|
| Narzędzia wątku | Wygląd |
12-09-2011, 15:48 | #391 |
Reputacja: 1 | - Ty obsrańcu jesteś właścicielem owego domku? Zwą cię Laval? – Shimko pochylił się nad szamoczącym się, związanym mężczyzną. Jasnoniebieskie, wielkie oczy niewinnie wpatrywały się w skrępowanego, a na twarzy wykwitł brzydki uśmiech, tak niepasujący do wyrazu oczu. Shimko złapał Knuta Lavala za knebel i szarpnął mocno. Głowa tamtego podskoczyła. – Czemu nie odpowiadasz, gnoju? Mowę Ci odebrało? - No panowie, pomóżcie – zwrócił się do kompanów, chwytając wywrócone krzesło, do którego grubas wciąż był przywiązany. Wspólnym wysiłkiem postawili je z powrotem pod dyndającym z sufitu kawałkiem liny. Oczy Lavala rozszerzyły się z przerażenia. Chyba myślał, że właśnie udało mu się uratować skórę, a tu proszę, zmienili się tylko napastnicy. Cóż za ironia losu. - Wypytaj go – powiedział do Conora. Miał przeczucie, że Storm bardziej zna się na takich rzeczach. Sam tylko wyciągnął z cholewy nóż i zaczął dłubać sobie pod paznokciami, wciąż patrząc na przerażonego mężczyznę. |
12-09-2011, 22:39 | #392 |
Reputacja: 1 | - Ja się nie bawię! Ja jestem bohaterem! Słowa siarczyście rzucone przed siebie przez zaciskającego szczęki Ragnara zdawały się już nie zostać usłyszane przez jego pobratymca. Ten - zupełnie jak reszta - wyszli z pomieszczenia i zdawali się oddalić. Brodacz nie słyszał ich kroków, ale miał nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczą - oby nie w tym lepszym, wypełnionym rzeką mahakamskich trunków, świecie... We wnętrzu został Miszkun, walczący u jego boku mężczyźni oraz ich przeciwnicy - pieprzeni przebierańcy jak nazwał ich w myślach krasnolud. Liczyło się tu i teraz! Te chwile kiedy dorosły wojownik udowadniał na ile go stać. A potem przeciwnik zaczął upuszczać krwi... i cuchnących flaków! Nie minęło zbyt wiele czasu jak każdy z łże-strażników był martwy. Każdy. A trójka z wybawców nawet nie została zadrapana. Zdyszany krasnolud chciał zaraz zbierać się do złożenia soczystych podziękowań - nieważne kim są ubrani w czerń ludzie - lecz jeden z nich wyrwał się z zaskakującą wiadomością. Ragnar postanowił postarać się ją zapamiętać. Powtarzał sobie ją w myślach aż do powrotu reszty - z kuśtykającym Conorem "Przetrąconym" Stormem na czele. Shimko, co do niego podobne od razu zabrał się za przerażonego Lavala. - Mam wam coś do powiedzenia więc zakuć jadaczki! - zaczął krasnolud łapiąc dech. - Nasi pomocnicy zanim wyszli przekazali mi pewną wiadomość. Brzmiała tak: "Z samego rana przyjdźcie do domu na ulicy Rymarzy, na Nowym Mieście. Niebieski budynek, górne piętro. Nasz szef chce się z wami widzieć. I posprzątajcie, zanim się zwiniecie." Z tym sprzątaniem pewnie żartowali, ale ja najlepszy w pomyślunku nie jestem więc... - brodacz spojrzał na Storma. - Co robimy? Ja bym zaciukał tę gnidę i poszedł na umówione miejsce. Co wy na to? - po tych słowach zapadła niezręczna cisza a wszyscy spojrzeli na przebranego w rajstopy Helgundy skrytobójcę. |
13-09-2011, 13:25 | #393 |
Reputacja: 1 | Tatuś Brokelen zwykł był mawiać, że jak świat długi i szeroki wszyscy, to kanalie, obesrańcy i kwakwarakwa. Cokolwiek to ostatnie znaczyło. Lecz mylił się. Mylił się sromotnie i Bert to wiedział. Przekonał się o tym w tejże chwili, gdy Ragnar powiedział im o tych trzech szlachetnych Panach, którzy po uratowaniu z opresji nieznanych sobie najemników dostojnie oddalili się nie żądając zapłaty. Był to taki przykład niespodziewanego altruizmu, bohaterstwa i dobroci w tym świecie zła i plugastwa, że Bert poczuł jak wzruszenie ściska mu gardło. Po raz pierwszy poczuł, że opatrzność nad nimi czuwa, że gdy znajdą się w niebezpieczeństwie trójka wybawców niechybnie ruszy im na pomoc pokonując wraże zastępy niegodziwców, by następnie udać się w kierunku „zachodzącego słońca”. Bert się wstydził, że on taki nie jest, że nie jest tak szlachetny. Gdy krasnolud zdał relacje z rozmowy Brokelen lekko się rumieniąc bąknął zawstydzony: - To znaczy, że … już możemy splądrować dom? Zaczął rozglądać się dookoła w poszukiwaniu jakichś cennych i łatwych do wyniesienia rzeczy. Wpierw znalazł dużą kapę, której rogi zawiązał. Po czym zaczął do środka ładować co ciekawsze precjoza. Lavala i przesłuchanie miał, jak to się mówi kolokwialnie w rzyci. Zdecydowanie Bert nie był szlachetny. Nad szlachetność przekładał przeszukiwanie kolejnych komnat willi. |
14-09-2011, 23:52 | #394 |
Reputacja: 1 | Ginnar splunął na podłogę. -Jak dla mnie to najpierw trza się dowiedzieć czemu ten tutaj nas wydał bandytom, a raczej za ile. Potem odebrać kasę za zlecenie, a potem się zastanowić Było to czyste myślenie Ginnara, robić wszystko po kolei. Zwłaszcza, że nie wierzył, iż ktoś bezinteresownie wpada kogoś uratować, zostawia mu adres i sobie idzie. Krasnolud był świadom faktu, że idąc tam gdzie powiedzieli, przez usta Ragnara, mężczyźni mogą się wpakować w kolejną zasadzkę, ale tego brodacz wolał uniknąć. |
15-09-2011, 20:40 | #395 |
Reputacja: 1 | - Ragnar, Ginnar, zabierzcie ciało wiedźmina na dół, zabieramy je ze sobą. Nie mogą go tu znaleźć, bo nas tu przecież nie było. Weźcie też z dołu ciała ochroniarzy tego debila i zatargacie tutaj. Widać, że była tu spora jatka, więc niech będzie wiadomo kto z kim walczył. Potem możecie dołączyć do Berta w plądrowaniu. Niech to wygląda na napad rabunkowy. Uważajcie tylko żeby nie zobaczyły was żona i bachory, bo będziemy musieli je zabić. Macie pięć minut, potem się zmywamy. - Conor od razu wziął się za porządkowanie tego burdelu. - Shimko, znajdź biuro lub gabinet tego pacana i poszukaj dokumentów. Weź wszystkie, potem będziemy przeglądać, co nam się może przydać. Z nim sobie poradzę a nie mamy dużo czasu. Spławiłem jeden patrol straży, ale niedługo służbę zacznie drugi i na pewno zainteresują się gdzie są strażnicy rezydencji. - Storm wyciągnął sztylet, kucnął przy związanym jak szynka Levalu i spojrzał mu w oczy. - Jesteś bardzo nie lubianą osobą, wiesz? Ci pierwsi mieli cię zabić, ci drudzy tak samo. Nas też wysłano po twoją głowę. Różnica polega na tym, że z nami i TYLKO z nami, masz szanse ją zachować. Pod warunkiem, ze okażesz się przydatny. Jeśli nie, to po prostu poderżnę ci gardło i będę miał z głowy. Nie będzie przesłuchania, tortur, negocjacji i innych takich. To twoja decyzja rozumiesz? - Lanaval pokiwał ostrożnie głową, uważając aby nie zranić się o wciąż przyłożony mu do twarzy sztylet. - Za chwile przetnę twój knebel a Ty powiesz mi dwie rzeczy. Po pierwsze, komu dawałeś informację o rozkładzie kursów i ładunku barek Kompanii. Pod drugie, dasz mi dokumenty uprawniające nas do wejścia na dowolną jednostkę Kompani i wypłynięcia tą drogą z miasta. Ciebie możemy zabrać ze sobą. Nie dlatego, że zależy mi na twoim gównianym życiu, ale możesz być przydatny przy ulokowaniu się na któreś barce. Przydatność, to kluczowe dla ciebie słowo. Teraz rozetnie ci knebel, a Ty się przygotuj, bo jeśli usłyszę od ciebie cokolwiek, poza tym co mnie interesuje, a w szczególności, krzyki, jęki, błagania i takie tam brednie, od razu poderżnę ci gardło. Nie mam na to czasu. Pamiętaj, liczy się pierwsze wrażanie. Na drugie z reguły, a w twoim przypadku mamy pewność, nie ma czasu. Jesteś gotowy? - |
19-09-2011, 21:01 | #396 |
Reputacja: 1 | Bert, Ragnar, Ginnar Bert, wraz z krasnoludami, któe poradziły już sobie z trupami, szybko zapełniali zaimprowizowany worek najróżniejszymi przedmiotami znalezionymi z domu, głównie błyszczącymi. Bajzel, jaki przy tym robili, spokojnie przekona stróżów prawa, jeśli się tu zjawią, że miał miejsce napad rabunkowy. Bo w istocie dokonywali właśnie rabunku. Wkrótce wyczyścili cały dom i została im tylko piwnica. W piwnicach, jak powszechnie wiadomo, składuje się wina, rodzinne skarby i wyposażenie do niestandardowych czynności seksualnych. Shimko Gabinet Lanvala również znajdował się na piętrze. Był to niewielki pokój z dużym, bogato zdobionym biurkiem i wieloma szafkami, które w większości wypełnione były papierami o niezbyt zrozumiałej dla niego treści, co okazało się, gdy powyłamywał już ich zamki. Zgodnie z sugestią Storma brał wszystko jak leciało, co doprowadziło do tego, że również musiał skombinować jakiś worek bądź inny pojemnik, by je pomieścić. Conor - Nic nie powiem, dopóki nie zobaczę swojej rodziny! - zaskomlał Lanval. - Są na dole, związani jak prosiaki. Tamci ich jeszcze nie zabili, zaczynali od ciebie. Nas twoja rodzinka nie widziała, więc nie musimy ich zabijać. Oni widzieli tylko tamtych i tak zeznają, więc nawet jest mi na rękę, że przeżyją. Dopóki nas nie widzieli... Ale jeśli chcesz to przyprowadzę tu wszystkich, na rodzinne spotkanie i zarżnę na twoich oczach? To co iść po nich? - warknął Storm. Urzędnik wpatrywał się w niego z przerażeniem, po czym zaczął mówić. - Nie wiem kim oni byli... Nie, naprawdę nie wiem! Ale domyślam się, że to zabójcy temerskiego wywiadu. Bo to Temerczykom przekazywałem informacje o Kompanii. Najwyraźniej król Foltest miał dość przyglądania się, jak Novigrad i Redania bogacą się, wykorzystując jej monopolistyczną pozycję. Ponadto... - Dobra, dobra - przerwał mu Conor - chuj mnie to boli. Bierz się za papiery. - Nie mam takich uprawnień...
__________________ Now I'm hiding in Honduras I'm a desperate man Send lawyers, guns and money The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money" |
20-09-2011, 20:59 | #397 |
Reputacja: 1 | Na wieść, że można pozbyć się ciał paszcza Ragnara od razu uśmiechnęła się od ucha do ucha. Krasnolud był nie tylko sprawnym wojownikiem, ale i bardzo wyrafinowanym kawalarzem. Chwytając z Ginnarem pod ręce jednego z martwych strażników dowlekli go do jakiejś szafy. Brodacze, po krótkim rozeznaniu w jej wnętrznościach, ubrali ciało w czerwony, gruby szlafrok w kratę oraz ciepłe, puszyste papucie. Tak ubranego truposza powiesili w szafie pomiędzy ubraniami wcześniej jednym z swetrów wycierając dokładnie podłogę. Drugi z czterech wybrańców brodatej loży kawalarzy trafił do starego kufra z jakimiś pończochami. Na początku się nie mieścił, ale parę solidnych złamań pomogło truposzowi w znalezieniu odrobiny miejsca dla siebie. Kufer na swym dnie trzymał teraz połamanego, z wyprutymi flakami pomazańca. Wyżej leżały pończochy, którymi Miszkun wytarł fekalia oraz inne ciekawe smaczki truposzczaka. Ci dwaj jednak byli niczym wobec geniuszu jaki zgotowali pozostałej dwójce brodaci dowcipnisie. Pozostała dwójka trafiła do dużego, pięknego łoża z baldachimem. Aby było zabawniej Miszkun ściągnął obu spodnie oraz bieliznę - okazało się, że jeden z bólu popuścił - i ułożył ich w dość ciekawej pozycji. Jeden zgięty w pół wypinał się ku drugiemu, który swym kroczem zdawał się dotykać obsranego dupska towarzysza. Tak skonstruowaną pułapkę wojownicy przykryli puszystą pościelą. Nie wiedzieć czemu jedynie oni śmiali się na tyle długo aby niemal zajść łzami. Tak było to dla nich zabawne... W końcu opanowując emocje z drobną pomocą Berta krasnoludy związały spore prześcieradło i razem z człowiekiem zajęli się zapełnianiem improwizowanego pojemnika. Zarówno Bert, Ragnar, jak i Modi robili taki bałagan, że nawet najlepszy śledczy będzie miał problem z domyśleniem się czy miało tu miejsce - zabójstwo, napad rabunkowy czy może przeszło pierdolone tornado. Grabiąc coraz to lepsze świecidełka, które wydawały się trójce wartościowe powoli zbliżali się do piwnicy. Ragnar wyobrażał sobie, że nigdzie nie było zarówno rodziny Lavala, jak i jakiś drogocennych trunków toteż tam zapewne będą. Nie chciał narażać towarzyszy na wykrycie więc sprytnie zaproponował: - Słuchajcie. W piwnicy pewnie jest rodzina tego dyrektora logistyki. No i dużo picia i żarcia. Ja jestem przebrany więc tam wejdę i sprawdzę. Jak będą tam jego krewni to ich położę ryjami do dołu i wejdziemy i ograbimy doszczętnie pomieszczenie. Co wy na to? - zaproponował cicho krasnolud. |
21-09-2011, 17:17 | #398 |
Reputacja: 1 | - Szkoda – Odpowiedział Conor i płynnym ruchem poderżną Lavalowi gardło. Miał w tym sporą praktykę, więc ustawił się tak, że buchająca jucha nawet go nie ubrudziła. Podczas gdy gospodarz wykrwawił się na śmierć, Conor sprawdził zwłoki domniemanych temerczyków. Co prawda wątpił żeby byli aż takimi idiotami i mieli ze sobą jakieś papiery, ale sprawdzić warto. W końcu nie można lekceważyć potencjalnej głupoty przeciwnika. Tak czy siak zabrał kilka sztyletów, jakiś fiolek, najpewniej z trucizną i parę przydatnych drobiazgów. Po wszystkim udał się do gabinetu, po Shimka. - Starczy. Zmywamy się. Weź jeszcze pieczęcie, jeśli są jakieś. - Następnie zszedł na dół, ignorując zabawiające się ze zwłokami krsnaludy. Akurat jego to nie dziwiło. Każdemu wedle gustu i co kto lubi, jak mawiała jego matka. A trupowi przecież i tak wszystko jedno kto, w co i czym go dyma. - Darujcie sobie piwnice. Idziemy, zaraz może być tu straż. Poza tym, jeśli jeszcze żyją, to widzieli ludzi. Jeśli zeznają, że był tu krasnolud, choćby w pończosze, to może doprowadzić ich do nas. I tak szuka nas pół miasta. Idziemy. Ragnar, Ginnar przodem, widzicie lepiej w ciemnościach,. My zabierzmy wiedźmina i pomożemy Dallanowi. Idziemy po kasę od Stoka. Potem się zobaczy. Jakby co, to nie mówcie mu o naszych wybawcach. Tak na wszelki wypadek. - |
21-09-2011, 22:04 | #399 |
Reputacja: 1 | Przeszedł do gabinetu zostawiając Conora sam na sam z Lavalem. Podszedł do jednej z szafek i na chybił trafił wyciągnął jakąś teczkę. Otworzył ją i przeglądnął znajdujące się wewnątrz papiery. Kurwa, co to jest? Strony zapisane były setkami cyferek. Shimko cisnął teczkę na podłogę i wyciągnął następną. To samo. Biurko stanowiło pewne wyzwanie, gdyż szuflady były zamknięte. Jednak uporał się z nimi w miarę szybko, rąbiąc mieczem. Niewielkie zeszyty wyglądały obiecująco, podobnie jak opasła księga, leżąca na dnie najniższej szuflady. Było tego wszystkiego tyle, że zaczął rozglądać się za czymś do czego będzie mógł włożyć wszystkie znaleziska. Jego uwagę zwrócił zawieszony na oparciu fotela płaszcz. Zabrał się za wpychanie zapisków do naprędce skleconego tobołka, gdy w drzwiach stanął Storm. - Na chuj Ci pieczątki? – zapytał Conora, ciskając na podłogę zebrane właśnie dokumenty. W tym momencie coś przyszło mu do głowy. Poczekał aż jego kompan zniknie w korytarzu i zapalił naftową lampkę stojącą na stole. Gdy płomień się rozpalił, Shimko cisnął lampę na stos papierów i szybko podążył za Stormem. - To może chłopaki zostaniecie chwilę dłużej – zaproponował brodaczom, którym zabawa z trupami sprawiała widoczną przyjemność. Chwycił sztywnego wiedźmina za nogi i zaczął ciągnąć w stronę tylnego wyjścia z rezydencji. – Byle nie za długo, bo zaraz zrobi się tu gorąco... |
22-09-2011, 09:12 | #400 |
Reputacja: 1 | Plądrowanie przebiegało w miłej i przyjacielskiej atmosferze. Krasnoludy zajęły się też trupami i wykazały się przy tym pomysłowością i poczuciem humoru, takim bardziej przaśnym, ale zawsze. A dwa golasy ułożone w łożu, jakby się chędożyli wyglądały naprawdę zabawnie. Tymczasem Bert łupów nabrał tyle, że samodzielne wytaszczenie tego dobra stanowiłoby niezłe wyzwanie. Nie śpieszyło mu się zatem z włażeniem do piwnicy. - Daj spokój Ragnar. – odparł na propozycję Miszkuna. – Nie ma czasu chlać i się obżerać. Po za tym co może być ciekawego w piwnicy po za węglem i kartoflami? Wtedy doszedł do niego swąd palonego papieru, a potem słowa Shimko. - No to sprawa rozwiązana.- stwierdził Bert i zaczął mozolnie ciągnąc wór z łupami w stronę wyjścia. - Shimko pomóż lepiej mnie z tym majdanem. Jak się tu wszystko schajcuje, to i tak nikt nie pozna wiedźmina. Do pełni szczęścia brakowało mu tylko jednego. Pewności, że Lavalowa i jej szczeniak nie przeżyją pożaru. |
| |