Czekające na wypicie piwo i gorąca strawa sprawiły, że przestał kojarzyć kim są ci ludzie i o jakiego siódmiaka chodzi, ale widząc jak inni uiszczają opłatę zorientował się, że nie jest to ząb a cena transportu. Klnąc pod nosem sięgnął ukradkiem do sakiewki i wyciągnął odliczoną sumę.
- Sidym to straśnie drogo, ale nich bydzi. Da Grungni to si zwróci- powiedział wpłacając pieniądze.
- Imrak nie Irmak człeczyno! Żadnygo Irmaka tu nimas- odpowiedział na zaczepkę grożąc ogryzaną kością-
a za tum kość zapłaciłech pińć sztuk srybra winc zrozumiałe, że swoje ogryzam.
Na zaproszenie do kart odpowiedział machnięciem ręki. Podniósł kufel i opróżnił go jednym haustem.
- Jiszcze jedno kyrczmarzu- zawołał przechylając pusty kufel.
- Tsy to w sam ras- powiedział uśmiechając się pijacko do towarzystwa.
Trzecie już sączył powoli, delektując się każdym łykiem i obserwując grę w karty. Następnie uregulował płatność z karczmarzem i ułożył się we wskazanym miejscu na dechach.
***
Poranek, jak to poranek. Leżenie na karczemnej podłodze wyklucza wylegiwanie się do południa. Ludzie chodzą, depczą, potrącają. Wstał razem z innymi skoro świt, zebrał ekwipunek, sprawdził wszystkie klamerki i gotowy do drogi czekał na zewnątrz racząc się świeżym powietrzem. Czas jednak upływał a nikt się nie pojawiał, zaś z wymiany zdań między stajennym a niedoszłymi podróżnymi wynikało, że mogą być problemy.
-Kdzie te łapsyrdaki?!-wrzasnął krasnolud wparowując z powrotem do karczmy.
Trafił na moment składania przez Konrada propozycji otwarcia drzwi z niekonwencjonalny sposób co bardzo przypadło mu do gustu. Słysząc jednak sprzeciw karczmarza spytał:
- Nima spycjalisty od utwierania byz klucza?- rozejrzał się po zebranych.
Wszystko wskazywało na konieczność pozostania w zajeździe dłużej i picia miejscowego piwa przez jeszcze jeden dzień co w ogóle mu się nie podobało.