Wątek: Lustro duszy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2011, 00:32   #5
Nimue
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Właściwie gdyby ktoś zapytał ją, dlaczego poszła do galerii, za chiny ludowe nie umiałaby odpowiedzieć. Po prostu tak poczuła i zrobiła to, jak wiele razy wcześniej zresztą. Nauczyła się ufać swoim instynktom, pozwalała ulegać z pozoru jedynie „zachciankom”, które później okazywały się bardzo ważkimi potrzebami w procesie samorealizacji. Gdzieś tam w środku, siedziała w niej dużo mądrzejsza Laura, która wiedziała lepiej „co i jak”. To jeszcze nie była schizofrenia, ale z pewnością dosyć ciekawe zjawisko psychologiczne. Na razie dobrze żyło jej się z tą drugą. Było to dość wygodne i według wszelkich znaków na niebie i ziemi bardzo bezpieczne.

Od wejścia do galerii dzieliło ja dosłownie kilkadziesiąt kroków, gdy nagle w torebce rozbrzmiała znana melodia Louisa Armstronga. „I see trees of green ...” nie doczekało się kontynuacji. Jak nigdy, niespotykanie szybko jej ręka odnalazła aparat.
- Laura?
Zamarła, słysząc głos, którego brzmienie przypominała sobie przez ostatnie tygodnie. Pomijając to, że nienawidziła, gdy ktoś dzwonił na jej prywatny numer i upewniał się , że to ona, po prostu ją zatkało. Jak nie ona, lecz zupełna kretynka, próbowała coś wydusić z siebie,niestety przypomniało to jedynie nieporadne jąkanie zawstydzonej siksy. Nie dał jej dojść do słowa. Wkurzyła się na własną nieporadność, na jego napastliwość i zupełne nieliczenie się z jej zdaniem.
Jednak słowo „błagam” przebiło się przez budowany naprędce pancerz nieczułości.
Mężczyźni prawie nigdy nie używają takich słów. Cokolwiek skłoniło Adriana do wyartykułowania tego przekazu, musiało mieć cholernie ważne podstawy.

Galeria rysowała się już dość wyraźnie w jej perspektywie. Przystanęła na chwilę, odetchnęła i automatycznym ruchem poprawiła kosmyk opadający na lewe oko.
- Niech się dzieje wola nieba – wyszeptała wryte głęboko w pamięć, jeszcze z czasów szkoły, słowa rejenta Milczka. Oczywiście, można by się w tym miejscu pokusić o pytanie w jakim stopniu niebo pozostawało dla niej autorytetem. Ale... Po co?
Wpatrzona w wejście niczym sroka w gnat nie mogła nie zauważyć wychodzącego mężczyzny. Zareagowała w najgłupszy z możliwych sposobów. Odwróciła się na pięcie i natychmiast rzuciła się ku zamkowi swej torebki, by zatopić dłonie, oczy, czoło niemal, w czeluściach niegroźnie z pozoru wyglądającego skórzanego akcesoria. W końcu, by nie nadać swemu zachowaniu znamion groteski, musiała jednak podnieść wzrok i zamarkować inne – naturalniejsze – zachowanie.
Wzięła komórkę, przyłożyła ja do ucha i udając, że rozmawia, zaczęła przyglądać się otoczeniu.
Jej wzrok prześlizgnął się po wielu postaciach, jednak kilka z nich zaliczyło punkty pierwszeństwa w jej spostrzegawczości.
Czwórka ludzi na chwile jakby wwierciła się w jej ekran świata. Poczuła dreszcz jaki towarzyszy spotkaniu czegoś tajemniczego.
Nie miała czasu dywagować na ten temat dłużej, gdyż Adrian znalazł się na tyle blisko, by na brak reakcji na słowa zareagować delikatnym dotknięciem jej ramienia.
Odwróciła się gwałtownie, próbując powrócić z odmętów myśli niepokojących.
Ledwo go słyszała, niejasno rejestrowała słowa i gesty. Nie wytrzymała, wciąż zaintrygowana, odchyliła głowę i … nie zobaczyła nic interesującego. Poczuła się rozczarowana. Pod powiekami miała powidok czwórki intrygujących ludzi. Skupiła się na tej wizji i oniemiała. Zawsze uważała się za świetną obserwatorkę, lecz tym razem zawiodła samą siebie: oprócz siły wrażenia nie pamiętała żadnych szczegółów wyglądu tej czwórki. Nic. Totalnie nic.
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline