Krótki poranny posiłek poprawił nastroje trójki łowców. Podobnie jak brak śladów ninja na usługach tajemniczego
Ishikiego. Słońce grzało przyjemnie, a ciszę rozpraszały jedynie śpiewy ptaków.
I wydawało się, że Kami spoglądają na trójkę łowców z sympatią.
Ruszyli w dalszą drogę. Tym razem, ku zdziwieniu obu młodzieńców, to
Leiko została przewodniczką tej wyprawy.
Jednakże żaden z nich nie protestował. Po części przez to, że obaj byli zaskoczeni tą niespodziewaną inicjatywą łowczyni. Pozostałe zaś powody były już różnorakie.
Kirisu zbyt często przekonywał się o niezwykłej intuicji łowczyni. Czyż to nie jej plan pozwolił ubić najgroźniejszą bestię w Nagoi? Czyż to nie jej intuicja sprawiła, że przybyli do tego miejsca? I czyż to nie jej instynkt pozwolił wczorajszej nocy wrócić nietkniętą, podczas gdy sam łowca został ranny?
Natomiast
Yasuro nadal czuł się winny, tego że zawiódł łowczynię. Nie musiała nawet mu o tym przypominać. Jedno jej spojrzenie sprawiało, że ciężar winy przygniatał serce młodego bushi.
No i obaj byli podatni na jej uśmiech i spojrzenie. Na każdy gest skrywający w sobie obietnicę wyjścia poza konwenanse, poza przyjaźń i sympatię. Na każdy gest, kryjący w sobie słodką obietnicę rozkoszy.
Niemniej obaj byli ciekawi, czemu teraz ona prowadziła ich wyprawę. Wszak to
Yasuro miał być przewodnikiem.Były jednak miejsca na ziemiach Sasaki, których
Yasuro nie znał... a o których
Kojiro wyszeptał jej do ucha rozkoszując się jej obecnością w swych objęciach. Wtedy bowiem pomiędzy komplementami i flirtem opowiadał jej jak trafić do owego Ukrytego Zakątka, figlarnej tajemnicy ziem Sasaki.
Póki co
Leiko, nie rozdzielała uśmiechów i lubieżnych spojrzeń, w ramach podsycenia ognia zarówno pożądania jak i rywalizacji w obu młodzikach. Skoncentrowana była na wypatrzeniu zagrożeń, w postaci ninja służących
Ishikiemu, bądź tygrysa, lub jakiegokolwiek innego zagrożenia.
Na razie jednak, czasem wśród drzew jedynie mignęła znajoma sylwetka “tajemniczego ronina”.
Kojiro czuwał, tak jak obiecał. Była to dobra wiadomość.
Natomiast brak ninja od
Ishikiego był faktem niejednoznacznym. Dobrze, że ich nie śledzili, ale skoro nie byli tutaj, to... gdzie byli?
Grota ukryta była za porośniętym gęsto zagajnikiem, przez który musieli się przebić. W ruch poszła katana
Yasuro, bowiem nawet wąska ścieżyna, wijąca się niczym wąż zdarzyła zarosnąć.
Trzeba przyznać, że Ukryty Zakątek w pełni zasłużył na swą nazwę.
Wejście do niego prowadziło przez ponurą jaskinię, która w dodatku, w środku tworzyła labirynt odnóg. Gdyby nie wskazówki
Kojiro, wędrówka nimi mogła trwać kilka godzin. A tak,
Maruiken i jej towarzysze przeszli na drugą stronę.
I weszli do sporej gęsto zarośniętej kotliny, otoczonej ze wszystkich stron wysokimi stromymi skałami.
Było tu cicho, spokojnie...
i niezwykle uroczo. Niewielkie sadzawki otaczały stare drzewa o fantazyjnie wygiętych konarach. W gęstym poszyciu leśnym pełno było pachnących kwiatów. Było tu pięknie.
Łowczyni widziała oczyma wyobraźni, wymykających się tu młodzików i dziewczęta, na schadzki poza bacznymi spojrzeniami rodziców. Być może wśród nich był i młody
Kojiro, poznający rozkosze płci przeciwnej?
Ukryty Zakątek był więc sporą kotliną z kilkoma innymi grotami w skalnych ścianach otaczających to miejsce. Idealną kryjówką z kilkoma drogami ewakuacji.
Mało znaną kryjówką.
Jak dotąd trójka podróżników i niewątpliwie pilnujący ich “tygrys”, nie natrafili na żadne ślady bytności kogokolwiek. Żadnych dymów, żadnych śladów ognisk, żadnych tropów... nic.
Byli tu sami.
Wkrótce też napotkali na rzeźbę ukrytą pomiędzy zadrzewieniem. Starą kapliczkę poświęconą Inari Ōkami. Kami ryżu, rolnictwa, lisów, ale też... i płodności. Widać starzy mieszkańcy wiosek pogodzili się z tym, że to miejsce było świadkiem poczęcia wielu z nich. Pod figurą, były resztki kadzideł i ceramiczne miseczki, pozostałości po ofiarach składanych, kiedy jeszcze tutejsze wioski tętniły życiem. Obecnie jednak, figura była zapomniana, podobnie jak to miejsce.