Ja bym spojrzała na zagadnienie od drugiej strony. Czy każdy gracz RPG nie jest trochu aktorem życia? Wystarczy sobie przypomnieć większe zloty - każdy miał swoją rolę. Były postacie pierwszoplanowe i drugoplanowe, były romanse, zdrady, wielkie miłości, byli śmiertelni wrogowie i najlepsze psiapsiółki, zdarzyło się nawet (nie na LI) że jeden drugiemu dał po pysku za to tylko, że był z innej gildii. Jak dla mnie nie ma RPG bez aktorstwa, tylko wiadomo jak to jest z ludźmi: jedni grają intuicyjnie, inni technicznie, a jeszcze inni emocjonalnie, niemniej - cytując Gombrowicza - nie ma ucieczki przed gębą, jak tylko w inną gębę.