- Ty obsrańcu jesteś właścicielem owego domku? Zwą cię Laval? – Shimko pochylił się nad szamoczącym się, związanym mężczyzną. Jasnoniebieskie, wielkie oczy niewinnie wpatrywały się w skrępowanego, a na twarzy wykwitł brzydki uśmiech, tak niepasujący do wyrazu oczu. Shimko złapał Knuta Lavala za knebel i szarpnął mocno. Głowa tamtego podskoczyła. – Czemu nie odpowiadasz, gnoju? Mowę Ci odebrało?
- No panowie, pomóżcie – zwrócił się do kompanów, chwytając wywrócone krzesło, do którego grubas wciąż był przywiązany. Wspólnym wysiłkiem postawili je z powrotem pod dyndającym z sufitu kawałkiem liny. Oczy Lavala rozszerzyły się z przerażenia. Chyba myślał, że właśnie udało mu się uratować skórę, a tu proszę, zmienili się tylko napastnicy. Cóż za ironia losu.
- Wypytaj go – powiedział do Conora. Miał przeczucie, że Storm bardziej zna się na takich rzeczach. Sam tylko wyciągnął z cholewy nóż i zaczął dłubać sobie pod paznokciami, wciąż patrząc na przerażonego mężczyznę. |