Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-09-2011, 00:34   #11
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
Marc spodziewał się ataku, jego wrednych charakter pozwalał mu podpuszczać ludzi. Szybko poderwał stopę by spuścić ją na piszczel dziwoląga...

Yuuki zdawała sobie sprawę, że przeciwnik jest mocny. Szczęśliwie nigdy nie hołdowała zasadom fair-play, gdy walczyła na serio. Czekała na odpowiedni moment kiedy ten ruszy do ataku - niewątpliwie w stronę Marca. Obserwowała mężczyznę niemal wyłączając się na słowa kolegi z klasy. W końcu się doczekała, grymas świadczący o wyczerpaniu limitu cierpliwości. Skoczyła na przód, chcąc kolanem zaatakować szarżującego przeciwnika. Teoretycznie celowała w brzuch, jednak widząc wślizg postanowiła kopnąć piszczelem dodatkowo prostując kolano, tak by zakapturzonego jak najbardziej zabolało.

Co jest raczej logiczne, słowa cospleyowicza lekko zdenerwowały chłopaka. Na szczęście jakiś facet który wyglądał...Nie swojsko, zaczął go zagadywać…
Miał już dać nura w krzaki, gdy jego kuzynka postanowiła mu pomóc.
Aww, jeśli teraz zdecyduje się na ucieczkę to dostanie od kuzynki dwa razy mocniej.

Nie poderwał się jednak z miejsca, wyjął z kieszeni paczkę po tic-tacach z białym proszkiem, wysypał go na palec powoli wciągając do nosa i spoglądał na nich swoimi przymkniętymi oczyma. Chciał wiedzieć czy oponent-dziwak nie ma jakiś wad postawy czy problemów ruchowych...Ewentualnie siniak na twarzy też będzie pomocny w unieszkodliwieniu go.
Stwierdził, że jeśli chłopak wciąż będzie go ignorował, to sam zadzwoni na policję.

Następne sekundy były pełne wydarzeń. Gdy Marc poderwał nogę do góry, zakapturzony zareagował błyskawicznie. Szybko wycofał atak, zapewne, znał już tą technikę i wiedział do czego ona prowadzi. Wtedy też do walki wkroczyła Yuuki, ze swym silnym kopniakiem. Mimo że but natknął się na szybką gardę przeciwnika, siła kopnięcia była na tyle duża, że ręka zakapturzonego ustąpiła i atak, mimo że osłabiony trafił go w pierś. Przeciwnik chyba jednak zbyt tego nie poczuł bowiem uśmiechnął się tylko podrywając się do góry i stając w nieznanej nikomu z was pozycji. Jedną rękę wystawił w waszą stronę, tak że wierzch dłoni skierowany był ku ziemi, drugą rękę zaś w ten sam sposób wyciągnął za siebie. Kaiki mimo oberwowania wroga nie znalazł w jego gardzie luk, co gorsza zdał sobie sprawę, że przeciwnik nie wykonuje żadnego zbędnego ruchu, wszystko działało płynnie niczym maszyna.
- Szybki jesteś cwaniaczku. – mówiąc to Marc zdjął marynarkę, krawat i powiesił na kierownicy. – Zatańczmy.
Ruszył na cudaka trzymając szeroką gardę muay thay, rozpoczął tradycyjnym kopnięciem na żebra. Liczył, że koleś pójdzie na wymianę, a wtedy spotka go przykra niespodzianka, bo Marc nie planował kontynuować tajskich tradycji.
Nie ma, o czym mówić, postawa oponenta bardzo nie spodobała się Kaikiemu. Jeśli nie wie jak z nim walczyć, prędzej czy później oberwie. Chyba, że postoi w miejscu. Albo załatwi go jednym uderzeniem.

Zaczął przyglądać się sytuacji mając w głowie dwie myśli. Jeśli wszyscy będą się tulić do siebie jeszcze chwilę, pójdzie do sklepu na około a po drodze wezwie policję. Jeśli nie...Cóż, gdy tylko jego "szlachetni obrońcy" upadną, albo przeciwnik odsłoni się do niego tyłem, będzie mógł wykorzystać chwilowy zamęt w głowie przeciwnika, aby z rozbiegu wyprowadzić udawany zamach ręką, i kopnąć go w krocze z rozbiegu póki martwi się pięścią.
Tak, to powinno zadziałać.
Yuuki odskoczyła po ciosie z lekkim tapnięciem. Ani drgnął, to było niesamowite. Niesamowicie niebezpieczne.Przyglądała się zakapturzonemu. Nie było dobrze. I jeszcze ta pozycja... Marc go nadal prowokował, był albo bardzo głupi albo bardzo silny. Czy tak czy siak, lepiej było przez chwilę poobserwować do czego obcy jest zdolny.

Gdy amerykanin zaatakował, przeciwnik znowu zaczął wyginać swe ciało niczym bicz. Pochylił się do przodu zataczając półkole każda dłonią, jedną widocznie szykował się do bloku przed kopniakiem, ruchy drugiej nie wiele wam mówiły. Jednak i tym razem blok zakapturzonego okazał się nieskuteczny, bowiem nie zdążył on na czas złapać nogi przeciwnika, zaś kopnięcia, bezbłędnie trafiło w jego żebra. Osobnik skrzywił się lekko ale nie zaniechał swojego kontrataku. W mgnieniu oka obie ręce chłopaka wylądowały na chodniku, a on opierając się na nich oderwał nogi od podłoża. Jego but zatoczył półkole, a jego czubek trafił Marca prosto w czoło. Siła uderzenia była na tyle duża, iż chłopak zachwiał się na nogach, zaś zakapturzony nie odpuszczał nawet na chwilę, odbił się rękoma od ziemi i zawisnął na chwile w powietrzu, obracając się plecami do podłoża. Otwartą dłonią, jak to często na filmach karate łamie się deski, uderzył pod kolano Marca, a już i tak chwiejący się 19-nastolatek, doszczętnie stracił równowagę i upadł na ziemię. Przeciwnik tez upadł ,jednak zrobił to w sposób profesjonaly, bowiem od razu przeturlał się przez bark i stanął na równe nogi. Yuuki i jej kuzyn zaś dzięki swym obserwacjom byli niemal pewni, że przeciwnik łączy kilka stylów walki w jak widać niezwykle skuteczną kombinacje ciosów.
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.

Ostatnio edytowane przez Eyriashka : 06-09-2011 o 11:10.
Eyriashka jest offline  
Stary 06-09-2011, 15:08   #12
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
- Dzwonię z boiska obok liceum nr.9 w Jakanto, jakiś młody chłopak zaczął mi grozić i obecnie bije się z innym uczniem liceum, proszę o pomoc! – te słowa mógł usłyszeć ich przeciwnik gdy podniósł się na nogi po walce z obcokrajowcem. Kaiki nie tracił czasu i nie ruszając się z miejsca zwyczajnie zdążył wyjąć komórkę i zadzwonić po policję.
- No co? – zapytał zdziwiony chowając do kieszeni komórkę, a drugą ręką przecierając przymknięte oczy. – Nie chce mi się bić. To boli. A i tak będę już musiał oglądać powtórkę filmu. – poskarżył się wręcz potwornie niepoważnie. Lubił ten środek. Sprawiał że nerwy spływały z niego jak woda.
Postawił prawą nogę do tyłu a lewą rękę wyciągnął w przód, przed prawą.
- Miało być z Brucem Lee. – dodał mętnie, a jego postawał mogła z pewnej perspektywy przypominać aktora w trakcie filmu. Miał zamiar się bronić, a jeśli przeciwnik się otworzy, uderzyć go w jakieś czułe miejsce. Innymi słowy: doczekać do przyjazdu policji.
Przeczuwał że jego wróg nie będzie atakował powyżej linii bioder.
Serce Yuuki drgnęło nadzieją. Taka szansa! Ruszyła widząc, że kolega z klasy jednak słaby nie jest. Musiała zdążyć. Planowała uderzyć w momencie kiedy zakapturzony będzie akurat się podnosił. Jeśli się uda - wstając natknie się na jej opadający łokieć. Biegła sprężystym krokiem w ostatnim momencie wyskakując nieznacznie w powietrze.
Yuuki ruszyła pędem na przeciwnika, docierając do niego w momencie, gdy ten się prostował, jej łokieć szybko opadł w stronę karku przeciwnika. Uderzenie było silne i wydawało się, że trafiło bezbłędnie. Jednak to było tylko złudzenie, bowiem zakapturzony wygiął jedną rękę, tak że dłoń zatrzymała cios przed zderzeniem z karkiem. Kryjący twarz chłopak zaśmiał się radośnie. - Uwielbiam to! Ten moment gdy twoją skórę przeszywa dreszcz, a w głowie rodzi się pytanie czy uda Ci się zablokować cios? Zaskakujecie mnie.. dwójka z was już odpowiednio się wykazała. Chętnie pobawiłbym się dłużej, ale skoro jedzie tu policja muszę się pospieszyć. A jeszcze jeden do sprawdzenia.- po tych słowach kapturnik wolną rękę okręcił dookoła pasa dziewczyny, jak gdyby tańczył z nią jakiś dziwaczny taniec. Drugą podrzucił do góry napierający łokieć, zaś w tym momencie jego noga uderzała już w jej, podcinając Yuuki. Ta straciła równowagę, a przeciwnik uniósł ją w górę, wygiął się lekko do tyłu i przerzucił ją przez bark za siebie, tak że gruchnęła plecami o ziemię. Zakapturzony zaś, w tym momencie odbił się nogami od ziemi, przeskoczył podnoszącego się Marca, lądując nisko przed białowłosym. Gdy tylko dotknął ziemi okręcił się chcąc podciąć przeciwnika, jednak Kaiki zdołał uskoczyć do tyłu.
Muton skrzywił się lekko, widać, że nieznajomy wariat faktycznie chciał się z nim bić, policji nie widać, a jak zacznie uciekać to chłopak będzie go gonił.
Musiał więc zostać aby policja faktycznie go złapała, zarazem nie chciał mieć połamanych kości.
Ostatecznie westchnął i postanowił w imię samoobrony poczekać jeszcze moment nie przerywając postawy* aby po ataku przeciwnika wyskoczyć przed nim w powietrze i wykonać niebiańskie kopnięcie, jak też nazywał salto z wystawieniem nogi w przód mającej uderzyć ofiarę w głowę koło momentu lądowania. Był to chyba najbardziej akrobatyczny ruch, jaki chłopak potrafił zrobić.
“Akurat na czas” pomyślał Marc wpół leżąc rosnącym na głowie guzem się nie przejmował, tego nauczył się już dawno, na opłakiwanie sińców zawsze jest czas potem. Kaptur zajęty kopnięciem w głowę mniej przejmować się będzie plecami. Opierając się na łokciu szerokim kopnięciem miał zgarnąć obie nogi dziwoląga. Cios Mutona wtedy zadziałał by mocniej, a gdy będzie go miał na glebie zobaczy się czy taki wszechstronny jest cwaniaczek.
Kantate spodziewała się, że to już koniec. Mógł przecież złamać ją jak wykałaczkę toteż uderzenie plecami o chodnik, chociaż nieprzyjemne, przyjęła z westchnieniem ulgi. Ze zmieszaniem patrzyła na zakapturzonego szarżującego na jej kuzynka. Nie mogła się podnieść, ale też nie widziała sensu obrony Kaikiego - jego życiu nie groziło najmniejsze niebezpieczeństwo. A tak - mogła się przekonać jak białowłosy sobie poradzi.
Gdy zakapturzona postać, po nieudanym podcięciu szykowała się do kolejnego ataku, Marc i Kaiki postanowili przyjąć inicjatywę. Białowłosy wyskoczył do góry wykonując salto, co jego przeciwnik przywitał uśmiechem. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że amerykanin powórcił do boju, bowiem cios Thomsona trafił bezbłędnie. Silny kopniak zgarnął nogi podnoszącego się z ziemi przeciwnika, a ten upadł na beton. Zdążył jednak unieść do góry ręce, w celu zablokowania, kopniaka nadlatującego z powietrza. Cios Kaikiego okazał się jednak niezwykle silny, bowiem garda przeciwnika, ustąpiła, niczym domek z kart przed silnym podmuchem wiatru. Wyprostowana noga z impetem uderzyła w głowę zakapturzonego, który upadł ciężko plecami na ziemię.
Efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania Marca, ale na zachwyty nie było czasu. Dopadł powalonego i chwyciwszy go za nadgarstek nogami unieruchomił mu ramię zakładając dźwignię. Łydkę wbił mu pod brodę by sukinsyn go nie mógł ugryźć, a gdyby próbował zawsze mógł piętą trzasnąć go w żołądek. Nie patyczkował się, włożył prawie całą siłę w dźwignię.
[i]- Jeśli będzie fikał, to grzej go młody /i]- warknął do Kakiego.
http://fighter.pl/images/tech/balacha.jpg
Dziewczyna podniosła się i z zaciekawieniem przyglądała się. Tym razem nie kapturzastemu, a koledze z klasy. Jakoś nie rzucił jej się w oczy na wfie, jak to się stało?
- Ta...Jasne... - Odparł przyglądając się dokładnie starszemu chłopakowi. Mało się nie przewrócił, gdy przed chwilą wstawał po lądowaniu, musi nad tym popracować.
Do tej pory Kaiki widział Amerykańców tylko na filmach i myślał, że to kłamstwo tak samo jak smoki i jednorożce, a cały świat składa się z Eurazji, która dzieli się na Azję i krainę homoseksualistów, od który tak go kiedyś wyzywali w gimnazjum nim zaczął bić ludzi na przerwach. Dlatego wcześniej nie mógł zrozumieć, dlaczego chłopak nie wygląda ani jak japończyk, ani jak shoty w mangach.
Pomasował się chwilę w kark, wyjął z kieszeni torbę na zakupy i poszedł dalej.
- Siostra, nie mów mamie, bo i tak będzie zła, że długo w sklepie byłem. - Powiedział dosyć ignorancko i poszedł dalej.
Nie była to jednak dziwne tchórzostwo. Amerykanin go unieruchomił, a sam Muton wiedział już, że nie lubi policji i problemów w zeznawaniu na komisariacie.
Gdy Marc zaczął zakładać zakapturzonemu dźwignię, ten zaczął dziwnie wyginać ciało, skręcając się niczym bicz. Amerykanin, dopiero po chwili spostrzegł w tym podobieństwo do swego stylu wyzwalania się z uścisków i dźwigni, było jednak już za późno na zmianę planów. Przeciwnik wyslizgnął się z uchwytu,m nim ten unieruchomił go na dobrę, i powstał na równe nogi śmiejąc się donośnie, jak to często czynią czarne charaktery w filmach.
Wtedy też do uszu zaczął dochodzić was dźwięk syren policyjnych a kapturnik śmiejąc się oświadczył. - Dobra na teraz koniec zabawy. Jesteście nieźli! -powiedział radosnym tonem i znowu się zaśmiał. - Radze wam jutro sprawdzić poranną pocztę, sądzę, że będziecie nią zainteresowani. Ach i nie radzę mnie gonić... -odparł odwracając się na pięcie i ruszył biegiem w stronę parku.
Marc wstał i zawołał za biegnącym:
- A jeśli wyrzucimy listy nie czytając to znowu będziemy musieli cie zlać?
- To stracicie świetną okazję by się czegoś nauczyć i dowiedzieć! -odkrzyknął mu przez ramię zakapturzony osobnik, nie mogąc powstrzymać się od ciągłego śmiechu.
- Koniec wakacji - powiedział wyciagając rękę do leżącej dziewczyny. - Młody, tak się dziękuję za uratowanie dupska?
Skorzystała z podanej dłoni.
- Oberwie mu się za to, nie martw się. Zaraz będą tu gliny, jeśli nie masz nic przeciw temu, to ja się ulotnię - uśmiechnęła się z lekkim przekąsem. To zabrzmiało trochę jakby prosiła go o pozwolenie. Podniosła kask z ziemi, trochę go otrzepała. Po czym wsiadła na motocykl i przyszykowała się do odjazdu.
- Do zobaczenia.
Marc w zasadzie też nie miał tu nic do roboty, chwilę popatrzył za odjeżdżającą Yuki potem założył marynarkę, schował krawat do kieszeni i założywszy kask ruszył do domu. Nie bał się glin, ale nie chciał zawracać ojcu głowy by załagodził ewentualne nieprzyjemności.
 
Fiath jest offline  
Stary 06-09-2011, 22:18   #13
 
Lastrada's Avatar
 
Reputacja: 1 Lastrada jest godny podziwuLastrada jest godny podziwuLastrada jest godny podziwuLastrada jest godny podziwuLastrada jest godny podziwuLastrada jest godny podziwuLastrada jest godny podziwuLastrada jest godny podziwuLastrada jest godny podziwuLastrada jest godny podziwuLastrada jest godny podziwu
Gdy Ami wyszła z domu z workiem pełnym śmieci i o nie przyjemnym zapachu już myślała o tym, co będzie robiła jutro po szkole. Czy będzie grała na komputerze czy spacerowała po okolicy, robiła zakupy czy pójdzie do koleżanki chciała po prostu miło spędzić dzień. Szła rozmyślając o jutrze i po chwili znalazła się przy koszu. Odsunęła się parę kroków do tyłu, chwyciła mocniej worek zajrzała jeszcze na śmietnik i rzuciła workiem, który wpadł prosto do środka. Zadowolona celnym rzutem otrzepała tylko ręce, odwróciła się i zaczęła maszerować w kierunku domu. Było trochę nieprzyjemnie, gdy było tak ciemno, ale cóż poradzisz…

Cały czas miała wrażenie, że słyszy czyjeś kroki. Nagle, gdy usłyszała za sobą słowa: „Co taka ładna dziewczyna robi tu sama?” ciarki przeszły jej po plecach. Kiedy w końcu zorientowała się co usłyszała pomyślała „ O nie! Pewnie znowu jakiś dziwak będzie próbował mnie podrywać” Odwróciła się i spojrzała lekko w górę. Nie podobał jej się ani chłopak, którego zobaczyła ani jego spojrzenie. Ami nigdy go w tych okolicach nie widziała. Nie myślała nad kolejnymi słowami chłopaka. Zrobiła tylko minę, którą robi zawsze, gdy ktoś ją denerwuje. Przymrużyła oczy i spojrzała na niego wzrokiem „złej żmii”. Gdy znowu zwróciła uwagę na słowa, które wypowiadał usłyszała:
-Możemy też wpaść do mnie.- Chłopak się zbliżył. Ami nie wytrzymała. Zaczęła się posuwać dość szybko w tył i powiedziała:
-Dobra po pierwsze: Daj mi koleś spokój, po drugie: nie wiem czy wiesz, ale jesteś w zasięgu mojego kopnięcia, a po trzecie( ponownie mówię): daj mi spokój!- Po wypowiedzeniu tych zdań akurat była przy drzwiach do domu. Chwyciła szybko klamkę, spojrzała jeszcze raz złowieszczym, przeszywającym wzrokiem na „któsia” i wściekła weszła bez słowa do środka.

Gdy była w środku zamknęła dom na klucz. Nigdy nie uważała się za specjalnie ładną, więc idąc do pokoju mamrotała tylko pod nosem:
- Ale ma gust pff…-Nie trzeba było nic dodawać. Wchodząc do pokoju uderzyła drzwiami tak mocno, że trzask słychać było w całym domu. Mama Ami zdziwiona poszła na górę. Gdy podeszła pod jej pokój spytała:
-Ami, Stało się coś?
-Nie, nic. Tylko się potknęłam jak zamykałam drzwi.-Odpowiedziała Ami i dopiero po chwili zaczęła zastanawiać się czy wypowiedziane przez nią zdanie miało sens.
-Dobrze… Mam Ci przynieść kolację?- Powiedziała mama po krótkim zastanowieniu.
-Nie. Dopiero co zjadłam obiad nie dam rady teraz zjeść jeszcze kolacji. Poczytam tylko jeszcze troszkę i kładę się spać. Dobranoc- I rzeczywiście, Ami zaraz wyciągnęła swoją ulubioną książkę i czytając zapomniała o całej sprawie przy śmietniku. Czytała jeszcze z godzinkę i położyła się spać…
 
Lastrada jest offline  
Stary 08-09-2011, 17:57   #14
Ozo
 
Ozo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ozo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumny
Włamywacz zdecydowanie zaskoczył Osamu. Chłopak dobrą chwilę nie był pewien czy to, co widzi przed oczami dzieje się na jawie, czy też wciąż śni. Wątpliwości zniknęły gdy odziana w skórę postać rzuciła się na czarnowłosego. Na szczęście udało mu się uniknąć bliskiego spotkania z nogą atakującego. Odskoczył na bok, niemal automatycznie przyjmując postawę, której uczył go dziadek - ręce przed ciałem, lekko zgięte w łokciach, dłonie otwarte, gotowe do chwytu, nogi lekko podkurczone, środek ciężkości jak najniżej.
- Kim jesteś?! - wykrzyczał pytanie, wciąż będąc w szoku.
Choć walka była prawdopodobnie nieunikniona, wolał nie podejmować żadnych nieprzemyślanych działań. Stał tylko w miejscu, uważnie obserwując zamaskowanego przybysza. Spodziewał się ataku, starał więc jak najdokładniej przypomnieć sobie techniki poznane podczas treningów. “Jeżeli ten koleś znowu się na mnie rzuci, użyję Odoriko. To powinno wystarczyć.” - planował w myślach.
- Powiedzmy, że jestem twoim przeznaczeniem.- odpowiedział włamywacz cicho, po czym odbijając się od łóżka, znowu skoczył na Osamu. Ten jednak bez problemu pochwycił nogę oponenta, po czym okręcił się dookoła własnej osi i rzucił zamaskowanym na podłogę.
Tym razem Osamu nie zamierzał czekać na ruch “swojego przeznaczenia”. Postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Schylił się nad leżącym ciałem, kucając przy tym na jedno kolano. Starał się oprzeć je o przeciwnika w taki sposób, aby uniemożliwić mu podniesienie się. Chciał chwycić jego rękę, żeby móc założyć odpowiednią dźwignię. Miał nadzieję, że jego ulubiony Shoutan sprawdzi się w tej sytuacji. Czuł jak w żyłach zaczynała płynąć mu adrenalina. Pierwotny szok powoli go opuszczał i chłopak zaczynał nieco spokojniej analizować sytuację. Kim mógł być ten zamaskowany chłopak? Czego tutaj szukał? Jeżeli był zwykłym włamywaczem, to powinno zależeć mu na dyskrecji, a nie walce. To wszystko wydawało się jakieś dziwne.
Zamaskowany chłopak przeturlał się w bok, by nie zostać przygniecionym kolanem, jednak przed chwytem Osamu już tak łatwo nie uciekł. Dłoń czarnowłosego chwyciła jego nadgarstek boleśnie go wykręcając, zaś kolano wbiło się pod żebra przytrzymując przeciwnika przy ziemi. Zamaskowany, jednak nie leżał spokojnie, wił się starając się wyrwać, jednak każdy ruch sprawiał mu coraz więcej bólu.
Mając czerwonowłosego pod kontrolą, Osamu zdecydował się na małe przesłuchanie.
- Czego tutaj szukasz? - powiedział w miarę spokojnie, skręcając przy tym nadgarstek, który trzymał.
Miał nadzieję, że skłoni to chłopaka do szybkiej, i co ważniejsze, szczerej odpowiedzi.
Chłopak jęknął z bólu i wydyszał. - Ciebie...- krótka, acz wciąż zagadkowa odpowiedź.
Czarnowłosy był tak zszokowany, że nieco poluzował uchwyt.
- Jak to mnie? - wyszeptał.
Jeżeli wcześniej cała ta sytuacja wydawała mu się dziwna, to teraz zupełnie już nie wiedział co się dzieje. Jakiś dziwny, zamaskowany chłopak wpada do mieszkania jego ojca w środku nocy i od razu rzuca się do walki z nim. W dodatku twierdzi, że szukał właśnie jego.
- Normalnie... - mruknął osobnik, który teraz leżał spokojnie i głęboko oddychał.
- Rozwiń tę myśl - poprosił Osamu.
Prośbę swoją dodatkowo argumentował silniejszym skręceniem trzymanego nadgarstka. Czerwonowłosy zaczynał mu działać na nerwy, udawało mu się jednak zachować zimną krew.
- Chcieli żebym Cię sprawdził... -wydyszał zamaskowany po czym kontynuował.- Jutro rano zrozumiesz o co chodzi, nie mogę nic powiedzieć.
Z każdą odpowiedzią Osamu rozumiał coraz mniej. Cała ta rozmowa była jego zdaniem bez sensu, a chłopak, którego trzymał zdawał się nie był w pełni rozumu. Czarnowłosy nie bardzo wiedział co ma z nim teraz zrobić. Rozsądek podpowiadał mu, że powinien wezwać policję. Ostatecznie postanowił jednak nie komplikować sytuacji jeszcze bardziej. Ojca zdecydowanie było stać, by wstawić nową szybę, a jemu samemu nie bardzo podobała się wizja składania zeznań na komisariacie.
- Puszczę Cię teraz wolno - powiedział spokojnie. - Obiecaj tylko, że nie zrobisz niczego głupiego.
- Nie ma problemu potwierdziłeś plotki, więc moja praca skończona. -odburknął czerwonowłosy.
Osamu nie do końca rozumiał o jakie plotki chodzi. W głowie kołatało mu się w tej chwili bardzo wiele pytań. Wątpił jednak, by pokonany agresor odpowiedział na jakiekolwiek z nich. Dotrzymując słowa zwolnił chwyt, szybko podnosząc się do pozycji wyprostowanej. Dla pewności nie zbliżał się jednak do chłopaka. Obserwował go tylko z bezpiecznej odległości.
Zamaskowany powstał ocierając najbardziej bolące miejsca. - Dobry jesteś, jak dla mnie to masz spore szanse. -mruknął i strzelił parę razy karkiem. - Jutro rano sprawdź pocztę, to otrzymasz kilka odpowiedzi oraz więcej pytań. -oznajmił zamaskowany, powoli cofając się w stronę drzwi.
 
Ozo jest offline  
Stary 09-09-2011, 17:30   #15
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Kaiki Muton i Yuuki Kantate


Dziewczyna wróciła do domu pierwsza, jednak jej obecność została przemilczana. Matka pozwoliła sobie jedynie na krótkie „ Dobry wieczór” po czym odwróciła się plecami pichcąc jutrzejszy obiad. Ojca oczywiście nie było ,zapewne wziął nocna zmianę. Już miałaś udać się do pokoju, gdy brzuch przypomniał o sobie, cóż nie dziwota najpierw trening potem walka z dziwnym facetem, nie dziwota że ciało domagało się nagrody. Szybki szturm na lodówkę zaspokoił na szczęście te przyziemne pragnienia i po chwili znikłaś w swym pokoju. Spotkanie z gangiem raczej sensu nie ma, skoro wszyscy członkowie byli w dość ciężkim stanie, pewnie policja zgarnęła ich na przesłuchanie. Po za tym dręczył Cię dziwny niepokój, czego chciał od was ten zakapturzony jegomość? O co mu chodziło gdy mówił, o tym że jutrzejsza poczta przyniesie odpowiedź? Ale przede wszystkim, czemu nagle okazuje się że Kaiki i ten cały Marc potrafią się bić niemal tak samo dobrze jak ty?! Męczona tymi myślami, nawet nie zdałaś sobie sprawy, gdy zmęczone ciało odmówiło posłuszeństwa a ty osunęłaś się w krainę snu.

W tym czasie białowłosy chłopak, zrobił zakupy, o które prosiła go ciotka, jak i zobaczył funkcjonariuszy policji zbierających członków gangu z ziemi. Pewnie pomyślą, że któryś z nich dzwonił, w końcu wszyscy uczęszczają do tej samej szkoły co ty. Jednak by uniknąć spotkania z niebieskimi panami ruszyłeś drogą okrężną, przez co gdy w końcu otworzyłeś drzwi mieszkania, przywitał Cię zmartwiony głos ciotki. – Długo nie wracałeś, martwiłam się, nic Ci się nie stało? – nie widziałeś potrzeby martwienia jej zakapturzonym facetem, rodem z cosplayów, więc przemilczałeś tę kwestię. Stojące w przedpokoju buty, świadczyły że twoja kuzynka dotarła tu bez problemu. Tak więc mogłeś z czystym sumieniem, chwycić promocyjne puszki cocacoli i ruszyć do swego pokoju. Reszta wieczoru, minęła Ci spokojnie, nie pojawił się żaden nowy żądny krwi przebieraniec, a smoki nie zaatakowały miasta.

~*~

Ranek jak to zwykle bywa przyszedł za wcześnie, a złowieszcze promienia słońca atakowały zmrużone oczy, ze wszystkich możliwych stron. Ponadto z dołu dobiegał krzyk ciotki, wołającej Kaikiego na śniadanie, co oznaczało, że Yuuki tez ma zejść. Co jak co, ale posiłek dla dziewczyny zawsze był przygotowany, tego matce zarzucić nie można było. Po którymś z kolei okrzyku, nie można było już tego dłużej olewać, tak więc rozczochrani i zaspani zeszliście po schodach do kuchni. Na talerzach leżały grzanki, zaś na patelni skwierczały kiełbaski. Gdy tylko usiedliście przy stole, matka nałożyła wam na talerze, mięso po czym zwróciła się do Kaikiego Przyszedł do Ciebie, jakiś list, doręczył go taki miły chłopak. Zdziwiłam się, w końcu w soboty listonosz bardzo rzadko tu zagląda, chociaż on nie wyglądał jak by pracował na poczcie. – powiedziała to miłym, serdecznym głosem, po czym jej ton nagle stał się obojętny i suchy gdy dodała jeszcze. – Dla Ciebie też miał. –stwierdziła zerkając na Yuuki, po czym podniosła z stolika dwa zwinięte rulony, papieru i podała je wam...

Osamu Yuuhou


Dziwaczny włamywacz ulotnił się jeszcze szybciej niż się pojawił. Pozostawił po sobie, tylko rozbite szkło i wiele pytań bez odpowiedzi. Krótko po nim pojawiła się też ochrona, zupełnie o niej zapomniałeś. Ojciec wynajęta miał własną firmę ochroniarską, której płacił grube pieniądze za ochronę domu. Gdy się pojawili, musiałeś szybko wymyślić bajeczkę, na temat głupich wygłupów dzieciaków. Ochroniarze kupili to i obiecali, że ich firma zajmie się formalnościami związanymi z wstawieniem okna. Zadzwonili też do twojego ojca, by nie był zdziwiony po powrocie, brakiem szyby. Kiedy odjechali było już bardzo blisko do północy, więc z ulga opadłeś z powrotem na łóżku.

~*~

Obudził Cię budzik, ustawiony jak to zwykle w soboty bywa, na późniejszą godzinę. W domu było cicho, zapewne ojciec już dawno wrócił do pracy. Kiedy zszedłeś na dół, zobaczyłeś uprzątnięte szkło i wstawioną nową szybę. Fachowcy musieli przyjechać z samego rana i sprawnie się z tym uwinąć, a przede wszystkim cicho, skoro się nie obudziłeś. W kuchni natknąłeś się na ślady bytności ojca: Brudna filiżanka po kawie, rozłożona gazeta, papieros w popielniczce i sterta papierów na blacie. Typowe śniadanie twego ojczulka. Jednak jeden list leżał odłożony na bok, przy krześle na którym zwykłeś siadać, przy posiłkach. Zwinięty rulon pergaminu, który chyba zaadresowany był do Ciebie...

Marc Thomson


Musiałeś przyznać, że ten wieczór należał do dość ciekawych. Najpierw nauka japońskiej poezji, a potem spotkanie pierwszego stopnia z miłośnikiem kapturów. Czoło nadal bolało Cię po jego kopniaku, dla tego w domu dość szybko położyłeś na nie woreczek z lodem. Ojciec przywitał Cię, krótkim ”Hej!” ze swojego gabinetu, zapewne miał coś ważnego do dokończenia, bowiem zazwyczaj wypytywał Cię o to jak minął dzień. W kuchni stał obiad, który czekał na odgrzanie w cudownym wynalazku jakim była Mikrofalówka. Kiedy ciepły posiłek, trafiał miarowo do twoich ust, zaczęły nachodzić Cię myśli na temat słów kapturnika. Czy był to zwykły idiota szukający zaczepki, czy może miało to jakiś głębszy sens? Tak czy siak, okaże się to jutro, wraz z nadejściem poczty,
Pocieszony ta myślą dokończyłeś posiłek, by udać się potem na zasłużony piątkowy odpoczynek.

~*~

Kiedy rano zebrałeś się z łóżka i ruszyłeś na śniadanie, dotarła do Ciebie myśl iż zapewne przyszła już poczta. Zaintrygowany wszedłeś do kuchni, gdzie ojciec dopijał kawę, na twój widok uniósł rękę w geście powitania. Przewrócił stronę gazety i nie odrywając wzroku od jakiegoś ciekawego artykułu zagaił. – Był tu rano jakiś chłopak, miał cos dla Ciebie, jakiś zwitek papieru, leży na szafce w przedpokoju.
Serce mimowolnie zabiło szybciej, cóż skrywał tajemniczy liścik?

Lei Fang


Dalsza droga powrotna do domu, nie była już owocna w niespodzianki. Szczęśliwy traf chciał, że załapałeś się na pociąg w ostatniej chwili. Kilkanaście minut podróży i już byłeś pod domem. Nawet nie bolała Cię jakoś cena biletu, bowiem portfel był wesoło pękaty. Do mieszkania wszedłeś, zaledwie kilka chwil przed matką, widać musiała dziś zostać trochę dłużej w pracy. I dobrze, przynajmniej uniknąłeś kłopotliwych pytań na temat tak późnego powrotu.
Dzień spokojnie mogłeś wpisać w poczet tych udanych. Najpierw apel, który uciął Ci dwie ostatnie lekcje, potem porządny chiński posiłek no i na koniec ktoś komu można było przyłożyć. Nie mówiąc jeszcze o zastrzyku gotówki! Nic więc dziwnego, że gdy położyłeś się spać, radość emanowała z Ciebie na wszystkie strony.

~*~

Ranek przyniósł jednak zaskoczenie. Podczas śniadania bowiem, matka oznajmiła, że z samego rana był ktoś z listem do Ciebie. Kto w tych czasach wysyła tradycyjne listy? Nie łatwiej posłać maila? Te pytanie w twej głowie szybko jednak zabiła ciekawość co do zawartości, położonego przed tobą papierowego rulonu. Gdzieś na granicy świadomości jednak miałeś dziwne przeczucie że ma to związek z wczorajszą bójką.

Ami Tamura


Z natrętnym facetem poradziłaś sobie chyba w najlogiczniejszy z możliwych sposobów. Zamknięcie drzwi przed nosem zawsze skutkuje, na komorników i natarczywych „wielbicieli”. Facet ani nie dobijał się do drzwi, ani nie wstawił nogi by uniemożliwić ich zamknięcie. Ot przez okno zobaczyłaś jak odchodzi z komórka przy uchu. Dziwacy byli, są i będą nic się na nich nie poradzi więc po co się przejmować? Tak więc nie myśląc już o tym chłopaku, spędziłaś mile wieczór, korzystając z uroków wolnego czasu. Zaś gdy zmorzył Cię sen, nawet jeden koszmar nie zawitał w twojej głowie.

~*~

Rano, obudziła Cię matka, wołaniem na śniadanie. Budzik i natarczywe słońce bowiem nie zdołało zwlec Cię z łóżka, dopiero potęga słów rodzicielki podołała temu zadaniu. Śniadanie czekało już na Ciebie, koło talerze jednak znajdowało się coś dziwnego. Zwinięty w rulonik papier, zapewne zaadresowany do Ciebie. – Przyniósł to dziś rano jakiś chłopak. –poinformowała Cię matka. – Wspomniał coś, że intuicja podpowiada mu żeby Ci to jednak przekazał, nie wiem co miał na myśli.. Cóż sposób by sprawdzić co to jest był prosty, wystarczyło przeczytać liścik...

Wszyscy


Rulony które otrzymaliście wyglądały identycznie. Gładki biały papier, spięty folią, z deseniem różanych kolców i łodyg. Na szczycie tego zabezpieczenia, przed niechcianymi czytelnikami, znajdował się malutki, naturalny kwiat prawdziwej czerwonej róży. Na wierzchu papieru, zaś dokładnie wykaligrafowanymi, fikuśnymi literami widniał napis Zaproszenie


Ci z was którzy zdecydowali się otworzyć list, mogli przeczytać tekst, taki sam an każdym liście.

Serdecznie zapraszamy

Z wielką przyjemnością mamy zaszczyt zaproszenia Cię do „Różanej rezydencji” ekskluzywnego hotelu niedaleko miasta Jokatano. W niedzielę 6 września tego roku, odbędzie się tam turniej sztuk walk, zorganizowany przez naszego szanownego sponsora, który jednak pragnie zachować anonimowość, aż do momentu zakończenia zmagań turniejowych. Każda z osób, które otrzymała to zaproszenie, przeszła w ciągu ostatnich kilku dni, swoisty test umiejętności, dzięki czemu wybraliśmy szesnaście spośród stu kandydatów. To wielkie wyróżnienie! Turniej trwać będzie, aż do piątku 11 września tego roku, nie martwcie się jednak o szkołę, wszystko zostanie załatwione z dyrekcją poszczególnych placówek. Turniej ten ma na celu wyłonienie najlepszych z was, Ci którzy zostaną uznani za godnych, dostąpią zaszczytu pobierania nauk w szkole „Czerwonej Róży” – najbardziej prestiżowej placówki zajmującej się sztukami walk. Zwycięzca turnieju, zaś otrzyma wysoką nagrodę pieniężną - 100 tysięcy dolarów.
Jeżeli zdecydujesz się wziąć udział w turnieju, staw się w sobotę 5 września pod hotelem „Orinoko” w Jokatano. Miej ze sobą zaproszenie i najpotrzebniejsze rzeczy, samochód przyjedzie po Ciebie punkt osiemnasta.
Liczymy na to, że nikogo nie zabraknie.

Łączymy wyrazy szacunku


W miejscu podpisu była pieczątka przedstawiająca różę, zaś do zaproszenia dołączana była mapką wskazująca położenie hotelu Orinoko. Ogłoszenie było kuszące. Tydzień wolnego od szkoły w ekskluzywnym hotelu, ogromna suma pieniędzy no i możliwość pobierania nauk w prestiżowej akademii sztuk walk.
Decyzja leżała w waszych rękach.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 11-09-2011, 14:44   #16
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
Mimo wszystko to nadal trochę bolało. Przez lata zdążyła się przyzwyczaić do chłodnej obojętności matki, jednak wprowadzenie się Kaikiego odkrywało przed nią dodatkowe, dotąd niedostępne nieprzyjemności z asortymentu matki. Kontrast raził po oczach.
- Mam imię - powiedziała spokojnie rezygnując z dalszej części posiłku i spokojnym krokiem ruszyła na górę. Dalsza część zabawy we wbijanie sobie szpilek między żebra. Fajna gra, raz ty wygrasz, a raz ja. Tylko uważaj, by niczego poważnego nie uszkodzić, bądź co bądź, w torturach nie chodzi o jak najszybsze zakończenie, prawda?

W pokoju sięgnęła do plecaka. Zawsze miała w nim kilka batoników z musli. Cóż, lata praktyki. Jeśli strzelasz scenkę w której kończysz posiłek z hukiem, dla podtrzymania efektu lepiej jest nie jeść tego dnia wcale. Przynajmniej na widoku. Żując pożywnego batonika rozpieczętowała rulonik i zaczęła czytać.

Wzrok zatrzymał się na nagrodzie. 100 000 dolarów... Dobrzy bogowie, co ona mogła zrobić z taką ilością pieniędzy. Mogła uciec wreszcie z tego domu. Zostawić wszystko za sobą i wyjechać na drugą stronę globu. Zacząć tam normalne życie. Może ruszyć na Broadway? Albo lepiej, do Anglii. Mniej rozwrzeszczanej, mniej jaskrawej, spokojnej i kulturalnej europejskiej wyspy. Przeczytała całość jeszcze raz.
Musiałaby pewnie stawić czoła Kaikiemu... Kaptur zwracał się także do Marca. A, gdyby tak... 50 000$ także ją urządzało. W końcu, nie musiała żyć w bogactwie, wystarczyła możliwość ucieczki. Zapukała w zastanowieniu paznokciem o ząb. Nie znała adresu amerykanina, z resztą nie wiedziała nawet czy będzie zainteresowany udziałem. Cóż, w hotelu wylądują wieczorem. Najpierw pewnie będzie przemówienie gospodarza i zapoznanie z zasadami. Równie dobrze mogła porozmawiać z Marciem w czasie ciszy nocnej. Tak. Tak właśnie postąpi. A póki co...

Kąpiel w na przemian zimnych i gorących strugach wody, czerwona szamponetka, peeling, oliwka, kremy i makijaż... lubiła te poranne rytuały. Na dziś dzień wybrała granatowe body o długich rękawach i obcisłą ołówkową miniówkę. Naturalnie, buty na obcasach. Około dziesiątej była gotowa do stawienia się pod szkołą. Na jej wezwanie zjawiła się dosłownie garstka. Bez wdawania się w szczegóły poinformowała wszystkich, że wyjeżdża na tydzień i wyznaczyła najstarszego z obecnych na zastępcę, padło na Ebisu Mei. I dobrze. Chłopak był jej oddany jak wierny akita - podkochiwał się w niej od kilku miesięcy. Chyba w przyszłości będzie trzeba wyjść z nim na randkę lub dwie, tak dla podtrzymania ciepłoty jego uczuć.

Reszta dnia upłynęła na mozolnym szykowaniu się do wyjazdu. Drobne zakupy, by uzupełnić garderobę, kosmetyki i zapas batoników, zakończyła posiłkiem w jednej z knajpek w centrum handlowym. Spakowała się do średniej wielkości torby podróżnej i poinformowała obojętnym głosem matkę, że rodzice jej “kolegi” wyjechali, dlatego przez tydzień będzie mieszkała u niego. Odnotowała z ukrywaną satysfakcją szok na licu matki i wyszła na tyle wcześnie, by być kilka minut przed 18 pod hotelem “Orinoko”.
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.
Eyriashka jest offline  
Stary 11-09-2011, 18:39   #17
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- I co tam piszą? Zaproszenie na bal maturalny? – zapytał ojciec.
- Nie do końca – Marc oparł się o blat kuchenny – zaproszenie na turniej sztuk walk.
Ojciec z szelestem opuścił czytaną gazetę.
- Tak wiem, Alice – Marc nie dał dojść mu do głosu – ale to jest szkolny turniej, dla uczniów. Trwa tydzień, a dyrekcja to aprobuje. To chyba coś znaczy, zwłaszcza przy obowiązkowości Japończyków.
- Ty nie ucz ojca dzieci robić, ściemniaczu. Martwię się o ciebie. Nie chcę, żebyś i ty… -Ojciec wciąż miał z problemy z mówieniem o Alice.
- Wiem tato i dlatego nie mam pretensji o tego szpie… asystenta atasze kulturalnego, który za mną łazi.
- To nie asystent tylko stażysta, to placówka dyplomatyczna nie jakiś obóz szpiegów
– odparł ojciec z kamienną twarzą.
- To całe szczęście bo byście musieli go zlikwidować za niedołęstwo. Nie macie może jakieś asystentki atasze? Łatwiej by było mi znieść jej wścibstwo. Widziałem chyba taką jedna czarniutką jak byłem u ciebie.
- Aaa, nie. Wykluczone, ona jest wyszkolona w innych zakresie.
- Widziałem! To szpieg.
- Jeśli potwierdzę będę musiał cię zabić
– ojciec spojrzał znad filiżanki kawy.
- Jeśli to ją wyślesz z tym zadaniem to jakoś to przeboleję.
- Tyle mogę dla ciebie zrobić, choć pewnie i tak obsmarują mnie w raporcie za nadużywanie agentki w celach prywatnych.

Nie wytrzymali dłużej. Parsknęli śmiechem. Marc od dziecka twierdził że jego ojciec jest szpiegiem, a fakt że nikt tego nie udowodnił dowodził tylko tego że jest dobry. Ojciec oczywiście zaprzeczał, choć robił to w taki sposób by dać do zrozumienia, że kłamie. Mimo, że Marc był już praktycznie dorosły zabawa mu się nigdy nie znudziła.
- Planujesz wziąć udział? – ojciec zmienił temat.
- Tak, zeskanuje ci zaproszenie, masz tam wszystkie dane. Na w razie czego byś mógł kawalerię wysłać.
- Ok, ale… nie chwal się tym Alice. Po co ma się martwić.
- Nie powiem jej, możesz być spokojny.


Chłopak zeskanował i wysłał do ojca skan zaproszenia. Przynajmniej stary będzie spokojniejszy. Zasadniczo Marc starał się jak najmniej mu wadzić, w końcu życie szpiega było już i tak stresujące…
Założył krótkie spodenki i spraną do nieprzyzwoitości koszulkę z resztkami przerobionego loga Intela, głoszące „Fajter inside”. Zszedł do siłowni, mieściła się w piwnicy. Miał trochę czasu do wpół do jedenastej, więc postanowił go wykorzystać konstruktywnie. Dziś wypadała kolej na popracowanie nad nogami.
Jednak nie dane mu było zaznać samotności. Na ławeczce wyciskał Kris, ochroniarz i kierowca ojca.
- Nie napinaj się tak – przywitał go Marc. Kris tylko wypchnął sztangę w górę z sykiem powietrza i włożył ją na zaczepy. Usiadł i wziąwszy ręcznik odpowiedział.
- Swędzi cię dupsko z samego rana?– wstał i wziął butelkę wody z półki.
- Taa, podskakuj koguciku. Jakby mój stary wiedział, że froteruje tobą podłogę to by bez namysłu cię wypierzył. Ale wiesz co, bez obaw. Nie powiem mu o tym, bo wtedy musiałbym robotę za ciebie odwalać, a to mi się nie opłaca bo mam większe kieszonkowe niż twoja pensja.
Kris spojrzał z ukosa pijąc. Marc zamarkował dwa proste, trzeciego nie zdążył. Butelka wody wręcz zawisła w powietrzu gdy ochroniarz zaatakował łokciem i poprawił sierpowym. Pierwszego Marc uniknął lekkim zwodem, drugi spuścił po przedramieniu. Odpowiedział hakiem rozbijając gardę Krisa od dołu i poprawiając high kickiem. Odgłos uderzenia zlał się z trzaskiem padającej na podłogę butelki. Zamarli, Marc z nogą przy barku Krisa, a Kris ze wzniesioną do ciosu pięścią.
- Panie Robertson! Nie płace panu za bicie mojego syna. Za dwadzieścia minut samochód ma być gotowy.
- Oczywiście Panie Thomson – odpowiedział do pleców znikającego za drzwiami dyplomaty. – Następnym razem – rzucił do chłopaka zbierając ręcznik i butelkę.
- Zapisze sobie w kalendarzu i będę wyglądał jak świąt bożego narodzenia.
- Młodzież. Jeśli ty jesteś przyszłością narodu to czarno widzę Amerykę za parę lat.


Dziesiąta dwadzieścia trzy, Mark usiadł przed laptopem i odpalił Skypa. Akurat na czas.
- Hej siostra jak żyjesz? - obraz był czarny, chwilę później zbliżenie wielkiej dłoni znikło i pojawiła się twarz blondwłosej dziewczyny.
- Cześć. Ta gówniana kamerka mi szwankuje.
- Chcesz to ci wyślę super sprzęt, wiesz Japońce robią zajebistą elektronikę. Będę cie lepiej widział.

- Nie warto, musiała bym wtedy myć włosy i w ogóle.
- Nie pierdziel siostra, dobrze wyglądasz.
- Chrzanisz, dopiero co ten sadysta Pierre mnie wypuścił ze swoich łap. Spociłam się jak świnia.
- Ale robisz postępy…
- Tak… chyba. Cholera wie. Sama już nie wiem czy to ma sens…
- Jesteś twardą suką, dasz radę.
- Zajebisty komplement
– dziewczyna uśmiechnęła się krzywo – Lepiej powiedz co tam u ciebie.
- Po staremu, szkoła i rwanie dup.
- Myślałby kto, prawdziwy macho. A golisz się chociaż?
- Już nie, bo strasznie swędzi jak mi włosy na jajkach odrastają
– pokazał język siostrze.

Rozmowa z siostrą do wszystkim i o niczym zajęła mu czas do południa, potem przy obiedzie nadrobił wczorajszą fizykę i na wszelki wypadek przeczytał jeszcze dwa rozdziały do przodu. Potem w zasadzie pozostało mu spakowanie się, trochę ciuchów, endyma, taśmy do owinięcia dłoni. Bandaż elastyczny i maść na stłuczenia stanowiły zestaw podstawowy. Do tego ochraniacze i rękawice.

Mając trochę czasu pogooglował na temat Różowej rezydencji i Czerwonej Róży. O dziwo znalazł trochę wiadomości, pooglądał zdjęcia. Sprawdził tez dojazd jakby przyszło im wracać na własną rękę.
Potem odbył „krótką” wizytę na facebooku i trzeba było zbierać się do wyjścia. Wysłał smsa do ojca, że wyrusza i żeby mu życzył powodzenia. Odpowiedzi oczywiście nie dostał, ale to było normalne, wszelkie odpowiedzi nadchodziły po dwudziestej.
Na miejsce dojechał zamówiona taksówką, nie brał motoru skoro miała być podwózka na miejsce. Dotarł jakieś dwadzieścia minut przed czasem. Z torba adidasa na ramieniu zaczął się rozglądać za resztą kandydatów do 100 tysięcy.
 
Mike jest offline  
Stary 13-09-2011, 16:00   #18
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Gdy dostał list nie przejął się nim, kontynuował jedzenie grzanek i parówki. Było to dużo bardziej wciągające zajęcie.
Dopiero w drodze na miasto gdzieś na chodniku zwolnił kroku aby rozwinąć "prezent" i sprawdzić zawartość.
Po wczorajszych występach od razu odrzucił treść jako głupi żart. Mógł, co najwyżej zadzwonić na policję, jeśli ktoś faktycznie po niego przyjedzie w podanym terminie...

Spacer, jak to spacer. Gdzieś jacyś młodzi spisywali od siebie matematykę i pasjonujący wzór na deltę równy b podniesionemu do kwadratu odjąć cztery razy a razy c, co było im zapewne wielce przydatne w codziennym życiu. Salon gier, jak to w weekendy był cały zapchany...
Przez co odechciało mu się zabawy w nim.
Filmy w kinie również nie należały do pasjonujących, mimo że długo czekał na nowego Neon Genesis Evangelion, zmiana w fabule zrobiła z tego denny romans post-apokaliptyczny, a źle dobrana muzyka przyprawiała o mdłości w niektórych scenach.

Rozmyślał nieco nad możliwymi zajęciami, ale nic faktycznego go nie zainteresowało. Jakanto było dziurą, która była nudna, oraz miała nieco świrów, o czym powiedziała mu wczorajsza noc.

Wrócił do domu pod wieczór, obejrzał powtórkę filmu z brucem Lee który tak go ominął, podładował komórkę i zobaczył...37 Nieodebranych wiadomości od tej samej osoby.

Była to jego znajoma z gimnazjum, bez zastanowienia po prostu oddzwonił.
- Yo, co jest?
- Kaiki! - Krzyk ten był pełen rozpaczy.
Dla Mutona była to bardzo przykra i długa rozmowa, która mocno nim wstrząsnęła...Zwłaszcza dla tego, że nie mógł powiedzieć nic więcej niż "Poczekaj, coś wymyślę"

Po około pół godziny od rozpoczęcia dyskusji zabrał list z plecaka i pobiegł do ciotki.
- Idziemy z Yuuki na turniej sportowy...

***

https://docs.google.com/present/edit...8zqb_9f626hcgx
<link zawiera ciąg dalszy postu>
 

Ostatnio edytowane przez Fiath : 15-09-2011 o 12:30.
Fiath jest offline  
Stary 16-09-2011, 21:38   #19
 
Lastrada's Avatar
 
Reputacja: 1 Lastrada jest godny podziwuLastrada jest godny podziwuLastrada jest godny podziwuLastrada jest godny podziwuLastrada jest godny podziwuLastrada jest godny podziwuLastrada jest godny podziwuLastrada jest godny podziwuLastrada jest godny podziwuLastrada jest godny podziwuLastrada jest godny podziwu
Ami słodko sobie spała śniąc o pięknym drzewie wiśni. Zdawałoby się, że nic już jej nie obudzi. Nie obchodził ją budzik ani światło słoneczne wpadające przez okno. Ale gdy usłyszała głos matki wołający: „ Ami wstawaj na śniadanie!!!” tak się wystraszyła, że aż spadła z łóżka razem w kołdrą. Kiedy w końcu się przebudziła i zorientowała się, że leży na podłodze była tak zdziwiona jak wczoraj kiedy zobaczyła „ Dziwnego któsia”.

Zbiegła na dół. Usiadła przy stole i już miała jeść pyszne kanapki z dżemem wiśniowym, który robiła parę dni temu razem z mamą, gdy zobaczyła leżący na stole list. „Co?! To chyba nie jest od tego… kogoś. Przecież zawsze jak kogoś takiego ignoruję to nie zawraca mi potem głowy.” Pomyślała i chwyciła go niepewnie. Najpierw się wahała, ale postanowiła przeczytać, bo kto wie może będzie mogła się pośmiać.

Serdecznie zapraszamy

Z wielką przyjemnością mamy zaszczyt zaproszenia Cię do „Różanej rezydencji” ekskluzywnego hotelu niedaleko miasta Jokatano. W niedzielę 6 września tego roku, odbędzie się tam turniej sztuk walk, zorganizowany przez naszego szanownego sponsora, który jednak pragnie zachować anonimowość, aż do momentu zakończenia zmagań turniejowych. Każda z osób, które otrzymała to zaproszenie, przeszła w ciągu ostatnich kilku dni, swoisty test umiejętności, dzięki czemu wybraliśmy szesnaście spośród stu kandydatów. To wielkie wyróżnienie! Turniej trwać będzie, aż do piątku 11 września tego roku, nie martwcie się jednak o szkołę, wszystko zostanie załatwione z dyrekcją poszczególnych placówek. Turniej ten ma na celu wyłonienie najlepszych z was, Ci którzy zostaną uznani za godnych, dostąpią zaszczytu pobierania nauk w szkole „Czerwonej Róży” – najbardziej prestiżowej placówki zajmującej się sztukami walk. Zwycięzca turnieju, zaś otrzyma wysoką nagrodę pieniężną - 100 tysięcy dolarów.
Jeżeli zdecydujesz się wziąć udział w turnieju, staw się w sobotę 5 września pod hotelem „Orinoko” w Jokatano. Miej ze sobą zaproszenie i najpotrzebniejsze rzeczy, samochód przyjedzie po Ciebie punkt osiemnasta.
Liczymy na to, że nikogo nie zabraknie.
Łączymy wyrazy szacunku


Ami nie wierzyła własnym oczom. Taka okazja. Trudno byłoby nie skorzystać. Słyszała już o „Czerwonej Róży”. Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Dziewczyna wstała i zaczęła krzyczeć w niebo głosy.
- Mamo, mamo patrz tylko!!!- zdziwiona matka myślała już, że w kuchni był pająk za którymi Ami nigdy specjalnie nie przepadała
- Co się stało? Jakiś pająk chodzi ci po piżamie?
- Nie, nie chodzi, ale popatrz tylko na ten list- Dziewczyna przekazała list swojej matce.
- Córeczko gratuluję ci!- po wysłuchaniu pobiegła tylko do góry żeby się zacząć pakować.

Zawartość walizki to: trochę ubrań, grzebień, małe lusterko, zegarek, ładowarka do telefonu, telefon, dowód osobisty, zegarek, który dostała na urodziny i książka po ojcu. Ami pożegnała się z mamą i już miała wchodzić do samochodu, kiedy przypomniała sobie o tym, że miała przynieść zaproszenie. Włożyła walizki do środka odwróciła się i chciał wrócić po nie, ale zastała za sobą swoją matkę z listem w ręce.
-Proszę Ami chyba czegoś zapomniałaś. Powodzenia!- Powiedziała mama. Ami bez zastanowienia powiedziała:
- Dziękuje. Będę tęsknić pa!- po chwili była już w samochodzie.

Gdy kierowca zaparkował Ami od razu chwyciła walizki i wyszła z samochodu cały czas przyglądając się hotelowi. Wpatrywała się w niego jak w obrazek i umiała wyszeptać tylko „nie umiem się doczekać
 

Ostatnio edytowane przez Lastrada : 16-09-2011 o 21:42.
Lastrada jest offline  
Stary 17-09-2011, 14:15   #20
Ozo
 
Ozo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ozo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumny
Wparowanie ochrony rzeczywiście było dla Osamu sporym zaskoczeniem. No cóż, nie mieszkał tu długo, więc takie szczegóły miały prawo nie zapisać się zbyt dokładnie w jego pamięci. Dwójka mężczyzn, która zjawiła się w chwilę po zniknięciu włamywacza nie wyglądała na zbyt rozgarniętych. Miała za to prezencję, która mogła odstraszyć typowego złoczyńcę. Obaj byli wysocy i bardzo dobrze zbudowani. Ich kwadratowe szczęki zdobił kilkudniowy zarost. Czarnowłosy niemal bez zacięcia opowiedział im historyjkę o grupce dzieciaków, która przejeżdżając nieopodal na rowerach zabawiała się w rzucanie kamieniami w stronę mijanych domów. Ochroniarze nie zadali sobie nawet trudu wypytania o rysopis winowajców, nie porozmawiali też z żadnym z sąsiadów. Na szczęście dla Osamu, ponieważ żaden prawdopodobnie nie potwierdziłby jego wersji wydarzeń. Mężczyźni obiecali jednak, że biorą na siebie wszelkie formalności związane ze zdarzeniem. Gdy tylko sobie poszli, chłopak z ulgą wrócił do swojego pokoju i ciepłej, mięciutkiej pościeli. Choć wciąż w jego głowie pozostawało wiele pytań bez odpowiedzi, zmęczenie wzięło górę i czarnowłosy zasnął niemal z chwilą dotknięcia poduszki.

Ze snu wyrwał chłopca dźwięk budzika. Wciąż będąc w półśnie chłopak wyłączył go. Powoli i ospale podniósł się do pozycji siedzącej. Przetarł oczy nadgarstkami i przeciągle ziewnął. Jeną ręką sięgnął po okulary, a drugą podrapał się za uchem. Wsunął podniesiony przedmiot, poprawiając jakość widzianego obrazu. Siedział przez chwilę, jednak w końcu głód zmusił go do zejścia po coś nadającego się na śniadanie. W ogóle nie zdziwiła go nieobecność ojca. Gdyby ktoś powiedział mu, że jego rodzic w ogóle nie wrócił do domu, także uwierzyłby w to bezproblemowo. Zaskakujący był natomiast widok szyby świeżo wstawionej w drzwi wejściowe. “Robotnicy musieli się chyba skradać... Niczego nie słyszałem” - pomyślał i zaczął rozglądać się za jakimś pokarmem. Z lodówki wyciągnął sobie miskę ryżu, która została prawdopodobnie z jakiegoś wcześniejszego posiłku. Poza ziarenkami w naczyniu znajdowały się jakieś warzywa i kawałki ryby. Dokładnie lustrując wszystko wzrokiem, chłopak stwierdził ostatecznie, że takie śniadanie wystarczy mu w zupełności. Zabrał się więc za odgrzewanie posiłku. Gdy miał już zasiadać przy stole, delektując się ciepłym ryżem, zauważył zwinięty kawałek papieru. List owinięty był folią z wzorem w kształcie łodyg, liści i kolców róży. Ten sam kwiat, tym razem żywy, zdobił szczyt tego zabezpieczenia, nadając mu prawdziwie elegancki wygląd. Wszystko wyglądało na to, że list zaadresowany był do Osamu. Chłopiec odpakował więc go delikatnie i zaczął czytać.

Odłożył kartkę wciąż będąc w lekkim szoku. “Więc to wszystko było tylko testem przed jakimś durnym turniejem?” - pytał sam siebie. Z początku chciał pojechać w umówione miejsce tylko po to, by wygarnąć komuś co myśli o tym całym pomyśle. Później, gdy trochę już ochłonął, a miska ryżu - w przeciwieństwie do jego żołądka - straciła na zawartości, postanowił całkowicie zignorować zaproszenie. Jakoś nie widział się walczącego w turnieju za pieniądze. Wizja nauki w szkole “Czerwonej Róży” też nie była jakoś specjalnie zachęcająca. Po skończonym posiłku zgniótł więc kawałek papieru i wyrzucił go do kosza na śmieci.

Reszta dnia była dość monotonna i nudna. Chłopak wziął się za czytanie podręczników - trochę nauki nikomu jeszcze nie zaszkodziło. Nic jednak nie wchodziło mu do głowy. Ciągle martwił się o swojego dziadka. Jakby tego mało, myśl o otrzymanym zaproszeniu nie dawała mu spokoju. Postanowił wyjść na spacer, mając nadzieję, że świeże powietrze pomoże mu oczyścić umysł. Chodził dość długo, zwiedzając najróżniejsze okolice Jokatano. Nie zwracał jednak specjalnej uwagi ani na mijane budynki, ani ludzi. Był niemal kompletnie zanurzony w swoich myślach. “Kto normalny wysyła włamywacza do czyjegoś domu tylko po to, żeby dowiedzieć się czy nadaje się do turnieju sztuk walki?! Ciekawe jak wyglądały testy innych potencjalnych uczestników! Próby morderstw i gwałtów w końcu także nadają się do testowania umiejętności obronienia samego siebie. A co z tymi, którzy nie przeszli?! Są teraz pewnie gdzieś w szpitalu z kilkoma ranami kłutymi albo złamanymi kończynami!” - był wściekły, choć na zewnątrz wyglądał całkiem spokojnie. “Szpital... Ciekawe jak czuje się dziadek... Mam nadzieję, że jakoś się trzyma. Ile bym dał, żeby tylko móc posiedzieć teraz przy nim.” Spojrzał na wyświetlacz telefonu. Nie było na nim informacji o nieodebranych połączeniach czy nowych wiadomościach. Zegarek wskazywał 14:30. “Sto tysięcy dolarów” - jego myśli powróciły do różanego zaproszenia. - “Może z tymi pieniędzmi mógłbym jakoś pomóc dziadkowi... Opłacić specjalistów...” Czarnowłosy zatrzymał się w miejscu. Wyglądał, jakby nie potrafił zdecydować się w którą stronę iść. Knykcie w zaciśniętych pięściach widocznie mu zbielały. W końcu zerwał się do biegu, kierując się w stronę domu ojca.

Do środka wpadł jak huragan. Od razu rzucił się na kosz ze śmieciami i wyciągnął z niego zaproszenie. Było całe pogięte, a jeden z rogów umazany był bliżej nie określoną substancją. Chłopak nie przejmował się tym jednak. Położył kartkę na stole i zaczął pocierać ją pięścią, starając się nieco wygładzić zagięcia. Gdy uznał, że więcej nic już nie zdziała pobiegł do swojego pokoju. Przyjechał niedawno, więc nie miał problemów z pakowaniem się. Jego torba podróżna wciąż leżała w kącie pokoju niemal nienaruszona. Nie zatrzymując się ani na chwilę dorzucił do niej jeszcze kilka ubrań. Z łazienki przyniósł szczoteczkę do zębów oraz przybory do golenia. Rozejrzał się czy na pewno niczego nie zapomniał. Wyciągnął laptopa, włączył przeglądarkę i w wyszukiwarce wpisał ‘hotel Orinoko“. Po kilku minutach poszukiwań udało mu się znaleźć autobus, którym mógł bezpośrednio dojechać na miejsce. Wyłączył więc komputer i wrzucił go do torby. “A więc postanowione. Wezmę udział w tym turnieju... Dla dziadka. Mam nadzieję, że nie miałby nic przeciwko wykorzystaniu jego nauk w ten sposób... W końcu robię to dla jego dobra.

Osamu zszedł z powrotem na dół. Wziął długopis i kartkę, na której w kilku zdaniach opisał ojcu gdzie się znajduje. Szczerze wątpił, by rodzic martwił się o niego, jednak wydawało mu się, że powinien go poinformować o swoim miejscu pobytu. Pozostało mu tylko zabrać ze stołu list i mógł biec na autobus.

Jadąc w stronę hotelu czarnowłosy chłopiec z okularami na nosie zastanawiał się czy podjął dobrą decyzję. Obawiał się tego, co czeka go na miejscu. Miał jednak nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze.
- To dla ciebie dziadku - wyszeptał niemal niesłyszalnie.
 
Ozo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172