szalonej plątaniny wspomnień wymieszanych z obrazami narkotycznych koszmarów z przed kilku dni. Ojczym Andarasa… To on torturował i zabił D’zuina, a co za tym idzie, pół elf, musiał o tym wiedzieć. Cała bajka z kultystami i księgami jako okup musiała zostać zmyślona aby i jego wpędzić w pułapkę… Widać, D’zuin nie powiedział im wszystkiego co chcieli wiedzieć, dla tego ten przeklęty zdrajca wydał jego tym śmierdzącym wielbłądami dzikusom. Eldarion miał za miękkie serce, wszystkich Haradczyków powinno się wygnać z powrotem na pustynię, gdzie ich miejsce. Przeklęci ludzie, przeklęte elfy, przeklęci zdrajcy.

„Będzie trzeba się upaprać w gównie” – powiedział kiedyś
- Oj będzie trzeba… - przytaknął w myślach krasnolud

„Zkontaktujcie się ze mną w Umbarze”
-Oj skontaktuję się z Tobą…Zdrajco!

W raz z tymi myślami odpłynął w kojące objęcia snu... Ale sny które przyszły, wcale nie były lepsze od rzeczywistości ostatnich dni...
 
__________________
"Lotnik skrzydlaty władca świata bez granic..."
Wroblowaty jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172