Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2011, 18:39   #17
Mike
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- I co tam piszą? Zaproszenie na bal maturalny? – zapytał ojciec.
- Nie do końca – Marc oparł się o blat kuchenny – zaproszenie na turniej sztuk walk.
Ojciec z szelestem opuścił czytaną gazetę.
- Tak wiem, Alice – Marc nie dał dojść mu do głosu – ale to jest szkolny turniej, dla uczniów. Trwa tydzień, a dyrekcja to aprobuje. To chyba coś znaczy, zwłaszcza przy obowiązkowości Japończyków.
- Ty nie ucz ojca dzieci robić, ściemniaczu. Martwię się o ciebie. Nie chcę, żebyś i ty… -Ojciec wciąż miał z problemy z mówieniem o Alice.
- Wiem tato i dlatego nie mam pretensji o tego szpie… asystenta atasze kulturalnego, który za mną łazi.
- To nie asystent tylko stażysta, to placówka dyplomatyczna nie jakiś obóz szpiegów
– odparł ojciec z kamienną twarzą.
- To całe szczęście bo byście musieli go zlikwidować za niedołęstwo. Nie macie może jakieś asystentki atasze? Łatwiej by było mi znieść jej wścibstwo. Widziałem chyba taką jedna czarniutką jak byłem u ciebie.
- Aaa, nie. Wykluczone, ona jest wyszkolona w innych zakresie.
- Widziałem! To szpieg.
- Jeśli potwierdzę będę musiał cię zabić
– ojciec spojrzał znad filiżanki kawy.
- Jeśli to ją wyślesz z tym zadaniem to jakoś to przeboleję.
- Tyle mogę dla ciebie zrobić, choć pewnie i tak obsmarują mnie w raporcie za nadużywanie agentki w celach prywatnych.

Nie wytrzymali dłużej. Parsknęli śmiechem. Marc od dziecka twierdził że jego ojciec jest szpiegiem, a fakt że nikt tego nie udowodnił dowodził tylko tego że jest dobry. Ojciec oczywiście zaprzeczał, choć robił to w taki sposób by dać do zrozumienia, że kłamie. Mimo, że Marc był już praktycznie dorosły zabawa mu się nigdy nie znudziła.
- Planujesz wziąć udział? – ojciec zmienił temat.
- Tak, zeskanuje ci zaproszenie, masz tam wszystkie dane. Na w razie czego byś mógł kawalerię wysłać.
- Ok, ale… nie chwal się tym Alice. Po co ma się martwić.
- Nie powiem jej, możesz być spokojny.


Chłopak zeskanował i wysłał do ojca skan zaproszenia. Przynajmniej stary będzie spokojniejszy. Zasadniczo Marc starał się jak najmniej mu wadzić, w końcu życie szpiega było już i tak stresujące…
Założył krótkie spodenki i spraną do nieprzyzwoitości koszulkę z resztkami przerobionego loga Intela, głoszące „Fajter inside”. Zszedł do siłowni, mieściła się w piwnicy. Miał trochę czasu do wpół do jedenastej, więc postanowił go wykorzystać konstruktywnie. Dziś wypadała kolej na popracowanie nad nogami.
Jednak nie dane mu było zaznać samotności. Na ławeczce wyciskał Kris, ochroniarz i kierowca ojca.
- Nie napinaj się tak – przywitał go Marc. Kris tylko wypchnął sztangę w górę z sykiem powietrza i włożył ją na zaczepy. Usiadł i wziąwszy ręcznik odpowiedział.
- Swędzi cię dupsko z samego rana?– wstał i wziął butelkę wody z półki.
- Taa, podskakuj koguciku. Jakby mój stary wiedział, że froteruje tobą podłogę to by bez namysłu cię wypierzył. Ale wiesz co, bez obaw. Nie powiem mu o tym, bo wtedy musiałbym robotę za ciebie odwalać, a to mi się nie opłaca bo mam większe kieszonkowe niż twoja pensja.
Kris spojrzał z ukosa pijąc. Marc zamarkował dwa proste, trzeciego nie zdążył. Butelka wody wręcz zawisła w powietrzu gdy ochroniarz zaatakował łokciem i poprawił sierpowym. Pierwszego Marc uniknął lekkim zwodem, drugi spuścił po przedramieniu. Odpowiedział hakiem rozbijając gardę Krisa od dołu i poprawiając high kickiem. Odgłos uderzenia zlał się z trzaskiem padającej na podłogę butelki. Zamarli, Marc z nogą przy barku Krisa, a Kris ze wzniesioną do ciosu pięścią.
- Panie Robertson! Nie płace panu za bicie mojego syna. Za dwadzieścia minut samochód ma być gotowy.
- Oczywiście Panie Thomson – odpowiedział do pleców znikającego za drzwiami dyplomaty. – Następnym razem – rzucił do chłopaka zbierając ręcznik i butelkę.
- Zapisze sobie w kalendarzu i będę wyglądał jak świąt bożego narodzenia.
- Młodzież. Jeśli ty jesteś przyszłością narodu to czarno widzę Amerykę za parę lat.


Dziesiąta dwadzieścia trzy, Mark usiadł przed laptopem i odpalił Skypa. Akurat na czas.
- Hej siostra jak żyjesz? - obraz był czarny, chwilę później zbliżenie wielkiej dłoni znikło i pojawiła się twarz blondwłosej dziewczyny.
- Cześć. Ta gówniana kamerka mi szwankuje.
- Chcesz to ci wyślę super sprzęt, wiesz Japońce robią zajebistą elektronikę. Będę cie lepiej widział.

- Nie warto, musiała bym wtedy myć włosy i w ogóle.
- Nie pierdziel siostra, dobrze wyglądasz.
- Chrzanisz, dopiero co ten sadysta Pierre mnie wypuścił ze swoich łap. Spociłam się jak świnia.
- Ale robisz postępy…
- Tak… chyba. Cholera wie. Sama już nie wiem czy to ma sens…
- Jesteś twardą suką, dasz radę.
- Zajebisty komplement
– dziewczyna uśmiechnęła się krzywo – Lepiej powiedz co tam u ciebie.
- Po staremu, szkoła i rwanie dup.
- Myślałby kto, prawdziwy macho. A golisz się chociaż?
- Już nie, bo strasznie swędzi jak mi włosy na jajkach odrastają
– pokazał język siostrze.

Rozmowa z siostrą do wszystkim i o niczym zajęła mu czas do południa, potem przy obiedzie nadrobił wczorajszą fizykę i na wszelki wypadek przeczytał jeszcze dwa rozdziały do przodu. Potem w zasadzie pozostało mu spakowanie się, trochę ciuchów, endyma, taśmy do owinięcia dłoni. Bandaż elastyczny i maść na stłuczenia stanowiły zestaw podstawowy. Do tego ochraniacze i rękawice.

Mając trochę czasu pogooglował na temat Różowej rezydencji i Czerwonej Róży. O dziwo znalazł trochę wiadomości, pooglądał zdjęcia. Sprawdził tez dojazd jakby przyszło im wracać na własną rękę.
Potem odbył „krótką” wizytę na facebooku i trzeba było zbierać się do wyjścia. Wysłał smsa do ojca, że wyrusza i żeby mu życzył powodzenia. Odpowiedzi oczywiście nie dostał, ale to było normalne, wszelkie odpowiedzi nadchodziły po dwudziestej.
Na miejsce dojechał zamówiona taksówką, nie brał motoru skoro miała być podwózka na miejsce. Dotarł jakieś dwadzieścia minut przed czasem. Z torba adidasa na ramieniu zaczął się rozglądać za resztą kandydatów do 100 tysięcy.
 
Mike jest offline