Na chudy zadek Morra...
Sytuacja zrobiła się nie tyle zła, co bardzo zła. A nawet - można by to szczerze powiedzieć - jeszcze gorsza. Kilkanaście potworów wpadło na podwórze, a tylko kwestią czasu było to, kiedy w ślad za nimi pojawią się kolejni nieproszeni goście.
- Do budynku, i to już! - zawołał Gotfryd, popierając Mablunga. Zapewne niepotrzebnie, bowiem z pewnością inni też wiedzieli, że to jest jedyne sensowne wyjście. Chyba, że ktoś chciałby polec chwalebną (i bezmyślną) śmiercią bohatera. A on nie miał zamiaru dawać przykładu głupoty.
Oczywiście mógłby zaatakować. Albo chociaż przeładować kuszę i strzelić do tej czterokopytnej pokraki, która przed chwilką usiłowała stratować Gnordiego.
Zapewne mógłby spróbować jeszcze paru innych rzeczy, które w efekcie przyniosłyby mu śmierć z rąk zielonoskórców. Jednak nie miał takiego zamiaru i jak mógł najszybciej ruszył w stronę drzwi, pociągając za sobą krasnoluda
- Zamykać drzwi! Zaryglować! - powiedział, gdy tylko ostatni członek ekspedycji znalazł się pod dachem. - I zastawmy je jeszcze czymś ciężkim - dodał, chwytając za solidnie wyglądający stół. |