Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-05-2011, 02:46   #231
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Synowie zlekceważyli wołania najemnika oraz flisaka i dalej naprężali mięśnie. Karczmarz przeklinał pod nosem. Wyglądając przez dziurę, liczył nadciągających przeciwników. Nagle zasunął zasuwę. Z drugiej strony dało się słyszeć głuche uderzenie, jakby coś wbiło się w drewno.
- Cichaj mi tu jeden z drugim! - warknął w stronę drużyny. - Przy odrobinie szczęścia mają nad nami tylko pięciokrotną przewagę. Gdzie chcecie przed nimi uciec? Wasze konie mogą nie wytrzymać drugiej takiej przeprawy, a jeżeli dopadną was na otwartej przestrzeni będzie po was, nie pomoże nawet krasnolud. Co innego tutaj. Palisada jest wbita głęboko i z najwytrzymalszego drzewa w okolicy. Jeżeli już się przełamią to ciasnota ograniczy im pole manewru. Padną jak Kislevska jazda w Dradfurd, bez obrazy.
Ostatnie słowa zostały wypowiedziane w kierunku kislevczyka. Ostatnie czego teraz by chcieli to jakieś niesnaski. W mędzyczasie jego synowie zastawili wrota wozem. Małymi siekierkami rozbili tkwiące na nim beczki i rozlali płyn na cały wóz i okolicę. Będzie to ostatnia zapora po padnięciu bramy.
- Jeżeli zaś wydarzy się najgorsze, to zawsze pozostaje piwniczka. Ma solidne drzwi i zapasy niczym przy oblężeniu. Jest tam też jedyne wyjście awaryjne. Kiedy te pustogłowy będą plądrować to wymkniemy się po cichu. Przy błogosławieństwie Randala minie kilka godzin zanim się zorientują, że zniknęliśmy.
Trójka towarzyszących najemników przeniosła ich broń ze stajni do karczmy i zmierzała już w stronę zgromadzonych. Nie było czasu dyskutować. Powietrze przeszył świst, a po chwili na plac zaczęły spadać strzały. Nie przypominał wojskowego gradu. Pojedyńcze pociski wbijały się w ziemię nie czyniąc żadnej szkody. Wszyscy czym prędzej schowali się pod bezpiecznym dachem. Karczmarz i jego synowie wybili szyby w oknach i ustawili kuszę w gotowości. Jedna leżała obok Wolfganga, a jej bełt umoczony był w spirytusie. Przy drzwiach znajdowały się już meble, gotowe do zatarasowania wejścia, by dać im wszystkim szanse dostania się do piwnicy. Żona gdzieś zniknęła, najprawdopodobniej schowała się za radą męża i oczekiwała końca bitwy.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
Stary 05-05-2011, 13:47   #232
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ile prawdy tkwiło w słowach szanownego gospodarza? Trudno było to ocenić. Z pewnością sporo. A ich konie były zmęczone i mogłyby nie znieść trudów ucieczki. Co prawda gdyby napastnicy przedarli się przez palisadę, to wierzchowce i tak by były stracone, ale lepsze to, niż stracić głowę.
- Zabierzmy kapłana do piwnicy - zaproponował Gotfryd, po czym dał dobry przykład, idąc do góry po chorego.
Gdy kapłan znalazł się już w piwnicy Gotfryd pobiegł do stajni. Samo siodło nie było mu potrzebne (po co miałby je targać na grzbiecie, gdyby miał iść pieszo po stracie konia), ale sakwy i koc lepiej było mieć pod ręką.
Zostawił je przy zejściu do piwnicy, a sam stanął przy oknie z gotową do strzału kuszą.
- Macie może jakieś zapasowe? - wskazał na leżącą na podłodze kuszę. Jak kto lezie przez palisadę, to stanowi łatwiejszy nieco cel i warto taką chwilę wykorzystać.
Dorzucił do swego zapasu jeszcze kilka bełtów. Teraz tylko pozostawało czekać na to, co zrobią napastnicy. Może, nie mogąc sforsować bramy, dadzą sobie spokój i wrócą do lasu.
 
Kerm jest offline  
Stary 05-05-2011, 15:51   #233
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Popatrzył na gospodarza jak na szaleńca. „Chybaś człowieku zmysły postradał! Chcesz czoła stawiać całej chordzie Chaosu? Niechaj bogowie wybawią Cię od szaleństwa”, pomyślał, ale nie powiedział nic, co mogłoby obrazić gospodarza.
- Nie jestem kislevczykiem - odpowiedział Wolfgangowi. Dlaczego wszyscy brali go za przedstawiciela tej nacji? Może ze względu na wygląd albo nietypowy akcent. - Urodziłem się i wychowałem w Ostlandzie.

Varl pomógł umieścić wciąż nieprzytomnego, rozgorączkowanego kapłana tuż przy klapie w podłodze, prowadzącej do piwniczki. Potem zabrał swoją sakwę i cisnął na dół, do piwnicznego pomieszczenia. Już za chwilę nie będzie czasu na szukanie dobytku, lepiej aby był gotowy do ucieczki. Stanął w drzwiach z pałką w ręku, gotowy do walki, którą uważał za zbędną. Po co mieli ryzykować życie i czekać aż napastnicy wedrą się do karczmy. Przecież o wiele lepiej i bezpieczniej byłoby uciec już teraz, nim kreatury na dobre zaatakują. Nie ustawał huk dobiegający od strony bramy, którą napastnicy usiłowali sforsować. Na podwórzec poleciały pierwsze strzały, nieliczne i niecelne, nie czyniąc nikomu szkody. Siła napastników tkwiła w liczebności i brutalności. Im nie pozostawało teraz nic innego jak czekać i modlić się o wybawienie.

- Nie chcę abyście brali mnie za tchórza, ale czy nie lepiej byłoby skorzystać z tej drogi ucieczki, o jakiej wspomniał Wolfgang, teraz a nie czekać? - zapytał jeszcze, ale podejrzewał, że odpowiedź będzie przecząca. Karczmarz, były żołnierz, raczej nie będzie chciał zostawiać swojego dobytku na pastwę potworów i będzie walczył w jego obronie. „Sigmarze, Ulryku dajcie przeżyć... Mam sprawę do załatwienia w Kislevie, a potem niech się dzieje Wasza wola...”
 

Ostatnio edytowane przez xeper : 10-05-2011 o 09:38.
xeper jest offline  
Stary 05-05-2011, 16:55   #234
 
Matyjasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Matyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemu
Słowa właściciela domostwa miały w sobie dużo racji. Konie mogą nie wytrzymać. Zaś jeżeli konie nie wytrzymają to oni nie mają szans. Zwłaszcza jeżeli istnieje tunel. Wtedy walka ma sens bo w najgorszym razie i tak wypełnią przepowiednie. W najlepszym będą mogli inaczej pokierować losem.
Po tym jak tak samo jak reszta pod ostrzałem przerzucił kluczową część dobytku z końskiego grzbietu do piwnicy wydawałoby się, że postanowił uczynić za punkt honoru pokazanie dziwności wszelkiej maści magów. Zamiast przygotowywać się do walki pobiegł do kuchni co wedle dowolnego obyczaju wojennego mogło wydawać się dziwne. Także cel tej wyprawy okazał się nietypowy, wrócił bowiem obwiązany sznurem w całości ubrudzonym najzwyklejszym masłem oraz trzymając inne masło, które rzucił na stół. Następnie sprawdził zamocowanie kolejnych strzałek wbitych w rękaw. Liczył na skuteczność pomysłu, dopiero na koniec dobył miecza i przyczaił się przy jednym z małych okien.
- Nie chcę abyście brali mnie za tchórza, ale czy nie lepiej byłoby skorzystać z tej drogi ucieczki, o jakiej wspomniał Wolfgang, teraz a nie czekać?
-Wtedy stracimy konie. Jeżeli coś nas w lesie zaatakuje bez koni nie będziemy mogli uciec, a tutaj mamy szansę i w razie czego możemy uciec. Przez bramę nie przeciśnie się więcej niż czterech a my mamy ośmiu strzelców. Przy odrobinie szczęścia żaden nie wbiegnie na dziedziniec. Nie musimy ich wybić tylko odstraszyć. Jak ich przetrzebimy i ustrzelimy wodza to uciekną.
Naprawdę chciałbym w to wierzyć.
-Za to przez okna to się nie przecisną. Więc tak długo jak stoją drzwi tak długo jesteśmy bezpieczni.
Zgodnie z radą Gotfryda uważnie obserwował szczyt palisady gotów wypowiedzieć w każdej chwili zaklęcie nieustannie powtarzane w umyśle by tylko nie pomylić się w kluczowym momencie.
 
Matyjasz jest offline  
Stary 17-05-2011, 02:22   #235
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Wszystkie najważniejsze i potrzebne do ucieczki przedmioty były już przygotowane przy wejściu do piwnicy. Kapłan siedział nieprzytomny, oparty o ścianę. Niedaleko niego kucnął Mablung. Nie nadawał się do otwartej walki z taką hordą, ale da radę obronić nieprzytomnego kapłana do czasu zarządzenia odwrotu. Reszta drużyny także gotowała się do bitwy. Synowie karczmarza przenieśli się do sali biesiadnej, chcąc zwiększyć obszar z jakiego będą mogli razić najeźdźców. W przedsionku pozostał tylko Gotfryd, karczmarz, kapitan najemników, Varl no i czarodziej, który wyglądał chyba najdziwaczniej z całej ekipy. Przed wejściem, ale osłonięci nadbudówką czekali krasnolud i pozostała dwójka najemników. Ciasne pomieszczenia nie pozwoliły by im wyzwolić pełni swojego bitewnego potencjału. Gnordiemu było to dodatkowo na rękę, bo nie lubił kryć się przed przeciwnikami, niezależnie kto to i ile by ich nie było. Podejście powoli zakrywało się strzałami. Uderzenia w bramę nasilały się. Brak odpowiedzi ze strony obrońców, rozzuchwalał napastników. Bez żadnej osłony szturmowali oni wzmocnione wrota z pełną siłą. Deski zabezpieczające zaczynały powoli pękać. Napór był dla nich za duży. Gdy w końcu konstrukcja nie wytrzymała, nawet zastawiony wóz nie na wiele się zdał. Stwory, niesione siłą rozpędu, wywróciły go bez żadnego kłopotu. Nie były to jednak zwierzoludzie. W pierwszej linii pędziły opancerzone orki i kilkanaście goblinów, ale większość z tych drugich została zadeptanych kiedy tylko przekroczyły wjazd. Zielonoskórzy byli poganiani przez kilku ugorów. Najwyraźniej wygrane plemię nie wyrżnęło w pień przeciwników, jak to zwykle bywało, ale zamierzało ich wykorzystać. Wolfgang wycelował w przewrócony wóz i wystrzelił płonący pocisk. Wbił się on w rozsypaną beczkę z prochem, powodując po chwili łańcuch mniejszych i większych wybuchów. Efektem tego było rozdzielenie fali atakujących, zabicie znacznej grupy zielonoskórych zaraz po wkroczeniu na teren zajazdu i zyskaniem kolejnych kilkunastu minut. Ogień skoczył wysoko do góry, zasłaniając całkowicie wyważoną bramę. Potężne skrzydła leżały na ziemi, rozwalone siłą wybuchu. Dookoła nich spoczywało mnóstwo ciał. Tylko 5 orków pozostało na podejściu. Zostali oddzieleni od swoich kamratów, mimo to dzielnie rzucili się na zabudowania, wywijając topornie wykonanymi kawałkami metalu imitującymi miecze. Pierwsze bełty ześlizgnęły się po ich zbrojach, ale obrona z krasnoludem na czele była gotowa przyjąć gości i poczęstować ich solidną porcją żelaza.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
Stary 20-07-2011, 16:47   #236
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Varl w sytuacji, w jakiej się znaleźli okazał się zupełnie nieprzydatny. Nie dysponował żadną bronią strzelecką, aby razić wrogów jak robili to jego towarzysze ani nie miał jakiegokolwiek oręża zdatnego do walki z olbrzymimi orkami. Pałka, którą się posługiwał raczej nie uczyniłaby zielonoskórym większej krzywdy. A siniaki raczej nie ostudziłyby ich żądzy krwi.
Chciał wspomóc kompanów w walce, więc zaczął rozglądać się za jakąś poważniejszą bronią.
- Dajcie jakie żelastwo - powiedział i podszedł do drzwi. Po otrzymaniu broni miał zamiar zaatakować, któregoś z orków. Zmniejszyć ich przewagę, wynikającą z wielkości i siły. Karczmarz sapnął potężnie, naciągając cięciwę kuszy. Model był stary ale nadal sprawny. Włożył bełt na swoje miejsce. Jako jedyny zareagował na słowa flisaka.
- W piwnicy powinno być trochę mojej starej broni. Nie wszystko zdążyło zardzewieć.

Varl, gdy tylko usłyszał słowa gospodarza, skierował się do piwnicy. Po drodze wziął świeczkę, stojącą na stoliku. Zawsze to lepiej z nawet tak marnym źródłem światła, niż w całkowitej ciemności. Przeszedł obok leżącego nieruchomo kapłana i otworzył klapę do piwnicy. Powoli, uważając aby się nie wywrócić ruszył w dół, w mrok, po drewnianych, wilgotnych, pozbawionych balustrady schodach.
Ciemność ogarnęła Varla, otuliła go naokoło jak pierzyna. Świeczka na niewiele się zdała, ciemność jakby pochłaniała wątły promyk świecy, który flisak starał się osłonić przed przeciągiem. Szedł w dół powoli, krok za krokiem, bacząc aby się nie wywrócić. Po kilkunastu schodach zatrzymał się. „Coś głęboka ta piwniczka...” Odwrócił się i spojrzał do góry. Zaskoczyło go, że nie widzi klapy w podłodze, przez którą zszedł. Przecież zostawił ją otwartą, więc światło powinno się przez nią sączyć do piwnicy. Był tylko mrok. Ruszył z powrotem w górę.
- Shallyio, miej mnie w opiece. Rozpostrzyj nade mną swe gołębie skrzydła – wymruczał pod nosem modlitwę. Czuł, że coś jest nie tak. To nie była zwyczajna piwnica... A może mu się to wszystko śni... Uszczypnął się, ale nic się nie zmieniło. Nadal był w mroku, widział tylko schody. Nagle poczuł, że traci grunt pod nogami. Kolejnego stopnia nie było. Zamachał szaleńczo rękami. Świeczka zgasła i wypadła mu z dłoni. Przez chwilę balansował na krawędzi, a potem przechylił się...
- Nieeeeee – wrzasnął i runął w mrok.
 
xeper jest offline  
Stary 10-08-2011, 08:39   #237
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Gotfryd odruchowo odsunął się od okna, gdy wybuch wstrząsnął całym zajazdem. Natychmiast jednak wrócił na poprzednie miejsce. Uniósł kuszę i posłał bełt w najbliższego orka.
Bełt przeciął ze świstem powietrze. Gotfryd miał już wrażenie, że chybił ale najwyraźniej los mu sprzyjał. Głupi ork nawet nie próbował się odsunąć, dlatego pocisk boleśnie rozciął mu lewą rękę, przy spojeniach jego prymitywnego pancerza.

Varl nie dysponował żadną bronią strzelecką, więc tylko stał nieco z tyłu i przyglądał się efektom masakry wśród orków, którą wywołał wybuch prochu. Zostało ich zaledwie pięciu, osmalonych dymem, ale wciąż szarżujących w stronę karczmy. Pierwszą linię obrony stanowił Gnordi i najemnicy.
- Na nich! Sigmar wspomoże! - krzyknął flisak i przesunął się w stronę drzwi, aby gdyby zaszła taka potrzeba, wspomóc tych na zewnątrz.

Czarodziej zamknął się w swoim świecie rzeczy nie dostrzegalnych dla zwykłych ludzi. Powoli i dokładnie starał się dobrać odpowiednie strugi magicznej mocy szeptem powtarzając zaklęcie. Lewą ręką wyszarpnął strzałkę z rękawa i rzucił nią w jednego z orków.
Splatanie magii i zużycie dodatkowego komponentu, przyniosło oczekiwane skutki. Martin czuł już jak delikatne nitki wiatrów wymykają się mu między palcami, gdy nagle ponownie zawirowały wokół strzałki, która momentalnie zamieniła się w popiół. Pocisk uformował się w powietrzu, ale minął szarżującego przeciwnika.

Gnordi przygotowywał się do walki, czuł jak adrenalina pulsuje w żyłach, rozbudzając zmysły do granic możliwości. Czekał... był gotów, teraz należy obserwować co się dzieje,znaleźć moment w którym znienawidzone kreatury znajdą się w zasięgu. Planował zaatakować wroga gdy ten będzie próbował pokonać barykadę, możliwe byłoby stracenie przez orka równowagi, ułatwiło by to znacznie sprawę. Orkowie prawdopodobnie rzucą się po prostu do ataku licząc na swoją liczebność i siłę poszczególnych osobników, co mądrzejszy zaatakuje w tej samej chwili co kompan, jednak Gnordi chciał wykorzystać przeszkodę w postaci nadbudówki i w odpowiedniej chwili zadać morderczy cios.
Krasnolud rozważył wiele możliwych przypadków rozwoju sytuacji w przeciągu chwili i wiedział co ma robić w każdym z nich. Uniósł oręż i czekał na przyjęcie gości.
Orki nie zlękły się ognia, lecących pocisków czy trójki wojowników czekających na nich na placu, zwłaszcza że jednym z nich była słaba ludzka kobieta. Dlatego ją zaatakował tylko jeden przeciwnik. To był błąd. Najemniczka zgrabnym półpiruetem zeszła z drogi szarżującego potwora i szybkim dziabnięciem zadała bolesną ranę na czole. Szabla wydawała się dla niej idealną bronią, bo nie potrzebowała dużej siły by zadać spore obrażenia a dodatkowo była lekka. Widać to była zwłaszcza w drugim ataku, przeprowadzonym jeszcze zanim ork poczuł krew sączącą się z jego czoła, ale tym razem ostrze ześlizgnęło się po utwardzonej skórze prowizorycznej zbroi. Wściekły stwór zamachnął się poziomo, ale najemniczka odskoczyła zgrabnie, wciągając brzuch.
Pozostała czwórka rzuciła się na krasnoluda i olbrzymiego najemnika. Człowiek bazował głównie na sile. Szerokim zamachem posłał jednego z zielonoskórych w stronę z której przybiegł. Niemal dało się słyszeć dźwięk pękających żeber, a to nie jest wcale łatwo sprawą jeżeli chodzi o te olbrzymie bestie. Ciężar młota sam wskazał kierunek ataku. Nie chcąc siłować się z olbrzymią głownią, najemnik kontynuował zamach, podnosząc go nad głowę i spuszczając na drugiego z przeciwników. Ten zdążył się tylko zasłonić. Cios zsunął się po toporze i uderzył w bark. Gdyby w tym miejscu stał człowiek, to mógłby już pożegnać się ze swoją lewą ręką na kilka miesięcy. Orki były jednak twarde. Zaraz po otrzymaniu ciosu, stwór wyprowadził ukośne cięcie, ze lewego biodra. Olbrzym bez problemu uniknął ataku. Nie zauważył jednak w porę, że drugi z przeciwników zdążył się już podnieść. Pieczenie w nodze po zadanej ranie, będzie z pewnością przeszkodą w tej walce.
W tym samym czasie krasnolud wyprowadzał swoją własną broń na spotkanie ze znienawidzonym przeciwnikiem.

Kusza ponownie została naładowana, jednak tym razem Gotfryd zawahał się przed zadaniem strzału. Najemnicy i zielonoskórzy kotłowali się przed gospodą i strzelanie w takiej sytuacji było dość ryzykowne, wybrał zatem najlepsze, chyba, rozwiązanie - czekał, aż któryś z wrogów stanie się wyraźnym celem- odskoczy do tyłu lub też stanie nieco z boku.
Varl nadal nie robił nic, co mogłoby wspomóc walczących przed budynkiem. Mimo iż dysponował znaczną siłą, zdawał sobie sprawę, że atak zwyczajną pałką na orków, to samobójstwo. Chciał wspomóc kompanów w walce, więc zaczął rozglądać się za jakąś poważniejszą bronią.
- Dajcie jakie żelastwo - powiedział i podszedł do drzwi. Po otrzymaniu broni miał zamiar zaatakować, któregoś z orków. Zmniejszyć ich przewagę, wynikającą z wielkości i siły.
Karczmarz sapnął potężnie, naciągając cięciwę kuszy. Model był stary ale nadal sprawny. Włożył bełt na swoje miejsce. Jako jedyny zareagował na słowa flisaka.
- W piwnicy powinno być trochę mojej starej broni. Nie wszystko zdążyło zardzewieć.
Martin próbował szybko kalkulować. Jeżeli jakimś cudem znów nie trafi to może zranić sojusznika. To było nie pożądane, zresztą samo zaklęcie było dość wymagające. Jednak nic lepszego nie przyszło mu do głowy. Postanowił powtórzyć całą czynność.
Gnordi chciał doprowadzić do tego by walczył tylko z jednym przeciwnikiem, w obrębie nadbudówki nie było wiele miejsca, zamachnął się na stwora poziomym cięciem na wysokości kolan, liczył na okulawienie przeciwnika.
Krasnolud włożył w cięcie wszystkie swoje siły, ale chyba nawet on nie spodziewał się tak piorunującego efektu. Ostrze gładko przeszło przez nogę, rozcinając miękką tkankę i łamiąc kości. Ork upadł na ziemię, rycząc z bólu i drgając w konwulsjach. Nie trwało to długo. Wkrótce wykrwawił się na śmierć. Drugi z napastników nie przejął się śmiercią towarzysza. Gnordi nie zdążył na czas cofnąć ręki po ataku, ale i tak rana nie była niebezpieczna.
Olbrzym kopnął stojącego jeszcze przeciwnika. Czuł, że zaczyna się robić niebezpiecznie, a jego broń nie nadaje się do tak bliskiego starcia. Uzyskany czas wykorzystał na dobicie tego, który jeszcze nie zdążył wstać. Podniósł broń nad głowę, ale głownia młota wznieciła jedynie kurz. Orka już nie było w tym miejscu. W ostatniej chwili zdążył się odturlać. Momentalnie wyprowadził sztych, chociaż zrobił to bardziej instynktownie niż z powodu zdolności fechtunku, ale ostrze tylko rozdarło ubranie. Atak był zbyt słaby by przebić nogawice. Drugi zaatakował plecy mężczyzny, ale chybił.
Towarzyszka najemnika również nie radziła sobie lepiej, chociaż tam walka była znacznie żywsza. Sama była zbyt szybkim i zwinnym celem dla ogłupiałego potwora, ale jej ciosy nie miały szans w porównaniu z bestialską siłą.
Okna w głównej karczmie wyleciały z łoskotem. Dwie kusze, wycelowane w bramę, posłały pociski w kłębiące się tam stwory. Ogień blokujący im drogę powoli dogasał. Na razie nadal powstrzymywał je przed wpadnięciem na zajazd i urządzeniem masakry, ale nie wiadomo jak długo jeszcze będzie się palił.

Nie było na co czekać i składać całego ciężaru obrony na paru osobach, skoro można było ich wspomóc. Co prawda wiązało się to z pewnym ryzykiem...
Gotfryd strzelił do orka, który znalazł się między nim a jednym z najemników, a potem sięgnął po miecz, by wspomóc tych, co walczyli na podwórzu.
W czasie potyczki ciężko jest dobrze wymierzyć, by nie ryzykować postrzelenia swojego sprzymierzeńca. Tym razem najemnik spudłował. Nie zraził się jednak tym małym niepowodzeniem. Odłożył kuszę, wyszarpnął miecz z pochwy i wyszedł na podwórze, chcąc zwiększyć szansę swoich towarzyszy. Nie zrobił nawet trzech kroków, kiedy strzała świsnęła mu obok ucha. To był Mablung, który strzelił ponad jego ramieniem. Był pewien swojego strzału, a przynajmniej tego, że nie trafi sojusznika. Niestety pocisk minął również orka. Potwór odwrócił się w stronę domostwa, zauważając nowe cele. Mablung powiedział coś pod nosem we własnym języku, ręką sięgając po kolejną strzałę.
Varl, gdy tylko usłyszał słowa gospodarza, skierował się do piwnicy. Po drodze wziął świeczkę, stojącą na stoliku. Zawsze to lepiej z nawet tak marnym źródłem światła, niż w całkowitej ciemności. Przeszedł obok leżącego nieruchomo kapłana i otworzył klapę do piwnicy. Powoli, uważając aby się nie wywrócić zszedł do ciemnej, pachnącej wilgocią piwnicy.
Dogasający ogień martwił Martina. Szybko jeszcze upewnił się, że na podwórzu jakoś sobie radzą i znów spojrzał na bramę. Następnie sięgnął po wiatry magii i wyrywając kolejną strzałkę skoncentrował się na obrazie pocisku uderzającego w stwory kłębiące się za bramą.
Strzelając w taką ciżbę, nie było szans by nie trafić. Ktoś musiałby być chyba przeklęty przez Randala, by pocisk przedarł się pomiędzy bestiami nie raniąc żadnej z nich. Martin miał większego cela. Trafił akurat w silnego ogra, który podbiegał do ogniowej zapory, chcąc ją przeskoczyć. Magiczny pocisk trafił go prosto w pierś, w momencie kiedy wybijał się w powietrze. Potwór i jego towarzysze ryknęli bardziej z przerażenia niż z bólu. Przed bramą znowu zapanował rozgardiasz. Tylko jeden ryk, przebił się przez ten hałas. Nie potrzeba było tłumacza, by domyślić się że dowódca ma gdzieś strach swoich podwładnych i żąda od nich jak najszybszego zdobycia karczmy. Tylko zapewne wyraził to w mocniejszych słowach.

Zabójca wpadł w szał czując piekący ból w okolicach rany, z bitewnym okrzykiem na ustach atakował przeciwnika, tnąc po skosie, próbował trafić potwora w rękę, liczył na to, że w najgorszym wypadku wytrąci orka z równowagi, zaś w najlepszym stwór straci oręż, albo rękę.
Kolejny cios i kolejny napływ sił. Topór spadł na przeciwnika niczym błyskawica, roztrzaskując skórzane wzmocnienia, rozrywając skórę oraz tkankę mięśniową i gruchocząc łokieć. Kolejny potwór padł na ziemię, tryskając dookoła czarną krwią. W ostatnim przypływie świadomości, próbował jeszcze złapać krasnoluda, ale ten wywinął się i zręcznym ruchem połamał nadgarstek przeciwnika. Dwóch przeciwników wyzionęło już ducha, jednak nadal było to za mało, by uspokoić szał krasnoluda. Dookoła nadal toczyły się walki.
Kobieta miała chyba najcięższą sytuację, chociaż sama nigdy by się do tego nie przyznała, Gnordi znał takie jak ona. Za wszelką cenę chcące udowodnić, że są równie dobrymi wojownikami jak mężczyźni. Jednak jej ataki od dłuższego czasu nie przynosiły skutków, a sama miała coraz większe kłopoty z unikaniem potężnych ramion potwora. Przed chwilą chyba tylko cudem, udało się jej odskoczyć przed ostrzem. Końcówka stali była ledwie o kilka cali od jej piersi. Nagły odskok do tyłu zachwiał jej równowagą. Ork zauważył to i zapewne postanowi to wykorzystać.
Olbrzym zwarł się z jednym z przeciwników, drugi był zbyt zaaferowany nowym człowiekiem nadchodzącym od strony domostwa. Olbrzymi najemnik siłował się przez moment z orkiem. Wydawało się, że człowiek nie ma większych szans z taką bestią, ba niewielu krasnoludów by dało. Ten jednak albo wykorzystał jakiś podstęp albo swoje doświadczenie, gdyż potwór został odrzucony do tyłu i zanim zdążył się zorientować, głownia topora strzaskała mu kolano, unieruchamiając go i pozbawiając jakichkolwiek szans na przeżycie. Ork z bólu zacisnął zęby tak mocno, że aż połamał sobie kilka kłów, po czym upadł na ziemię zawodząc żałośnie jak świnia. Najemnik zamachnął się momentalnie na drugiego z przeciwników. Nierozważnym jest odwracać się plecami do kogoś takiego. Młot wbił się w w zielonoskórę ciało pod ramieniem, łamiąc kilka żeber i posyłając stwora na ziemię. Huk uderzenia rozszedł się po dziedzińcu, a olbrzym uśmiechnął się z zadowolenia i założył broń na ramię. Potwór leżał na ziemi, z trudem łapiąc oddech i łypiąc na swoich przeciwników.
Karczmarz przymierzył w ciżbę za bramą, posyłając tam kolejny morderczy pocisk, tymczasem kapitan najemników zauważył, że jego podopieczna znajduje się w kłopotach. Mały bełt wystrzelony z kuszy pistoletowej wbił się w szyję, tuż pod hełmem potwora. Ból nie był dotkliwy ale zatrzymał go na chwilę, umożliwiając najemniczce odzyskanie równowagi i przygotowanie się do dalszej wymiany ciosów.

Najemniczka być może i dałaby sobie radę z przeciwnikiem, ale w takiej sytuacji lepiej było nie pozostawiać nic przypadkowi. Dlatego też Gotfryd błyskawicznie znalazł się niedaleko niej, by zadać cios potworowi, z którym kobieta walczyła. Zaatakowany niespodziewanie zielonoskóry powinien być w miarę łatwym celem. W każdym razie w dwójkę łatwiej go pokonać...
Kobieta znowu znalazła się pod gradem silnych ciosów. Pot spływał bo jej obliczu, a ruchy stały się znacznie mnie żwawe niż przed chwilą. Przedłużająca się potyczka była dla niej uciążliwa. Mimo to nadal udawało jej się unikać uderzeń potwora, w końcu od tego zależało jej życie. Nie miała jednak sił wyprowadzić skutecznej kontry. Z pomocą przyszedł jej Gotfryd. Pojawił się obok walczących, akurat kiedy ork wznosił broń do ataku. Ostrze miecza przebiło bark bestii, unieruchamiając rękę. Broń upadła na ziemię. Najemnik wyszarpnął broń z ciała. Potwór odwrócił się i machnął na odlew lewą ręką, chcąc pochwycić nowego przeciwnika. Ten uchylił się przed ciosem i zakończył wszystko jeszcze jednym sztychem, tym razem wymierzonym w pachę. Żelazo gładko przeszło przez tkankę, trafiając prosto w serce.
Ryk orka ucichł nagle. Młot potężnego najemnika zmiażdżył mu czaszkę, wbijając ją także na kilka cali w ziemię. Na dziedzińcu zapanował chwilowy spokój. Walczący przyjrzeli się swoim ranom. Na szczęście żadna nie była groźna.
Z wozu zostały już tylko zgliszcza. Ciecz paliła się szybko. Bez przeszkody zagradzającej drogę, kilkanaście stworów przedarło się przez bramę. Jeden zwierzoludź z tułowiem konia padł kiedy tylko jego kopyta zastukały o ziemię z dwoma bełtami w szyi i piersi. Wśród atakujących byli zarówno czteronożne jak i dwunożne, kozło podobne bestie. W oddali widać było prawd- opodobnego przywódce. Umazany był cały w czarnej krwi oraz posiadał najokazalsze rogi. U pasa miał przyczepione dwa topory, a trzeci, dużo większy, trzymał uniesiony wysoko do góry. Krzyczał coś w swojej czarnej, plugawej mowie.
- Co tak stoicie!? Uciekajcie! - krzyknął Mablung, przebijając się nad bitewną wrzawę i wystrzeliwując kolejną strzałę.
 
Kerm jest offline  
Stary 12-09-2011, 13:28   #238
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Martin, Gotfryd, Gnordi

Zwierzoludzie przedarli się. Wystrzelonych pocisków było za mało, by powstrzymać tabun. Zwłaszcza jeden stwór wybił się na czoło, zostawiając swoich pobratymców daleko z tyłu. Cztery kopyta galopowały przez obejście, niosąc niemalże ludzki tors, dzierżący w rękach dwuręczny topór. Nie zwalniając, zaszarżował na krasnoluda, który jako ostatni zaczął się wycofywać z pola walki. Siła pędu przewróciła Gnordiego, ale zanim stwór zrobił zawrót, ten już stał na nogach wycofując się w stronę domostwa. Najemniczka jako pierwsza dopadła drzwi. Minęła w nich Mablunga, który właśnie nałożył kolejny pocisk na cięciwę. Trafienie w pędzący cel jest niełatwą sztuką, dlatego poczekał aż ten zacznie zawracać i wtedy wypuścił strzałę. Jednak przekonanie o umiejętnościach strzeleckich elfów były rzeczywiście wyolbrzymione, bo także tym razem strzałą minimalnie chybiła celu.
Sytuacja robiła się coraz gorsza. Nic już nie mogło powstrzymać atakujących bestii. Niemal tuzin stworów wpadł na obejście, razem z przywódcą, który rykiem dodawał swoim podwładnym otuchy. To z pewnością nie były jedyne siły jakimi dysponowali. Grupa wojowników widziała walkę w lesie. Potwory po prostu zlekceważyły zagrożenie. Była w tym jakaś nadzieja, ale nie należało się łudzić, że naprawdę mają szansę na zwycięstwo. Pytaniem było tylko ile sług Chaosu zabiorą ze sobą na drugą stronę.

Varl

Spadał. Deski okazały się być bardziej nadwyrężone niż na początku pomyślał. Spodziewał się, że niedługo uderzy w twardą ziemię i pogruchocze sobie kości. Tak się jednak nie stało. Spadał. Wydawało się, jakby miało to trwać bez końca. Ciemności dookoła zaciskały się na nim coraz bardziej. Czuł jak powoli odbierają mu dech. Z każdą minutą, coraz ciężej było mu oddychać. Wyobraźnia zaczynała płatać mu figle. Przed oczami pojawiały się obrazy, które dawno zaginęły w mrokach pamięci, albo które same tam schował by zapomnieć. Teraz jednak powróciły i nawet zamknięcie oczu nie pomagało. Spadał i wspominał naraz. Nie wiedział co było gorsze.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
Stary 13-09-2011, 11:26   #239
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Leciał i leciał. Wciąż w dół. Gdzie, do licha się znajdował? Przecież wszedł do piwnicy, a czuł jakby spadał w dół głębokiego, mrocznego szybu. I dlaczego wszędzie naokoło, w tym mroku zaczynały pojawiać się twarze? Wykrzywione, niewyraźne twarze ludzi, którzy już dawno nie żyli. Śnił. Nie mogło być inaczej. Zaraz się obudzi i znów będzie w Middenheim... A może będzie w domu? Tracił zmysły.

Twarze patrzyły na niego martwymi oczami, śmiały się i płakały krwistymi łzami. Dostrzegł Helmuta Meusmanna, swojego przybranego ojca, który coś do niego krzyczał. Varl nie słyszał słów. Spadał dalej, ku nieuchronnemu końcowi. Przecież w końcu musiał o coś uderzyć, a wówczas niechybnie zginie. Chciał krzyczeć. Nie mógł otworzyć ust. Widział zbliżającego się ku niemu jednego z zabójców swojej matki. Igor Karpienko nadal krwawił z rany w piersi, którą Varl zadał mu sztyletem. Wskazywał na coś palcem. Varl podąrzył wzrokiem i zamarł. Zobaczył matkę, uciekającą przed swoimi zabójcami. Wiedział, że nie zdąży uciec. Że kisleviviccy łajdacy zaraz ją dopadną i obalą na ziemię. Znów ukryty w beczce po kapuście przyglądał się scenie gwałtu. Widział jak bandyci rozkrzyżowują matkę na stole i po kolei zaspokajają swoje żądze. Chwilę potem matka była martwa. Mózg i krew z jej zmiażdżonej maczugą głowy skapują ze stołu na podłogę. Varl patrzy przez szparę w beczce. Nie może płakać. Krzyczy, ale z jego ust nie wydobywa się żaden dźwięk. Ciemność przesłania wszystko naokoło. Varl znów leci w nicość. Czuje, że koniec jest bliski. A potem ciemność i przerażenie odbierają mu świadomość.

Już nic nie czuje. Może leci, może uderzył w posadzkę przeklętej, dziwacznej piwnicy. A może umarł... Ale przecież kobieta powiedziała: Ostatnie tchnienie wydasz w Morrslieba świetle. A więc żyje, przecież ona nie mogła kłamać.
 
xeper jest offline  
Stary 13-09-2011, 17:06   #240
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Na chudy zadek Morra...
Sytuacja zrobiła się nie tyle zła, co bardzo zła. A nawet - można by to szczerze powiedzieć - jeszcze gorsza. Kilkanaście potworów wpadło na podwórze, a tylko kwestią czasu było to, kiedy w ślad za nimi pojawią się kolejni nieproszeni goście.
- Do budynku, i to już! - zawołał Gotfryd, popierając Mablunga. Zapewne niepotrzebnie, bowiem z pewnością inni też wiedzieli, że to jest jedyne sensowne wyjście. Chyba, że ktoś chciałby polec chwalebną (i bezmyślną) śmiercią bohatera. A on nie miał zamiaru dawać przykładu głupoty.
Oczywiście mógłby zaatakować. Albo chociaż przeładować kuszę i strzelić do tej czterokopytnej pokraki, która przed chwilką usiłowała stratować Gnordiego.
Zapewne mógłby spróbować jeszcze paru innych rzeczy, które w efekcie przyniosłyby mu śmierć z rąk zielonoskórców. Jednak nie miał takiego zamiaru i jak mógł najszybciej ruszył w stronę drzwi, pociągając za sobą krasnoluda
- Zamykać drzwi! Zaryglować! - powiedział, gdy tylko ostatni członek ekspedycji znalazł się pod dachem. - I zastawmy je jeszcze czymś ciężkim - dodał, chwytając za solidnie wyglądający stół.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172