Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-09-2011, 23:28   #1
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Lustro duszy

Było ich troje. Od niepamiętnych czasów. Od zawsze. Od początku.
Oni podobni jak dwie krople wody: młodzi, silni, piękni. Na ich widok spokój nadbiegał migiem z najdalszych czeluści obawy. Strach ustępował, pąsowym obliczem wstydu tłumacząc swą próbę dominacji. Byli ukojeniem, delikatnym uściskiem pewnej ręki. Byli bezpieczeństwem.
Ona...
Była ich młodszą siostrą. I właściwie do momentu ukończenia osiemnastu lat nie można było więcej o niej powiedzieć. Młodsza siostra wspaniałych bliźniaków. Tylko tyle. Niewiele. Marnie.

Wszystko przewróciło się do góry nogami, gdy zamieniła jeansy na mini i okulary na soczewki. Jedno piwo, którym uraczyli ja braciszkowie, przypieczętowało jej pozycję. Nagle okazało się, że potrafi się uśmiechać, patrzeć zalotnie w oczy i ripostować w niebywały sposób zaczepnych łowców spódniczek. Jeden wieczór wystarczył, by zmieniła diametralnie swoje życie. Przestała się bać ludzi i w końcu uwierzyła w siebie.

Sielanka trwała na tyle długo, by wykształcić w niej pancerz odporny na „tykanie” fizyczne czy psychiczne. Lawirowała zgrabnie między pułapkami najokrutniejszego ze światów: rzeczywistości małolatów, którym wydaje się, że wystarczy podskoczyć, by sięgnąć księżyca.

Uwielbiała swoich braci. Nigdy z nikim nie rozumiała się tak dobrze. Bez słów. Bez pretensji. Bez sztuczności. Im mogła powiedzieć wszystko.
Im właśnie zapalała znicz na grobie w Krakowie. Od dziesięciu lat, co tydzień, gdy inni zaczynali cieszyć się weekendem, ona wyruszała zakorkowanymi ulicami na cmentarz Batowicki.

W ten piątek jednak wszystko było inaczej.

Wstała jak zwykle o 6.15. Rozkoszowała się przez chwilę miłym ciepłem futerka czarnej kotki leżącej jej na nogach, by w końcu delikatnie przesunąć miękkie ciałko z kłopotliwej pozycji.
Wzięła prysznic, umyła zęby i... spadła na nią dręcząca świadomość braku. Długo wpatrywała się w lustro, zanim dotarło do niej : nie dostała okresu! Od wielu lat, jak wierny towarzysz, nie spóźniał się nigdy. Zawsze na czas, precyzyjnie obecny, niemal co do godziny.
Historia „towarzyska” przebiegła przez jej głowę z prędkością TGV. Kilka przygodnych, ale bezpiecznych kontaktów – rzadko ulegała chwili, zazwyczaj kierowała się rozsądkiem. Tylko... Tylko ten jeden raz... Najwspanialszy raz w jej życiu.
Rzuciła się na torebkę. Papiery, papierki, śmieci, cukierki wszystko to wystrzeliło z wnętrza z impetem wulkanu.
- Cholera – przecież miałam jego wizytówkę! - Zaklęła cicho, rzucając torebką o podłogę.
Popatrzyła kolejny raz w lustro.
- Spokojnie. Nie będziesz mamą! Bez paranoi. To się zdarza.
Wzięła kilka głębokich oddechów, dotknęła swojego brzucha i przeświadczona o nadwrażliwości, zajęła się robieniem makijażu.
Oczy. Powieki. Wróć!
Najpierw garsonka, żeby dopasować kolor.
Ciemne bordo.
Cień w kolorze brudnego różu na całej powiece. Lekko zadrżała jej ręka. Dlaczego?
Pędzelek unurzany w grafitowym holograficznym cieniu. Maźnięcie w kącikach, roztarcie palcem.
Teraz tusz.
Odkręciła... Dłoń ponownie zaczęła tańczyć w pląsie drżenia. - Co się dzieje???
Z trudem dokończyła proces upiększania. Z garderoby wyjęła upatrzony komplet odzieży i zajęła się przystrajaniem swojej sylwetki.
Po kilku chwilach była gotowa. Lustro kłamało jak zwykle. Ładnie. Ale...

Kot przewrócił się gwałtownie w pościeli. Zamruczał przymilnie, wyprostował swoje nogi do granic możliwości i zalał oblegającą ciszę kojącym acz przydługim i roszczeniowym : miauuuu...
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline  
Stary 07-09-2011, 00:48   #2
 
Athos's Avatar
 
Reputacja: 1 Athos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputację
Czarne chmury zakryły i dzisiaj księżyc, który bezdyskusyjnie był jednym z niewielu towarzyszy niewoli, jaka stała się udziałem mężczyzny stojącego na dziedzińcu. Ciche kroki oddalającego się troskliwego służącego, który kilka chwil wcześniej, pojawił się z ciepłym płaszczem, bo noce zaczynały być mroźne, słychać jeszcze było jakby w tle. Poza tym cisza wszechogarniająca i zaraźliwa. Skąd więc nagle cichy jęk, czy to i tylko złudzenie, czy też może zapowiedź, tego co za chwilę stanie się udziałem jedynego widza, jakim jest ów mąż samotny. Płaszcz daje osłonę, lecz po chwili mężczyzna drży, nie ze strachu, to efekt łkania. Łzy są także towarzyszem owej niewoli i jeszcze stosy papieru, pióro i kałamarz, te czekają już w bibliotece.
*
Kiedyś byłem młody, pełen radości i życia, a potem to wszystko się zaczęło i zdaje się nie mieć końca. Tak winienem zacząć, lecz zakazano mi o tym mówić. Otrzymałem wszystko, o czym zamarzyłem, lecz zapomniałem o jednym. Nie oszukano mnie, po prostu miałem wiarę.
Jak mnie zwą? To proste i zarazem zbyt skomplikowane, by teraz wyjaśniać. I tak nie uwierzycie!
*
Z trudem przedarł się przez tłum, światło nie czyniło szkody dla oczu, lecz było zbyt barwne i chaotyczne by nie spowodowało grymasu zniesmaczenia, który pojawił się na jego twarzy. Przez moment obserwował parę, która od razu przykuła jego uwagę. Poczuł delikatny dreszcz, jak zazwyczaj, kiedy wszystko zaczynało się od nowa. Oczami wyobraźni widział kolejne sekundy, minuty, godziny. Gdyby pozostał wierny stereotypowi z pewnością każdy z jego zmysłów odczuwałby rozkosz, przygotowując się na finał, który i dzisiaj mógłby odgadnąć bez trudu. To tylko kwestia woli, lecz do tego przekonał się dawno temu. Teraz bez trudu mógł łamać kanony i iść w stronę, która wydała się słuszna, cholernie subiektywnie, lecz w jego odczuciu prawdziwie.
*
Jeśli wątpiła czy spotka go, widać urodziła się pod szczęśliwą gwiazdą. Czymże jest wizytówka, miękka, nieodporna, lecz jakże oczywista. Skoro stało o niej, tak i nie można jej pominąć. Nawet jeśli pomyłkowo wylądowałaby w koszu wraz ze zniszczonym biletem do kina, a może paczką Mentos to przypadkowo upaść może na podłogę, a na niej napis: Adrian Nowacki – Galeria Connassieur Kraków.
*
Kiedy wizytówka upadła na ziemię Janek kończył wiązać sznurówkę buta. Przez chwilę wahał się, czy jednak nie sięgnąć po pastę nabłyszczającą. W końcu po raz kolejny spoglądając w stronę okna uznał, że podobny zabieg, który kosztować go będzie kolejne cenne chwile, generalnie stanie się mało efektywny, odpuścił. Telefon, który wyrwał go z błogiej nieświadomości, wciąż wwiercał się przez warstwy ochronne mózgu, powodując uciążliwe przypomnienie o potrzebie obowiązku. W końcu odnajdując swoje właściwe tory ruszył pewnie ku wyzwaniu kolejnego dnia. Mając to szczęście posiadania prywatnego szofera, miał jeszcze chwilę by zmrużyć oczy i zastanowić się nad tym, ki diabeł go wzywa.
 
Athos jest offline  
Stary 08-09-2011, 00:08   #3
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Po kilku dniach wreszcie mogła odetchnąć. Test ciążowy wylądował w koszu, a godzinę po nim pusta butelka po whisky.
Padła, ale padaniu temu towarzyszyło jedno wielkie wydzierające się z każdego zakamarka jej umysłu westchnienie ulgi.
- Nigdy więcej! - powtarzała sobie jak mantrę, zasypiając w pijackim niebycie. I odpływając w odmęty błogiej nieświadomości, nie wiedziała tak naprawdę czy chodzi jej o spontaniczny seks czy upodlenie nadmierną ilością bursztynowego napoju.

Dzień kolejny, spowity mgiełką pospolitego kaca, minął jej na wsłuchiwaniu się w mruczenie leżącej na jej poduszce kotki. Mniej więcej gdzieś tak w okolicach FAKTÓW na TVNie dotarło do niej, że w jej głowie zamieszkało pewne imię. Nawet po wykluczeniu „zagrożenia” wciąż przewijało się w jej myślach jak zapętlona taśma.
Około 24 nie wytrzymała. Sięgnęła po telefon. Dotykowe badziestwo jak zwykle kilka razy sprawiło jej figla. Po kilku zmaganiach kciuka i palca wskazującego, udało się jej w końcu osiągnąć cel. Śmiała się z samej siebie, odsłuchując zgłoszenie poczty głosowej.

- Nie, to nie! - wymruczała ze złością, przyjmując postawę urażonej księżniczki.
Ponieważ nie miała w kogo strzelić swoim fochem, buńczuczność szybko zniknęła z jej postrzegania świata.
I wydawać by się mogło, że da sobie spokój. Ale... Ale przecież to był najwspanialszy raz...

W niedzielę ruszyła do galerii, której nazwę z trudem odczytała na ubrudzonej rozpływającymi się żelkami wizytówce...
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline  
Stary 09-09-2011, 00:34   #4
 
Athos's Avatar
 
Reputacja: 1 Athos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputację
Janek popatrzył na zebranych w sali konferencyjnej. Nie wiedząc czemu zaczął od deseru i tym razem musiał przyznać, że bezapelacyjnie uśmiech Moniki zasługiwał na to miano. Gdyby nie znali się od tylu lat, z pewnością z trudem, musiałby ukryć zakłopotanie. Nie musiał oceniać reszty, gdyż doświadczenie nauczyło go, że nawet Sherlock Holmes nie dopatrzyłby się detalu świadczącego o tym, że panna Kaleta miała dzisiaj słabszy dzień. Począwszy od stroju, po elementy makijażu, a na skromnej, lecz z pewnością unikatowej biżuterii kończąc.
Obok niej playboyowaty mężczyzna, który na kilometr pachnie sukcesem i nie ważne czego ów sukces ma dotyczyć. Czy to udanej transakcji przejęcia za bezcen kolejnych akcji, które jutro okażą się strzałem w dziesiątkę, czy to zawrócenia w głowie aktorce na topie, czy też zwycięstwa w zakładzie typu: coooo ja nie dam rady? Mikołaj Aleksiejewicz-Kurski wydawał się łączyć w sobie wszystkie zalety zaprzeczając logice.
Wreszcie Lucjan, zwyczajowo zamyślony, choć nad wyraz obecny, w swoim nienagannym garniturze, w pozycji przywodzącej na myśl męża stanu podejmującego kluczową dla losów narodu decyzję.
- No tak. Jak zwykle ostatni! – Przyjmując przepraszającą minkę Janek starał się ukryć zmieszanie. Przez chwilę pewna myśl przebiegła mu przez głowę. Czy ja naprawdę tutaj pasuję?
Tak oto rozpoczęli naradę, którą w trybie specjalnym zwołał główny udziałowiec, by nie rzec jedyny pan na włościach - Lucjan Kowalski, jednej z lepiej prosperujących w Polsce firm doradczo-finansowych o pięknej nazwie, choć ciut „ekstrawaganckiej” „Lustro duszy”.
*
Kiedy pierwsze emocje opadły, kiedy strach i obawy ustąpiły miejsca ciekawości, choć to słowo w tym przypadku brzmi, o ironio losu: makabrycznie, mężczyzna przystąpił do pracy. Kałamarz i pióro, jak zwykle nienagannie stały na swoim miejscu. Czy w kraju, gdzie noc trwa dłużej niż dzień, a każdy dzień ma barwę szarości, by nie dodać każdy dzień jest bez wyrazu, złośliwością rzeczy nie jest nadanie tak pedantycznego porządku pewnym rzeczom, które pozornie nie powinny mieć znaczenia. Mężczyzna wiedział, że choćby przelane łzy zatopiły miejsce, które stało się więzieniem, kałamarz i pióro będą stać niewzruszenie czekając by pewna ręka sięgnęła po nie. Łyk wina by zyskać pewność, zabić resztki skrupułów. Teraz już pewna ręka stawia równe znaki i tak zaczyna się:
Było ich troje. Od niepamiętnych czasów. Od zawsze. Od początku...
Dziewczyna miała marzenie, jak każdy kogo noga stąpa po ziemi... Bliźniaki.
*
Czarne BMW zaparkowało tak, by z precyzją wymierzyć miejsce, gdzie stopa okryta skórzanym butem rozmiar 44 nie zostanie narażano na kontakt z błotem czy też kałużami, które tego dnia licznie oblegały uliczki Krakowa, będąc bardziej precyzyjnym drugi z samochodów starał się nie być gorszym i postanowił, że żaden z pasażerów nie zostanie narażony na niedogodności.
Po chwili Lucjan, Monika, Mikołaj i Jan maszerowali w milczeniu w stronę galerii, gdzie dzisiaj Adrian Nowacki, człowiek, który dla jednych był bohaterem, dla innych zbyt dużą indywidualności, dla jeszcze innych samotnikiem zadufanym w sobie, a byli też tacy, dla których był tylko następca ojca, miał swój dzień. Czy był tylko managerem, zrodzonym z krwi buntownika, a może jednak artystą, dla którego zło wyrządzone rodzinie w czasach komuny, znalazło upust w twórczości, którą dzisiaj prezentował. Jedno było pewne, dla owej czwórki, która przybyła na jego wernisaż był wyzwaniem, przeciwnikiem, a może i szansą. Choć ową szansę za kilka chwil każdy z owej czwórki interpretować będzie w sobie tylko i wyłącznie znany sposób.
*
- Laura? - pauza wymuszona bardziej lub nie, w końcu telefon daje pewną swobodę. Nie dał jej dojść do słowa, nawet jeśli próbowała, zmusił ją nie natłokiem słów, którego nie lubiła, lecz nutą zagubienia. - Przepraszam, wiem, nie odbierałem. Posłuchaj, byłem zajęty. Wszystko ci wyjaśnię. Weź taksówkę i bądź. Proszę. Błagam. Tu i teraz. Zobaczysz coś. Nie dokończył, prawie podbiegł. Nie grał, chwilę wcześniej czuł pustkę, teraz nie był już samotny. Kiedy dostrzegł Laurę w drzwiach galerii wiedział, że coś zmieniło się w jego życiu.
*
Lucjan mimowolnie chciał odwrócić wzrok, lecz tego nie zrobił. Patrzył na dziewczynę, której obraz uchwycił kilka dni temu. To dla niej tutaj był, przepraszam byli, On i reszta jego ludzi. Nie mogła go poznać, kiedy obserwował ją i Adriana, otaczał ich gwar, zresztą byli zakochani to dało się wyczuć. Przez moment patrzył zastanawiając się, czy nie warto zawrócić. W końcu postanowił zrobić krok naprzód, a wtedy nie było już odwrotu. Będąc ścisłym coś sprawiło, że Lucjan po raz pierwszy tego dnia poczuł się silniejszy.
Kiedy Lucjan toczył walkę wewnętrzną, Monika z podziwem przyglądał się młodej Laurze, bez cienia zawiści, lecz z nutką rywalizacji. Mikołaj uznał, że znalazł co najmniej jeden argument, dla którego warto było się pojawić. Dla uzupełnienia obrazu należy dodać, że Jan kichnął na chwilę przykuwając wzrok otoczenia, a wśród gołębi budząc trwogę. Laura zaś chcąc nie chcąc zanotowała w swej pamięci czwórkę, która zmierzała jak i ona do galerii.
 

Ostatnio edytowane przez Athos : 09-09-2011 o 00:37.
Athos jest offline  
Stary 11-09-2011, 01:32   #5
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Właściwie gdyby ktoś zapytał ją, dlaczego poszła do galerii, za chiny ludowe nie umiałaby odpowiedzieć. Po prostu tak poczuła i zrobiła to, jak wiele razy wcześniej zresztą. Nauczyła się ufać swoim instynktom, pozwalała ulegać z pozoru jedynie „zachciankom”, które później okazywały się bardzo ważkimi potrzebami w procesie samorealizacji. Gdzieś tam w środku, siedziała w niej dużo mądrzejsza Laura, która wiedziała lepiej „co i jak”. To jeszcze nie była schizofrenia, ale z pewnością dosyć ciekawe zjawisko psychologiczne. Na razie dobrze żyło jej się z tą drugą. Było to dość wygodne i według wszelkich znaków na niebie i ziemi bardzo bezpieczne.

Od wejścia do galerii dzieliło ja dosłownie kilkadziesiąt kroków, gdy nagle w torebce rozbrzmiała znana melodia Louisa Armstronga. „I see trees of green ...” nie doczekało się kontynuacji. Jak nigdy, niespotykanie szybko jej ręka odnalazła aparat.
- Laura?
Zamarła, słysząc głos, którego brzmienie przypominała sobie przez ostatnie tygodnie. Pomijając to, że nienawidziła, gdy ktoś dzwonił na jej prywatny numer i upewniał się , że to ona, po prostu ją zatkało. Jak nie ona, lecz zupełna kretynka, próbowała coś wydusić z siebie,niestety przypomniało to jedynie nieporadne jąkanie zawstydzonej siksy. Nie dał jej dojść do słowa. Wkurzyła się na własną nieporadność, na jego napastliwość i zupełne nieliczenie się z jej zdaniem.
Jednak słowo „błagam” przebiło się przez budowany naprędce pancerz nieczułości.
Mężczyźni prawie nigdy nie używają takich słów. Cokolwiek skłoniło Adriana do wyartykułowania tego przekazu, musiało mieć cholernie ważne podstawy.

Galeria rysowała się już dość wyraźnie w jej perspektywie. Przystanęła na chwilę, odetchnęła i automatycznym ruchem poprawiła kosmyk opadający na lewe oko.
- Niech się dzieje wola nieba – wyszeptała wryte głęboko w pamięć, jeszcze z czasów szkoły, słowa rejenta Milczka. Oczywiście, można by się w tym miejscu pokusić o pytanie w jakim stopniu niebo pozostawało dla niej autorytetem. Ale... Po co?
Wpatrzona w wejście niczym sroka w gnat nie mogła nie zauważyć wychodzącego mężczyzny. Zareagowała w najgłupszy z możliwych sposobów. Odwróciła się na pięcie i natychmiast rzuciła się ku zamkowi swej torebki, by zatopić dłonie, oczy, czoło niemal, w czeluściach niegroźnie z pozoru wyglądającego skórzanego akcesoria. W końcu, by nie nadać swemu zachowaniu znamion groteski, musiała jednak podnieść wzrok i zamarkować inne – naturalniejsze – zachowanie.
Wzięła komórkę, przyłożyła ja do ucha i udając, że rozmawia, zaczęła przyglądać się otoczeniu.
Jej wzrok prześlizgnął się po wielu postaciach, jednak kilka z nich zaliczyło punkty pierwszeństwa w jej spostrzegawczości.
Czwórka ludzi na chwile jakby wwierciła się w jej ekran świata. Poczuła dreszcz jaki towarzyszy spotkaniu czegoś tajemniczego.
Nie miała czasu dywagować na ten temat dłużej, gdyż Adrian znalazł się na tyle blisko, by na brak reakcji na słowa zareagować delikatnym dotknięciem jej ramienia.
Odwróciła się gwałtownie, próbując powrócić z odmętów myśli niepokojących.
Ledwo go słyszała, niejasno rejestrowała słowa i gesty. Nie wytrzymała, wciąż zaintrygowana, odchyliła głowę i … nie zobaczyła nic interesującego. Poczuła się rozczarowana. Pod powiekami miała powidok czwórki intrygujących ludzi. Skupiła się na tej wizji i oniemiała. Zawsze uważała się za świetną obserwatorkę, lecz tym razem zawiodła samą siebie: oprócz siły wrażenia nie pamiętała żadnych szczegółów wyglądu tej czwórki. Nic. Totalnie nic.
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline  
Stary 30-01-2012, 22:56   #6
 
Athos's Avatar
 
Reputacja: 1 Athos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputację
Mężczyzna zawahał się przez chwilę, czyż nie łatwiej było samemu zdecydować. Jednak decyzja niesie ze sobą odpowiedzialność, a ta bywa przyczyną wyrzutów sumienia, powodem lęków, które czynią każdą z nocy bezsenną. A on miał już dość oczekiwania na kolejny świt. Mówią, że dałeś wolną wolę, niech więc decyduje. Z ulgą przyjął słowa: niech się dzieje wola nieba.
Patrzył na każde z nich, a w jego oczach odbijało się to, co w ich duszach grało.
*
Miała oczy czarne, włosy delikatnie opadające na ramiona, ciało pełne zmysłowego uroku, niebanalnego, a i bez skazy. Chciałoby się rzec anielica.
Lecz kiedy ją spotkał wyglądała jakoś inaczej.
Jedno pozostało niezmienne, oczy były wciąż czarne, lecz żar w nich nie błyszczał, tym razem wydawało mu się, że był pełen błagania.
Popatrzył na nią i na dziewczynkę. Popatrzył na pierścień na swej dłoni. Wystarczy unieść i przyłożyć do ust kobiety, taka prosta, mała rzecz.
Ucałuj dziewczyno – łatwo wyszło z jego ust. Wtedy dostrzegł swą pomyłkę, a w jej oczach pogardę, a kiedy splunęła w jego twarz, poczuł: nie, nie, nie mógł poczuć gniewu, gdyż był mu obcy. Podążył wzrokiem dalej za wzrokiem młodej kobiety i wtedy zrozumiał, że choć przeraziło go to, co dostrzegł w oczach tej przeklętej dziewczyny, to było w nim coś, co sprawi, że dziecko umrze z uśmiechem kilka dni później, cierpiąc w gorączce, samotne bez matki, lecz ufne w miłość, którą zdążyło zostać obdarzone.
Wtedy podjął decyzję. A później wybudził się ze snu. Teraz był więźniem.
*
Z uwagą obserwowali poczynania dwójki, dla której znaleźli się na owym przyjęciu. Czyż nie stanowili zgranej pary, połączenie klasycznej i niepodważalnej elegancji, o jaką nietrudno było na salonach, lecz druga z cech, bijąca skromność łącząca ową kobietę i mężczyznę, lecz jednocześnie kreśląca jasną drogę do sukcesu. Każdy z czwórki przybyłych na swój sposób starał się odczytać wszelkie znaki mówiące o tym, że i tym razem spóźnili się.
Lucjan z powagą, z którą pewne nostalgiczne uczucie walczy o prym, zastanawiał się jaką taktykę winien obrać, starał się zatoczyć wyraźne okręgi, w których mógłby dokonać pewnej izolacji, lecz szybko sparzył się, a cichy syk wynikający z namacalnego chciałoby się rzec bólu, słyszalny był tylko dla niego.
Monika z racji swego wdzięku walczyła o to by nie skupiać uwagi mężczyzn, których samczy instynkt trzymany w ryzach przez towarzyszki, które miały zaszczyt pojawić się na wernisażu u boku swych mężów, kochanków, przyjaciół, topniał szybciej niż zazwyczaj. Kiedy sytuacja stał się mniej wygodna postanowiła wykorzystać je jako naturalne siły, jako sojusznika w walce o cel, a ten jeśli łasy na podobne pochlebstwa, a mówią, że każdy mężczyzna jest próżny, winien poczuć coś za czym powinien podążyć, lecz co? Skoro Adrian nie widział nic, tylko czuł, mógł jedynie niepewnie rozejrzeć się, szukając jej wzroku. A to już dużo, by obecność członków Lustra Duszy, gdzieś tam daleko, została zauważona.
Mikołaj tym razem nie popełnił błędu. Nie szafował swą męskością. Oczywiście Laura zdawała się być wartą grzechu, lecz z uśmiechem dostrzegł coś jeszcze. Kiedy wymienił spojrzenie z Lucjanem wiedział, że tym razem się nie pomylił.
Jan Kacewicz patrzył na Laurę i Adriana i poczuł ukłucie zazdrości. Przez chwilę był jej partnerem. Czuł jej ciepło na swojej skórze. Czuł jej grymas niezadowolenia, kiedy na chwilę przerwano ich rozmowę wymieniając grzeczności z innymi uczestnikami wernisażu. Czuł jej usta, które poczuje ów mąż jeszcze tego wieczoru. Czuł każdy gest i każde słowo, które będzie tylko jego tej nocy.
I wtedy stało się to, że Laura dostrzegła go, a wówczas wszystko potoczyło się szybko.
*
Kilkanaście mil dalej młody mężczyzna w biały kitlu usłyszał ciche: biii biii, które mogło oznacza tylko jedno. Był potrzebny prawdopodobnie bardziej tam, gdzie go wzywano, niż tutaj. W tym pomieszczeniu zapach sterylności nie mieszał się już z dziwną nutą, wyczuwalną bezpośrednio prawdopodobnie tylko przez Wolskiego. Mimo wszystko młody lekarz z troską popatrzył jeszcze na znak wiszący na ścianie. Gdyby ktoś zuchwały próbował zgłębić to, co stało się udziałem lekarza, dostrzegłby skinienie głowy i szybki ruch, który można by uznać za przyklęknięcie, lecz taki ktoś nie znalazł się wśród zebranych, wszystkich bowiem interesowało to, co działo się obok. Urządzenie, do którego była przykuta nastoletnia dziewczyna nagle pozostało wzbudzone. Okrzyki radości wypełniły salę, lecz ten, który powinien krzyczeć najgłośniej nie miał już czasu na to by dołączyć do wybuchu euforii.
Doktora Ariela Wolskiego, który wybiegał z budynku szpitala w Prokocimiu żegnała fala braw, nie pierwsza i nie ostatnia, jak rzekło się często powtarzać.
*
Laura z naturalną ciekawością chłonęła to wszystko, co działo się wokół, jednak każdy z jej zmysłów szukał tylko jednego. Każdy z jej zmysłów pragnął by Adrian otoczył ją miłością, odnalazł drogę, którą będą mogli wspólnie podążyć. Stał obok niej, będąc podporą w trudnych chwilach, pokazał jej drogę, którą winni podążyć. Czuła, że będą tylko oni. Jak dwa drzewa, dęby, które od początku postanowiły, że ich korzenie poszukają jednego źródła, a tam znajdą swoje przeznaczenie.
 
Athos jest offline  
Stary 30-01-2012, 23:09   #7
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Zupełnie nie rozumiała tego co się z nią dzieje. Tak jakby ktoś próbował jej coś wmówić. Czy była sobą? Czy nie straciła na chwilę panowania nad swym życiem?
Nie! Bzdury. Nie miała zamiaru na to pozwolić.
Odetchnęła głęboko, założyła kosmyk włosów za ucho i przestając przygryzać wargę, wzięła byka za rogi, starając się nadać swemu głosowi jak najobojętniejszy ton:

- Jestem Adrianie. Co się stało?

Tak, z pewnością powinna była tak postąpić lecz nie potrafiła. Dotyk jego dłoni na ramieniu sparaliżował jej pełne oczekiwania ciało. Jak za sprawą czarodziejskiej różdżki wspomnienia przelały się pienistym bałwanem przez jej głowę.

Był tu, czuła jego zapach, który wygrawerowała sobie przez długie samotne noce rozpamiętywania spotkania. Upajała się tą wonią, jakby nie miała jej poczuć więcej, a może chcąc zagarnąć ją tylko dla siebie, „na zapas”, w odwecie za tak długi brak...

Nie powiedziała więc nic, roztapiając się w tym ulotnym spotkaniu ich ciał, po prostu była, i niczym lampa solarna, chłonęła każdą cząstką swego istnienia jego światło.

Ktoś kichnął, w oddali zawyła syrena. Wracała powoli na ziemię, nie zdając sobie zupełnie sprawy z tego, że ten cały kalejdoskop odczuć trwał jedynie krótką chwilę.

Słowa popłynęły same:
- Chcę to zobaczyć...

Bo czyż potrzebny był jakiś komentarz? Czy musieli oddawać się mierżącym konwenansom? Zwyczajowe „dzień dobry” , „witaj” , „co słychać” od razu legło w gruzach sensowności.

- Chcę – powtórzyła jeszcze, patrząc w jego oczy i doprawdy, nie chodziło jej o zwiedzanie wystawy.
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172