Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2011, 17:39   #17
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Na twarzy Deirdre odmalował się strach.
- A nie mówiłam? - rzuciła ostro do swoich towarzyszy. - Kolejny pacjent przylegającego szpitala... Chodźmy stąd! - jednak jedynie domyśliłem się jej ostatnich słów, gdyż bardziej przypominało to warczenie psa niż mowę ludzką. Deirdre nie jest człowiekiem choć chyba nie zdawała sobie jeszcze z tego sprawy. Wilkołak? Nie, to z pewnością byłoby złudzenie podobne do tego, że rzekomo żywe trupy szwendają się po tych korytarzach. Oni są czym innym. Są zmienieni, ale nie wszystko jest takie na jakie wygląda.
- A zatem kręcą się tu zombie? - specjalnie podkreśliłem słowo na “z” i nie chodzi tutaj o “zatem” - To wiele wyjaśnia. Doktor idzie z nami, czy zostaje tutaj?
- Bierzemy go! - obudził się jakby z transu Eddy spoglądając złowrogo na Deirdre - idzie przede mną. Proszę bardzo - podał lekarzowi pomocną dłoń jakby ignorując szklaną ścianę, która oddzielała nas od doktora. Jego irracjonalne zachowanie stawało się niebezpieczne. Niezauważył tej szyby? Nie chciał jej zauważyć? Ścisnąłem mocniej ostrze zabrane od staruszki. Poczułem, że zbliża się moment ostatecznej konfrontacji. Nie chciałem tego, ale... z jednej strony Deirdre, która jeżeli komukolwiek pomoże to tylko sobie, a z drugiej strony "dobry" i "stary" kolega Eddy, który miał nierówno pod sufitem. Zanim jeszcze nie zostawiliśmy staruchów to on szeptał coś pod nosem myśląc, że nikt go nie słyszy. Ja słyszałem. Eddy to gwałciciel. W tych okolicznościach jednak lepiej być w towarzystwie gwałciciela niż egoistki, która do tego sprawia wrażenie wilkołactwa. I do tego głos dobiegający z jej wnętrza. Echo wszystkiego złego co mówi. Wcześniej myślałem, że po prostu mam coś nie tak ze słuchem, ale teraz jest to coraz bardziej wyraźne. Tak jakby niekontrolowała w pełni swoich słów i czynów. Coś jest w niej. To nie jest zwykłe dziecko. Można zwariować od natłoku informacji. Nic nie jest tu takie na jakie wygląda. Nic!

W tym czasie doktor niechętnie spojrzał przez szklane ściany na rękę Kinga.
- Raczej tu zostanę. I to żaden zombie! Mówił... chyba...coś. Nie był umazany krwią i nie chciał zjeść mojego mózgu! Może wy go znajdzie i to wszystko wytłumaczcie, a ja poczekam.
Deirdre zaśmiała się krótko.
- Nie no, proszę was, to jest jakaś farsa... A zresztą, róbcie jak chcecie! - Kobieta odwróciła się na pięcie i poszła przed siebie nie zważając na resztę. A z jej wnętrza dobiegł złowieszczy śmiech. Czyżby to była nie-osoba zwana Krzysztofem, którą zarejestrowały moje zmysły, gdy byłem na granicy snu i rzeczywistości? Filmowy makijaż - dziecięcy potwór z krwawych koszmarów. To bardzo możliwe. Moje przemyślenia przerwał Eddy, który nagle zrezygnował kompletnie z przywództwa z niewiadomych dla mnie przyczyn. Prawdopodobnie jego choroba miała na to wpływ, ale akurat jego skłonności były najmniejszym problemem teraz... w każdej chwili jednak mogło się to zmienić. Mógł stać się agresywny. Nie można do tego dopuścić.
- Jerry czy coś mówiłeś o nie rozdzielaniu się? Czego nie interweniujesz?! Jak ja chciałem iść to beczałeś jak dziecko, a jak ładne damy noszące w sobie nowe życie idą na spotkanie z wariatami to nawet łezki nie uronisz?! - jego pretensje mogły oznaczać, że był na progu załamania nerwowego i większej dawki irracjonalnych zachowań. Musiał być uspokojony i to bez użycia siły. Z pewnością nie chciałem z nim walczyć.
- No i nadal uważam, że nie powinniśmy się rozdzielać. - odpowiedziałem po chwili - Zaczekaj. W grupie bezpieczniej, nie powinnaś tak bardzo się narażać. - powiedziałem niemal natychmiast do odchodzącej Deirdre, a następnie do lekarza za szybą: - Cały szpital jest opustoszały i upiorny. Znaleźliśmy już dwa trupy i dwóch agresywnych psychicznych, których zamknęliśmy w jednym z pokoi. Powinien iść pan z nami, może pan być następny... - choć ostatnie zdanie nie miało brzmieć jak groźba to jednak tak mogła być odebrana. Postanowiłem nie tłumaczyć się z tego zdania. Powiedziałem to zwyczajnym, spokojnym tonem. Nie chciałem eskalować tutaj konfliktu. Stary doktor za szybą był właściwie tutaj najmniej podejrzany. Argumenty są dość proste: nie chciał ze mną nigdzie iść. A to oznacza, że nie chciał mnie skrzywdzić, przynajmniej bezpośrednio. Prosta logika. Szalony Eddy i Deirdre, która nie do końca jest człowiekiem (lub w ogóle nie jest) stanowią pewne zagrożenie, ale napewno nie większe niż krzyczące żywe trupy czy coś skaczące przez okno. Nie bardzo wiem gdzie w tej klasyfikacji powinienem umieścić spotkanego wcześniej Huberta Cumberdale'a w pomieszczeniu, które tylko ja widziałem. Aktualnie na mojej liście zagrożeń najwyższe miejsce piastuje Frank. Ten miły nastolatek, który ocalił mnie przed staruszką z nożem. Ale skąd on właściwie się wziął? Czyż nie przywędrował z tymi staruszkami? Nie mam ochoty go przesłuchiwać. Mam swoje ostrze i nie zawaham się go użyć, gdyby sytuacja stała się naprawdę beznadziejna. Jednak jak już dawno sobie uświadomiłem i co muszę raz jeszcze podkreślić: nie wszystko jest takie na jakie wygląda. Tak zastanawiałem się, gdy doktor odpowiedział spokojnie:
- Nie - a następnie usiadł na łóżku z wymiętoloną pościelą - Tu jest bezpiecznie. Mogę was wpuścić jak chcecie.
- Dobrze. To niech pan tu zostanie, a my wyjdziemy i wezwiemy pomoc. Miłego dnia. - Odpowiedziałem niemal natychmiast. Razem z Frankiem i Eddiem podążyliśmy za Deirdre. Odwróciłem się jeszcze i zobaczyłem, że doktor chował głowę w dłoniach. Zawiódł mnie. Wpuścić mnie tam? Do pomieszczenia, o którym wiem, że ma jakiś związek z zarazkami? Do zamkniętego pomieszczenia, w którym jest podejrzana osoba? Tak. Teraz już stał się głównym podejrzanym! Odszedłem razem z innymi, a jeszcze przez kilka chwil słyszałem echo tego złowieszczego głosu dobiegającego z Deirdre: Zabij go! Zabij! Zabij go! Miałem spytać kogo, ale jeszcze nie był na to czas. Przez moment na plecach Deirdre zauważyłem trójkąt z wykrzyknikiem w środku. To tylko ułożenie materiału jej ubrania, ale jednak to było wyraźne. Eddy i Frank chyba tego nie dostrzegli, nie dość uważnie patrzyli. Trójkąt z wykrzyknikiem... drogowy znak oznaczający "Inne niebezpieczeństwo" - coraz bliżej nas.
 
Anonim jest offline