Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2011, 15:07   #210
Vantro
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Katrina poderwała na równe nogi widząc Vinca. Jednak radość jej przygasła kiedy zauważyła kto podąża za młodym smokowatym. “Jeszcze tego nam tu brakowało”, przemknęło dziewczynie przez głowę. Nie zwlekając już ani chwili i bojąc się, że Vincent ją zauważy i rozpozna, a co gorsza zdradzi się że ją zna i że właśnie tutaj kieruje swe kroki rzuciła się do przodu. Podbiegła do młodego chłopaka i zarzuciła mu ręce na szyje, przywarła ustami do ust Vinca licząc, że go tym zaskoczy i zapobiegnie ewentualnym jego słowom. Oderwała usta od niego i minimalnie się odsuwając pociągnęła chłopaka w stronę zamtuza głośno przy tym mówiąc, tak że nawet śledzący go mężczyzna musiał to usłyszeć.
- Oj widzę kochanieńki że szukasz tego co ja ci zaoferować mogę. Chodź... chodź, nie pożałujesz, że nasze drogi się spotkały, najbliższe chwile zapamiętasz do koooooooooooońca swojego życia! - po czym dodała szeptem przytulając się do jego boku - Vinc śledzą cię... musimy udawać - i miała nadzieję że za bardzo chłopaka nie zszokowała by pojął i podjął jej grę.

Zmęczony zaklinacz w końcu zobaczył na swojej drodze “Słodkie bułeczki” przystań do której tak długo dążył. Przyspieszył lekko kroku gdy nagle wydarzenia potoczyły się tempem błyskawicznym. Przed twarzą wyrosła mu burza rudych włosów, a czyjeś wargi przylgnęły do jego ust. Miecz w tym momencie wydał odgłos jak gdyby się zapowietrzył, a chłopak nie za bardzo wiedząc co robić, objął kobietę i nie odsuwał się od niej. Oczywiście w słynnej książce “1001 powodów by zostać bohaterem” był cały rozdział poświęcony kobietom i tego co zazwyczaj oferują niezwyciężonym herosom. Vinc jednak tylko pobieżnie go przejrzał bowiem, walka z bestiami oraz opiewanie przez bardów wydawało się ciekawsze. Jednak przy aktualnym zapasie doświadczeń dochodził do wniosku, że o bardów jakoś ciężko w dzisiejszych czasach, a walki z potworami jakoś mocno bolą, o czym w książce słowa nie było. Kontakty z kobietami zaś były w jakiś sposób przyjemne. Gdy Katrina oderwała się od jego ust, chłopak z wypiekami na twarzy dał pociągnąć się w stronę zamtuzu, zaś na wzmiankę na kradzieży odpowiedział w jakże elokwentny sposób. - Eeewwee aaa?
Miecz na szczęście zachował zimną kre... zimną stal! Odchrząknał znacząco i mruknął cicho. - Wiedziałem że nas śledzi, ale niech się chłopak uczy samemu wypatrywać takich oprychów, nie będę mu we wszystkim pomagał. -oznajmił usprawiedliwiającym tonem po czym szybko powiedział.- Ale to musi wyglądać naturalnie! Co wy na wycieczkę idziecie po mieście czy jak? Vinc na już obejmij ją. -zaś gdy lekko nieprzytomny smokowaty chciał objąć dziewczynę w pasie miecz syknął instruując go.- Co ty z przyszła żoną na plotki idziesz czy z kurtyzaną do zamtuzu? - po czym zobaczywszy, że Vinc nie za bardzo zrozumiał co ma zmienić w swej postawie ostrze dodało dobitnie.- Ręka na tyłek. A Pani musi to chwile znieść, w końcu to był Pani pomysł.
Vinc mruknął pod nosem coś co zapewne miało usprawiedliwić to zachowanie i umieścił rękę na pupie Katriny idąc z nią w stronę budynku.
Katrina w pierwszej chwili z zaskoczeniem przyglądała się doradzającemu mieczowi zastanawiając się skąd on wie jak powinien zachowywać się młody smokowaty. Potem zaś uświadomiła sobie że zapewne z poprzednim swoim towarzyszem pan miecz zwiedził nie jeden zamtuz wszak każdy mężczyzna korzystając czy to z zamtuza czy to z uroków alkowy własnej żony zostawiał zapewne ostrze... pod łóżkiem. Przytuliła się więc do boku Vinca i roześmiała perliście i zalotnie na jego obmacywanki mówiąc przy tym:
- Oooooo widzę chłopcze, że wiesz do czego służą atrybuty kobiece. Nie zwlekajmy więc z przekonaniem się jaką jeszcze wiedzę posiadasz. - i z tymi słowami pociągnęła młodzieńca w stronę drzwi zamtuza.
- Dobra, nie mamy wiele czasu, prowadź do pokoju gdzie omówimy szczegóły! -szepnęło ostrze które widocznie wpadło w nastrój śledzonego bohatera. To, że tak naprawdę śledzili Vinca nie specjalnie przeszkadzało orężowi.
- Głodny jestem i mnie boli wszystko...-mruknął chłopak.
Katrina jeszcze raz przystanęła i niczym kurtyzana zarzuciła ramiona na szyję chłopaka odwracając się tak aby spojrzeć na śledzącego go mężczyznę. Mówiąc przy tym:
- Młody jesteś i niecierpliwy młodzieńcze, jednakże nauczę cię dziś również że i cierpliwość w taki wypadku daje duuuuuuuuuuuuuużo przyjemności. - po czym przytulona do Vinca dyskretnie przesuwała wzrok po mężczyźnie skradającym się za chłopakiem.
Ten jednak bynajmniej nie porzucił swojej roboty, tylko dlatego że Vinc obłapiał paniusię do towarzystwa. Podążał powoli w kierunku Słodkich Bułeczek nadal siedząc smokowatemu “na ogonie.”

Dziewczyna nie ociągając się już wciągnęła młodego bohatera wraz z jego orężem do środka i biegiem pociągnęła na górę do pokoju, który zajmowała z Gacciem, a teraz również z Juliano i panem mózgiem. Po drodze zaś prosząc jedną z napotkanych dziewcząt o dostarczenie do pokoju jedzenia dla chłopaka.
Vinc gdy tylko znalazł się w pokoju, opadł na łóżku na którym spoczywał Juliano w wersji kobiecej, i westchnął głośno przecierając najbardziej obolałe miejsca na swoim ciele.
- Czyli udało się Pani? -zapytał podekscytowany- Psikusowi nic nie jest?
Miecz zaś zwrócił się do arcymaga. - A już miałem nadzieje, że rozbił Ci się ten słoiczek i płyniesz z prądem rzeki. Ale mniejsza o Ciebie galareto... -mruknął i zwrócił się do Katriny.- Młody nie może tu długo siedzieć, bo szpieg zacznie coś podejrzewać, trzeba zmylić pościg!
- Zaraz ci wszystko opowiem. - mruknęła Katrina podchodząc do okna i dyskretnie wyglądając aby sprawdzić czy widać mężczyznę, który śledził chłopca.

Był tam, sterczał przed wejściem do zamtuza, cosik zapisując na skrawku papieru. Wyraźnie nie odpuścił sobie śledzenia Vincenta.
-Taaa... jaszczur zaszył się w plecaczku dziewczynki i łba nie wystawia z niego. Bardziej leniwego pseudosmoka świat nie widział.”-odparł arcymózg, a Juliano rzekł.-Powinniście sobie darować tą całą checę z porwaniem. Niepotrzebnie się narażacie.
-Możesz tu na chwilę podlecieć Sidiousie? - rzekła Katrina nie odwracając wzroku od okna.
Pan mózg ostentacyjnie podleciał do okna i burknął.-”Czego?
- Zerknij na tego mężczyznę, czyż nie uważasz, że nadawałby się na ciało, którego tak poszukujesz? - wypowiedziała na głos to co jej przyszło do głowy gdy tak patrzyła na śledzącego Vinca szpiega.
-Eeeech... nie zrozum mnie źle. Ale to nie jest takie proste. Inaczej dawno bym sobie wziął nowe ciało.”-odparł Arcymag.
- Ale możemy spróbować co nie? Ogłuszysz go czy też ubezwłasnowolnisz tak jak tego gbura na łódce, zwiążemy i zabezpieczymy by nam nie szkodził, a potem pokombinujemy jak cię w niego wsadzić. - wypowiadała na głos swoje myśli dziewczyna nadal spoglądając na stojącego na dole mężczyznę.
-Och... czyżbyś chciała mnie wrobić w czarną robotę mamiąc mętnymi obietnicami nowego ciała?”-zakpił mózg i dodał po chwili.-”A może mnie się ciało Gaccia bardziej podoba?
- Cało Gaccia już zajęte przeze mnie więc od niego lepiej trzymaj się z dala. Nie mamię cię niczym, nie chcesz to nie. Szkoda czasu na strzępienie języka daremnie. - odrzekła na to dziewczyna i odwróciła się od okna. Idąc w stronę łóżka sięgnęła do swojej torby po leczniczą różdżkę by zając się ranami smokowatego zanim służka przyniesie jadło o które prosiła.
-Tak czy siak. W byle gówno się nie wcisnę, potrzebuję ciała maga. A nie łotrzyka.”-odparł Sidious po chwili milczenia.
- Skąd wiesz, że to łotrzyk? - spytała Katrina zajmując się równocześnie leczeniem Vinca.
-Tsss...magowie mają swój styl. Ten tutaj nie.-”niemal prychnął mózg.
- Nie dotykaj go różdżką! -wydarło się ostrze nim Katrina zaczęła leczyć chłopaka. - Nie, że nie chcę by chłopaka przestało boleć, ale jak ty sobie ty wyobrażasz? Wszedł do Zamtuzu i wyszedł najedzony i bez ran? To niczym wielki transparent “Tu się ukrywamy wyłapcie nas jeżeli macie wolną chwilę.” -stwierdził miecz. - Najpierw trzeba jakoś zmylić szpiega.

Vinc zaś zbyt entuzjastycznie do tak prezentowanego zdania nie podszedł, bowiem chętnie pozbyłby się już ran. - Ja nie mam żadnego pomysłu, zmęczony jestem. -dodał opierając dłonie na nogach. - A tak właściwie gdzie są wszyscy? -zapytał zaś jego brzuch zabulgotał głośno z głodu.
-Romcio umarł pewnie ze zgryzoty, Gaccio szlaja się po domach uciech, kenderka zadeptali, bardka i półelf o nas zapomnieli, a Kenny szuka takiej co pokocha jego postawę... zimnego głaza.”- zadrwił pan mózg. Po czym krążył po komnacie mówiąc.-”Po prawdzie poginęli w mieście. Tak to jest, gdy KAŻDE z was działa na własną rękę. Nie pomyślałeś matołku, że ONI też mogą mieć plany na odbicie Juliano? I że każdy z nich realizuje je na własną rękę? I że dzięki tobie wpaść w pułapkę? Co wyście sobie myśleli? Jesteście drużyną. Zacznijcie działać jak drużyna! Kupa chodzących kości ma więcej koordynacji niż wasz wasz mały zespół.
Katrina zignorowała narzekania pana mózga, który przed chwilą sam przecież się opowiedział, że nic ze śledzącym Vinca zbiegiem nie będzie robił. I odrzekła panu mieczowi.
- Toć to zamtuz co nie? Żadna szanująca się jego pracownica nie weźmie do łóżka takiego brudasa po przejściach jak Vinc. Najpierw mu zapewni przyjemności w kąpieli, a on przecież sam może posiadać różdżkę co go uleczy. Toć mówiłam, że czekają go nie zapomniane chwile, kąpiel i stawianie na nogi w to możemy też wliczyć. Chyba ten co go śledzi zbytnio się dziwić nie będzie że po zaznaniu rozkoszy tego miejsca chłopak, który wszedł tu jako półtora nieszczęścia wyjdzie jako nowo narodzony. - i ponownie skierowała różdżkę w stronę smokowatego.
- No sam nie wiem... -mruknął miecz rozdarty między dobrem chłopaka, a powodzeniem misji.- Dobra niech będzie, ale żebym potem nie musiał powiedzieć “A nie mówiłem”.
Vinc zaś ściągnął z siebie brudną koszulę by dostęp do ran był łatwiejszy po czym zapytał. - Ciężko było go tu sprowadzić? -mówiąc to wskazał Juliano.
- Ależ skąd mój kobiecy urok sprawił, że mi go tu na rękach przynieśli. - mruknęła Katrina pod nosem zajmując się ranami Vinca. - Umyj ręce w misce z wodą i zjesz jak przyniosła jadło a w tym czasie poprosimy o balię wody abyś się umył, a potem pomyślimy co zrobić z tym na dole. - dodała zerkając czy gdzieś jeszcze nie ma jakiegoś zranienia, którym powinna się zająć. - Nie widziałeś gdzieś po drodze Gaccia lub kogoś z naszych? - spytała jeszcze smokowatego.
- Wpadłem tylko na psa Cypia, ale uciekł dość szybko bo gonili go rzeźnicy, za kradzież kiełbasy. -po ostatnim słowie kiszki znowu zagrały swój głodny rytm, zaś Vin obmył ręce jak i twarz w misie z wodą.
-Czyli przerobili biednego kurdupla na kiełbaski... przy jego rozmiarach skończył pewnie jako kilka paróweczek koktajlowych.”- westchnął smutno pan mózg.-”A spasiona psina, uniknęła losu przekwalifikowania na pasztet z dziczyzny. Co w jej przypadku byłoby nobilitacją.
-To możliwe. Nie należy zadzierać z Familiami.- po chwili milczenia włączył się Juliano. Po czym dodał.-Ostrzegałem was. Nie wiecie w co się pakujecie. Dlatego mówiłem Romualdo by trzymał się z daleka. To nie jest wasz świat.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline