Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-09-2011, 21:46   #124
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
James nie wiedział jak długo próbował zasnąć. Może godzinę a może tylko kilka minut. Choć ciało było okropnie zmęczone i z błogim lenistwem delektowało się każdą chwilą bezczynności i regeneracji, to umysł jeszcze bardziej ciężki rozsadzał skronie i zaćmiewał każdą próbę bezmyślnego wyciszenia natrętną gonitwą teorii.

Teraz kiedy wszystko wydawałoby być się jakby prostym, jasnym i czystym zmąciło się po rewelacjach prawdziwej kuzynki Lucy. Nadal chciał wierzyć, że to On uwolnił ich w kościele manifestując swój gniew na pogańskie bałwochwalstwo upadłego księdza, który który albo zwariował albo został opętany. Czyż jeśli to miała być Apokalipsa, śmiertelnicy mieli do odegrania jakąś rolę w jej powstrzymaniu. Z punktu widzenia proroctwa Świętego Jana byłaby to wierutna bzdura. A więc wszystkie teorie i wykręty uciekania od wiary teraz po jej objęciu i paradoksalnym uspokojeniu, że nie ma czego się lękać póki nieunikniona śmierć jeszcze nie przyszła, teraz uderzyły ze zdwojoną mocą.

Siedział tak w fotelu ociężały z twarzą zwróconą ku drzwiom i czekał na sen lub to co miało wejść po nich przez próg. Albo okna.
Nie był jeszcze gotowy na rzeź. Jednak wiedział, że skoro nie zginął przed godziną, kiedy kostucha wyciągnęła po niego kosę, niby czemu opatrzność, ktokolwiek za nią stał, miała go opuścić teraz? I później, kiedy ma walczyć z ciemnością?

Zaspokoił wcześniej pierwszy głód kawałkiem chleba z suszoną rybą na zimno a teraz trawiący przekąskę organizm przypomniał mu tylko o głodzie jeszcze bardziej. Tak jak appetizer pobudza ślinotok w oczekiwaniu na danie główne. Zapach dobiegający z kuchni był jajecznicą i przywitał go z szerokim uśmiechem. Samantha okazała się był bardziej biegła w obsłudze pieca jak gotowanie wody w czajniku.

W sypialni nauczycielki pozostałe kobiety wraz z Solomonem studiowały notatki. James przyłączył się do szukania wskazówek jakie zawarł Azariasz w pamiętniku. Zakreślał słowa, zdania. Niby wszystko niosło ze sobą coś ważnego. Skupił się tylko na tych kilku.





Noszący Maski. Ten, który idzie z ciemności podszywa się pod ludzi, opanowując ich serca, ciała i dusze? Czyżby Donovan miała rację? Miranda była po śpiączce Maską? Albo prawdziwa Lucy? Niedorzeczność. Prędzej ksiądz Malcolm. Walker wątpił by duchowny przed przybyciem na wyspę był okultystą. Raczej ciemna strona mocy wyciągnęła po niego swoje dymne łapy mając go teraz na smugach ciemności jak marionetkę.

Tańczące drzewa. Rytuał ma mieć miejsce w lesie. Czyż sen nawiedzenia Adrina nie był na polanie w wirującej jak w dance macabre kniei? Czyżby taniec Indian był czymś więcej jak pokojowym oczekiwaniem na indiańskiego mesjasza?





Zaćmienie? Dosłownie? To ma być ten znak? Czy raczej skrócony dzień? Kto to widział by zmierzch zapadał o trzeciej po południu w końcówce maja? To się zbliża już teraz. Więc jego brak. Brak światła. Pożarte słońce. Wkrótce będzie tylko noc. Nie, nie noc. Nie dzień. Po prostu ciemność. Nauczycielka ma rację. Poprzedzi tych wysłanników...

A jeśli Złamane Wiosło zna Szamańskie Pieśni? Wątpliwe, lecz warte sprawdzenia. Bar Harbor...

Każdy w wiosce kłamie lub kłamał. Mirandzie trzeba zaufać. Nie pokazałaby tych kartek. Chyba... Chyba, że spisała to co chciała. Chciał. Noszący maski i kłamstwa.. Jeden i ten sam. Czy dwóch? A ona... A brama... jest zamknięta lub nie otwarta do końca. A my rytuałem mamy ją otworzyć? Bzdura...

Obrazy. Pięć. Sowa, Wisielec, Ciemna Skała, Tańczące Dzieci i Oczy Zasmuconej Matki. Sowa była w tawernie. Jest na plebanii. Ciemna Skała może być w domu latarnika. Jeśli jest to urwisko klifu latanii... Tańczące Dzieci mogą być w szkółce Mirandy. A reszta? W tych indiańskich symbolach będą słowa pieśni do rytuału. Może nawet taneczne kroki. Jak dobrze, że jest z nami tancerka...





Zdrajca Krwii. Kolejne imię. Trzeci. Szatan ma wiele imion. Ktokolwiek przychodzi z ciemności wychodzi od niego. Wysłany. Czy Adrian był narzędziem demona? Zdradził ludzi. Ten miał być człowiekiem...

Amulet Larksona. Może wciąż jest na wyspie... Czy trafił w ręce Adriana? Chyba nie.... Wszak brama otwarta...

Walker był nie mniej skołowany niż wcześniej, a im dłużej zastanawiał się nad wszystkim tym mniej rozumiał. Choć tak wiele z zakrytych dotąd spraw odsłoniło się z cienia, to tajemnica wciąż skrywała najważniejszą dla niego kwestię. To się jednak działo. I dzieje. Purytanin gorąco wierzył w Ukrzyżowanego Pana a jednak podważał kanon wiary. Czyżby objawienia i nauka Kościoła nie zatrzymała się i wciąż ewoluowała? A Inkwizycja, Sobory i Katechizm był skostniałą klatką zamkniętych na prawdę katolickich faryzeuszy? A jeśli objawiona prawda była częściową. Nie zaprzeczającą i wykluczającą szerszej. Tylko prawdą częściową... Rąbkiem tajemnicy wiary... Skoro Azariasz zawierzył, Walker musiał również. Skoro Skandynaw nie widział sensu w ucieczce i on też nie zamierzał. Tylko w bólu nie będzie szukał oparcia. Raczej w Sucamuqsimie. I Bogu od którego syn senatora wyszedł jako dziecko a teraz wrócił głupszy. Kimkolwiek On jest.

James przysłuchiwał się rozmowie między kobietami. Więc jednak w szkółce jest obraz. Winterspoonowie. Na pewno były u nich obrazy. Tylko czy jeden z tych?

- U tych snobów z końca wsi chyba było sporo obrazów. Nie pamiętam dokładnie. Ale najprędzej u nich będą jakieś, jak u rybaków bez koligacji z Larksonami. Zwróciłeś na to uwagę Solomonie jak braliśmy klucze? – zapytał James.

- Niestety, nie znam się na tym i nawet nie zwróciłem uwagi na jakiekolwiek obrazy. Może w domu wynajmowanym przez Adriana też jakiś był? – zauważył tamten.

- Też nie pamiętam. Bardziej skupiałem się na złapaniu tego cienia z okna jak oglądaniu ścian. – Walker szperał w pamięci.

- Obawiam się, że będziemy musieli to sprawdzić, chyba, że cudem natkniemy się jakoś na pozostałe - rzucił z niedowierzaniem Solomon.

- Możesz mieć rację. W końcu dom wynajmowany przez Adriana był Winterspoonów. Azariasz mógł pod nosem ukryć obrazy. W widocznym miejscu przed tą rodziną. W końcu najciemniej pod latarnią.

- Dokładnie. Jeśli je skompletujemy może uda nam się jakoś wybrnąć z tej sytuacji. Musimy przypomnieć sobie jakie miejsca odwiedzaliśmy i czy istnieje szansa, że w którymkolwiek z nich mógł wisieć jeden z obrazów.

Walker kiwnął głową w zamyśleniu.

- Wiemy już o szkolnej szkółce. Sowa jest na plebanii. W lesie może być też jeden u krewniaka Larksonów. Tego leśniczego. Jednak nie wiem tylko czy chodzenie nocą po lesie jest dobrym pomysłem. Z drugiej strony jak jest za późno to i wyboru nie mamy wielkiego. Naprawdę wierzysz, że my jesteśmy w stanie zatrzymać to co nadciąga. To znaczy zamknąć tę bramę? – rzucił Walker.

- Nie wiem, James. Nie mamy jednak innych opcji, nie uciekniemy, nie przeczekamy burzy, musimy działać. Poza tym Lucy wspominała, że niekiedy istoty niebezpieczniejsze nie wahają się chodzić za dnia. Może to szaleństwo, ale kto wie czy nie będziemy musieli działać w nocy. – odrzekł Colthurst.

- Szkoła jest zaraz obok. To byłby nasz pierwszy krok. – Walker głośno myślał.

- Musielibyśmy również odebrać sowę. Nim wierni wrócą do kościoła. – wtrącił Solomon.

- Potem po drodze do lasu jest plebania. - powiedział niemal równocześnie z Solomonem. - No właśnie. A kościół pod lasem. Więc wszystko po drodze. Ale co z kobietami?

James spojrzał na chorą Mirandę i ranną kobietę. Potem powiedział:

- Trzeba znaleźć sojuszników we wsi żeby nimi się zaopiekowali, chyba że panie chcą iść z nami. To byłby nie głupi pomysł. Bo z lasu trzeba od razu udać się do Bar Harbor. Ten Indianin Złamane Wiosło pomoże nam kiedy przekona się jak poważna jest sprawa. A jak nie wie zbyt wiele to i tak na pewno więcej niż my w niektórych sprawach.

- Z tym będzie ciężko. Pamiętasz doktora? Nawet jeśli nie działają z księdzem to i tak za bardzo się boją by nam pomóc. – rzekł Colthurst z powątpieniem.

- To niech panie się wypowiedzą jak to widzą. W jednej kupie mamy chodzić czy rozdzielamy się. Jedno i drugie jest równie niebezpieczne. – rzucił James.

Wcześniejsza propozycja kuzynki Lucy wydawała się być rozsądną o ile kobiety mają siłę, aby znosić trudy wędrówki. A jeśli on tam w kościele była narzędziem w rękach Duchowego Sojusznika? Jeśli nie jego życie ratował, a raczejtej oszustki? Moc nie dała jej zabić. Czy nie da też zginąć ochroniarzom? Kto jest spisywalny na straty, a kto nie? Przyjrzał się rannej. Przynajmniej wie, że ta która przyszła z kłamstwami i nadal je zapewne niesie w sercu, jest zupełnie niegroźna i niewinna z tego drugiego punktu widzenia.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline